Reklama

Często mijałem ją w moim sklepie. Od razu zwróciła moją uwagę – drobna, promienna, pełna życia, z jasnymi włosami jak światło. Przyglądałem się, jak pewnie wrzuca mineralną do koszyka, albo bez zastanowienia sięga po tabliczkę czekolady. Podobało mi się to, konkretna babka, bo sam ostatnio byłem trochę zdezorientowany i niepewny. Czaiłem się przy regale, wpatrując się w półki pełne opakowań, próbując dopasować jakiś produkt do listy, którą moja Helena zostawiła mi z przykazem zakupienia.

Czułem miętę do nieznajomej

Podzieliłem się moim zauroczeniem z Jurkiem, moim sąsiadem i najbliższym przyjacielem od lat. Często wieczorem wpadaliśmy do siebie – kieliszek wina, albo naszej ulubionej cytrynówki, partia szachów, opowieści o młodości.

– Patrz na siebie, Zdzichu – mówił Jurek – a ty już byś sobie znów jakąś młodą kobitkę poderwał…

– Nie bądź śmieszny – odpowiadałem. – To po prostu kwestia wrażliwości na piękno. Patrzę i się cieszę.

– Rozumiem – uśmiechał się – ale uważaj, bo wpadniesz jak śliwka w kompot na poważnie, a twoje serce już kruchutkie, a Helena ci tego na pewno nie daruje.

– A ty nie myślisz już o takich rzeczach? – pytam. – Takie rzeczy ci nigdy nie chodzą po głowie?

– Jasne, że tak, ja jednak nie gustuję w starszych paniach.

– Ona wcale taka stara nie jest.

– Ile ma wiosen?

– Nie wiem – może jest po 50.? Wygląda naprawdę nieźle. Czas dla każdego mija nieubłaganie.

– Racja – przyznał Jurek – i wspomnienia coraz słabiej się rysują.

Tak sobie rozmawialiśmy, trochę dogryzając sobie, popijając cytrynówkę i dzieląc się prawdami, które wypada mówić tylko najbliższych przyjaciołom.

– Sądzisz, że ona kogoś ma? — zapytał nieśmiało.

– A bo to ja wiem? – wzruszyłem ramionami. – Gdy wykaraskam się z moimi zakupami, ona już dawno znika. Małżonek może czeka na nią w aucie? Nie mam pojęcia.

– Może powinniśmy to sprawdzić? Zapytać ją? – zaproponował.

– Po co? Starczy mi tylko ten piękny widoczek – odparłem szybciutko, żeby mu wybić to z głowy.

Wzięła mnie z zaskoczenia

Wydawało mi się, że nasze życie było już ułożone na spokojne lata, a tu nagle – wszystko runęło z dnia na dzień.

— Nie dramatyzuj, Zdzichu — mówiła — jesteś dorosły, musisz to przyjąć jak mężczyzna. Przecież wiesz, że już od lat nic między nami się nawet nie tliło.

—Co ty gadasz? Wszystko nas łączyło!

— Twoja reakcja tylko potwierdza moją teorię — stwierdziła. —Nic o mnie nie wiesz po tak długim czasie. Nigdy się mną naprawdę nie interesowałeś. Ważne było, by posiłek był na czas i pranie gotowe. Seks też kiedyś, ale to tak dawne dzieje, że nikt tego nie pamięta.

— Nieprawda — broniłem się — znam cię od podszewki, jak zły szeląg można powiedzieć!

— Jaka książka mnie niedawno zainteresowała? — zapytała z wyrzutem.

— Co ty mówisz mi o jakichś książkach? — próbowałem się tłumaczyć — Chcesz rozszarpać mi życie na kawałki?

— Ty je już sam dawno rozerwałeś i to na strzępy — kontynuowała — A odkąd zostałeś emerytem, jesteś koszmarnie przygnębiającym zrzędą. Twoje kapcie ciągle szurają, narzekasz na stawy, Internet, pogodę, wszystko. Mam już tego powyżej uszu. Dzwoniłam do naszej córki i ona zaprosiła mnie do siebie. Ty zostań tutaj, a za jakiś czas zobaczymy, co dalej.

Helena wyjechała do Katowic, gdzie mieszka Igunia ze swoją rodzinką w dwupoziomowym domu. I zostałem zupełnie sam. Z dnia na dzień.

— Przynajmniej nie mamy teraz przeszkód, żeby się widywać i sobie posiedzieć bez niepotrzebnych napięć.

— Nie żartuj, Jurek — powiedziałem — ja dźwigam swój krzyż. Po tych wszystkich latach ona po prostu odeszła. Rozumiesz to? A ja nie mam kompletnie pojęcia, co dalej.

— Dalej normalnie — odparł. — Przygotujesz kolację, posprzątasz, wyskoczysz na spacerek.

— Ty jesteś już oswojony z samotnością, a ja? Nie mam pojęcia co ze sobą biedny mam biedny począć.

— Musisz po prostu ruszyć do przodu. I ruszysz, wierz mi. Zawsze człowiek prędzej, czy później rusza.

Myślałem, że padnę na serce

Nazajutrz uprosilem Jurka, byśmy wybrali się wspólnie na zakupy. Dla otuchy. Ale nie do końca wiedziałem na co się piszę.

— Kupimy pomidory — rzuciłem.

— Dlaczego? — drążył.

— Bo przecież lubisz? — odpowiedziałem.

W sklepie, koło działu z pieczywem, dostrzegłem ją – tę moją blondynkę.

— Tam jest — szepnąłem.

— Gdzie? — zapytał Jurek.

— Tam — wskazałem.

Poszliśmy powoli w tym kierunku. Ona właśnie przeszła i zaczęła wykładałć swoje produkty przy kasie.

— To ona — mruknąłem.

Ta twoja blondi?

– Ciiiiiii! No nie tak głośno! Zlituj się człowieku!

– Ta co przygląda się swoim bułeczkom?

– Idziemy stąd, nie patrz w tamtą stronę!

– Chcę się przyjrzeć tej twojej piękności. Wygląda jakoś znajomo.

Jakoś udało mi się Jureczka odciągnąć i poszliśmy w drugą stronę. Drań co 5 sekund wrzucał mi coś do koszyka.

– Człowieku, po cholerę mi te ciastka? Na łeb upadłeś?

– Jak będziesz miał ochotę cos pochrupać, to jeszcze mi podziękujesz.

Koniec końców udało się nam dotrzeć do kasy, staliśmy za jakimiś mężczyznami, który kupowali oczywiście napoje z chmielem, pieczywo i śląską.

– Momencik, mamy awarię, muszę wezwać kierowniczkę! – pani kasjerka krzyknęła gdzieś w kierunku magazynów.

– Idziemy obok, chodź!

Jurek dajże spokój! Nigdzie nie idę!

Obok oczywiście stał mój obiekt platonicznych westchnień i wykładał produkty na taśmę. Dałem Jurkowi wymownie znać, bez słów, że to ona. Załapał w lot.

– Teraz już sam pociągniesz – wypalił. – A ja wychodzę sobie zakurzyć.

Nie wiedziałem, co robić

Akurat kasa została naprawiona. Zobaczyłem kątem oka, jak moja blondi odchodzi i trochę mi ulżyło. Bo nie musiałem zagadywać i Jurek już nie będzie mi ględził, co mam robić. Spakowałem swoje rzeczy i ruszyłem w stronę wyjścia. A tam… Jurek rozmawiał właśnie z nią w najlepsze!

– Oho, to właśnie jest ten huncwot, o którym ci mówiłem. Wrażliwy Zdzisiu.

– Zdzisław – wydukałem nieco drżącym z emocji głosem.

– Elżbieta – roześmiała się — Znam pana — powiedziała — z widzenia. Widywałam pana przy półkach… Zawsze się pan namęczy, wybierając to, co pan ma na liście. Czasami chciałam pomóc, ale nie śmiałam się odezwać.

– Teraz Elżuniu już możesz, bo się poznaliście. A ja chciałbym cię dzisiaj zaprosić do mnie na wieczorek z maleńką kolacyjką, co ty na to? Razem ze Zdzisiem coś przyrządzimy i pięknie udekorujemy stół. Słowo harcerza.

– Cudowny pomysł! Dziękuję, z ogromną radością. Czasami smutno tak siedzieć samej wieczorem w pustym mieszkaniu.

Elżbieta pomachała nam ze swojego czerwonego samochodu i jeszcze zawołała:

– Czy mam coś kupić?

– Nie trzeba, wszystko już mamy!

Jak tylko zniknęła z pola widzenia, wrzasnąłem do Jurka:

– Łajdaku stary, czy ty ją już znałeś wcześniej? Gdzie się poznaliście? Gadaj!

– Ano znamy się, nie miałem pojęcia, że ta milutka Elżbietka akurat ci wpadła w oko. Rzeczywiście jest całkiem do rzeczy, ale żeby aż tak szaleć? Niepojęte!

– Skąd się znacie, gadaj mi tu?!

– Byliśmy razem w Domu Kultury na jakichś podróżniczych warsztatach, dokładnie nie pamiętam, ale Ela para się fotografią i pokazywała tam swoje różne fotki z zagranicznych wojaży. No i opowiadała też trochę podróżniczych anegdot.

– Ty chadzasz do Domu Kultury, na prelekcje?

– Ano widzisz, jak to się układa. Ty z Heleną marnowałeś swój czas, a ja się odchamiałem i poszerzałem horyzonty.

