„Mama jest teściową z kawałów. O 6:00 leci na roraty i modli się do Boga, by od 8:00 robić mojemu mężowi piekło z życia”
„Nie umiałam powiedzieć mamie dość, choć widziałam, że przegina. Czułam się rozdarta. Michał był grzeczny, nie mówił tego wprost, ale widziałam w nim coś nowego. Narastającą frustrację. Jakby nie mówił wszystkiego, ale coraz więcej chował do środka. I bałam się, że kiedyś to wszystko wybuchnie”.

- Redakcja
Czasem, gdy wieczorem siadam z kubkiem herbaty na kanapie, patrzę na Michała i zastanawiam się, ile jeszcze dam radę być między młotem a kowadłem. Z jednej strony – mąż. Cichy, cierpliwy, oddany. Człowiek, który nie podnosi głosu, nie robi scen, ale potrafi się wycofać i zamilknąć tak skutecznie, że czuję się winna każdą komórką ciała. Z drugiej – mama. Teresa. Kobieta silna i zaborcza, która po śmierci taty zupełnie się pogubiła, ale udaje, że wszystko ma pod kontrolą. A w praktyce… uzależniła się ode mnie. I od Michała.
Na początku wydawało mi się to nawet słodkie. Mąż pomaga teściowej? Wzór cnót! Taki porządny chłop, nie to, co inni, co nawet nie kiwną palcem. Zawiózł ją raz do lekarza. Potem drugi. A potem zaczęły się telefony: „Michałku, podwiózłbyś mnie tylko na chwilkę do marketu?” Albo: „Czy możesz pojechać ze mną do Jadzi, bo nie mam z kim pogadać, a ona mi zrobiła te ciasteczka, które lubię...” Michał nie narzekał, ale widziałam, co się dzieje. Gdy wracał z pracy i ledwo zdjął buty, a już musiał wychodzić, był zmęczony. Gdy w niedzielę chciał w końcu posiedzieć z gazetą i kawą, a mama zadzwoniła z kolejnym „tylko na chwilkę” – wzdychał ciężko, ale wstawał.
Nie potrafiłam powiedzieć mamie „dość”, choć widziałam, że przegina. Czułam się rozdarta. Michał był grzeczny, nie mówił tego wprost, ale zaczynałam dostrzegać w nim coś nowego: narastającą frustrację. Jakby nie mówił wszystkiego, ale coraz więcej chował do środka. I bałam się, że kiedyś to wszystko wybuchnie. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że ten wybuch nastąpi szybciej, niż się spodziewałam.
Byłam naprawdę rozdarta
– I co, zadowolona jesteś? – Michał stanął w progu kuchni, rzucając klucze na blat. Jego ton był spokojny, ale znałam go zbyt dobrze. Pod tą powierzchnią coś wrzało.
– Co się stało? – zapytałam ostrożnie, chociaż przeczuwałam odpowiedź.
– Twoja mama. Trzecia przysługa w tym tygodniu. Najpierw lekarz, potem apteka, dziś – znów zakupy. I znów wszystko „na już”. – Zaczął zdejmować kurtkę, po czym usiadł przy stole z westchnieniem. – Ja naprawdę nie mam nic przeciwko pomaganiu, ale ja nie jestem jej kierowcą, Anka.
Zamilkłam. Miał rację. Doskonale o tym wiedziałam, ale słowa nie chciały przejść mi przez gardło. Poczułam znajome uczucie ścisku w żołądku – jakby ktoś wrzucił tam kawałek lodu.
– Ona nie ma nikogo więcej… – wymamrotałam.
– Ma ciebie – odparł krótko. – I mnie, jak rozumiem. Ale ja też mam pracę. I mam swoją żonę, z którą chciałbym czasem posiedzieć w domu, a nie wozić jej matkę po mieście jak taksiarz.
– Michał, to nie tak... – próbowałam się tłumaczyć, ale czułam, że to brzmi żałośnie.
On tylko spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem. Bez krzyku, bez pretensji, ale w tych oczach było wszystko: zawód, frustracja, samotność. Wtedy poczułam się naprawdę rozdarta. Wiedziałam, że nie mam odwagi stawić się mamie, a jednocześnie nie chciałam stracić Michała. Jak wybrać między nimi, skoro oboje czegoś ode mnie oczekiwali? A ja… nie byłam gotowa powiedzieć „nie” żadnemu z nich.
Matka wpadła w histerię
Telefon zadzwonił tuż po ósmej. Wiedziałam, kto to, jeszcze zanim spojrzałam na ekran.
– Anusiu, Michaś mógłby mnie dziś podrzucić do fryzjera? Mam na dziesiątą. Zrobiłabym sobie balejaż, bo już na te siwe nie mogę patrzeć. A potem może jeszcze podjedziemy po jajka, bo te z targu lepsze niż z marketu.
Wzięłam oddech.
– Mamo, zapytam go, ale dziś chyba miał coś zaplanowane.
– Oj, niech tam, przecież to chwilka – zaśmiała się krótko. – Przecież on zawsze mi pomoże, prawda?
Michał siedział w salonie, dopijał kawę. Spojrzał na mnie uważnie, jakby przeczuwał.
– Mama chce, żebyś ją zawiózł do fryzjera. I może potem po jajka.
Zamknął oczy i westchnął.
– Nie mogę. Mówiłem ci wczoraj. Jadę do magazynu, potem mam spotkanie z klientem. Nie dam rady, Anka. Serio.
Przekazałam mamie. Przez chwilę w słuchawce było cicho. A potem się zaczęło.
– On nie ma czasu dla mnie, rozumiem. Starsza pani to po cholerę jej fryzjer? Będę sobie sama siwe wyrywać. Trudno. Widać, że to nie mój świat. Kiedyś ludzie mieli więcej szacunku dla starszych.
– Mamo, proszę cię, to nie o brak szacunku chodzi…
– Nie. Jasne. Ja rozumiem. Michał mnie nie lubi. Przeszkadzam wam. A ja tylko chciałam, żeby ktoś mnie czasem potraktował jak człowieka. Ale ja już wszystko wiem.
Nie zdążyłam jej uspokoić. Rozłączyła się. Stałam w kuchni z telefonem w dłoni, czując gulę w gardle. Michał spojrzał na mnie spod byka.
– I co? Teraz to ja jestem ten zły?
Nie odpowiedziałam. Bo nie wiedziałam już, kto tu ma rację.
Nie chciał żyć w trójkącie
Wieczorem, kiedy zmywałam naczynia, usłyszałam jego głos w sypialni. Cichy, przytłumiony, ale wyraźnie zdenerwowany.
– …nie, ja tak dalej nie dam rady, rozumiesz? Ja ją kocham, ale nie mogę żyć w trójkącie z jej matką.
Zamarłam.
– Tak, wiem, że to nie jest dramat stulecia, ale jak ktoś ci codziennie zabiera oddech, to zaczynasz się dusić… Nie, nie chodzi o rozwód. Jeszcze nie.
Telefon kliknął. Cisza. Po chwili usłyszałam, jak zamyka się laptop, potem skrzypienie łóżka. Weszłam do pokoju. Michał leżał na plecach, patrząc w sufit. Milczałam przez chwilę.
– Z kim rozmawiałeś?
– Z Przemkiem – odpowiedział bez emocji. – Wiesz… czasem muszę komuś powiedzieć to, czego nie mogę powiedzieć tobie.
Podeszłam, usiadłam na skraju łóżka.
– Michał… ja wiem, że to nie jest łatwe, ale mama też nie ma nikogo. Została sama.
Odwrócił się do mnie.
– A ja? Ja niby nie zostałem sam? Bo wiesz, jak ona cię potrzebuje, to jesteś dla niej. A jak ja cię potrzebuję, to też jesteś dla niej. Czuję się jak mebel, który ma tylko funkcję: wozić twoją matkę, naprawiać twoje napięcia i znosić to w milczeniu.
Zabrakło mi słów. Coś we mnie pękło. Po raz pierwszy poczułam złość. Nie tylko na mamę. Na siebie. I na to, że tak długo pozwalałam, by wszyscy ciągnęli mnie w swoją stronę, a ja stałam w środku, rozrywana na kawałki.
Musiałam postawić granice
Pojechałam do niej następnego dnia. Sama. Wzięłam urlop, nie powiedziałam Michałowi, gdzie jadę. Musiałam to zrobić – nie jako córka, tylko jako dorosła kobieta, która w końcu chce przestać się bać. Drzwi otworzyła w szlafroku, z wałkami na głowie i miną, jakby czekała na wyrok.
– Myślałam, że już się nie odezwiesz – powiedziała z wyrzutem.
Usiadłyśmy przy kuchennym stole. Mama nalała herbaty, ale obie wiedziałyśmy, że to nie będzie miła rozmowa.
– Mamo… musimy ustalić pewne rzeczy. Bo ja już nie daję rady.
– Aha. Czyli przyszłaś mnie osądzić.
– Nie. Przyszłam ci powiedzieć, że nie jestem w stanie dłużej być pomiędzy tobą a Michałem. I że to, co się dzieje, jest niezdrowe. Dla wszystkich.
Spojrzała na mnie uważnie. Po raz pierwszy nie mówiła. Po prostu słuchała.
– On nie jest twoim kierowcą. I nie jest złym człowiekiem, tylko dlatego, że ma swoje granice. Ja… też mam. I nie chcę ich już dłużej przekraczać.
– Czyli teraz to ja jestem winna? Bo śmiem prosić o pomoc? – głos jej zadrżał. – Od śmierci ojca jestem sama! Sama! Każdy tylko patrzy, kiedy się wycofać, kiedy zostawić mnie samą z moją starością. A ja mam prawo do... do kontaktu! Do bliskości!
– Ale nie masz prawa żądać jej kosztem mojego małżeństwa – powiedziałam ostrożnie, ale pewnie. – Nie mogę już być twoją podporą we wszystkim. Mam swoje życie, mamo. I ono się wali, bo nie umiem postawić granic.
Mama spuściła wzrok. A potem, ku mojemu zaskoczeniu, rozpłakała się.
– Bałam się... że jak nie będę potrzebna, to przestanę być ważna. I że zostanę już zupełnie sama.
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Usiadłam bliżej. Ujęłam jej dłoń.
– Jesteś ważna, mamo, ale nie możesz mnie dusić. Potrzebuję, żebyś to zrozumiała.
Płakałyśmy obie, ale pierwszy raz od miesięcy... mówiłyśmy naprawdę.
Spojrzeliśmy na siebie naprawdę
Wieczorem siedzieliśmy z Michałem przy gorącym kakao z piankami. Bez telefonu, bez telewizora, bez napięcia – jakby nagle w naszym domu zrobiło się więcej powietrza. Przez chwilę oboje milczeliśmy. To było dobre milczenie.
– Byłam dziś u mamy – powiedziałam w końcu. – Powiedziałam jej wszystko.
Michał spojrzał na mnie zaskoczony.
– Serio?
– Serio.
Wziął łyk, a potem westchnął cicho.
– I co?
– Płakała. Ja też. Ale chyba... chyba pierwszy raz zrozumiała, że jej potrzeby to nie wszystko.
– Nie mam do niej żalu – powiedział cicho. – Tylko do sytuacji. Do tego, że wszystko się rozjechało i że musiałem stać się tym złym, żeby ktoś wreszcie coś zauważył.
Pokręciłam głową.
– To ja byłam ślepa. Bałam się powiedzieć „nie”, bo wydawało mi się, że to brak miłości. A to była po prostu potrzeba... ratowania siebie.
Michał wyciągnął rękę i dotknął mojej dłoni.
– Kocham cię, Anka. Ale nie mogę być tylko tym, który znosi. Chcę być z tobą, a nie tylko obok ciebie.
Zacisnęłam palce na jego dłoni.
– Obiecuję. Od teraz... będę po twojej stronie. Naszej stronie.
Po raz pierwszy od dawna spojrzeliśmy na siebie naprawdę. I może nie wszystko się naprawiło, ale coś się przesunęło. Może granice. Może my, ale to był początek czegoś nowego. Prawdziwego.
Anna, 42 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Dałam się wyciągnąć synowej na zakupy w Black Friday. Okazało się, że promocje nie były jedyną atrakcją tego dnia”
- „Utrzymywałem nas przez ponad 10 lat i wystarczy. Żona od porodu leniuchuje, więc niech idzie chociaż myć cudze trony”
- „Wyskoczyłam z kochankiem na szybki weekend w Szczyrku. Beskidy miały być ratunkiem, a doszczętnie zrujnowały nam życie”