Reklama

Mama i tata wychowywali nas w licznej rodzinie – sześcioro synów oraz trzy córki. Kiedy wymieniam nasze imiona, mogłoby się wydawać, że to jakieś osobliwe rymowanki. Synowie dostali na imię: Franciszek, Edward, Wacław, Czesław, Stanisław oraz Mirosław. Natomiast córki to: Wiesława, Krystyna, no i ja, czyli Grażyna. Od małego wszyscy zwracali się do mnie zdrobniale – Grażynka. I choć już dawno osiągnęłam pełnoletniość, pozostało tak po dziś dzień.

Reklama

Tata odszedł za szybko

Z zawodu pracował jako kierowca w przedsiębiorstwie transportowym. Podczas powrotu do domu zimową porą, gdy gnał na przyjęcie urodzinowe swojej pierwszej wnuczki, nagle na jezdnię wbiegł pieszy. Ojciec chciał go ominąć, ale nie udało mu się, samochód wpadł w poślizg i dachował. W tamtym momencie skończyłam dwadzieścia pięć lat i mimo że cała nasza rodzina osiągnęła już pełnoletność, to zdarzenie nami bardzo mocno wstrząsnęło.

Byliśmy doszczętnie załamani. Nasza mama okazała się niezwykle silna i nie dopuściła, by więzi między rodzeństwem się rozluźniły. Mimo że każde z nas miało już własną rodzinę, regularnie organizowaliśmy wspólne spotkania, i to nie tylko od święta.

Wystarczyły drobne okazje, by móc się zobaczyć. Wzajemnie się wspieraliśmy i wiedzieliśmy, że zawsze możemy na siebie liczyć. Kiedy mamy zabrakło, zwyczaj rodzinnych zjazdów zaczął zanikać. Pomyślałam, że to normalna kolej losu, choć tęskniłam za tą bliskością, którą kiedyś mieliśmy.

Przypominałam sobie dawne czasy

Przy grobie rodziców znajdowało się dużo krzaków i drzew, a promienie słoneczne oświetlały okolicę. Właśnie zapaliłam znicze i z pewną nostalgią spoglądałam na tabliczkę, na której napisy wyraźnie wyblakły. Dokładnie przyjrzałam się starej płycie nagrobnej.

Zobacz także

Lastryko z biegiem lat zrobiło się czarne i w paru miejscach było uszkodzone, a litery na tabliczce stawały się niewyraźne i bladły. Pomyślałam, że przecież jest nas całkiem sporo, więc chyba moglibyśmy jakoś temu zaradzić?

Mimo że rodzice odeszli już jakiś czas temu, miałam świadomość, że ta kwestia leżałaby im na sercu. Co roku jeździli odwiedzać groby swoich rodziców, a czasami im w tym towarzyszyliśmy. Postanowiłam poruszyć ten temat w domu z małżonkiem.

– Nagrobek mamy i taty jest już w dość kiepskim stanie, jak ci się wydaje, czy można by coś z tym zdziałać, trochę go odświeżyć? – zaczęłam rozmowę.

Eryk pogładził swoją gładko ogoloną lśniącą głowę. Lubił sobie żartować, że brak włosów dodaje mu powagi i intelektu. Kochałam jego dowcipne usposobienie, za każdym razem udawało mu się mnie rozśmieszyć. Tym razem jednak temat był dość poważny.

– Wiesz, Grażka, ostatnio niezbyt dokładnie mu się przyglądałem, ale chyba masz rację. W końcu ten pomnik ma już sporo lat – odparł. – Jesteś absolutnie przekonana, że trzeba coś wymieniać? Może nas to słono kosztować, a w tej chwili nie mamy za dużo wolnej kasy.

Mieli ciężkie życie

Fakt, nasze emerytury nie są wysokie, a ostatnio mieliśmy sporo kosztów. Po dwudziestu latach w końcu zdecydowaliśmy się na gruntowną naprawę auta. Jakby tego było mało, zeszłego miesiąca Eryk musiał zapłacić za naprawę zepsutej protezy zębowej. Te wszystkie wydatki dały się nam mocno we znaki i nadwyrężyły nasz i tak już napięty budżet. Wprawdzie udało mi się uzbierać trochę grosza, odkładając co miesiąc stówkę z emerytury, ale obawiałam się, czy to wystarczy na pokrycie wszystkich kosztów.

Już od czasów nastoletnich, nie przepadałam za pożyczkami i omijałam je szerokim łukiem. Sama idea tych szybkich pożyczek powodowała u mnie ciarki na plecach. Mimo kiepskiej sytuacji finansowej, wciąż w mojej głowie krążyła koncepcja pomnika – wiedziałam, że ze względu na wspomnienie o mamie i tacie, po prostu muszę podjąć jakieś działania w tym kierunku.

Gdy chciałam zapaść w sen, moje myśli nieustannie krążyły wokół naszej rodziny i tego, co razem przeszliśmy. Życie ich nie oszczędzało, a mimo to dali radę postawić na nogi całą naszą dziewiątkę, nie użalając się nad swoim losem.

Chciałam go odnowić

Kręciłam się w łóżku na lewo i prawo, kompletnie nie mogąc zmrużyć oka. Doszłam do wniosku, że muszę znaleźć sposób, by pokazać im, jak bardzo jestem im wdzięczna. I nie tylko ja – każde z nas powinno!

Zaraz po przebudzeniu ruszyłam do firmy kamieniarskiej, gdzie przyjrzałam się wszystkim propozycjom. Moją uwagę przykuła nowa płyta, którą można by zamontować na nagrobku naszych rodziców.

Oszacowałam, że suma wszystkich wydatków zamknie się w kwocie mniej więcej półtora tysiąca złotych. Doszłam do wniosku, że Marka i Stasia lepiej nie angażować w to przedsięwzięcie. Każdy z nich zmagał się z kłopotami finansowymi, a ich życie prywatne legło w gruzach przez problemy z alkoholem. Pracowali jako budowlańcy, byli świetnymi specjalistami i kiedyś nieźle zarabiali, ale obecnie ledwie udawało im się przetrwać od pierwszego do pierwszego. Bywało nawet tak, że pożyczali ode mnie niewielkie kwoty pieniędzy.

Gdy ich wykluczyłam, w gronie rodzeństwa pozostało nas siedmioro. Gdyby każdy z nich wyłożył po dwie stówki, a ja dorzuciła trzysta, mielibyśmy problem z głowy. Z nadzieją w sercu wykręciłam numer do Edka i wytłumaczyłam swój zamysł. Od zawsze darzyłam go największą sympatią spośród rodzeństwa i miałam niezachwianą pewność, że mnie poprze.

Wszyscy się zrzucili

Moja intuicja okazała się słuszna. Edzio po chwili zastanowienia zapewnił:

– Wiesz, Grażynko, ostatnio się u nas nie przelewa, ale masz moje wsparcie. W kolejnym miesiącu wyślę ci dwie stówki.

– W porządku, wielkie dzięki, braciszku. W takim razie kontaktuję się z resztą rodzinki – odparłam ucieszona.

W trakcie następnych rozmów moje pozytywne nastawienie ani trochę nie malało – wszyscy zgodzili się mnie wesprzeć. Jeden z moich braci, Czesław, wymyślił nawet propozycję zakupu ławki i ustawienia jej tuż przy grobie rodziców.

Na drodze do realizacji planu stanęły jednak spore komplikacje. Kiedy przyszło co do czego, koszty projektu okazały się dużo wyższe niż pierwotnie zakładano. Wymagało to w zasadzie kompletnej przebudowy nagrobka. Postanowiłam mimo wszystko kontynuować przedsięwzięcie.

Regularnie wracałam pamięcią do taty, który mimo że zapewne padał ze zmęczenia, zostawał po godzinach, aby zapewnić nam wszystko, co niezbędne. Przywoływałam w myślach mamę, która zajmowała się domem i troszczyła się o nas codziennie – robiła pranie, przygotowywała posiłki, a potem jeszcze pilnowała, żebyśmy odrabiali lekcje po szkole.

Czasami zastanawiałam się, czy to przedsięwzięcie jest bardziej dla mnie samej, czy raczej dla innych ludzi. Ale w sumie to już nie było istotne, bo na tym etapie nie wyobrażałam sobie porzucenia projektu przed jego finalizacją.

Tego się nie spodziewałam

Moje wysiłki wreszcie przyniosły efekty! W ciągu kwartału od podjęcia wyzwania odnowiony i kompletnie przemieniony nagrobek był gotowy. Świeżo położona płyta z marmuru oraz nowiutka tablica połyskiwały pięknie w blasku słonecznym, a ja odczułam wewnętrzny spokój.

Każde z rodzeństwa dało mi po dwie stówy, a ja dopłaciłam brakującą kwotę. Fakt, że wydałam na to w zasadzie całe moje zaskórniaki, ale kasa nigdy nie była dla mnie najistotniejsza. Zdecydowałam, że od teraz zacznę ciułać i po cichu uzbierać trochę grosza na czarną godzinę.

Zupełnie nie spodziewałam się dalszego rozwoju sytuacji, ale po dwóch miesiącach od tamtych wydarzeń, historia nabrała nowego obrotu. Pewnego dnia usłyszałam pukanie do drzwi. Gdy je uchyliłam, moim oczom ukazali się moi starsi bracia – Mirek i Staszek.

– Może wejdziecie do środka i napijecie się ze mną kawy? – rzuciłam propozycją.

„Zapewne znaleźli się w kłopotach i chcą pożyczkę” – taka myśl przyszła mi do głowy. Nikt nie chciał im pomóc, ale ja po prostu czułam dla nich współczucie. Mimo ich problemów prywatnych i zbyt dużego picia, nie mogłam się od nich odwrócić. Ich spożywanie alkoholu, a nawet ciągi pijackie, nigdy nie przeradzały się w akty agresji.

Tęskniłam za rodziną

Gdy teraz zasiedli wraz ze mną przy stole w kuchni, ostrożnie sącząc kawę drobnymi łykami, sprawiali wrażenie jakby bezsilnych. Jako jedyni nie dorzucili się do zbiórki na nagrobek rodziców, ale absolutnie nie czułam z tego powodu urazy.

– Słyszeliśmy, że wystawiłaś nowy nagrobek dla mamy i taty – zagaił Mirek. – Odwiedziliśmy ostatnio cmentarz i mieliśmy okazję go zobaczyć. Wyszedł naprawdę ładnie. Ojciec byłby zachwycony…

– Owszem, ale nie chciałam was w to angażować. Zdaję sobie sprawę z waszej sytuacji finansowej.

– Grażynko, ale my właśnie pragniemy być w to zaangażowani – wtrącił się Staszek.

Już od najmłodszych lat był odważniejszy i miał większą łatwość w nawiązywaniu kontaktów niż jego brat bliźniak.

– Tak, chcielibyśmy się dołączyć i mamy dla ciebie małą zaliczkę – oznajmił Mirek, kładąc na blacie pogniecioną kopertę.

– Cóż to takiego? – zapytałam zaskoczona, sięgając po kopertę i otwierając ją. W środku znajdowały się dwa pięćdziesięciozłotowe banknoty.

– Na ten moment dysponujemy tylko taką kwotą, ale obiecujemy, że dopłacimy ci resztę. Dotarło do nas, że inni wpłacili po dwieście złotych.

Wróciliśmy do tradycji

Poczułam w sercu ciepło, gdy o tym pomyślałam. Jasne, poradziłabym sobie bez tych funduszy, ale sprawa nie kręciła się tylko wokół kasy – ważniejszy był braterski gest wsparcia.

Przedyskutowałam to z Erykiem i wpadłam na pomysł, który później przedstawiłam całej naszej ekipie – raz do roku umówimy się na naszej działce. Idea przypadła im do gustu. Królowały kiełbaski, grillowane papryki, sałatki warzywne, a oprócz tego było od groma chichotów i pogaduszek.

To niesamowite, jak wracają do nas obrazy z przeszłości, kiedy byliśmy mali. Przypominają się smakołyki, które przyrządzała mama i dowcipy, którymi sypał tata. Okazją do naszego spotkania są kolejne urodziny rodziców. Mam wrażenie, jakby bliscy na nowo się zjednoczyli. Zupełnie jak w minionych, odległych latach. Kto wie, może to właśnie oni sprawili, że jesteśmy tu wszyscy razem? Zdziałali to dzięki ogromnej sile uczucia, jakim się darzą.

Reklama

Grażyna, 61 lat

Reklama
Reklama
Reklama