Reklama

Zawsze uważałem ojca za wzór. Nie chodzi nawet o to, że był szanowanym nauczycielem czy że sąsiedzi mówili o nim z szacunkiem – choć to też. Dla mnie był po prostu moim ojcem – obecnym, ciepłym, cierpliwym. Gdy wracał z pracy, witał mnie z uśmiechem i zawsze miał czas, żeby zapytać: „Jak w szkole, synku?” A ja opowiadałem. Wszystko. Nawet rzeczy, które mogłyby mnie zawstydzić. Bo wiedziałem, że nie wyśmieje. Że powie coś mądrego. Taki był mój tata. A mama? Z nią było inaczej. Zawsze była zmęczona. Nieobecna duchem. Jej czułości nie pamiętam. Rzadko się przytulała. Rzadko się uśmiechała. Z czasem przestałem próbować się do niej zbliżyć. W domu obowiązywał niepisany układ – z mamą się mieszkało, z ojcem rozmawiało.

Reklama

Pogrzeb ojca był jakiś miesiąc temu. Wrzesień, pełne słońce, a ja miałem wrażenie, że umarł kawałek mnie. Stałem wtedy przy trumnie z białą różą w dłoni i modliłem się, żeby to był sen. Maria – moja matka – stała jak skała. Nie uroniła łzy. Patrzyła w jeden punkt. Jakby to nie był pogrzeb męża, tylko jakiś nudny obowiązek. Wróciłem teraz do rodzinnego miasta, bo Wszystkich Świętych za pasem. Chciałem zająć się grobem taty. Kiedy byłem dzieckiem, to on zawsze chodził ze mną na cmentarz – przynosiliśmy znicze, czyściliśmy marmur, układaliśmy kwiaty. Chciałem to teraz zrobić z mamą. Razem. Na znak pamięci. I szacunku. Po drodze spotkałem panią Jolę, sąsiadkę z naprzeciwka. Zatrzymała mnie:

– Tomek, jak się trzymasz, kochanie? Twój tata to był dobry człowiek... Wszyscy tu tak mówią. Zawsze pomocny, zawsze z sercem. Aż trudno uwierzyć, że go już nie ma.

Uśmiechnąłem się słabo.

– Dziękuję, pani Jolu. Staram się trzymać.

– Był z niego taki porządny facet – dodała i poklepała mnie po ramieniu. – Szkoda, że takich ludzi coraz mniej...

Właśnie dlatego – pomyślałem – warto zadbać o jego pamięć. Kiedy jednak tego wieczoru zapytałem mamę, czy pomoże mi posprzątać grób taty, odpowiedziała słowami, które sprawiły, że coś we mnie pękło...

Nie chciała robić cyrku

– Mamo, pomyślałem, że może jutro pójdziemy razem na cmentarz – zacząłem niepewnie, siadając naprzeciw niej przy kuchennym stole.

Obierała jabłko, jakby od tego zależało życie. Cicho, precyzyjnie, pasek skórki zwisał już niemal na całą długość.

– Po co?

– No… Wszystkich Świętych za kilka dni. Trzeba ogarnąć grób taty. Pomyślałem, że razem…

– Nie idę – ucięła krótko, nie patrząc na mnie.

Zamarłem. Przez chwilę miałem nadzieję, że żartuje. Ale nie żartowała.

– Jak to „nie idziesz”?

– Normalnie. Nie będę robić cyrku na jego grobie. Nie po tym wszystkim – powiedziała spokojnie, niemal bez emocji.

– Po czym? – zapytałem, czując jak ściska mnie w żołądku.

Wzruszyła ramionami, jakby to było nieważne. Jakby mówiła o sąsiedzie, a nie o własnym mężu.

Mamo, to był mój ojciec! – podniosłem głos, nie mogąc zapanować nad rosnącą wściekłością. – Twój mąż!

W końcu spojrzała na mnie. Jej twarz była zmęczona, jakby nie spała od miesięcy.

– Twój ojciec nie był tym człowiekiem, za jakiego go uważałeś.

– Co ty mówisz?!

– Nie teraz, Tomek. I nie pytaj więcej. Po prostu… nie każ mi tam iść.

