Reklama

Pierwsze wątpliwości pojawiły się, gdy poszłam do podstawówki. To właśnie tam dowiedziałam się, że ten zniecierpliwiony pan to tata i że każde dziecko takiego tatę ma. Dlaczego więc ja nie miałam? Natychmiast pobiegłam z tym do mamy. Odparła, że mój tatuś poszedł do Bozi, gdy byłam bardzo malutka. Przez kilka lat takie wyjaśnienie mi wystarczało, ale potem wątpliwości wróciły.

Reklama

Nie rozumiałam, dlaczego w domu nie ma żadnych pamiątek po ojcu. Choćby jednego zdjęcia. I dlaczego nie odwiedzamy jego grobu. W Zaduszki ludzie chodzą przecież na cmentarze. My nie. Znowu pobiegłam do mamy. Zwodziła mnie, kręciła. A w końcu przyznała, że ojciec może i żyje, ale nikt nie wie, gdzie jest. Bo na wieść, że mama jest w ciąży, rozpłynął się jak sen złoty i ślad po nim zaginął. Nie drążyłam dłużej tematu, bo widziałam, że ta rozmowa jest dla niej bardzo trudna. Nie miałam ochoty poznawać ojca. Pomyślałam, że skoro skrzywdził mamę, to nie zasługuje na to, by w ogóle o nim myśleć.

Ty też o nim zapomnij

Temat wrócił niedługo przed moimi osiemnastymi urodzinami. Musiałam wyrobić sobie dowód osobisty, więc w szufladzie z dokumentami odnalazłam swój akt urodzenia. Spojrzałam na dokument i zamarłam. W rubryce ojciec był wpis: nieznany. Jak to nieznany? Przecież bocian mnie nie przyniósł! Co z tego, że dał dyla i pozacierał za sobą wszystkie ślady. Ale mnie spłodził! Nie rozumiałam, dlaczego mama nie dopilnowała, by jego nazwisko znalazło się w dokumentach.

Przecież w każdej chwili mógł się odnaleźć. A wtedy musiałby nam pomagać, płacić alimenty. Dlaczego tak łatwo z tego zrezygnowała? Zwłaszcza że nieraz narzekała, że brakowało jej do pierwszego… Tak mnie to męczyło, że po raz kolejny postanowiłam z nią porozmawiać. Niestety, gdy tylko wspomniałam o ojcu, wpadła w szał. Krzyczała, żebym więcej jej nie męczyła, że nie ma najmniejszej ochoty rozmawiać o tym człowieku.

– To chociaż powiedz mi, jak się nazywa.

Zobacz także

– Nie pamiętam.

– Wybacz, ale ci nie wierzę. Takich rzeczy raczej się nie zapomina.

– Ja zapomniałam.

– Mamo… Mam prawo wiedzieć…

– Żadne mamo. Nie pamiętam i już. Koniec. I ty też zapomnij o tym bydlaku. Uwierz mi, tak będzie najlepiej – ucięła i zajęła się gotowaniem obiadu.

Nie pomogły moje prośby, naciski, błagania. Milczała jak zaklęta.

No to ci się udało

Byłam wściekła na mamę. Nie rozumiałam, dlaczego ukrywa przede mną tożsamość ojca. Zaczęłam więc w tajemnicy przeszukiwać jej rzeczy. Wiem, że to nie w porządku, ale za wszelką cenę chciałam uzyskać odpowiedzi na swoje pytania.

Zajrzałam do każdej szuflady, każdej teczki, pudełka. I nic. Żadnego śladu. I kiedy miałam już rezygnować, w ręce wpadł mi pożółkły list napisany na komputerze: „Nie próbuj ujawnić, że to ja jestem ojcem. Wszystkiego się wyprę. I jeszcze powiem z ambony, że jesteś rozwiązłą kobietą, która oczernia niewinnego księdza. Ludzie cię ze wsi wywiozą na taczkach. Jeśli więc chcesz spokojnie żyć, pozbądź się problemu. A jak nie, wyjedź. I zapomnij o moim istnieniu” – przeczytałam.

Byłam w szoku. Gapiłam się w tę kartkę i próbowałam zebrać myśli. Moja mama miała romans z księdzem? I to ja jestem owocem tego romansu? Niechcianym, bo ksiądz kazał jej „pozbyć się problemu” albo wyjechać z rodzinnej wsi? Byłam tak poruszona, że nawet nie zauważyłam, kiedy mama wróciła. Zorientowałam się dopiero wtedy, gdy wyrwała mi list z ręki.

– Jakim prawem grzebiesz w moich rzeczach! – krzyknęła.

– Chciałam tylko… – zająknęłam się.

– Co chciałaś? Rozwikłać tajemnicę? No to ci się udało. Tak, twoim ojcem jest ksiądz! Proboszcz z mojej rodzinnej wsi. Zadowolona jesteś? – popatrzyła na mnie z wyrzutem i zanim zdążyłam coś powiedzieć, uciekła do swojego pokoju.

Pobiegłam za nią, ale zamknęła się na klucz. Pukałam, waliłam, bo miałam mnóstwo pytań, ale nie otwierała.
Wyszła po godzinie. Była opuchnięta od płaczu, lecz już spokojna. Ja też zdążyłam trochę ochłonąć.

– Możemy porozmawiać, ale tym razem naprawdę szczerze? – zapytałam, na co mama skinęła głową i usiadła obok mnie.

– Co chcesz wiedzieć?

– Dlaczego mi nie powiedziałaś prawdy?

Wstydziłam się. I bałam, co o mnie pomyślisz… Romans z księdzem… Nie brzmi to dobrze, przyznasz.

– A tam, znam gorsze rzeczy. Jak to było? Zakochałaś się?

– Jak wariatka. I jak mi się wydawało, z wzajemnością. Obiecywał, że zrzuci dla mnie sutannę, że będziemy razem… Pięknie mówił, więc wierzyłam w każde słowo. Czar prysł, gdy zaszłam w ciążę. Postawił mi ultimatum i znalazł sobie inną – spuściła głowę.

– Ja bym gadowi nie odpuściła… – wkurzyłam się.

– Dziecko, to były inne czasy. Ludzie naprawdę żyć by mi nie dali. I, co najgorsze, tobie pewnie też. Wolałam już uciec do miasta. Początki nie były łatwe, ale jakoś sobie poradziłam. Znalazłam pracę, mieszkanie…

– Mogłaś pozbyć się ciąży.

– Nie chciałam… I bardzo się z tego cieszę. Przecież mam ciebie. Najpiękniejszy prezent, jaki mogłam dostać od życia – przytuliła mnie, a ja tak się wzruszyłam, że aż się rozpłakałam.

Pojadę tam, muszę go poznać!

Po rozmowie z mamą nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok i myślałam o ojcu. Byłam wściekła, że za to, co zrobił, nie spotkała go żadna kara. Żył sobie spokojnie i wygodnie w swojej parafii i miał gdzieś, co stało się z moją mamą, ze mną. Pomyślałam, że w najbliższą niedzielę pojadę i obejrzę sobie tego gada na własne oczy. Nie zamierzałam na razie mówić o niczym mamie. Przez skórę czułam, że będzie próbowała mnie powstrzymać… A ja chciałam zmierzyć się z tym wszystkim sama.

Jak postanowiłam, tak zrobiłam. W domu oświadczyłam, że jadę z przyjaciółką nad zalew, a tak naprawdę wyruszyłam na wieś. Gdy dotarłam na miejsce, ludzie akurat szli na mszę. Wmieszałam się w tłum. W kościele usadowiłam się z przodu, skryta za filarem, i czekałam.

Miałam nadzieję, że nabożeństwo będzie odprawiał mój ojciec. Zastanawiałam się tylko, czy go poznam. Ale pomyślałam, że jak będę miała wątpliwości, to zapytam kogoś, czy to jest ksiądz proboszcz.

Rozbłysły światła przy ołtarzu, zadzwoniły dzwonki, otworzyły się drzwi od zakrystii. No i wkroczył on! Dostojny, w bogato zdobionej, liturgicznej szacie… Stanął przed wiernymi, rozłożył ręce, a ja aż się skuliłam za tym filarem. Ten sam nos, podbródek, oprawa oczu… To naprawdę był mój ojciec. Na sto milionów procent.

Nie słuchałam mszy. Wstawałam, klękałam dla porządku jak wszyscy, ale myślami byłam gdzie indziej. Zastanawiałam się, co zrobić. Po mszy po prostu wrócić do domu, czy jednak do niego podejść? A jeśli to drugie, to co powiedzieć? Dzień dobry, tatusiu, to ja, twoja córka? Bałam się, że mimo wszystko zabraknie mi odwagi, że nie jestem jeszcze gotowa na taką konfrontację. Ostatecznie postanowiłam, że jednak wybiorę pierwsze rozwiązanie, przemyślę wszystko i zastanowię się, czy jeszcze wrócić, czy nie.

– Pan Bóg wszystko widzi i przykładnie was ukarze! – wyrwał mnie nagle z zamyślenia donośny głos, aż podskoczyłam.

Czas najwyższy, żebyś za to zapłacił

Zaskoczona rozejrzałam się wokół siebie. Wszyscy patrzyli w stronę ambony. Stał na niej mój tatuś i właśnie rozpoczynał kazanie. To, co potem usłyszałam, doprowadziło mnie do białej gorączki. Bezczelny typ wszystkich obrażał. Wrzeszczał, ze grzeszą, w luźnych związkach żyją, dzieci nieślubne rodzą, przykazania łamią… Ale on na to nie pozwoli. I będzie tępił bez litości.

Słuchałam tego, słuchałam i aż zaciskałam palce ze złości. Zastanawiałam się, jak on w ogóle śmie mówić w ten sposób. Przecież sam złamał wszystkie zasady! Miał kochanki, namawiał moją mamę do pozbycia się ciąży, szantażował ją! A teraz prawi morały i poucza innych? Z jadowitym uśmieszkiem na twarzy? O, co to, to nie! Czekaj, już ja ci pokażę – mruknęłam pod nosem. Strach, który czułam przed chwilą, minął jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.

Wiedziałam, że jestem gotowa na rozmowę. I że muszę „tatusiowi” zetrzeć ten jadowity uśmieszek z twarzy. Zaczaiłam się na niego przed plebanią. Gdy mnie zobaczył, stanął jak wryty. Chyba od razu się domyślił, kim jestem, bo tylko ślepy nie zauważyłby podobieństwa. Szybko się jednak opanował. Zrobił w tył zwrot i już chciał czmychnąć z powrotem do kościoła.

– Tatusiu, nie uciekaj! – krzyknęłam za nim.

Zawrócił.

– Cicho! Nie tutaj! Jeszcze ktoś usłyszy – syknął, chwycił mnie za ramię i zaciągnął za budynek.

– Czyżby tatuś się czegoś obawiał? – udałam zdziwienie.

– Ja? Niczego się nie boję! – burknął, łypiąc na boki.

– To dlaczego tatuś się tak denerwuje?

– Jaki tatuś? Jestem kapłanem, sługą bożym. Za takie oszczerstwa możesz pójść do więzienia, prowokatorko! Zaraz zadzwonię na policję! Odechce ci się głupich żartów! – zaczął grzmieć.

Roześmiałam się ubawiona.

– A dzwoń, choćby zaraz. Chętnie opowiem, po co tu przyjechałam! Będą mieli niezły ubaw, tatusiu.

– Ty gówniaro, jak w ogóle śmiesz w ten sposób do mnie mówić! Żądam szacunku!

– Szacunku? Ty dwulicowy draniu! Przez takich jak ty prawdziwi katolicy przestają chodzić do kościoła! Skrzywdziłeś moją mamę, mnie, i czas najwyższy, żebyś za to zapłacił. Bo jak nie, to gorzko tego pożałujesz – przerwałam mu.

– Nic mi nie zrobisz. Twoja matka to zrozumiała i wyjechała. Powinnaś iść w jej ślady. Nie masz tu czego szukać. Parafianie staną za mną murem!

– Nawet wtedy, gdy zobaczą wyniki badań DNA? No i są jeszcze media, portale społecznościowe. Uwielbiają takie historie… Kilka słów i staniesz się sławny! Nie tylko w kraju, ale może i na całym świecie. Tylko nie wiem, czy twoi zwierzchnicy będą z tego zadowoleni. Ci na Ziemi oczywiście. Z tego, co pamiętam, to nie lubią takich sensacji – uśmiechnęłam się złośliwie.

Zrobił się czerwony jak burak.

– Czego chcesz? – wydusił

– Ja wiem… Może studiować? Na dobrej, prywatnej uczelni? Jestem mądra, zdolna, mam świetne stopnie… Tylko nie stać mnie na to, by dalej się uczyć. Od mamy nie mam serca brać. I tak jest jej bardzo ciężko.

– Zawsze możesz iść do pracy.

– Mogę, ale nie muszę. Mam przecież wspaniałego tatusia, który, jak sądzę, chętnie zapłaci za czesne. Zwłaszcza że przez ponad osiemnaście lat nie dołożył do mojego utrzymania ani grosza.

– To szantaż! Bezczelny szantaż! – księżulo aż się gotował.

– Naprawdę? No, popatrz… Nie miałam pojęcia, że potrafię kogoś szantażować. Ale cóż, jak mówią, niedaleko pada jabłko od jabłoni. No to jak będzie? Mogę liczyć na twoją pomoc, tatusiu? – zrobiłam niewinną minę i patrzyłam na jego czerwoną twarz.

– Muszę się zastanowić… – warknął.

– Byle nie za długo. Nie zamierzam czekać następne osiemnaście lat – powiedziałam i zapisałam mu na kartce numer telefonu.

Gdy odchodziłam, czułam na plecach jego nienawistny wzrok.

Zgodziłam się chętnie

Nie przyznałam się mamie, że byłam u ojca. Powiedziałam jej dopiero wtedy, gdy dostałam odpowiedź. Kiedy opowiedziałam jej o wszystkim, była wściekła, ale w końcu przyznała, że dobrze zrobiłam. Zwłaszcza że tatuś zgodził się zapłacić za moją naukę. Gdy w maju zdam maturę, mogę iść na studia i nie martwić się o czesne, bo „jedna z fundacji przyzna mi bardzo wysokie stypendium”. Nawet podpisaliśmy odpowiednią umowę u adwokata. Tatuś postanowił się bowiem zabezpieczyć.

Zobowiązałam się na piśmie, że w zamian za pomoc, nigdy nie wyjawię, kto jest moim ojcem, i nie będę stawiała żadnych innych żądań finansowych. Zgodziłam się chętnie. Gdy skończę studia, sama zarobię na swoje utrzymanie.

A co do ojcostwa… Mnie też zależy na zachowaniu tajemnicy… Ojciec ksiądz to przecież nie powód do dumy. Zwłaszcza taki padalec jak mój.

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama