Reklama

Moje życie to sama przyjemność. Idealnie sobie wszystko zorganizowałem. Pracuję, ale cała wypłata jest dla mnie, bo rachunki opłacają rodzice. Nie muszę sprzątać i gotować, bo mama jest w tym najlepsze. Wolne dni mogę przeznaczyć na gry video, klejenie modeli samolotowych i przeglądanie wyników na giełdzie. Znajomi twierdzą, że kiedy jesteś dorosły, a twoje największe zmartwienie to, gdzie postawisz nowy smart TV, oznacza, że coś jest nie tak. Ja jednak myślę, że to piękne życie, jakie sobie wybrałem.

Reklama

Dlaczego miałbym narzekać? Życie z rodzicami w ich dużym domu, pełnym ciepła i domowego jedzenia, brzmiało jak sen. Mama gotowała jak mistrzyni, a tata zawsze miał ciekawe historie z pracy. Cóż, prawie idealne – poza tym, że... mam już 35 lat i nadal nie zdecydowałem się na własne "M", czego nie omieszkują mi wypominać wszyscy znajomi.

Do tej pory rodzinom nigdy nie przeszkadzało, że z nimi mieszkałem

Od pewnego czasu mama zachowywała się jednak dziwnie.

– Tomek, może już czas pomyśleć o własnym miejscu? – mama podała mi parujący talerz zupy, ale jej pytanie sprawiło, że zupa wydała mi się nagle mniej apetyczna.

– Mamo, a po co mi własne mieszkanie, skoro tu jest wszystko, czego potrzebuję? – odpowiedziałem, próbując żartem zamaskować swoją niechęć do zmian.

Mama tylko westchnęła i spojrzała na mnie smutno. Wiedziałem, że chciała dla mnie jak najlepiej, ale nie rozumiała, że wcale nie czułem się gotowy na samodzielne życie. Poza tym, gdzie indziej miałbym znaleźć tak doskonałe warunki? No i, szczerze mówiąc, nie uśmiechało mi się robienie wszystkiego samemu. Przerażała mnie myśl o wszystkich tych rzeczach, które musiałbym zacząć robić samodzielnie – pranie, gotowanie, sprzątanie. Gdzie w tym wszystkim miałbym czas na swoje zainteresowania?

Znajomi też nie do końca rozumieli moje wybory

W pewien piątkowy wieczór zorganizowaliśmy spotkanie ze starymi przyjaciółmi z liceum. Przyszli Kamil, Ania i jeszcze parę osób, z którymi dawno się nie widziałem. Byłem podekscytowany, że wreszcie będę miał okazję ich zobaczyć.

Spotkaliśmy się w lokalnym pubie, atmosfera była na początku serdeczna i pełna śmiechu. Rozmowy skakały od pracy po najnowsze filmowe hity, ale nagle temat zszedł na życie osobiste.

A ty, Tomek, wciąż z rodzicami na garnuszku? – zapytał Robert, zawsze mający skłonności do bezpośrednich, często złośliwych komentarzy.

Chciałem zmienić temat, ale zanim zdążyłem odpowiedzieć, Kamil dołączył z uśmiechem.

– Tak jest, Tomek wciąż mieszka z mamą. Pewnie jeszcze mu skarpetki pierze i obiadki gotuje, co? – zaśmiał się, a reszta grupy dołączyła do śmiechu.

Poczułem, jak ciepło wypływa na moje policzki. „Czy naprawdę tak o mnie myślą?” – zastanawiałem się, próbując ukryć zakłopotanie.

– Właściwie to... – zacząłem, ale śmiech wciąż trwał.

– Hej, dajcie spokój. Tomek ma swoje powody, prawda? – Ania, widząc mój dyskomfort, próbowała zmienić temat, ale Robert nie odpuszczał.

No pewnie, „powody”. Który dorosły facet nie chciałby mieszkać z rodzicami? – kontynuował, a jego ton stał się bardziej drwiący.

W tym momencie postanowiłem stanąć w obronie swojej decyzji.

Zrobiłem coś do mnie nie podobnego

– Tak, nadal mieszkam z rodzicami. I tak, pomagają mi w wielu rzeczach. Ale wiecie co? Właśnie podpisałem też umowę na zakup własnego mieszkania. Za gotówkę – moje słowa wypowiedziałem zdecydowanie, a sala na moment zamilkła. Oczywiście nie była to prawda. Mimo małych wydatków wcale nie miałem wielkich oszczędności.

– O, naprawdę? To świetna wiadomość, Tomek! – Ania uśmiechnęła się szeroko, a nawet Robert wyglądał na zaskoczonego.

– Tak, czas na zmiany. I cieszę się, że mogę zacząć nowy rozdział – dodałem, choć w głębi serca czułem, jak ciężar kłamstwa zaczyna na mnie ciążyć.

Reszta wieczoru minęła na omawianiu mniej intensywnych tematów, ale wewnętrzny niepokój nie dawał mi spokoju. Zdawałem sobie sprawę, że niezależnie od tego, co inni mogą myśleć, ważne są moje własne decyzje i kierunek, w którym podążam. Jednak teraz, kłamiąc przed przyjaciółmi, poczułem, że może nadszedł czas, aby te zmiany rzeczywiście wprowadzić w życie.

Po spotkaniu z przyjaciółmi, gdzie niepotrzebnie kłamałem o zakupie mieszkania, postanowiłem, że potrzebuję faktycznie zacząć działać w tej sprawie. Mimo że nikt nie wyrzucał mnie z rodzinnego domu, wiedziałem, że to nieuniknione i lepiej zacząć na własnych warunkach.

Byłem gotów podjąć decyzję, choć zdawałem sobie sprawę, że może nie być tak łatwo, a kredyt zabierze moje wszystkie oszczędności.

Postanowiłem im o tym powiedzieć

– Mama, tato, muszę wam coś powiedzieć – zacząłem podczas wspólnej kolacji, tym razem z mieszaniną emocji.

– Co takiego, synu? – zapytała mama, zerkając na mnie z zaciekawieniem.

Zdecydowałem się kupić mieszkanie – oznajmiłem, starając się brzmieć pewnie.

Natychmiast zapanowała cisza. Mama i tata wymienili zdumione spojrzenia, po czym tata zareagował pierwszy.

– Ale Tomek, czy to na pewno przemyślana decyzja? Czy nie warto poczekać jeszcze trochę? Czy ty wiesz, ile kosztują nieruchomości? – zapytał, a w jego głosie słychać było zaniepokojenie.

Mama również nie kryła swojego zdziwienia.

– To tak nagle, kochanie. Czy jesteś pewien, że jesteś gotowy na tak duży krok? – dodała, próbując ukryć swoje zmartwienie.

– Rozumiem wasze obawy, ale to nie była pochopna decyzja – próbowałem ich uspokoić, choć wcale nie byłem spokojny. I wcale nie znałem jeszcze aktualnych cen, ale jakiś kredyt na pewno uda mi się wziąć.

– Ale myślałem, że jesteś zadowolony z życia tutaj – mówiła mama, która przecież nie tak dawno sama namawiała mnie na zmiany.

Po kolacji, w której ujawniłem rodzicom swoje plany, poszedłem do swojego pokoju, aby dokładniej przemyśleć finanse związane z zakupem mieszkania. Podliczyłem wszystkie swoje oszczędności, wyciągi bankowe i akcje. Byłem pełen optymizmu, kiedy rozpoczynałem, ale każda kolejna cyfra dodawała ciężaru do mojego serca.

Zacząłem od podsumowania swoich oszczędności

Kwota, którą udało mi się zgromadzić przez ostatnie lata, 20 000 zł, wydawała się pokaźna, kiedy myślałem o niej jako o funduszu awaryjnym czy na wakacje. Jednak teraz, gdy mierzyłem ją możliwością zakupu własnego mieszkania, perspektywa nagle stała się mniej różowa.

Następnie sprawdziłem aktualne wymagania banków dotyczące wkładu własnego. Moje serce zamarło, kiedy przeczytałem, że potrzebuję co najmniej 20% wartości nieruchomości. Szybko zacząłem liczyć. Minimalna kwota, którą musiałbym wpłacić za marną kawalerkę, przewyższała moje oszczędności prawie dwukrotnie.

– Jak mogłem tak bardzo się pomylić? – szepnąłem do siebie, czując narastającą frustrację.

Nie chciałem wracać do rodziców z tym problemem, zwłaszcza po ich zaniepokojeniu moimi wcześniejszymi oświadczeniami. Postanowiłem poszukać innych opcji.

Może inne banki oferowały niższy wymagany wkład? Może istniały jakieś programy wspierające pierwszych nabywców? Spędziłem resztę wieczoru na przeglądaniu internetu w poszukiwaniu jakichkolwiek użytecznych informacji.

Niestety, im więcej czytałem, tym bardziej zdawałem sobie sprawę, że większość opcji nie jest dostępna dla kogoś w mojej sytuacji finansowej. Koszty dodatkowe, takie jak prowizje, ubezpieczenia, podatek od czynności cywilnoprawnych i inne opłaty, tylko pogłębiały moją bezradność.

Ostatecznie, głęboko w nocy, oparłem głowę na biurku, przytłoczony rzeczywistością. Moje marzenie o niezależności zderzyło się brutalnie z murami finansowymi, które wydawały się nie do pokonania. Mam 35 lat, a zupełnie nie byłem tego świadomy. Wydawało mi się, że mieszkanie z rodzicami to mój wybór, a nie konieczność. Wygląda jednak na to, że moje oszczędności na nic nie wystarczą. Mógłbym sobie za nie kupić najwyżej 1,5 metra kwadratowego w jakiejś kawalerce.

Chyba jestem skazany na mieszkanie z mamą i tatą przez kolejne kilka lat, ale nie będę już tak rozrzutny... Tylko co ja teraz powiem znajomym na kolejnym spotkaniu?

Reklama

Tomasz, 35 lat

Reklama
Reklama
Reklama