„Mama widziała mojego męża z inną kobietą w parku. Gdy zobaczyłam zdjęcie, straciłam panowanie nad sobą”
„Milczałam. Oparłam się o blat i próbowałam coś poczuć – gniew, rozpacz, może ulgę? Byłam jak z kamienia. Zamiast emocji w głowie miałam tylko pustkę”.

- Redakcja
Nie wiem, czy wszystkie matki mają taki radar, który każe im węszyć wokół życia swoich dorosłych dzieci, ale moja na pewno go miała. Gdyby mogła, pewnie zamontowałaby mi w torebce lokalizator GPS i codziennie dzwoniła z pytaniem, co robię, co jadłam i z kim się widziałam. Nie przeszkadzałoby jej nawet to, że jestem już po trzydziestce i od sześciu lat mam męża. Tego dnia była jakaś inna. Wpadła bez zapowiedzi, zaaferowana i zaraz po wejściu do kuchni, zanim jeszcze zdążyłam zaparzyć herbatę, rzuciła dramatycznie:
– Muszę ci coś powiedzieć… Ale proszę, nie panikuj.
To zdanie nigdy nie zwiastuje nic dobrego, prawda?
– Co się znowu stało? – westchnęłam, gotowa na wszystko. Na jej chorobę, kredyt, sąsiadkę spod trójki, która znów zostawiła śmieci pod drzwiami. Nie na to, co powiedziała dalej.
– Widziałam twojego męża… z jakąś kobietą. W parku. I zrobiłam zdjęcie.
W pierwszej chwili pomyślałam, że może się pomyliła. Może to ktoś podobny. Może… A potem pokazała mi telefon. I zamarłam.
Byłam jak z kamienia
Patrzyłam na ekran telefonu, a serce waliło mi jak głupie. Zdjęcie było lekko rozmazane, robione chyba z ukrycia, ale wystarczająco wyraźne. On. I kobieta. Siedzieli na ławce. Jej głowa oparta o jego ramię. Jego dłoń – na jej kolanie.
– Jesteś pewna, że to on?
– Sto procent.
– A on tam robił…? – zapytałam sama siebie, ale mama już miała gotową odpowiedź.
– Mówiłaś, że miał zostać dłużej w biurze.
Wsunęłam telefon z powrotem w jej dłoń.
– A może to jakaś kuzynka?
Mama spojrzała na mnie z mieszaniną współczucia i politowania.
– Nie oszukuj się. Wiesz, co widzisz.
Milczałam. Oparłam się o blat i próbowałam coś poczuć – gniew, rozpacz, może ulgę? Byłam jak z kamienia. Zamiast emocji w głowie miałam tylko pustkę. Po chwili powiedziałam cicho:
– Może to nie jest to, co myślimy…
– To pojedźmy tam. Może znów ich spotkamy – zaproponowała mama, aż za bardzo gotowa do działania.
Pokręciłam głową.
– Nie będziemy się skradać po krzakach. To nie serial.
– I co z tym zrobisz?
– Jeszcze nie wiem.
– To przynajmniej nie siedź z założonymi rękami. Ja bym tak nie mogła – rzuciła z żarem.
– No właśnie, mamo. Ty.
Zamilkła. Ja też. Wpatrywałam się w puste okno, jakby tam mogła być jakaś odpowiedź.
Zapytałam niewinnie
Następnego dnia wrócił jak gdyby nigdy nic. Pocałował mnie w czoło, zdjął buty, ziewnął teatralnie i rzucił:
– Masz może coś do jedzenia? Umieram z głodu.
Stałam w kuchni i patrzyłam, jak otwiera lodówkę, zupełnie beztroski.
– A jak tam w pracy? – zapytałam niewinnie, wycierając ręce w ściereczkę.
– Ciężko. Kolega zawalił projekt, musieliśmy wszystko od nowa.– Wsunął głowę do lodówki. – O, są pierogi!
– Marek… – powtórzyłam powoli. – A to ciekawe, bo twój telefon był nieaktywny po siedemnastej. Próbowałam się dodzwonić.
Zamarł na sekundę. Krótko, ale wyłapałam to.
– Bateria padła – odparł szybko. – Wiesz przecież, że ta komórka to trup. Ciągle się rozładowuje.
Przez chwilę nie mówiłam nic więcej. Nie chciałam jeszcze zrzucać bomby. Usiadł przy stole, zabrał się za pierogi i między jednym kęsem a drugim mruknął:
– Dobrze, że mama dziś nie wpadła. Zrobiła się ostatnio… jakaś nadopiekuńcza, nie?
