„Mam 50 na karku i dorosłą córkę, a on 26 lat i boskie ciało. Jeśli tak wygląda kryzys wieku średniego, to chcę więcej”
„Zostałam sama, z za dużą lodówką i ciszą, która bolała w uszach. Rano piłam kawę, wpatrzona w ten sam balkon od lat, z jedną biedną pelargonią, bo nawet o kwiaty nie chciało mi się dbać. Do pracy chodziłam z rozpędu, z twarzą przyklejoną jak maska. Już nie płakałam, tylko trwałam”.

- Redakcja
Czasem się zastanawiam, czy kobieta taka jak ja – po pięćdziesiątce, z dorosłą córką, rozwiedziona – ma jeszcze prawo do jakichkolwiek marzeń. Bo odkąd Tomek odszedł do tej młodszej, jakby ktoś mi odciął dostęp do czegoś, co kiedyś nazywałam „życiem”. Zostałam sama w trzypokojowym mieszkaniu, z za dużą lodówką i ciszą, która bolała w uszach. Rano piłam kawę, wpatrzona w ten sam balkon od lat, z jedną biedną pelargonią, bo nawet o kwiaty nie chciało mi się już dbać. Do pracy chodziłam z rozpędu, z twarzą przyklejoną jak maska – grzeczna, spokojna, bezpretensjonalna. I może właśnie to było najgorsze, że nawet już nie płakałam. Tylko trwałam.
Z Magdą, moją córką, rozmawiałyśmy coraz rzadziej. Ona miała swoje życie, swoją karierę, swoich znajomych. Dzwoniła z poczucia obowiązku. W jej głosie słyszałam ten chłodny ton: „Mamo, ogarnij się”. Tylko że ja nie wiedziałam, od czego zacząć. I może właśnie dlatego pewnego dnia, zupełnie bez sensu, zupełnie nie po mojemu… zapisałam się na siłownię.
Miał dwadzieścia parę lat
– Dzień dobry, pani Marta? – usłyszałam, zanim zdążyłam się rozebrać z kurtki. – Michał jestem, pani trener personalny.
Chłopak miał może dwadzieścia parę lat. Wysoki, opalony, z tą pewnością siebie, którą mają tylko ci, którzy jeszcze nie wiedzą, jak życie potrafi dać w kość. Uśmiechał się szeroko. Zdecydowanie za szeroko.
– Dzień dobry – odpowiedziałam, ściskając pasek torebki, jakby od tego zależało moje bezpieczeństwo. – Przepraszam, chyba jednak to był głupi pomysł…
– Dlaczego? – zapytał z powagą. – To świetna decyzja. I jest pani bardzo punktualna. To już połowa sukcesu.
Z czego on się tak cieszy? Przecież jestem dla niego stara. Patrzył na mnie z takim zaangażowaniem, jakbym była co najmniej olimpijką, a nie kobitą w legginsach, które bezlitośnie opinają uda.
– Zaczniemy od czegoś prostego. Proszę się nie martwić, jestem tu po to, żeby pani pomóc.
Nie powiedział „spalić tłuszcz”, ani „zmienić ciało” – tylko pomóc. Dziwnie to zabrzmiało, aż poczułam, jak coś się we mnie lekko rozpuszcza. Jakby ktoś zapukał do pokoju, do którego dawno nikt nie wchodził. Pod koniec treningu miałam mokre plecy, trzęsące się ręce i… coś jeszcze. Uczucie, jakby pierwszy raz od dawna ktoś na mnie patrzył. Tak naprawdę. Nie jak na matkę, nie jak na kasjerkę z supermarketu. Tylko jak na kogoś, kto jeszcze może być kimś więcej.
– To jak, widzimy się w środę? – zapytał z tym swoim uśmiechem, który był trochę za śmiały, ale już… nieirytujący.
– Zobaczymy – odpowiedziałam, ale już wtedy wiedziałam, że przyjdę
Poczułam wstyd i niepokój
Po każdym treningu było mi lżej. Nie fizycznie – mięśnie bolały jak diabli – ale coś w środku odpuszczało. Michał zaproponował, żebyśmy raz na jakiś czas wypili po zajęciach kawę. Tak zwyczajnie, przy recepcji, obok automatu.
– Tylko niech pani nie myśli, że to podryw – mrugnął któregoś dnia. – Ja po prostu lubię z panią rozmawiać. Lubię, że pani nie udaje.
– Nie udaję? – zdziwiłam się.
– No. Pani nie kombinuje, nie mizdrzy się. Mówi, co myśli. A ja mam dosyć dziewczyn, które są wiecznie „okej”.
Zdziwiłam się. On – młody, wygadany chłopak – mówił to do mnie, jakbym była jego rówieśniczką. Wieczorem zadzwoniła Magda. Odbieram, słyszę ten jej ton, jakby rozmawiała z uczennicą, co ściągała na sprawdzianie.
– Słyszałam, że chodzisz na siłownię – zaczęła bez żadnego „cześć”.
– No tak, trochę się ruszam.
– Serio, mamo? Ty? Siłownia? Nie lepiej byłoby zająć się wnukami, albo… ja wiem… ogarnąć coś w domu?
– Magda, ja nie mam wnuków. A mieszkanie jest czyste.
– To może wolontariat? Coś z sensem.
– Dla mnie to ma sens.
Milczała. Wiedziałam, że ją rozczarowuję, ale nie obchodziło mnie to tak, jak kiedyś. Na kolejnym spotkaniu Michał podał mi kubek z kawą, usiadł obok i powiedział cicho:
– Lubię pani towarzystwo. Pani to nie jest „byle kto”.
A ja… poczułam wstyd. I coś więcej – niepokój. Co on we mnie widzi? I dlaczego mi się robi ciepło w klatce piersiowej, jak tylko na mnie patrzy?
W drodze do domu płakałam
To miała być zwykła kolacja. Michał zaproponował, żebym wpadła po treningu – zrobi coś lekkiego, bo „podobno nie tylko trenuje, ale i gotuje”. Wahałam się. Bardzo. Ale w końcu napisałam: „OK. Tylko nic tłustego”. Drzwi otworzył w bluzie z kapturem i na boso. W środku pachniało czymś z curry i kolendrą.
– No, dzień dobry, pani Mario. Proszę zdjąć buty, tu się wchodzi jak do świątyni ciała – zażartował.
Weszłam. Nogi miałam jak z waty. Rozmawialiśmy przy winie. Za długo. Śmiał się z moich tekstów, ja śmiałam się z jego. I kiedy pochyliłam się, by sięgnąć po butelkę, on dotknął mojej dłoni. Cicho. Jakby przypadkiem. Spojrzałam na niego.
– Wiem, co pani myśli – powiedział.
– Naprawdę? – szepnęłam. – Bo ja sama już nie wiem.
– Że to nie ma sensu. Że to za duża różnica wieku. Że to głupie i że się pani boi.
Patrzyłam mu w oczy. Były poważne, bez cienia kpiny.
– Ale ja… od dawna chciałem to zrobić – dodał i się nachylił. Poczułam jego oddech.
Pocałował mnie. Delikatnie. Nienachalnie, ale wystarczająco, by zawróciło mi w głowie. Chciałam się odsunąć, ale nie miałam siły. A może – nie chciałam.
– Michał… – próbowałam coś powiedzieć, ale mój język był jak sparaliżowany. – To nie ma prawa się udać…
– Ale nie musi się udać. Wystarczy, że się wydarzy.
I wtedy przestałam myśleć. Wyszłam późno. W drodze do domu płakałam. Nie wiedziałam, czy z żalu, czy ze wzruszenia. Jedno było pewne – wróciło do mnie życie. Znowu czułam. Wszystko. Strach. Pożądanie. Nadzieję.
Córka powiedziała, że to żałosne
Magda przyszła bez zapowiedzi. Wparowała do mieszkania jak burza, rzuciła torebkę na fotel i z miejsca przeszła do rzeczy:
– Kto to był?
– Przepraszam?
– Widziałam cię, mamo. Na mieście. Z nim. Młody, wysoki, całował cię w samochodzie. Myślałaś, że cię nikt nie zauważy?
Zamarłam. Poczułam, jak cała krew odpływa mi z twarzy.
– Magda, posłuchaj…
– Nie! To ty mnie posłuchaj! Co ty robisz?! Oszalałaś?! Masz pięćdziesiąt pięć lat! On mógłby być twoim synem!
– Ale nie jest. I twoim też nie – odpowiedziałam spokojniej, niż się czułam.
– A nasza rodzina, znajomi? Myślałaś o nich? Co mam im powiedzieć? Że teraz chodzisz na randki z młokosami?
– A może to nie o to chodzi, tylko o to, że twoja matka przestała siedzieć cicho?
Magda patrzyła na mnie, jakby mnie nie poznawała. Złość w niej buzowała, aż w końcu wycedziła:
– Wiesz co? Zawsze myślałam, że jesteś rozsądna, ale widzę, że kryzys wieku średniego też cię dopadł. Żałosne.
Trzasnęły drzwi. Zostałam sama. Na kanapie. W ciszy, która tym razem nie bolała, tylko parzyła. Wstałam i poszłam do lustra. Stała tam kobieta, którą znałam tylko z fotografii – zmarszczki, oczy podkrążone, trochę siwych włosów, ale było tam też coś innego. Coś nowego. Jakby cień uśmiechu. Albo upór.
– Przynajmniej przestałaś być przezroczysta – powiedziałam do niej cicho.
Poczułam jak smakuje czułość
Nie odzywałam się do Michała przez tydzień. Odpisałam na jedno „Co u Ciebie?”, krótko: „Potrzebuję czasu”. Nawet nie wiedziałam, czy oczekuję, że się odezwie. A może chciałam, żeby po prostu zniknął, zanim sprawy pójdą za daleko? Ale on nie zniknął. Zadzwonił w sobotę wieczorem.
– Wiem, że uciekasz. Wiem też, że masz do tego prawo. Ale nie zniknę, Marta. Nie teraz.
– Michał, nie możesz... Ty jesteś młody, masz całe życie przed sobą. Ja... ja mam kredyt, menopauzę i dorosłą córkę, która się mnie wstydzi.
– A ja mam uczucia. I nie chcę cię zostawić, bo to, co między nami było... jest prawdziwe.
Milczałam.
– Spotkaj się ze mną – powiedział. – Gdziekolwiek. Choćby na chwilę.
Wyszłam z domu w dresie i płaszczu narzuconym na szybko. Stał pod klatką. Patrzył na mnie jak na człowieka, a nie projekt do poprawki.
– Nie jestem kobietą, którą powinieneś kochać – powiedziałam cicho.
– A kto powiedział, że miłość ma być rozsądna? Albo zgodna z instrukcją?
Chciałam zaprzeczyć, ale wtedy po prostu mnie objął. I nie było w tym nic z pożądania. Było za to coś, co dawno zapomniałam, jak smakuje – czułość. Pocałował mnie w czoło. Potem jeszcze raz. I jeszcze.
– Nie obchodzi mnie, co mówią inni. Ja widzę kobietę, która jest silna. I piękna. I której potrzebuję, bardziej niż ona myśli.
I wtedy, po raz pierwszy od lat, poczułam... że w lustrze mogę zobaczyć kogoś, kogo da się polubić.
Marta, 55 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Na dyniowej farmie chciałem wyznać miłość ukochanej. Okazało się, że miała już kilku amatorów jesiennych amorów”
- „Ciotka zapisała mi swój majątek, ale był 1 haczyk. Spełniłam jej życzenie i odkryłam, jak zakłamana jest moja rodzina”
- „Moim największym zawodowym sukcesem, był romans z szefem. Szybko przekonałam się, że życiowy parkiet bywa śliski”