Wstała i wyszła do drugiego pokoju, zostawiając mnie z pulsującym w uszach zdaniem: „Nie po tym wszystkim”... Siedziałem osłupiały, wpatrując się w niedojedzone jabłko. Próbowałem przypomnieć sobie jakikolwiek moment z dzieciństwa, który mógłby być sygnałem, że coś jest nie tak. Ale wszystko, co pamiętałem, to spokojny głos ojca, jego dłonie poprawiające mi kołdrę, jego śmiech, kiedy wygłupialiśmy się na rowerach. A matka? Zawsze była chłodna, zamknięta. Ale teraz… pierwszy raz zobaczyłem w niej coś jeszcze – niechęć. Może nawet pogardę. Nie wiedziałem, co o tym myśleć. Wiedziałem tylko jedno, że coś mi umknęło. Coś ważnego.

Czułem, że zaraz coś pęknie

Nie mogłem spać. Leżałem na rozkładanym łóżku w dawnym pokoju Karoliny i gapiłem się w sufit, który pamiętał jeszcze fluorescencyjne gwiazdki z lat 90. Kręciłem się, wzdychałem, aż w końcu usiadłem, założyłem bluzę i poszedłem do kuchni. Oczywiście – była tam. Siedziała przy stole z herbatą, jakby też nie mogła zasnąć. Spojrzała na mnie bez słowa.

– Musimy pogadać – powiedziałem cicho, siadając naprzeciwko niej.

– Nie teraz – mruknęła, ale ja tylko pokręciłem głową.

– Powiedz mi, co to znaczy. Co takiego zrobił tata, że nie możesz nawet stanąć nad jego grobem?

Zacisnęła usta. Wzrok miała wbity w kubek.

– To nie jest twoja sprawa, Tomek.

– Nie moja sprawa?! – parsknąłem. – Był moim ojcem. Mam prawo wiedzieć.

– A ja miałam prawo wiedzieć, kim tak naprawdę jest człowiek, z którym dzielę życie. Ale się nie dowiedziałam. Przynajmniej nie od razu – powiedziała lodowato.

Zatkało mnie. Czułem, że zaraz coś pęknie.

– Czy on cię... bił? Zdradzał? Co się stało?

Wtedy spojrzała na mnie. W tym spojrzeniu była i rozpacz, i gniew, i jakaś stara, zardzewiała duma.

Zabił we mnie wszystko. To wystarczy.

– Ale co to znaczy?

– To znaczy – powiedziała, zrywając się z krzesła – że nie chcesz znać prawdy. Uwierz mi. Nie chcesz.

– Mamo...

– Koniec rozmowy, Tomek. Dobranoc.

Zniknęła w ciemności korytarza. Zostałem sam z jej słowami, które odbijały się echem w mojej głowie. Zabił w niej wszystko? A ja przecież całe życie byłem pewien, że to ona była tą zimną, zamkniętą osobą. Że to ona nie umiała kochać. A jeśli... nie była taka bez powodu?

Wymusiłem na niej prawdę

Następnego dnia unikała mnie cały ranek. Wyszła do sklepu, wróciła z siatką pełną produktów, których nikt nie potrzebował – jakby chciała coś ugotować, byle zająć ręce. Ja udawałem, że czytam książkę, ale tylko przerzucałem strony. Późnym popołudniem poszedłem do garażu, do którego ojciec nigdy nikogo nie wpuszczał. Szukałem czegoś – może zdjęć, może listów – czegokolwiek, co dałoby mi choć cień odpowiedzi. Nic. Tylko kurz, narzędzia i zapach oleju. Wróciłem do domu i usłyszałem jej głos. Mówiła cicho, przez telefon. Drzwi do sypialni były lekko uchylone.

– On nie odpuści, drąży temat. A ja nie chcę, żeby wiedział – szeptała.

Serce mi zamarło. Podszedłem bliżej.

– Może już czas mu powiedzieć. Jest dorosły – odezwał się męski głos. Wujek Jerzy.

– Jurek, on go idealizuje. A prawda go zniszczy.

Nie czekałem dłużej. Zapukałem w drzwi i wszedłem bez czekania.

– Za późno, mamo. Teraz chcę tylko znać prawdę – powiedziałem spokojnie, ale z takim bólem w głosie, że zrozumiała, że nie odpuszczę.

Matka wpatrywała się we mnie przez chwilę, jakby chciała ocenić, ile jestem w stanie unieść.

– Usiądź. Powiem ci wszystko – wyszeptała w końcu.

Czułem, że zaraz usłyszę coś, czego nigdy nie zapomnę. I że po tym nic już nie będzie takie samo.

Jej wyznanie mną wstrząsnęło

Usiadłem powoli. Matka przyniosła herbatę, której nikt nie pił. W pokoju zrobiło się tak cicho, że słyszałem tykanie zegara z przedpokoju. Usiadła naprzeciwko mnie. Znowu obierała jabłko. Widocznie tylko to trzymało jej ręce w ryzach.

– Byłam w ciąży z tobą – zaczęła spokojnie – kiedy dowiedziałam się, że twój ojciec prowadzi podwójne życie.

Zamarłem.

– Co?!

Miał drugą kobietę. Od lat. Poznali się jeszcze przed naszym ślubem. Spotykali się przez cały nasz związek. Jeździł do niej niby „służbowo”. Zostawiał mi Karolinę i znikał na weekendy, ferie, czasem i tydzień. A ja… byłam głupia. Wierzyłam, że to praca. Tylko wiesz... kobieta czuje, kiedy coś jest nie tak.

– I nic nie powiedziałaś?

– Dowiedziałam się wszystkiego przypadkiem. Wiesz jak? Ona napisała do mnie list. Że mam „nie robić scen” i dać im spokój. Że Andrzej mnie nie kocha, tylko ze mną utknął. I że... że spodziewa się jego dziecka.

Czułem, jak świat zaczyna mi się walić. Ojciec miał… dziecko? Z kimś innym?

Chciałam cię usunąć – powiedziała nagle i spojrzała mi prosto w oczy. – Przysięgam. Nienawidziłam go tak bardzo, że nie chciałam mieć z nim nic wspólnego. Ale nie mogłam. Nie potrafiłam. I tak zostało...

– Dlaczego nigdy mi tego nie powiedziałaś?

– Bo mimo wszystko bardzo cię kochałam. Ale jego? Nigdy mu nie wybaczyłam. Nigdy.

Wstałem i bez słowa wybiegłem z domu. Nocne powietrze było zimne i ostre. Szedłem bez celu. Nie miałem ojca. Miałem tylko jego cień. I kłamstwa.

Nosiła w sobie zbyt wiele

Karolina otworzyła mi drzwi w szlafroku, z kubkiem herbaty w ręce.

– Tomek? Co ty… wszystko w porządku?

– Muszę pogadać. Teraz. Przepraszam – powiedziałem, wchodząc bez zaproszenia.

Zamknęła drzwi, odstawiła kubek i patrzyła na mnie, jakby się czegoś domyślała.

– Mama powiedziała mi wszystko – wyrzuciłem z siebie.

Nie spytała: „Co dokładnie?” – tylko od razu usiadła przy stole i spuściła głowę.

– Wiedziałaś?

– Domyślałam się. Widziałam, jak ona się zmieniała. Jak przy nim gasła. Jak znikała w sobie, ale nigdy nie chciała mówić. Nigdy. A potem… po prostu przestałam pytać.

– I pozwoliłaś mi przez całe dzieciństwo żyć w kłamstwie? Idealizować go?

– Tomek… ty byłeś dzieckiem. A potem… nie chciałam ci tego burzyć. Ojciec był twoim całym światem. Po co miałam ci go odbierać?

– Może po to, żebym nie robił z niego świętego?! – rzuciłem, zrywając się z miejsca. – Miał drugą rodzinę! Dziecko!

– Wiem. Mama raz to powiedziała. Ale cicho. Jakby bała się, że samo wypowiedzenie tego sprawi, że to znów się wydarzy. Andrzej... potrafił manipulować. Był czarujący, prawda?

Milczałem. Bo tak – był. Nawet dla mnie.

– Byłaś wtedy w domu, kiedy mama dostała ten list?

– Byłam. I wtedy po raz pierwszy widziałam, jak się rozpada. Po cichu. W sobie. Nigdy nie podniosła głosu. Nigdy nie rzucała talerzami. Ale przestała patrzeć na niego tak samo. A ciebie... ciebie kochała podwójnie. Za siebie i za niego.

Wtedy to do mnie dotarło. Moja matka nie była chłodna. Ona po prostu nosiła w sobie zbyt wiele, by jeszcze umieć się śmiać.

Tomek, 30 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama