„Mama była pewna, że ojciec ma kochankę i wysłała mnie na zwiady. Nie mogę wyjść z szoku po tym, co odkryłem”
„Kiedy wychodziła za mąż, ojciec był zwykłym chłopakiem po zawodówce. Ona, dziewczyna z wykształceniem, dostała pracę w urzędzie gminnym. Wszystkie zaproszenia na przyjęcia, imprezy, spotkania dotyczyły zawsze jej osoby, mój ojciec był tylko dodatkiem. A tu nagle role się odwróciły: na otwarcia wystaw, rauty, wywiady zaczęto zapraszać >>znanego lokalnego artystę z osobą towarzyszącą
- Konrad, 35lat
Odkąd pamiętam, mama miała skłonności do zachowań histerycznych. Wyolbrzymiała problemy, które nie wymagały ingerencji, w ludzkich zachowaniach i słowach dopatrywała się podwójnego dna, jednym słowem – szukała dziury w całym.
– Twój ojciec mnie zdradza – stwierdziła dramatycznym tonem podczas naszej ostatniej rozmowy telefonicznej, po czym zamilkła, czekając na moją reakcję.
Zabrzmiało to jak oskarżenie. Jakbym był odpowiedzialny za to, co robi ojciec.
– Nie wiem, czego ode mnie oczekujesz, mamo – wydukałem wreszcie. – Ale, po pierwsze, nie wyobrażam sobie, by w sercu taty znalazło się miejsce dla innej kobiety, a po drugie – jestem w pracy i nie mogę sobie ucinać towarzyskich pogawędek.
– Ach, więc uważasz, że to jest towarzyska pogawędka? – spytała. – Jeśli tak, rzeczywiście nie mamy o czym mówić. Obaj jesteście siebie warci.
Wyłączyła się, a ja zostałem z wyrzutami sumienia i koszmarnym poczuciem winy. Zadzwoniłem do niej wieczorem, ale nie odebrała. Lubiła podgrzewać atmosferę. Wystukałem numer ojca.
Zobacz także
– No, cześć, synu – usłyszałem jego głos. – Jak leci?
Cóż, wydawało się, że ojciec nie był świadom rozterek, które przeżywała jego żona. Pochwalił się nową wystawą, opowiedział o rosnącym zainteresowaniu jego obrazami, potencjalnych kupcach, a na koniec spławił mnie, wymawiając się brakiem czasu.
– Przepraszam, synek, ale muszę wrócić do malowania – powiedział. – Za tydzień mam wystawę w Stuttgarcie.
– Na pewno u was wszystko w porządku? – udało mi się jeszcze spytać.
– Oczywiście, że tak. Nie jesteśmy zgrzybiałymi staruszkami, żebyś musiał się zamartwiać o nasze zdrowie. Masz chyba wystarczająco dużo swoich problemów.
Miałem, kto nie ma? Nie jakieś poważne, ale i u rodziców nie wydawały się być tak dramatyczne, jak przedstawiała to mama. Powinienem ich odwiedzić, jasne, ale sprawa mogła poczekać do weekendu. Pokonanie stu kilometrów dzielących mnie od rodzinnego miasteczka zajmowało trochę czasu, a w tygodniu nie miałem go zbyt dużo.
Kto by przypuszczał, że w wieku pięćdziesięciu lat mój ojciec zostanie artystą? Jasne, że nie światowej sławy, ale jak na dekarza, który w ramach hobby coś tam sobie malował w wolnym czasie, odniósł niebywały sukces. Pięć lat wcześniej miał wypadek, spadł z dachu. Uszkodzenie kręgosłupa okazało się na tyle poważne, że nie mógł już pracować w zawodzie, ale nie wystarczało, by przyznano tacie rentę.
Pozostawało czekać na wiek emerytalny. No to czekał, a że nagle miał sporo wolnego czasu, poświęcał go na swoje hobby, czyli malowanie obrazów. Wychodziło mu to tak dobrze, że w końcu został zauważony i poproszono go, by udostępnił obrazy w Miejskim Domu Kultury na wystawie promującej lokalnych artystów. Spore wyróżnienie dla samouka, do tego obrazy naprawdę się spodobały. Padła kolejna propozycja wystawy w muzeum wojewódzkim, potem był wywiad w lokalnej gazecie i nagle okazało się, że ojciec stał się rozpoznawalny.
Mama nie za dobrze to znosiła
Kiedy wychodziła za mąż, ojciec był zwykłym chłopakiem po zawodówce. Ona, dziewczyna z wykształceniem, dostała pracę w urzędzie gminnym. Wszystkie zaproszenia na przyjęcia, imprezy, spotkania dotyczyły zawsze jej osoby, mój ojciec był tylko dodatkiem. A tu nagle role się odwróciły: na otwarcia wystaw, rauty, wywiady zaczęto zapraszać „znanego lokalnego artystę z osobą towarzyszącą”. Ta „osoba towarzysząca” dobiła matkę i za którymś razem po prostu odmówiła uczestnictwa w imprezach. Oficjalnie wymawiała się brakiem odpowiedniej garderoby albo złym samopoczuciem, bo przecież nawet w swoich oczach nie chciała uchodzić za kogoś, kto zazdrości partnerowi odrobiny sławy.
– Powiesz mi, czym konkretnie się niepokoisz? – spytałem ją, kiedy udało mi się w końcu przyjechać do domu.
Siedzieliśmy sami w kuchni. Ojciec, zajęty dopieszczaniem obrazów, które miały być wystawione w niemieckiej galerii, wyjrzał tylko na chwilę ze swojego pokoju. Przywitał się ze mną, zrobił sobie kolejną kawę i zniknął razem z nią za drzwiami pracowni.
– Mówiłam ci już – powiedziała. – Twój ojciec ma kochankę.
– Pięćdziesięcioparoletni mężczyzna? Przestań… – wyraziłem oczywistą wątpliwość.
– Uważasz, że taki wiek wyklucza seksualną aktywność? – mama była autentycznie zdziwiona. – No to zdradzę ci sekret: ja dopiero po przekroczeniu czterdziestki zaczęłam czerpać radość z tych rzeczy i zapewniam cię, że nie jestem jakimś wyjątkiem, dziwadłem.
– Dobra, dobra – pośpiesznie uznałem jej argumenty. – Już wszystko rozumiem.
Naprawdę było mi głupio słuchać o życiu intymnym moich starych, no bez jaj.
– Masz jakieś realne podstawy, by oskarżać tatę o zdradę?
Mama spojrzała na mnie z taką pobłażliwością, jakby stał przed nią przedszkolak.
– Kobieta nie potrzebuje realnych podstaw, by wiedzieć, że w życiu jej mężczyzny jest inna. Spójrz tylko, jak on się teraz stroi! Jakieś apaszki, koszule wyciągnięte na spodnie… Kto w jego wieku tak się ubiera?
– Czy podejrzewasz, z kim tata… – zacukałem się. – Czy podejrzewasz, z kim tata się spotyka?
– A oczywiście. Z tą wydrą z domu kultury – jej oczy zabłysły zwierzęcą nienawiścią.
– Z panią Renią? – byłem autentycznie zaskoczony.
Pani Renata, plastyczka z domu kultury
Społecznica, sercem i duszą zaangażowana w rozbudzanie w mieszkańcach zapyziałego miasteczka potrzeby przeżycia czegoś większego niż emocje na promocji parówek w Biedronce. Była rzeczywiście atrakcyjną kobietą, ale niewiele starszą ode mnie i do tego mężatką.
– Myślisz, że te zalety ją wykluczają? – zakpiła ze mnie mama. – Młodsza i do tego mężatka… No, no, każdego napalonego starucha to odstraszy.
– Mamo – jęknąłem. – Daj spokój. Obiecuję pogadać z ojcem i wybadać, czy masz podstawy do niepokoju.
Wzruszyła ramionami w geście rezygnacji i rzuciła na koniec:
– Spytaj, czemu ze mną nie śpi.
Stałem już przy drzwiach wiodących do pokoju ojca. Chciałem zapukać, ale zamarłem z uniesioną do góry ręką. To wszystko przypominało farsę i czułem się zażenowany jej scenariuszem. Nie rozumiałem, jaką rolę powinienem w niej odegrać; przecież, do cholery, byłem ich dzieckiem, a nie psychoanalitykiem.
– Może powinniście się wybrać na terapię małżeńską – zaproponowałem, licząc, że mama się zgodzi i moja rola się skończy.
– Chyba zwariowałeś – oburzyła się szczerze. – Miałabym prać brudy przy kimś obcym? Poza tym, z czego ja miałabym się tłumaczyć? Namów go, niech idzie, jeśli uważasz, że to coś da.
Wzruszyłem ramionami. Co to za terapia małżeńska, skoro jedna strona odmawia uczestniczenia? A miałem nadzieję, że spodoba jej się ten pomysł. Przecież aspirowała do wyższych sfer, gdzie wizyta u psychoterapeuty, psychoanalityka czy też innego szamana współczesnego świata była rutyną.
Nic z tego, małomiasteczkowa natura wzięła górę
Nie pozostawało mi nic innego, jak delikatna rozmowa z ojcem. Trochę kręcił nosem, kiedy wtargnąłem do pracowni, ale obiecałem nie przeszkadzać. Nie bardzo miałem gdzie usiąść, bo całą przestrzeń niewielkiego pomieszczenia zajmowały porozstawiane płótna. Większość przedstawiała widoki najbliższej okolicy i zabytkowe, poniemieckie zabudowania.
Od jakiegoś czasu tzw. Ziemie Odzyskane poszukiwały tożsamości i ludzie zaczynali doceniać historię swojej małej ojczyzny, nawet jeśli wcześniej była niemiecka. Poza tym spore zainteresowanie ojcowskimi landszaftami przejawiali dawni mieszkańcy tych stron. Tata miał sporo zamówień zza zachodniej granicy.
– Kto to? – spytałem, podchodząc do portretu mężczyzny.
Był intrygujący: postać uchwycona została prawie tyłem i większość twarzy spowijał mrok jak na flamandzkich obrazach.
– Eryk, właściciel galerii i prezes stowarzyszenia, które lansuje moje obrazy w Niemczech – wyjaśnił tata.
– Myślałem, że malujesz tylko landszafty – powiedziałem, z bliska podziwiając dzieło ojca. – Nie znam się na malarstwie, ale wydaje mi się, że fajnie wyszedł ci ten portret. Naprawdę mi się podoba.
– Dzięki – mruknął ojciec. – To ma być prezent dla Eryka, naprawdę wolę malować widoczki, nic na to nie poradzę.
Wrócił do pracy, zapominając o mojej obecności, a ja nie miałem pojęcia, jak zacząć rozmowę. Czy miałem w ogóle prawo mieszać się we wzajemne relacje rodziców? Ogarnęły mnie wątpliwości.
– Dobra – ojciec przerwał malowanie i odwrócił się w moją stronę. – Mów, czego chcesz, przecież widzę, że coś kombinujesz.
No właśnie, czego ja chciałem? Po co w ogóle zgodziłem się być mediatorem między nimi?
– Chciałem spytać – zacząłem dość niepewnie – czy między wami, to znaczy między tobą a mamą, wszystko gra?
– Ona cię przysłała? – spytał, wzdychając.
Nie było sensu zaprzeczać. Skinąłem głową.
– Czy w twoim życiu pojawiła się inna kobieta, tato? – poszedłem na całość.
Uśmiechnął się z zażenowaniem i przełknął ślinę. Dla niego też nie był to łatwy temat, bo o sprawach damsko-męskich nigdy się u nas w domu nie dyskutowało.
– Nie – powiedział po chwili wahania. – Nie ma innej kobiety. Mogę ci zaręczyć.
– A pani Renia? – zapytałem, kując żelazo, póki gorące.
– Zwariowałeś – oburzył się tata. – Przecież mogłaby być moją córką! Co za idiotyzmy, naprawdę.
Kamień spadł mi z serca
Wypełniłem misję i mogłem zanieść mamie dobrą nowinę. Z radości objąłem ojca i ucałowałem w policzek.
– Przepraszam, ale musiałem spytać – powiedziałem. – Teraz już cię zostawię z obrazami i nie będę więcej przeszkadzać. Do widzenia, tato, życzę udanej wystawy.
Skierowałem się w stronę drzwi, ale zatrzymał mnie jego głos.
– Czekaj, Konrad – westchnął ciężko. – Chyba powinienem ci coś powiedzieć.
Zastygłem z ręką na klamce. Ton głosu ojca nie wróżył dobrych wiadomości. Przeszło mi przez głowę, że zdiagnozowano u niego złośliwy nowotwór i właśnie zamierza to oznajmić. Nogi zmiękły mi jak wosk. A po tym, co powiedział, bardziej…
– Wprawdzie w moim życiu nie ma innej kobiety – ojciec z trudem budował zdanie – tej, z którą jestem obecnie, już nie chcę dzielić łoża. Niełatwo mi przychodzi o tym mówić – kontynuował.
– Rany, tato! – aż przysiadłem na piętach. – Dopiero teraz się dowiedziałeś? Po tylu latach?! Przecież to niemożliwe.
– Możliwe, synu – uśmiechnął się smutno. – Przez całe życie usiłowałem udowodnić sobie, że tak nie jest, ale natury nie oszukasz. Chciałem, żebyś wiedział…
– A co z mamą? – wyszeptałem.
Wzruszył ramionami.
– Zostawisz ją? – spytałem.
Potrząsnął głową.
– Nie wiem, ale jeśli się zdecyduję… Nie, to nie tak. Myślę, że się przyznam, ale na razie brak mi odwagi. Jestem trochę pogubiony w tym, co się ostatnio dzieje… Jednego jestem pewien na sto procent: nie ty powinieneś jej o tym mówić, rozumiesz?
Z tym zgadzałem nawet w dwustu procentach. Uścisnąłem rękę ojca.
– Jestem w szoku – powiedziałem – ale życzę ci wszystkiego dobrego, tato.
Uśmiechnął się z wyraźną ulgą i poklepał mnie po ramieniu. Tak się rozstaliśmy. Mamę zapewniłem, że żadna kobieta nie zagraża jej pozycji, i zacząłem się zbierać do wyjazdu. Misję uważałem za skończoną.
– A ta wydra z domu kultury? – mama ciągle była niespokojna.
– Masz obsesję, mamo – popukałem się w głowę. – Odpuść sobie tę dziewczynę, zanim zrobisz albo powiesz coś głupiego. I jeszcze jedno: nie będę więcej mediatorem między tobą a ojcem. Jesteście dorośli i swoje sprawy załatwiajcie między sobą. Czy to jasne, mamo? Skinęła głową.
Minęło parę miesięcy i, o ile wiem, w życiu moich rodziców nie wydarzyło się nic sensacyjnego, w każdym razie nikt mnie o tym nie poinformował. A skoro żyją tak jak dawniej, to albo sami uporali się z problemami, albo wszystko dopiero przed nami… Liczę na ich mądrość i wzajemny szacunek, bo na co jeszcze mógłbym liczyć?