„Mama powiedziała, że nie przyjdzie na mój ślub, ale nie to było najgorsze. Zrobiła coś, co złamało mi serce”
„Zadzwoniła tylko po to, żeby powiedzieć, że nie przyjedzie. Pomyślałam wtedy, że jeszcze to przemyśli. Że może się pokłóciłyśmy, ale przecież... przecież każda matka w końcu przychodzi na ślub swojej córki, prawda? Tyle że moja zrobiła coś, czego nie spodziewałam się nawet po niej. I tym złamała mi serce”.

- Redakcja
– Przecież to twoja matka, Żaneta. Na pewno w końcu zmięknie – powtarzał mi Kamil, jakby to coś zmieniało.
Jakby to, że „jest moją matką”, cokolwiek tłumaczyło. A ja już dawno przestałam próbować ją zrozumieć. Matka zawsze miała swoje zasady. Tylko że te zasady zmieniały się zależnie od sytuacji – i od tego, czy to ja coś potrzebowałam, czy ktoś inny. Gdy powiedziałam jej, że wychodzę za Kamila, pokiwała tylko głową i odłożyła telefon. Zero pytania, z kim, kiedy, czy jestem szczęśliwa.
Po tygodniu milczenia, zadzwoniła tylko po to, żeby powiedzieć: „Nie przyjdę na ten ślub, Żaneta. I nie proś mnie”. Pomyślałam wtedy, że to da się jeszcze naprawić. Że może się pokłóciłyśmy, ale przecież... przecież każda matka w końcu przychodzi na ślub swojej córki, prawda? Tyle że moja zrobiła coś, czego nie spodziewałam się nawet po niej. I tym złamała mi serce.
Nie mogłam w to uwierzyć
Kiedy byłam mała, mama mówiła, że wszystko w życiu trzeba robić „z głową”. Nigdy nie tłumaczyła, co to znaczy, ale domyślałam się, że chodzi o to, żeby nie być jak ja – emocjonalna, szybka, impulsywna. Mama lubiła mieć kontrolę. Nawet nad moim życiem.
– Naprawdę za niego wyjdziesz? – zapytała, kiedy wspomniałam, że Kamil mi się oświadczył.
– Tak, mamo. Kocham go – odpowiedziałam spokojnie.
– Miłość to nie powód do ślubu – stwierdziła sucho, jakby mówiła o zepsutym ziemniaku.
Wiedziałam, że Kamil jej nie pasuje. Nie był wystarczająco „ułożony”, jak to ona mówiła. Miał artystyczną duszę i dorywcze zlecenia jako grafik. Ale był czuły, lojalny, zabawny w ten swój sposób, który mnie zawsze rozbrajał.
– Jak ci się życie z nim znudzi, nie licz na mnie – rzuciła, a ja milczałam. Bo gdybym coś odpowiedziała, zaczęłybyśmy się kłócić. A nie miałam już siły na te jej gierki.
Na wieczór panieński nie przyszła. Powiedziała mojej ciotce przez telefon, że „nie ma czasu na takie szopki”. A potem przyszedł ten telefon. Siedziałam wtedy w kuchni, w dresie, w jednej skarpetce, bo druga mi się gdzieś zawieruszyła.
– Żaneta, nie przyjdę na twój ślub – powiedziała bez wstępu.
– Co? – odezwałam się głosem zduszonym jak w koszmarze.
– Wiesz, co myślę o tym wszystkim. Nie będę udawać.
– Ale to mój ślub! – krzyknęłam. – Mamo, to jedyny dzień, o który cię proszę!
– To zadzwoń do ojca. Może on cię poprowadzi do ołtarza – rzuciła i się rozłączyła.
Zaparło mi dech.
Czułam się zraniona
Nie powiedziałam Kamilowi o tej rozmowie od razu. Położyłam telefon na blacie i wpatrywałam się w niego, jakby miał mi coś jeszcze dopowiedzieć. Może: „Żartowałam. Oczywiście, że będę. Przecież cię kocham, głupia”. Ale nic takiego nie padło. Kamil znalazł mnie dopiero po godzinie, siedzącą na podłodze, z kolanami pod brodą i rozmazanym tuszem.
– Kochanie, co się stało? – przykucnął obok i spojrzał na mnie z troską.
– Mama… nie przyjdzie. – wyszeptałam. – I powiedziała to tak… jakby mówiła, że nie wpadnie na obiad.
Zamilkł. Wiedział, że temat mojej mamy to grząski grunt. Już raz powiedział coś za dużo i musiał potem jeść obiad z lodówki przez trzy dni.
– Może jeszcze się rozmyśli? – spróbował ostrożnie.
– Nie. Znam ją. Jak mówi nie, to znaczy nigdy. – otarłam oczy dłonią. – Powiedziała, żebym poprosiła ojca, żeby mnie poprowadził do ołtarza.
– Ale przecież twój ojciec... – zaczął.
– Nie ma go – dokończyłam. – Wyjechał do Norwegii, kiedy miałam siedem lat. Ostatni raz widziałam go, jak pakował walizkę w pośpiechu. Nawet mnie nie przytulił.
Kamil przysiadł obok i objął mnie.
– To ja cię poprowadzę. Albo… Olga. Albo idź sama. Będzie jak w filmie – szepnął, próbując mnie rozśmieszyć.
– Może jeszcze psa wezmę? – parsknęłam przez łzy.
– Będzie najpiękniej. Z tobą zawsze jest.
Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że mama nie tylko nie przyjdzie, ale też zrobi coś, by mi ostatecznie dowalić.
To była podłość
Ślub miał być skromny. W ogrodzie, ze światłami w słoikach, lampkami rozwieszonymi na drzewach i muzyką na żywo. Nie marzyłam o pałacach i fontannach z czekolady – chciałam ciepła, ludzi, którzy mnie kochają, i Kamila, patrzącego na mnie z uśmiechem. W dzień ślubu obudziłam się dziwnie spokojna. Może to było zmęczenie, może podświadomość już wiedziała, że lepiej nie liczyć na zbyt wiele.
– Dzwoniła twoja matka? – zapytała Olga, poprawiając mi włosy. Była moją świadkową. I moją przyjaciółką od czasów, kiedy jeszcze nosiłyśmy trampki do komunii.
– Nie – odpowiedziałam cicho. – I raczej nie zadzwoni.
– Może jednak się zjawi. Wiesz… w ostatniej chwili, dramatyczne wejście, jak w filmach. – mrugnęła.
– To nie film, Olga. W moim filmie mama jest tylko w napisach końcowych, podpisana jako „ktoś, kto nie mógł być obecny”.
Śmiech ugrzązł jej w gardle. Wyszłam na zewnątrz chwilę przed rozpoczęciem ceremonii. Kamil już czekał, rozmawiając z jakimś kuzynem. Olga stanęła obok mnie. I wtedy zobaczyłam ją. Szła powoli, w granatowej sukni, z fryzurą jak spod igły i… z Pawłem. Moim byłym. Tym samym, który zostawił mnie pięć lat wcześniej, bo „potrzebował przestrzeni”.
– Co to, do cholery… – szepnęła Olga.
– Nie… nie wierzę – wymamrotałam.
Mama podeszła do ciotki, przywitała się serdecznie. A potem cmoknęła Pawła w policzek, jakby byli parą. Jakby byli gośćmi na przyjęciu, na które zostali zaproszeni.
– Ona… ona przyszła z moim eks. Na mój ślub. – powiedziałam pusto.
Olga spojrzała na mnie, jakby nie wiedziała, czy ma się śmiać, czy rzucić w nią bukietem.
Byłam na nią wściekła
Przez chwilę naprawdę myślałam, że mam omamy. Że może jestem tak zestresowana, że widzę rzeczy, które nie istnieją. Ale potem Paweł pomachał komuś ze znajomych i wszystko stało się boleśnie realne.
– Co ona wyprawia?! – syknęła Olga, już gotowa zejść z butów i ruszyć do ataku.
– Nie. – złapałam ją za rękę. – Nie rób sceny. To przecież… mój ślub.
– Żaneta, ale ona… z twoim eks! Który cię zdradził z tamtą laską z marketingu! – wyliczała jak oskarżyciel na sali sądowej.
– Wiem. Wiem wszystko – warknęłam i zrobiło mi się niedobrze.
Podbiegł Kamil. Zobaczył moją minę i od razu był czujny.
– Co się stało?
– Moja mama jednak przyszła – powiedziałam przez zęby. – Z Pawłem.
– Z… tym Pawłem?! – jego brwi uniosły się tak wysoko, że prawie zniknęły pod grzywką.
– Z tym właśnie Pawłem – potwierdziła Olga.
Kamil spojrzał w tłum i już wiedział. Uśmiech zniknął mu z twarzy.
– Chcesz, żeby ich wyprosili? – zapytał spokojnie, ale z tym cieniem w głosie, który znałam – cieniem, który pojawiał się tylko wtedy, gdy ktoś mnie krzywdził.
– Nie. Nie dam jej tej satysfakcji – powiedziałam cicho. – Nie będę tą, która zrobi awanturę na własnym ślubie.
– To co robimy?
– Uśmiechamy się. Idziemy do ołtarza. A potem tańczymy tak, jakby nie istniała – odpowiedziałam. – Ale po wszystkim… po wszystkim powiem jej, co myślę. I nie będzie ładnie.
Kamil skinął głową.
– Jestem przy tobie – szepnął i podał mi ramię.
Miarka się przebrała
Ślub był piękny, naprawdę. Wszyscy później mówili, że wyglądałam jak z bajki, że przysięga była wzruszająca, a pierwszy taniec jak z filmu. Ale ja pamiętam głównie to, że ona siedziała przy stole z Pawłem i śmiała się, jakby była na urodzinach koleżanki. Unikałyśmy kontaktu wzrokowego przez większość wieczoru. Ja też udawałam, że jej nie ma. Ale kiedy zespół zaczął przygrywać do pierwszego tańca, a wszyscy zrobili miejsce na parkiecie dla pary młodej, ona podeszła.
– Gratuluję – powiedziała z miną, jakby wręczała mi dyplom za drugie miejsce w konkursie na najlepszy bigos.
– Dziękuję – odpowiedziałam chłodno.
– Pięknie to wszystko zorganizowaliście. Widać, że się starałaś.
– Staraliśmy się – poprawiłam. – Bo to najpiękniejszy dzień w moim życiu.
– No pewnie. Ale Paweł mówił, że zawsze miałaś rękę do takich rzeczy. – Spojrzała na mnie z uśmiechem, jakby nie zrozumiała, co właśnie powiedziała.
– Rozmawiacie mnie? – zapytałam powoli.
– Trochę. To przecież dobry chłopak. I zna cię lepiej niż ten twój… mąż.
Zatkało mnie.
– Mamo… ty naprawdę przyszłaś tu z moim byłym, który mnie zdradził, tylko po to, żeby mi pokazać, że nadal masz władzę nad moim życiem?
– Nie przesadzaj, Żaneta – prychnęła. – Przyszłam, żeby ci pogratulować. I pokazać, że nie chowam urazy.
– Urazy? Ty myślisz, że tu chodzi o urazę?! Ty jesteś... – urwałam. – Wiesz co? Dziękuję, że przyszłaś. Teraz już wiem, że więcej cię nie potrzebuję.
Odwróciłam się i wróciłam na parkiet, zostawiając ją z kieliszkiem i tą jej idiotyczną, sztuczną miną.
Bolało, ale to było moje życie
Po ślubie długo nie rozmawiałyśmy. Nie odezwała się ani na drugi dzień, ani tydzień później. A ja… nie czułam potrzeby. Po raz pierwszy w życiu nie czułam się winna, że nie próbuję jej zrozumieć. Przez całe dzieciństwo słyszałam: „Nie odzywaj się do mamy takim tonem”, „Ona chce dla ciebie dobrze”, „Taka już jest”. Ale nigdy nikt nie zapytał, jak ja się z tym czuję.
Po miesiącu od ślubu dostałam od niej list. Nie SMS. Nie telefon. Ręcznie napisany list. „Nie potrafię być taka, jaką byś chciała, żebym była. Ale nie jestem potworem. Z Pawłem… to był przypadek. Wiem, że nie uwierzysz. Może i dobrze. Nie umiem być matką w twoim stylu. Ale nadal jestem twoją matką. Jeśli kiedyś zechcesz usiąść i porozmawiać – będę czekać”. Nie odpisałam. Może kiedyś, może za rok. A może nigdy.
– Wciąż o niej myślisz? – zapytał Kamil pewnego wieczoru, kiedy siedzieliśmy z winem na balkonie.
– Rzadziej. Ale jak się pojawia w głowie, to nadal boli – odpowiedziałam szczerze.
– Wiesz, że nie musisz jej wybaczać, jeśli nie chcesz. Masz prawo mieć żal.
– Wiem – westchnęłam. – Ale chyba bardziej niż wybaczenia, chciałabym ją po prostu zrozumieć. Albo… przestać próbować.
Kamil pocałował mnie w ramię.
– Czasem jedyna rodzina, która się naprawdę liczy, to ta, którą sami wybieramy.
I miał rację. Zaczęłam budować życie bez niej. I pierwszy raz czułam, że to życie jest naprawdę moje.
Żaneta, 27 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Mąż wiecznie szuka pracy, a ja jestem tą, co wszystko dźwiga. To był ostatni moment, żeby przestać się oszukiwać”
- „Mąż zarabiał w Dubaju, a ja pragnęłam dotyku, nie pieniędzy. Szwagier dał mi więcej, niż chciałam”
- „Teściowa dała nam dach nad głową, ale zabrała prywatność. Grzebała w koszu z brudną bielizną, jakby szukała skarbu”