„Mam poczucie zmarnowanego życia, bo nic nie poszło zgodnie z planem. Ostatnie czego chciałam, to zostać żoną rolnika”
„Kiedyś wyobrażałam sobie swoją przyszłość zupełnie inaczej, ale los drwi sobie z naszych zamierzeń i pisze własne scenariusze, co nie jest niczym niezwykłym”.
- listy do redakcji
Małżeństwo z Wieśkiem? Nigdy w życiu!
Taka myśl nawet nie postała mi w głowie. Przecież był dla mnie tylko gościem, z którym dorastałam, sąsiadem z naprzeciwka. Nie darzyłam go miłością, a co więcej, nie wyobrażałam sobie życia na wsi. Dorastaliśmy tuż obok siebie, uczęszczaliśmy do tej samej szkoły. Momentami miałam wrażenie, że Wiesiek od niepamiętnych czasów mnie podrywał. A ja chyba nawet specjalnie go nie kochałam. Moi starzy za to totalnie na odwrót. Cholernie mnie wkurzało, gdy słyszałam w domu, że Wiesiek to fantastyczny chłopak, zaradny, dobrze ułożony. A gdy mama rzuciła kiedyś tekstem, że będzie z niego idealny małżonek, po prostu pękłam.
– Coście sobie ubzdurali? Że jestem jakąś Jadźką z „Samych swoich”? – ryknęłam na cały regulator.
Gały wytrzeszczyli na mnie, jakbym była ufoludkiem z kosmosu.
– A niby za kogo się uważasz? – westchnął ojciec.
Zrobiłam niedbaly gest ramionami.
– No wie tata, taka laska z komedii, co ją ojczulek chciał wyswatać, żeby majątek nie przepadł – odparłam od niechcenia.
– Alicja, co ty wygadujesz? Nikt nie zamierza cię wydawać za mąż– moja mama zrobiła niezadowoloną minę. – Ani z Wieśkiem, ani z nikim innym. Ale fakt, że Wiesiek to porządny gość, to już inna kwestia – dorzuciła po chwili.
Może i był w porządku, ale ja go nie chciałam. Niech jakaś inna go sobie weźmie. A wraz z nim całe jego gospodarstwo.
Zawsze chciał być rolnikiem
On pragnął takiego życia, ale mi to nie odpowiadało. Gdy zbliżała się matura, dostrzegłam jednak, że mój wielbiciel przeszedł znaczącą metamorfozę. Może sama bym tego nie zauważyła, w końcu to tylko Wiesiek, którego od małego znałam i ciągle odrzucałam jego zaloty. Dopiero Monika, koleżanka, którą zaprosiłam do siebie na wieś, sprawiła, że zaczęłam patrzeć na Wieśka trochę innym okiem. Przyjechałyśmy w piątkowy wieczór, prosto z bursy. W sobotę, jak zawsze, pojawił się Wiesiek. Było oczywiste, że wpadnie, jeśli będzie wiedział o mojej obecności. Zaprosił nas na wieczorne ognisko. Poszłyśmy tam w różnych nastrojach – ja niezbyt chętnie, a Monia radosna jak skowronek.
– Ten twój znajomy to naprawdę niezły gość – powiedziała kolejnego dnia, gdy zmierzałyśmy do akademika.
– Chodzi ci o Wieśka? Serio, o niego? – zapytałam zaskoczona.
– No jasne, a o kogo innego? Całkiem fajnie wygląda.
Zaniemówiłam. Fajnie wygląda? Wiesiek? Jakoś nigdy nie przyszło mi do głowy, żeby tak o nim myśleć.
– Słuchaj, a ten chłopak ma jakąś laskę? Na bank coś ci wiadomo – dobiegł mnie głos z boku.
– Zaraz, zaraz... Wiesław? No nie gadaj, że pytasz o niego! – totalnie mnie zaskoczyło pytanie Moniki.
– Ej, obudź się – warknęła poirytowana. – A o kogo innego niby miałabym się pytać?
– Aha, rozumiem. A co z Wieśkiem? Nie, raczej nie. W każdym razie nic mi o tym nie wiadomo.
– Skoro nie ma, to chyba powinnaś mnie jeszcze raz do siebie zaprosić – oznajmiła moja kumpela.
– Serio ci się spodobał? Ten Wiesiek? – byłam w szoku.
– Jak najbardziej serio – potwierdziła. – Daj spokój, nie udawaj, że tego nie widzisz.
Może coś w nim jest?
Ale kto wie, może coś się zmieniło? Od tamtej chwili zaczęłam spoglądać na niego trochę przychylniejszym okiem. Wciąż nie uważałam go za poważnego kandydata na partnera, narzeczonego, a już na pewno nie męża, ale dostrzegłam, że faktycznie jest atrakcyjny. Mógł wzbudzać zainteresowanie u dziewczyn. Świetnie radził sobie na parkiecie, tryskał humorem, miał dużą wiedzę. Nie wstyd było pokazać się u jego boku. Zaprosił mnie na studniówkę. Jeszcze kilka tygodni temu zrobiłabym wszystko, żeby odmówić, a teraz – stwierdziłam – a co mi szkodzi, idę. Poszłam i bawiłam się rewelacyjnie. W rewanżu ja zaprosiłam jego.
– Ależ z ciebie kłamczuszek – denerwowała się Monika. – Gadałaś, że Wiesiek jest tylko znajomym, a teraz ni stąd, ni zowąd przylazłaś z nim na bal maturalny.
Prawdę mówiąc, chciałam jej wyjaśnić, że faktycznie to dobry człowiek, że po prostu go zaprosiłam, bo nie miałam innego kandydata, ale zrezygnowałam z tego pomysłu. Jak jej powiem, że to prawda, to zacznie się do Wieśka słodko uśmiechać. Nie mam na to ochoty. W odpowiedzi na zaczepki Moniki po prostu wzruszyłam ramionami.
Planowałam iść na uczelnię, dostałam się na kierunek psychologiczny. Wszystko układało się zgodnie z moim planem. A potem ta feralny wycieczka, absolutnie zbędna. Parę dni spędzonych nad wodą. Monika z nową sympatią, ja oraz Wiesiek. Było sympatycznie, wesoło i przyjemnie. Tylko kompletnie nie mam pojęcia, jakim cudem wylądowaliśmy z Wieśkiem w jednym namiocie.
Chyba odrobinę przesadziłam z alkoholem...
Nigdy w życiu nie wdałabym się w nic z Wieśkiem, gdybym była całkiem trzeźwa. W końcu to przecież Wiesiek i tyle. Na dodatek jego roześmiana, zadowolona facjata. Ten widok doprowadził mnie do szewskiej pasji.
– Musimy o tym wszystkim zapomnieć – oznajmiłam rankiem następnego dnia. – I pamiętaj, żeby nikt się o niczym nie dowiedział – zażądałam stanowczym głosem.
– Ale czemu? – popatrzył na mnie zaskoczony. – Przecież wiesz, że od zawsze...
– Daj spokój – weszłam mu w słowo.
– Czemu tak mówisz? Na pewno zdajesz sobie sprawę, że ja... Dla mnie to nie była tylko taka sobie sprawa, to było coś naprawdę istotnego.
– Daj spokój! – wydarłam się. – Nie mam ochoty więcej o tym gadać
– Jak wolisz – nadął się. – To w takim razie, po co w ogóle ze mną byłaś?
– Przez pomyłkę – rzuciłam oschle i dostrzegłam, jak uśmiech znika z jego buzi.
Gdy wróciłam, robiłam wszystko, żeby nie trafić na Wieśka. Prawdę mówiąc, czułam na siebie złość. On także chyba poczuł się urażony, bo wyglądało na to, że nie chce już dłużej przebywać w moim towarzystwie. Dopiero gdy nadszedł wrzesień i szykowałam już swoje rzeczy przed wyjazdem na uczelnię, nagle zaczęłam kiepsko się czuć.
– Chyba zjadłam coś nieświeżego – narzekałam, zwracając po raz kolejny.
Mama przygotowywała dla mnie napar z ziół, ale spoglądała na mnie z pewną dozą nieufności. Moja siostra tylko się zaśmiała pod nosem i wyjmując z wózka swoją małą córeczkę, wymamrotała:
– Lepiej zrób sobie test ciążowy, zamiast popijać te mamine specyfiki.
Zupełnie znieruchomiałam, a moje samopoczucie gwałtownie się pogorszyło. Tym razem z powodu lęku. Przecież latem, kiedy to się stało z Wieśkiem, w ogóle nie stosowaliśmy żadnego zabezpieczenia. Żadne z nas nawet o tym nie pomyślało, bo to wszystko było takie nieoczekiwane dla nas obojga. W duchu wydałam z siebie jęk, próbując ukryć emocje, które mną targały.
To nie może być prawda
Mam marzenia, idę na studia, dziecko zupełnie nie jest teraz w moich planach. Jednak dwie kreski, które ujrzałam na teście ciążowym, mówiły jasno – nie ma znaczenia, czego chcę, a czego nie. Stało się i nie da się tego cofnąć. Spodziewam się dziecka z Wieśkiem. To nie ulegało wątpliwości. Problem w tym, jak mam mu o tym powiedzieć? Nie planowałam tej ciąży, podobnie jak nie planowałam być żoną Wieśka.
W moim domu i we wsi, w której mieszkam, samotne macierzyństwo to temat tabu, coś, czego nie da się tak po prostu zaakceptować. Przez parę dni nic nie mówiłam, ale wiedziałam, że mama i siostra się domyślają, o co chodzi. Pewnie tylko nie miały świadomości, że to dziecko Wieśka. Czułam się totalnie skołowana, jakbym była w potrzasku, mimo że sama się w to wpakowałam. Wystarczyła sekunda, a potem zaczęły się kłopoty.
Wpadłam na Wieśka w spożywczaku, ot tak bez zapowiedzi. Gdyby nie ten zbieg okoliczności, to pewnie jeszcze przez jakiś czas trzymałabym język za zębami. Ale wtedy coś mnie tknęło, poczułam, że jak tego z siebie nie wyrzucę, to chyba zwariuję.
– Musimy sobie coś wyjaśnić – bąknęłam pod nosem.
Całkiem zaskoczony, podążył za mną bez słowa sprzeciwu, mimo że ostatnio w ogóle nie rozmawialiśmy ze sobą przez ponad miesiąc.
– Coś się wydarzyło? – odezwał się w końcu, gdy byliśmy już dość daleko.
– Zostaniemy rodzicami – powiedziałam mu wprost.
Oczy Wieśka prawie wyszły z orbit, ale zaskoczenie minęło szybko. Zaraz parsknął śmiechem i objął mnie w pasie.
– Jesteś w ciąży?
– Tak – burknęłam. – I nie wiem, co teraz zrobić.
– Jak to, co zrobić? Zostaniesz moją żoną! – oznajmił. – Staniemy razem przed ołtarzem i będzie nam super. Stworzymy wielką, cudowną familię – dorzucił.
Zgodziłam się poślubić Wieśka, mimo że nie był moim wymarzonym mężem. Perspektywa samotnego wychowywania dziecka przeraziła mnie bardziej niż wizja małżeństwa z nim. Stanęłam przed wyborem – zostać panną z dzieckiem albo wyjść za Wieśka. Postawiłam na ślub, choć serce podpowiadało mi co innego.
Dalsze wydarzenia działy się beze mnie
Zrezygnowałam ze studiów, no bo za parę miesięcy czekało mnie macierzyństwo. Wmawiałam sobie, że być może kiedyś uda mi się ponownie podjąć naukę, choć w głębi duszy nie miałam pewności czy faktycznie do tego dojdzie. Rodzicie pewnie cieszyli się, że Wiesio będzie członkiem naszej rodziny, ale jednocześnie nieźle ich zaskoczyło, że jestem z nim w związku.
– Nigdy bym nie pomyślała – skwitowała moja mama. – Jakoś odniosłam wrażenie, że nasza Alka go nie trawi.
Zanim się spostrzegłam, już byłam małżonką Wieśka, a niedługo potem na świat przyszedł nasz synek Piotruś. To był moment, kiedy moje życie wywróciło się do góry nogami. Przepełniała mnie tak ogromna miłość do naszego maleństwa, że nagle pokochałam również jego tatę. Dotarło do mnie, jakim wspaniałym i troskliwym mężem jest Wiesiek, jak bardzo kocha naszego synka i jak świetnie potrafi się nim opiekować, wspierając mnie w każdej sytuacji. Wtedy zrozumiałam, jak mocno go kocham. I chyba darzyłam go tym uczuciem od dawna, tylko nie zdawałam sobie z tego sprawy. Albo po prostu nie chciałam dopuścić tej miłości do swojego serca.
Monika, moja kumpela i matka chrzestna małego Piotrka, kiedyś stwierdziła, że Wiesiek to za dobry facet dla mnie, bo go nie doceniałam. Pewnie miała rację. Ale teraz go naprawdę kocham i nie wyobrażam sobie życia z nikim innym. Czasami dla żartu mówię, że w naszym przypadku to on mnie złapał na dzieciaka, a nie ja jego.
Alicja, 23 lata