„Teściowa wiedziała, że jestem weganką i podstępem próbowała wcisnąć mi mięso. Uznała, że wybije mi głupoty z głowy”
„Kamil nie odpowiedział. A ja pomyślałam, że może czas przestać robić dobre wrażenie na kimś, komu nigdy nie zamierzałam się przypodobać”.

- Redakcja
Kamila poznałam cztery lata temu. Na początku jego mama udawała, że mnie nie widzi. Potem, że nie słyszy, co mówię. A na końcu uznała, że musi mnie „naprawić”, bo skoro nie jem mięsa, to na pewno coś jest ze mną nie tak.
– Dziewczyno, powinnaś jeść mięso! – mówiła.
Jednak to zaproszenie… to było już za dużo.
– Wpadnijcie w sobotę na obiadek. Zrobię coś pysznego, może jakąś karkówkę z grzybami! – rzuciła przez telefon z entuzjazmem.
Spojrzałam wtedy na Kamila. Nic nie powiedział. Wzruszył tylko ramionami. I już wiedziałam, że to nie o jedzenie chodzi, ale o zasadę.
Czułam się jak intruz
Zastanawiałam się, czy pójść w dżinsach i bluzie, czy może w coś bardziej odświętnego. Ostatecznie wygrały spodnie od garnituru i gładka koszula. Neutralna. Jak moje podejście do matki Kamila – staram się być uprzejma, nawet jeśli ona konsekwentnie mnie ignoruje.
– Ale się wystroiłaś – powiedział Kamil, kiedy wyszłam z łazienki.
– Chcę wyglądać jak normalny człowiek, żeby nie było, że wegetarianie to fleje.
– Daria, daj spokój... Moja mama tak tylko mówi.
– Właśnie. Mówi. Dużo. I z przekonaniem, że ma zawsze rację.
Kamil tylko westchnął i podrapał się po szyi. Nie umiał rozmawiać z matką. Albo nie chciał. A może było mu po prostu wygodnie. Na miejscu pachniało czosnkiem, przyprawami i… mięsem.
– O, przyszliście! – Mama Kamila wyłoniła się z kuchni z rękawicami kuchennymi. – Mięsko już się piecze. Na ostro! Z cebulką!
– Dzień dobry – powiedziałam grzecznie, choć czułam się jak intruz.
– Kochanie, ty nie jesz mięsa, wiem, wiem… ale karkówka to co innego. To jest zdrowe. Sama piekłam, z ziołami.
– Dziękuję, ale nie jem karkówki.
– Oj, przestańcie już z tymi modami. Trochę białka jeszcze nikomu nie zaszkodziło.
Spojrzałam na Kamila. Siedział już przy stole i nalewał sobie kompotu do szklanki.
– Kamil?
– Po prostu zjedz sałatkę.
– Chętnie, jeśli nie ma w niej boczku.
Byłam tłem
Sałatka wyglądała niepozornie.
– Pani Halinko, czy ta sałatka zawiera mięso? – próbowałam jeszcze grzecznie.
– Mięso? Ależ skąd! Tylko troszeczkę szyneczki konserwowej dodałam, żeby nie była taka jałowa – odparła z uśmiechem, jakby mówiła o dodaniu odrobiny bazylii.
– Szynka to mięso – powiedziałam spokojnie.
– Oj, dziecko… Zostaw, jak nie chcesz – machnęła ręką.
Usiadłam przy stole obok Kamila. Przed nim stał talerz z dwoma plastrami karkówki, do tego ziemniaki i sos, który – według jego mamy – „robi robotę”.
– Serio, nie dało się niczego przygotować bez mięsa? – zapytałam półgłosem.
– Moja mama nie rozumie takich rzeczy – mruknął Kamil z ustami pełnymi jedzenia.
– Nie chce rozumieć. To różnica – odparłam, sięgając po kromkę chleba.
– Może przesadzasz? Chciała być miła. Zrobiła obiad, zaprosiła nas…
–Ciebie. Ja mam tu być tłem. Ewentualnie kłopotem.
W tym momencie mama Kamila wróciła do jadalni, niosąc półmisek pełen dymiącej karkówki.
– Nałóż sobie, dziecko. Taka soczysta wyszła, nie będzie ci szkodzić. Raz nie zawsze!
– Nie, dziękuję – powiedziałam przez zaciśnięte zęby.
– Karkówka nie gryzie! – zaśmiała się, patrząc na mnie jak na wybryk natury.
Spojrzałam na Kamila. Udawał, że nie słyszy.
Musiałam się tłumaczyć
Kamil zjadł szybko i powiedział, że musi „pomóc ojcu z autem”. Klasyczne uniki. Zostałam sama z jego mamą i półmiskiem mięsa.
– A powiedz mi – zaczęła z miną przyjaciółki domu – jak ty w ogóle żyjesz bez białka? Przecież to niezdrowe.
– Białko jest też w roślinach – odpowiedziałam cierpliwie. – Jem dużo warzyw, roślin strączkowych, tofu...
– Tofu? – skrzywiła się. – Jadłam raz. Smakowało jak ścierka.
– Może było źle przyprawione. Tak jak mięso może być niedobre, jeśli będzie źle przyrządzone – ucięłam grzecznie, ale stanowczo.
– A mleka też nie pijesz?
– Nie.
– A jajek?
– Nie.
– No nie wierzę… To, co ty w ogóle jesz? – parsknęła śmiechem, jakby odkryła nowy gatunek owada.
– Na przykład dzisiaj zjadłabym chętnie coś z warzywami. Albo risotto z grzybami. Albo leczo – uśmiechnęłam się sztucznie.
– Dziewczyno, ale to przecież nie syci! Ty nie masz siły, bo nie jesz normalnie. Może tak ci się tylko wydaje, że to lepsze?
Zamrugałam, próbując nie powiedzieć czegoś, czego bym żałowała. Ciszę przerwał dźwięk telefonu – Kamil.
– Możesz po mnie przyjechać? – zapytałam bez wstępu.
– Już chcesz iść?
– Tak.
Miałam dość
Wyszłam przed dom, Kamila jeszcze nie było. Stałam na podjeździe z ramionami skrzyżowanymi na piersi.
– Wsiadasz? – zapytał cicho, otwierając drzwi pasażera.
– Nie, zostanę tutaj, zamieszkam pod tujami i będę się żywić powietrzem – odburknęłam i trzasnęłam drzwiami, gdy tylko wsiadłam.
Ruszyliśmy w ciszy. Kamil wpatrywał się w drogę, ja – w swoje odbicie w szybie. Po kilku minutach nie wytrzymałam.
– Naprawdę nie masz nic do powiedzenia?
– Ale o co ci chodzi?
– O co mi chodzi?! Twoja matka robiła sobie ze mnie żarty przy stole. Jakby moją dietę wymyślił kabaret.
– Nie zrobiła tego specjalnie…
– Naprawdę w to wierzysz? Zaprosiła mnie na karkówkę. Na. Karkówkę. Czy ty wiesz, jak to brzmi?
– Myślałem, że przymkniesz oko…
– O, czyli wszystko jasne. Mam przymykać oko, bo to twoja mama. A ja jestem tylko dodatkiem, tak?
– Nie rób scen.
– Nie robię scen. Tylko pokazuję, że jeśli twoja mama nie potrafi okazać szacunku moim wyborom, to nie będę udawać, że wszystko jest super.
– Dobrze, pogadam z nią.
– Serio? Teraz? Czy za kolejne cztery lata?
Kamil nie odpowiedział. A ja pomyślałam, że może czas przestać robić dobre wrażenie na kimś, komu nigdy nie zamierzałam się przypodobać.
Poczułam spokój
W mieszkaniu długo siedzieliśmy w milczeniu. Kamil zrobił sobie herbatę.
– Wiesz, ja naprawdę próbuję. Staram się jakoś to wszystko godzić – powiedział w końcu.
– Nie musisz godzić. Musisz tylko zdecydować, po której stronie stoisz. I nie chodzi mi o wybór między mną a twoją matką, tylko o zwykły szacunek. Ona mnie nie szanuje.
– To może się kiedyś zmieni.
– Może. Jednak ty nic z tym nie robisz. Nie oczekuję, że ją nawrócisz na weganizm. Oczekuję, że kiedy ktoś mnie publicznie wyśmiewa, to nie będziesz obok grzebał w ziemniakach, udając, że to nie twoja sprawa.
Westchnął. Długo nic nie mówił. Potem odezwał się z rezygnacją w głosie:
– To moja matka. Nauczyłem się nie wchodzić jej w drogę.
– A ja się nie nauczę. Bo nie mam zamiaru.
– Czyli co? To koniec?
Spojrzałam na niego. I nagle, po raz pierwszy od dawna, poczułam spokój.
– Nie wiem. Wiem jednak, że jeśli kiedyś będę miała dzieci, to nie chcę, żeby ktokolwiek im wciskał szynkę w sałatce, mówiąc, że to „dla zdrowia”.
Kamil skinął głową. Nie z przekonaniem. Raczej z ulgą, że to ja to powiedziałam.
Odbiłam się od dna
Minął tydzień. Kamil się nie odezwał. Ja też nie dzwoniłam. Nie dlatego, że chciałam czekać na pierwszy ruch. Po prostu... już nie miałam ochoty. Czułam się, jakbym wróciła z pola bitwy. Na uczelni Magda zapytała, czy w końcu byłam u „teściowej”.
– Byłam, ale już nie będę musiała – odpowiedziałam spokojnie.
– O matko, aż tak źle?
– Gorzej, ale ostatecznie to dobrze. Czasem trzeba dotknąć dna, żeby się od niego odbić.
Zaczęłam gotować znowu dla siebie, bez stresu. Bez „kompromisów” w stylu makaron bez mięsa, ale z masłem. Poczułam się wolna. W weekend poszłam na obiad do mojej mamy. Zrobiła tofu z pieczonymi warzywami.
– Wiem, że lubisz na ostro – powiedziała, podając mi talerz.
– Dzięki, mamo. To dla mnie ważne.
– No przecież nie umrę, jak raz nie zrobię kotletów. Mięso to nie religia.
Uśmiechnęłam się. Właśnie – nie religia. A dla niektórych niestety tak. W poniedziałek dostałam SMS-a od Kamila:
„Moja mama pyta, czy nie wpadniemy na gołąbki. Z ryżem i mięsem. Może dla ciebie zrobi bez mięsa. Dasz się namówić?”.
Odpisałam krótko:
„Nie”.
I usunęłam jego numer.
Daria, 23 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Miałam już serdecznie dość rygoru mojego męża. Był dyrektorem nie tylko w pracy, ale i w domu dla naszej rodziny”
- „Zrobiłam ciasto bostońskie dla teściowej, a ona w podzięce potraktowała mnie jak śmiecia. Chciało mi się płakać”
- „Pożyczyłem ojcu w potrzebie 3 tysiące, ale nie chce mi oddać. Nie dam się traktować jak jakiś bankomat”