Reklama

Poranek po całonocnej imprezie był dla mnie koszmarem. Ledwo patrzyłem na oczy, a musiałem jechać na rozprawę do Gdańska. Wsiadłem nieprzytomny do pociągu i od razu poszedłem do baru. Potrójne espresso zupełnie nie zdziwiło pana za ladą. Usiadłem przy stoliku, wziąłem kilka łyków. Bezmyślnie przyglądałem się mało urokliwym peryferiom Warszawy. Nawet biały dywan śniegu nie był w stanie schować opuszczonych magazynów, zapomnianych ogródków działkowych, ruder, w których ktoś wciąż wieszał w oknach firanki.

Reklama

W końcu jednak zauważyłem kobietę siedzącą stolik przede mną. Była zwrócona w moim kierunku i tak jak ja, wyglądała przez okno. Smukła, w białym, idealnie skrojonym kostiumie, jedwabnej bluzce. Rude, długie włosy upięła w idealny kok. Delikatny makijaż podkreślał jej błyszczące, niebieskie oczy, wystające kości policzkowe, wyraziste usta. Mogła mieć dwadzieścia pięć, sześć lat. Gdy wstała po cukier, zobaczyłem jej zgrabne nogi w białych szpilkach. Idealna mimo dziesiątej rano.

Spojrzała na mnie, uśmiechnąłem się, odpowiedziała uśmiechem hollywoodzkiej gwiazdy z lat sześćdziesiątych, czyli takim za milion dolarów, ale nie zaczęła rozmowy. Na jej stoliku stały dwie filiżanki kawy. Na kogoś czekała. Nadszedł starszy facet w garniturze. Zakręciło mi się w nosie od jego silnych perfum. Na oko biznesmen. Gdzieś już go widziałem, ale nie mogłem sobie przypomnieć gdzie. Rozejrzał się, podszedł do kobiety.

– Czarna, tak jak pan lubi – zwróciła się piękność do niego.

– Dobry początek, dziękuję – odpowiedział mocnym głosem.

Zobacz także

Usiadł i zasłonił mi ją plecami. Zniżyli głosy i nic już nie słyszałem.

Po kilku minutach oddalili się w kierunku wagonów pierwszej klasy. Pracownik baru podszedł do ich stolika, dopiero teraz zauważyłem, że biznesmen zostawił pięćdziesiąt złotych napiwku.

To chyba największy napiwek w pana życiu, co? – rzuciłem, ale pracownik wzruszył ramionami, jakby nic szczególnego się nie stało.
Przez chwilę zastanawiałem się, co to za typ, ten elegant, gdy mnie olśniło.

Przypomniało mi się, jak kolega w dawnej pracy opowiadał, że w pociągu Warszawa-Gdynia jeździ piękna kobieta, która najprawdopodobniej jest prostytutką. Młoda, elegancko ubrana jedzie sama w przedziale pierwszej klasy, którego pilnuje rosły pan. Wsiadają na Warszawie Zachodniej a na Centralnej dosiada się klient. Kumpel mówił jeszcze, że czasem można ją zobaczyć z tym klientem w Warsie, jak rozmawiają. Byłem pewna, że fantazjuje. Luksusowa pani do towarzystwa w pociągu? Może miał jednak rację? Chyba że to była po prostu asystentka. Przestałem sobie zaprzątać tym głowę, otworzyłem teczkę z dokumentami. Czas się było przygotować do rozprawy.

Piękna i do tego inteligentna. Jej czas jest pewnie drogi

W sądzie poszło nadzwyczaj dobrze, udało się doprowadzić do korzystnej dla mojej firmy ugody. W nagrodę pojechałem do Sopotu na rybkę w barze Przystań. Kiedyś to była drewniana chatka, a dziś moloch, który wciąż się rozbudowywał. Zimą wreszcie można było zjeść bez godzinnego czekania w kolejce. Stąd po szesnastej miałem pociąg. Znów poszedłem do baru, bo nie lubię siedzieć w przedziale. Za ciasno, za dziwnie – jest coś nienaturalnego siedzieć tak blisko i tak długo przy obcych ludziach.

Ku swojemu bezbrzeżnemu zdziwieniu stwierdziłem, że przy stoliku pije kawę kobieta, którą widziałem rano. Tym razem rozpuściła włosy i przerzuciła je przez ramię. Zmieniła też strój. Miała na sobie niebieską sukienkę z delikatnym dekoltem, żółty pasek podkreślający talię. Zauważyła moje spojrzenie.