– No dobrze. Co teraz? Co robimy z tym wieczorem?

– Jak to co? Ty zrobisz pomidory z jogurtem i cebulką, a ja może zajmę się jakimś daniem głównym.

W domu stanąłem przy lustrze i nie miałem pojęcia co założyć, żeby nie przesadzić, a jednocześnie, żeby dobrze wypaść. Musiałem też koniecznie jakoś zakamuflować te rzadkie włosy na moim wysokim czole. Ale za Chiny nic na to nie działało. No trudno, co ma być, to będzie.

Zdrętwiałem cały z emocji

– O, jak wspaniale, że już jesteś, Zdzisiu! Posiedź tu chwileczkę, a ja tylko jeszcze wyskoczę po jakąś elegancką buteleczkę, bo przecież nie będziemy jej proponować naszej cytrynówki.

Jureczek poleciał, a ja nawet nie zdążyłem nic powiedzieć. A już dwie sekundy później usłyszałem dźwięk domofonu.

– Dzień dobry, Zdzisiu? Chyba możemy sobie mówić po imieniu?

To była Ela. Zdrętwiałem cały z emocji.

– Dzień dobry, oczywiście, oczywiście, Jureczek wyskoczył jeszcze na chwileczkę, coś mu zabrakło, ale zaraz będzie.

– Nawet nie wiesz, jak ja strasznie się cieszę, że się poznaliśmy!

– Naprawdę? Że my, we dwoje?

– Już w sklepie zerkałam na ciebie, bo wiesz, mam słabość do wysokich mężczyzn. Poza tym biło od ciebie takie ciepło. Czułam po prostu sercem, że musisz być dobrym człowiekiem. Ja mam dobrą intuicję, a jak Jureczek od razu mi wyznał, że się tobie podobam, to naprawdę poczułam coś takiego… Że może, może to jakieś przeznaczenie?

– Żarty sobie robisz ze mnie?

– Tylko odrobinkę, ale ja już dawno na ciebie zwróciłam uwagę i zawsze miałam ochotę do ciebie zagadać, ale byłam zbyt nieśmiała. Zazwyczaj jestem dość wygadana, ale jeśli chodzi o uczucia to rumienię się jak nastolatka. Jureczek mówił, że twoje małżeństwo jest już jakby przeszłością?

– Już to wszystko ci nagadał przez te 5 minut pod sklepem?

– Nie miałam nic złego na myśli, ale pomyślałam sobie, że może to jednak coś znaczy. Mam nadzieję, że cię nie wystraszę, ani nie chcę niczego przyspieszać, bo wiadomo co ma być, to będzie… Ale fajnie, że już się poznaliśmy, prawda?

– Prawda.

I w tym momencie wszedł właśnie Jureczek.

– Jak tam moje gołąbeczki? Już sobie spijacie z dziubków? Elżuniu, napijesz się winka?

– A macie może coś mocniejszego, jeśli to nie kłopot?

– Cytrynówka?

– O, w to mi graj! Nalewaj!

Cudowne chwile szybko się kończą

Ten wspólny wieczór należał do najwspanialszych wieczorów mojego życia. Czułem się jak lew salonowy, albo może raczej tygrys. Śmialiśmy się i Ela sypała anegdotami ze swoich podróży, jak z rękawa. Jureczek stanął na wysokości zadania i podał przepyszne risotto z grzybami. A ja pokusiłem się o nie lada wyczyn i zacząłem tańczyć! Potem odwiozłem Elżunię do domku. Wiało mocno, więc zarzuciłem jej na ramiona moją marynarkę. I poczułem się jakbym znowu miał 20 lat. Ela dała mi buziaka na dobranoc i weszła do klatki. Miałem uśmiech od ucha do ucha wracając. Nagle usłyszałem telefon. Czyżby to Ela? Już tęskniła za swoim Zdzisiuniem?

– Kochany, musiałam zadzwonić, choć wiem, że już późna pora. Muszę ci coś powiedzieć. Zapomnij o tym, co ja ci nagadałam. Jutro wracam, będę wieczorem. Odbierzesz mnie z dworca? Czy mam dzwonić na taxi? Iga to diabeł w spódnicy, w dodatku kompletnie sobie nie radzi z dziećmi. Ten jej Robert to jakiś kompletny idiota. A Katowice to okropne miasto! No, to już wiesz, jak sprawy wyglądają. Przepraszam cię za te rzeczy, które mówiłam w emocjach. Ale na pewno się cieszysz, że już wszystko wróci do ładu, prawda?

To była Helena. Zerknąłem w witrynę sklepową. Stał tam starszy, schorowany i zgarbiony mężczyzna z telefonem. Już czułem, że mi zaczyna strzykać w kolanach. Niech szlag trafi ten mój reumatyzm! I wszystko!

Zdzisław, 69 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama