„Mam 54 lata i czuję się jak zgrzybiała starowinka. Koleżanki rozmawiają o nastoletnich dzieciach, a ja tulę prawnuczkę”
„Wciąż mam przed oczami jej minę, gdy niespodziewanie stanęła w drzwiach pół roku temu. Czekała na progu, a spojrzenie, jakie wtedy miała, przypominało mi to, kiedy mówiła o tym, że test wyszedł pozytywnie i spodziewa się dziecka…”.
W wieku osiemnastu lat dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Działo się to w latach osiemdziesiątych, było to wówczas źle postrzegane przez otoczenie. Poród nastąpił niedługo po tym, jak zrobiłam maturę. Całe szczęście tata maleństwa okazał się odpowiedzialny – nie porzucił nas, a nawet po paru latach wzięliśmy ślub i do dzisiaj tworzymy szczęśliwe małżeństwo.
Byłam młodą matką
Włodek jest pięć lat starszy ode mnie, ale kiedy zaszłam w ciążę jako nastolatka, to i tak miałam wiele problemów. Ludzie ciągle się na mnie gapili i gadali za moimi plecami. Na szczęście moi rodzice stanęli na wysokości zadania i obiecali, że pomogą nam z małą. Myślę, że gdyby nie to, mogłoby być naprawdę kiepsko…
Patrząc na to z boku, miałam całkiem spore wsparcie od bliskich i mojego chłopaka. Ale mimo wszystko czułam tę pogardę od innych – ciężarna gówniara robiła sensację w szkole, w spożywczaku, u lekarza, a na porodówce przeżyłam istny horror, o którym nawet nie chcę myśleć.
Choć dopiero co wkroczyliśmy w dorosłość, potrafiliśmy zadbać o naszą córkę. W kolejnych latach doczekaliśmy się jeszcze dwójki maluchów – gdy skończyłam dwadzieścia dwa lata przyszedł na świat Marcin, a w wieku dwudziestu pięciu lat urodziłam Anię.
Obecnie tworzymy szcześliwą rodzinę, jednak wciąż uważam, że zbyt wczesne rodzicielstwo to niezbyt rozsądna decyzja. Moim zdaniem lepiej poczekać z dzieckiem przynajmniej do dwudziestki… Nasze pociechy doskonale zdawały sobie sprawę, że Kasia pojawiła się u nas bardzo wcześnie. Nigdy tego przed nimi nie zatajaliśmy, poza tym podczas szkolnych zebrań zawsze byłam najmłodszą mamą w gronie.
Nie sądziłam, że to się powtórzy
Kiedy Katarzyna wchodziła w okres dojrzewania, ja byłam niewiele po trzydziestce. W najśmielszych snach nie spodziewałam się, że moja córka pójdzie w moje ślady. Przeprowadzaliśmy rozmowy na temat antykoncepcji, a wszystkie nasze dzieci sprawiały wrażenie odpowiedzialnych.
Tamten wieczór na zawsze utkwił mi w pamięci. Kaśka, łkając, wyjawił mi coś, co ją dręczyło. To było miesiąc przed jej osiemnastymi urodzinami. Ostatnio chodziła markotna i nie miałam okazji dopytać, co się święci. Aż w końcu sama przyszła, zanosząc się płaczem tak, że z trudem ją rozumiałam.
– Zrobiłam test. Wyszły dwa paski. A Bartek się wypiera, że to nie on. Jak to możliwe, że nie on, przecież byłam tylko z nim i to jednorazowa akcja? Mamo, co ja mam teraz zrobić?
Gdy usłyszałam te wieści, od razu pomyślałam sobie: „O rany, w wieku trzydziestu sześciu lat stanę się babcią”. Ale zaraz potem zajęłam się pocieszaniem mojej córeczki. Cóż, stało się. Z własnego doświadczenia wiem, że ze wszystkimi trudnościami da się uporać – także z ciążą w tak młodym wieku. A jeśli chodzi o ojca dziecka, który nie zapowiadał się na idealnego tatusia… Cóż, jak będzie potrzeba, to poradzimy sobie również bez jego udziału.
Kiedy później powiedziałam Włodkowi o całej sprawie, nie podzielał mojego optymizmu.
Musieliśmy ją wspierać
– Beatko, mówisz poważnie? Jeżeli ten smarkacz nie chce wziąć na siebie odpowiedzialności, to w zasadzie będziemy teraz wychowywać czwórkę dzieciaków… Czy Kasia postradała rozum i nawet nie pomyślała o antykoncepcji?!
– Wiesz, my sami też nie postępowaliśmy rozsądniej od niej. Miałam po prostu szczęście, że znalazłam faceta, który nie uciekł od odpowiedzialności i to uratowało całą sytuację. Gdybyś mnie wtedy rzucił, byłabym na miejscu Kasi. Jak mogę ją teraz pouczać, skoro sama zrobiłam dokładnie to samo, co ona?
