Reklama

Kiedy wstaję rano, zwykle jest ciemno. Szybko przebieram się, by nie budzić dzieci, przygotowuję śniadanie i zbieram się do pracy. Czasem czuję, że moje życie to nieustanny bieg na pełnych obrotach, w czasie którego próbuję pogodzić pracę, opiekę nad dziećmi i minutę dla siebie. Moja kuchnia jest centrum dowodzenia – tam planuję, marzę, a czasami się rozpadam.

Reklama

– Mamo, gdzie jest mój piórnik? Mamooo, gdzie ten plecak?! – pytają dzieci, a ja biegam z jednej strony mieszkania na drugą, próbując zapamiętać, co jeszcze powinnam zrobić, zanim wyjdę z domu.

Jestem silna, niezależna, ale czasem czuję się bardzo samotnie. Przez to, że tak dużo robię sama, rzadko mam chwilę, żeby się zatrzymać i pomyśleć tylko o sobie. Ale tęsknota za miłością bywa nie do zniesienia, choć staram się tego nie okazywać.

Spotkałam go w kawiarni po 20 latach

Kiedy usiadłam w kawiarni, zmęczona po całym tygodniu, czekałam tylko na moją ulubioną latte. Dzieci zostały z babcią, są już duże, umieją zająć się sobą. Miałam ze sobą kolorowy magazyn, rozkoszowałam się chwilą spokoju, kiedy ktoś nagle zawołał mnie po imieniu.

– Marysia? Czy to ty?

Odwróciłam się i zobaczyłam Adama. Uśmiechał się. Nie widziałam go od 20 lat, ale od razu poznałam ten sam błysk w jego oczach.

– Adam! – krzyknęłam zaskoczona. – Nie mogę uwierzyć, że cię tu widzę! Skąd się tu wziąłeś?

Przysiadł się do mojego stolika i zaczęliśmy rozmawiać o dawnych czasach. Jakbyśmy nigdy nie przestali ze sobą rozmawiać, jakbyśmy widzieli się wczoraj.

– Pamiętasz, jak razem jeździliśmy nad jezioro? – zagaił nostalgicznie.

– Oczywiście – odpowiedziałam zwyczajnie, choć serce ścisnęło mi się na wspomnienie młodzieńczej miłości.

Chwilę później zaproponował kolejne spotkanie. Moje myśli galopowały. Czy to na pewno dobry pomysł? Z jednej strony chciałam wrócić do tamtych uczuć, z drugiej wiedziałam, że takie powroty mogą tylko zranić. Wahałam się, rozważając wszystkie możliwe konsekwencje.

– Może spotkajmy się jeszcze raz? Na kawę? – zapytał, trochę niepewnie.

Nie wiedziałam, co powinnam odpowiedzieć. W głowie miałam tysiące myśli i możliwych scenariuszy.

Miał żonę, ale i tak mnie do niego ciągnęło

Decyzja zapadła. Zaczęłam spotykać się z Adamem regularnie. Nasze rozmowy były pełne niedopowiedzeń, skrywanych emocji i napięcia, które potrafiło przytłaczać. Podczas jednego z naszych spotkań, siedząc na małej ławeczce w parku, rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym.

– Jak ci się żyje? – zapytał, patrząc na mnie z ciekawością.

– Czasem ciężko, ale... radzę sobie – odpowiedziałam, unikając jego wzroku, by nie zdradzić, jak bardzo potrzebuję tego, czego nie mogę mieć.

– Cieszę się, że cię spotkałem, wtedy w tej kawiarni – powiedział cicho.

Jego słowa wzbudziły we mnie lawinę uczuć. Unikaliśmy tematu jego żony, jakby ta cisza mogła rozwiązać wszystkie problemy. Im bardziej angażowałam się emocjonalnie, tym bardziej czułam się rozdarta. A jednak ta żona była, cały czas, gdzieś w tle naszych spotkań.

W moim wnętrzu narastało poczucie winy i niepewności. Wiedziałam, że nasza sytuacja jest skomplikowana i niebezpieczna, ale serce ciągnęło mnie do niego, jakbyśmy nigdy się nie rozstawali. Miałam wrażenie, że jestem na emocjonalnym skraju, w niepewności, w którą stronę pójść. Pragnęłam miłości niczym nastolatka. Ale bałam się strasznie.

Nagle straciłam grunt pod nogami

Podczas kolejnego z naszych wielu spotkań, w małej kawiarence na uboczu, Adam wydawał się dziwnie spięty. Siedział naprzeciwko mnie, bawiąc się łyżeczką, jakby szukał właściwych słów.

– Co się dzieje? – zapytałam, czując nadchodzące wyzwanie.

– Chodzi o to, że... nie mogę zostawić rodziny. Mimo moich uczuć do ciebie...

Jego głos załamał się, a ja poczułam, jak moje serce zamienia się w kamień.

– Dlaczego mnie w to w ogóle wciągnąłeś? – zapytałam z bólem. – Od początku wiedziałeś, jak to się potoczy...

Jego oczy były pełne żalu, ale i determinacji.

– Nie chciałem cię zranić. To wszystko było dla mnie... po prostu zbyt silne.

Siedziałam, patrząc na niego, czując się jak ktoś, kto nagle stracił grunt pod nogami.

– A co z nami? Z tym wszystkim, co się teraz dzieje? – moje pytania pozostały bez odpowiedzi, a cisza między nami była wprost nieznośna.

To był moment, kiedy musiałam skonfrontować się z rzeczywistością. Zrozumiałam, że ten powrót do przeszłości to była tylko iluzja, która musiała się skończyć. Ale mimo to czułam się zraniona i oszukana. Nie potrafiłam znaleźć odpowiedzi na pytanie, dlaczego pozwoliłam sobie na tę chwilę zapomnienia?

Muszę to zakończyć

Spotkałam się z Moniką, moją najlepszą przyjaciółką, która zawsze potrafiła mnie wysłuchać bez osądzania.

– Marysia, co się dzieje? Wyglądasz na przygnębioną – zapytała z troską, nalewając nam herbaty.

– Spotkałam Adama po latach... i to wszystko mnie przerosło – zaczęłam, a słowa same wypływały z moich ust. Opowiedziałam jej o całej sytuacji, o nadziejach i rozczarowaniach, które przeżyłam.

– Wiedziałam, że nie powinnam się angażować, ale... nie mogłam się powstrzymać. Te uczucia były tak silne, tak miłe... – przyznałam, patrząc na nią z poczuciem beznadziei.

Monika zamyśliła się na chwilę.

– Czasem serce prowadzi nas w miejsca, w które rozum nie chciałby iść – stwierdziła z empatią. – Ale to, co czujesz, jest prawdziwe i ważne. Jesteś wspaniałą kobietą, nie zapominaj o tym.

Próbowałam zrozumieć, dlaczego dałam się wciągnąć w coś, co mogło skończyć się tylko bólem. Emocje sięgnęły zenitu, a ja zdałam sobie sprawę, że muszę zamknąć ten rozdział swojego życia, by móc ruszyć dalej.

– Muszę to zakończyć – powiedziałam, czując, jak ciężar decyzji zsuwa się z moich ramion. – Potrzebuję granic, dla siebie, dla dzieci.

Ostatnie spotkanie z Adamem

Umówiłam się z Adamem na ostatnie spotkanie. Chciałam zakończyć to wszystko raz na zawsze, choć serce mi pękało. Spotkaliśmy się w parku, tak jak lubiliśmy najbardziej.

– Marysiu, ja... – zaczął, ale uniosłam dłoń, by go zatrzymać.

– Musimy to zakończyć. Oboje wiemy, że nie możemy dalej brnąć w coś, co nie ma przyszłości – powiedziałam stanowczo, choć głos mi się łamał.

– Wiem, że cię zawiodłem – powiedział, jego oczy były pełne smutku. – Żałuję, że cię zraniłem.

Wzięłam głęboki oddech.

– To, co było między nami, było piękne, ale przeszłość musi pozostać przeszłością. Mam swoje życie, dzieci... i muszę iść naprzód.

– Rozumiem – przyznał z rezygnacją, a ja widziałam, jak jego ramiona opadają, jakby uchodziła z niego cała energia.

Podaliśmy sobie ręce na pożegnanie, a ja czułam, jak zamykam ten rozdział. Było to trudne, ale wiedziałam, że konieczne. Patrzyłam, jak odchodzi, wiedziałam, że to koniec, ale jednocześnie czułam, że może zaczynam coś zupełnie nowego. I wiem już, czego na pewno nie chcę w swoim życiu.

Byłam gotowa na nowy rozdział

Czułam, jakby wraz z jego odejściem coś się we mnie uwolniło. Byłam zawiedziona, ale też pełna determinacji, by znaleźć w sobie siłę do rozpoczęcia nowego rozdziału.

Siedziałam przy kuchennym stole i obserwowałam dzieci, które się przekomarzały. Uświadomiłam sobie, że w tej codziennej rutynie, w tym chaosie, tkwiła też moja siła.

– Mamo, możesz mi pomóc z tym zadaniem domowym? – spytał syn, wyrywając mnie z zamyślenia.

– Oczywiście, kochanie – odpowiedziałam z uśmiechem, podnosząc się i idąc do niego.

Zdałam sobie sprawę, że życie samotnej matki to nieustanna praca nad sobą i swoimi emocjami. Ale też zobaczyłam, jak bardzo te doświadczenia mnie ukształtowały, dając mi większą świadomość moich potrzeb i granic.

Byłam gotowa na nową przyszłość. Z większym zrozumieniem siebie i swojej wartości. Moje przemyślenia na temat miłości, odpowiedzialności i samodzielności stały się fundamentem dla przyszłości, którą chciałam budować od nowa. Choć czasem wciąż czułam smutek, wiedziałam, że podjęłam właściwą decyzję. Jestem już silna i gotowa na to, co przyniesie życie.

Reklama

Maria, 55 lat

Reklama
Reklama
Reklama