– Jechaliśmy razem rano – odezwałem się. – Mogę się przysiąść?

W dzieciństwie sporo ich poznałem. Teraz miałem do nich nosa i potrafiłem wywęszyć doskonałą kochankę bez błędu. Rano byłem zbyt zaspany, ale gdy wszystkie zmysły funkcjonowały sprawnie, nie miałem żadnych wątpliwości. I ona wiedziała, że ja wiem!

– Tak, oczywiście – powiedziała, jakby na mnie czekała od lat.

Miała głos inteligentnej osoby, co trudno byłoby wytłumaczyć – no ale są takie głosy, może to kwestia akcentowania wyrazów, nie wiem. Zamówiłem wodę z cytryną, bo ogrzewanie pracowało pełną parą. Rurka była ciut za krótka i zaraz wpadła do butelki. Za oknem blokowce Gdańska. Na stole leżały opowiadania Kereta, mistrza krótkich opowiadań. Uwielbiałem go. Z bliska była jeszcze ładniejsza.

Miała gładką skórę, lekko rozchylone usta pociągnięte tylko błyszczykiem, uważne spojrzenie. Pachniała egzotycznymi owocami. W barze było kilku facetów, zerkali na nią ciekawie.

– Często jeździ pani tym pociągiem?

– Raz w tygodniu.

– Opowiadał mi o pani kolega z pracy. Bardzo poleca pani usługi.

Powoli podniosła filiżankę do ust. Każdy jej gest był pełen gracji i klasy.

– Teraz wiem, dlaczego. Czyta pani Kereta – zażartowałem.

Uśmiechnęła się. Wciąż jednak wyczuwałem w niej niewielkie napięcie.

– Dobrze, przejdę do meritum. Mam przyjaciela. Chodziliśmy razem do podstawówki. Bronił mnie przed klasowymi psychopatami. Tego się nigdy nie zapomina. Od roku jest sam. Ma słabość do kobiet, które łamią mu serce. Ta ostatnia tak je rozorała, że kumpel kompletnie nie może się pozbierać. Siedzi w domu i płacze. Dużo pije. Jak go czasem gdzieś wyciągnę, chowa się po kątach. Uważa, że żadna kobieta nie zwróci na niego uwagi. Rzeczywiście omijają go szerokim łukiem… Czy miałaby pani jakiś pomysł, żeby go przywrócić żywym?

Na jej twarzy nie drgnął nawet jeden mięsień. Milczała.

– Cena nie gra roli – dodałem.

Wymyślił pan tę historię czy przyjaciela? – zapytała.

– Przyjaciela – przyznałem oszołomiony jej domyślnością.

To ja nie mogłem się pozbierać, to mnie unikały kobiety. A w podstawówce nikt mnie nie bronił. Może dlatego zostałem prawnikiem? Naiwnie wierzyłem, że jak będę dorosły, przed osiłkami ochroni mnie prawo. Naiwniak…

Przesunęła palcami po idealnej brwi

– Już pan wrócił do żywych. Jeśli kobiety pana omijają szerokim łukiem, to znaczy, że pan chce, żeby pana omijały. Jest pan przystojny, dowcipny, być może nawet szczery. Jak na jednego mężczyznę, to i tak nadzwyczaj dużo zalet.

– To tak przed panią, bo jest pani…

Położyła palec na moich ustach.

– Nie, nie mówmy o mnie – poprosiła cicho.

– Przyjmijmy, że ma pani rację – nie mogła tego wiedzieć, ale rzeczywiście wciąż myślałem o mojej eks.

Robiła teraz karierę w międzynarodowej firmie, jeździła z nowym narzeczonym na fantastyczne wycieczki. Jej życie beze mnie, niestety, było o niebo lepsze, niż gdy była ze mną. Ja natomiast staczałem się. W tygodniu praca do późna, w weekendy imprezy, przygodny seks. Marność.

– Pana serce nie jest wolne i jest pan na tyle uczciwy, że nie rozpoczyna kolejnego związku – odezwała się kobieta.

– Chciałbym jednak przestać cierpieć… – zamilkłem; to już za dużo jak na rozmowę panią do towarzystwa, nawet luksusową. – Zostawmy to. Dziękuję za rozmowę, pani pewnie w… pracy?

Nic nie odpowiedziała.

– Ile jestem winien? – domyślałem się, że każda jej minuta miała swoją cenę.

– Nieważne. Doliczę panu przy następnym spotkaniu.

Mój ojciec był kierowcą w agencji towarzyskiej…

Nie zamierzałem korzystać z jej usług. Ukłoniłem się i poszedłem do swojego przedziału. Mój ojciec był kierowcą w agencji towarzyskiej, woził je do klientów. Mama często pracowała do późna w szpitalu, wtedy on mnie odbierał z przedszkola i jeździłem z nim na przednim siedzeniu. Piękne ciocie, jak na nie mówiłem, gdy tylko mnie zauważały, zmieniały się o sto osiemdziesiąt stopni. Z pewnych siebie i wulgarnych na ciepłe i opiekuńcze. Zawsze dostawałem od nich jakiś prezent. Moja mama za to dostawała szału, gdy mówiłem o tym, jakie są dla mnie dobre. Zmusiła ojca do zmiany pracy, mnie jednak został do nich sentyment. Gdy jakąś poznawałem w dorosłym życiu, zawsze traktowałem ją z szacunkiem, bądź co bądź, była to piękna ciocia.

Jakiś miesiąc później wysłano mnie do przedsiębiorstwa zajmującego się handlem wyrobami farmaceutycznymi i medycznymi. Miałem pomóc tamtejszym prawnikom skonstruować nowe, korzystniejsze dla firmy umowy. Gdy mijałem gabinet prezesa, zobaczyłem kobietę z pociągu. Ubrana w obcisłą, kremową spódnicę za kolano i wiśniową bluzkę z falbanką przy dekolcie wyglądała jak elegancka asystentka. Rozmawiała z sekretarką piszącą coś na komputerze.

Słyszałem, że niektóre firmy zatrudniają takie kobiety dla swoich bossów, ale myślałem, że ich spotkania są poza godzinami pracy… Nie było czasu o tym myśleć, do wieczora mieliśmy dać wzór nowej umowy. Prawnicy z firmy nie robili nawet przerw na papierosa. Gdy w końcu skończyliśmy, zaniosłem je do prezesa. Ona wciąż była w sekretariacie.

– Kasia, znajdź prezesowi hotel we Frankfurcie, taki jak lubi – dyktowała obowiązki sekretarce.

– Dla pani też?

– Nie, rozdzielamy się. Ja jadę na targi do Chin. Z prezesem pojedzie moja asystentka, urodziła się w Niemczech, więc będzie się mogła wykazać.

Z każdym słowem tej konwersacji coraz bardziej zapadałem się pod ziemię. Przypomniałem sobie, skąd znałem faceta z pociągu! To prezes tej firmy, jednej z najważniejszych w Polsce. Starałem się znaleźć jakieś inne wyjaśnienie niż to, że ona jest jego asystentką, ale nic mi nie przychodziło do głowy. Nie pozostało mi nic innego jak ucieczka. Niestety, zauważyła mnie. Jej piękna twarz delikatnie stężała.

– Nie wierzę… – podniosłem umowę, schowałem za nią twarz.

Tak jak struś chowający głowę w piasek, na chwilę poczułem się bezpieczny.

– W co pan nie wierzy?

– Że jestem takim idiotą – wyjrzałem zza teczki. – Bardzo panią przepraszam. Wtedy w pociągu… zaćmienie umysłu?

Na kacu zlała mi się opowieść kolegi z pracy z mglistym wspomnieniami z dzieciństwa i pasowała do pięknej pani, której szef miał szampański gest… Sekretarka patrzyła na nas ciekawie. Ta pani do towarzystwa, a tak naprawdę asystentka, posłała jej długie spojrzenie i dziewczyna zajęła się pisaniem.

Dobrze się bawiłam, a jeśli przy okazji pomogłam… – usłyszałem.

No cóż, od tamtej naszej rozmowy niewiele się zmieniło. Nadal myślałem o eks, ale czasem łapałem się na tym, że myślę o pięknej nieznajomej. Ja jednak nie byłem tak romantyczny jak bohater „Pretty woman”. Nigdy bym nie mógł związać się z reprezentantką najstarszego zawodu świata. Teraz okazało się, że jest asystentką, czy jednak straciłem u niej szanse?

– Nie miałem okazji sprawdzić… – walczyłem z wszechogarniającym mnie wstydem, ale jak tonąć, to przy dźwiękach orkiestry. – Najlepszym sprawdzianem będzie pytanie: czy przyjmie pani zaproszenie na przepraszającą kolację?

Reklama

– Sprytnie – uśmiechnęła się.

Reklama
Reklama
Reklama