Po chwili zastanowienia mąż stwierdził, że mam rację. Kasia miała zdecydowanie mniej szczęścia ode mnie, co było dość smutne. Tata jej dziecka zwyzywał ją od puszczalskich, dlatego wspólnie uznaliśmy, że nie warto na siłę zabiegać o kontakty z nim.
Zawiadomiliśmy jego rodziców o tym, co się stało i że niedługo będą musieli dołożyć na utrzymanie wnuczki albo wnuka. Przystali na to bez problemu, pod warunkiem, że Kasia da spokój „ich Bartusiowi” i że dziecko nie zrujnuje jego przyszłości. No cóż, ten cudowny Bartuś miał wtedy zaledwie osiemnaście lat.
Byliśmy szczęśliwą rodziną
Kiedy Kasia miała osiemnaście lat i osiem miesięcy, na świat przyszła jej zdrowa córeczka. Nasza wnusia Izunia od razu skradła nasze serca. Można powiedzieć, że traktowaliśmy ją jak nasze własne, czwarte dziecko.
Gdy Iza miała jakieś siedem czy osiem lat, Kasia trafiła na świetnego gościa. Od pierwszego wejrzenia wiedziałam, że to idealny kandydat na naszego zięcia. Nie miał problemu z tym, że dziewczyna, w której się zakochał, jest już mamą. Potem wzięli ślub i urodził im się synek. Razem z mężem byliśmy szczęśliwi, że Kasi, mimo wszystkich przeciwności, udało się poukładać sobie życie.
Wciąż mam przed oczami jej minę, gdy niespodziewanie stanęła w drzwiach pół roku temu. Czekała na progu, a spojrzenie, jakie wtedy miała, przypominało mi to, kiedy mówiła o tym, że test wyszedł pozytywnie i spodziewa się dziecka… Zanim zdołała się odezwać, przez głowę przemknęła mi przerażająca myśl.
– Mamo, chyba jakieś przekleństwo nad nami wisi?! Iza spodziewa się dziecka. Przecież ona jeszcze nie ma osiemnastu lat!
– A ten, z którym to dziecko…?
– Jestem chyba najgorszą matką pod słońcem! Kompletnie niczego nie dostrzegłam! A ona twierdzi, że to już pół ciąży za nią… Starała się to ukrywać, bo zdawała sobie sprawę, że będziemy źli. Zastanawiam się, czy to moja wina i złe wychowanie, czy tak musiało być?!
Historia lubi się powtarzać
– Spokojnie, Kasiu. Tylko nie zaczynaj jej teraz robić wymówek, bo przecież…
– No dobra, zdaję sobie sprawę, że ta sytuacja nie jest dla nas nowa. Ty i ja przeszłyśmy przez to samo. Ale czy naprawdę chcemy, żeby to się powtarzało przez kolejne pokolenia? Uwaga, bo to cię zaskoczy: tata dziecka ma na imię Bartek! Są razem od roku, znamy go i wiemy, że to porządny facet. Tyle tylko, że jak widać, kompletnie bez głowy. Córka przysięga, że przespali się tylko ten jeden raz. Potem za bardzo się bali, żeby to powtórzyć. Mamo, ja w wieku trzydziestu sześciu lat zostanę babcią!
– Coś takiego! Nie jestem pewna, czy zdajesz sobie sprawę, ale ja miałam tyle samo, kiedy ty rodziłaś. Wtedy czułam dokładnie to samo, co ty teraz. Poradzicie sobie z tym. Jak ty podołałaś bez faceta, to Iza tym bardziej da radę z pomocą swojego chłopaka…
Trzy miesiące później na świat przyszło dziecko Izy. Zostałam w ten sposób prababcią, choć nie skończyłam jeszcze pięćdziesięciu pięciu lat. Nie wiem, czy uda nam się odczarować nasz rodzinny pech. Ciężko to ocenić. Maleństwo otrzymało na imię Lena. Iza może liczyć na wsparcie Bartka, dlatego mam cichą nadzieję, że będzie im lżej.
Zdarza się, że podczas pogaduszek z koleżankami w pracy odczuwam lekki dyskomfort. Spora część z nich to mamy nastolatków. Kolejne niecierpliwie wyczekują dnia, kiedy będą mogły po raz pierwszy przytulić wnuka lub wnuczkę. Ja natomiast mam już status prababci. Gdy ktoś się o tym dowiaduje, momentalnie zaczyna kalkulować w myślach. Mąż od czasu do czasu żartuje, że przed siedemdziesiątką będziemy prapradziadkami i jest to bardzo realne. Mimo wszystko tworzymy szczęśliwą rodzinę i widocznie takie było nasze przeznaczenie.
Urszula, 54 lata