Zatkało mnie. Serio?
– A to ciekawe, bo właśnie dzięki niej mam dziś całkiem nowe spojrzenie na twoje „po pracy”.
Zamrugał.
– Co?
– Nic, jedz. Smacznego – rzuciłam, udając obojętność.
Wiedziałam jedno – to nie była pomyłka.
Nie wiedziałam, co robić
Noc była ciężka. Leżał obok mnie, spokojny, nawet pochrapywał momentami, jakby nic się nie działo. Gapiłam się w sufit i rozmyślałam. O tamtej kobiecie. O ławce. Następnego dnia spotkałam się z Martą, moją przyjaciółką jeszcze z liceum. Usiadłyśmy w kawiarni, zamówiłam czarną z podwójnym espresso i od razu wyrzuciłam z siebie:
– Moja mama widziała Marka z jakąś babą w parku. I zrobiła zdjęcie. Trzymali się za ręce.
Marta przełknęła łyk herbaty i uniosła brwi.
– No nie wierzę… Marek? Twój Marek? Ten z wiecznie rozciągniętym swetrem?
– Ten sam. A ja się łudziłam, że to pomyłka. Ale on kłamał. Mówił, że siedział w biurze.
– Pokazał ci zdjęcie?
– Mama. Pokazała. I wiesz co? Ona nie zrobiła tego złośliwie. Znam ją. Ona naprawdę się przejęła.
Marta oparła łokcie na stole.
– I co zamierzasz?
– Właśnie nie wiem. Powiedzieć mu? Zacząć go śledzić? Udawać, że nic się nie dzieje, aż sam pęknie?
– Nie licz na to, że pęknie. Jeśli facet umie w biały dzień głaskać obcą kobietę po kolanie w publicznym parku, to znaczy, że przynajmniej raz już to robił. I nie dostał po łapach.
– Ale ja nie mam dowodu, że ją „głaskał”.
– A zdjęcie?
– Mało wyraźne. A on to wykorzysta. Zrobi ze mnie paranoiczkę.
Marta westchnęła.
– Niech on się tłumaczy. Tylko najpierw zdobądź dowód.
Nie myliłam się
Wieczorem usiadłam na kanapie z podkulonymi nogami, jakbym miała mu opowiedzieć o filmie, który właśnie obejrzałam. On, nieświadomy, z kubkiem herbaty w ręku, usiadł naprzeciwko.
– Musimy pogadać – zaczęłam spokojnie.
– Brzmi poważnie – uniósł brwi i wziął łyk.
– Powiedz mi coś. Kim jest kobieta, z którą byłeś w parku?
Zamarł. Odstawił kubek na stół. Zbyt ostrożnie.
– W jakim parku?
– Dwa dni temu. Około siedemnastej trzydzieści. Wiesz, że moja mama chodzi tam z psem.
– Co ty wygadujesz? – zaśmiał się nerwowo. – Co to w ogóle za pytania?
– Tylko nie mów, że to była koleżanka z pracy. Albo, żeś pomylił mnie z kimś innym.
– Co ty sobie wyobrażasz?! Że spotykam się z kimś po kątach? – podniósł głos. – Przysięgam, byłem wtedy w biurze.
– Naprawdę? A zdjęcie?
Wyciągnęłam telefon, pokazałam mu ekran. Milczał dłużej, niż powinien. Potem machnął ręką.
– Przecież nie widać twarzy. Co ty, w sądzie to chcesz rozstrzygać?
– A dlaczego od razu sąd?
– Bo robisz ze mnie potwora! Zrobiłaś dochodzenie z udziałem matki! Może jeszcze wynajęłaś detektywa?!
– Nie trzeba. Ty się sam pogrążasz. Po prostu powiedz prawdę. Kim ona jest?
– Nikim. Nie było żadnej kobiety – odpowiedział z lodowatą miną.
– Marek, twoje „nikim” siedziało cię blisko. Zbyt blisko jak na „nikogo”.
Wstał. Bez słowa. Wyszedł do kuchni.
Nie mogłam uwierzyć
Nie rozmawialiśmy przez kolejne dwa dni. Chodził po domu jak duch, milczący, obrażony, jakby to jego ktoś zdradził. A ja… ja miałam nadzieję, że to jednak była pomyłka. Żeby to wszystko dało się cofnąć. Wtedy przyszła mama.
– Masz chwilę? – zapytała, ledwo weszła.
W dłoni trzymała coś jak dokument w plastikowej koszulce.
– Znowu zdjęcie?
– Nie. Tym razem coś lepszego. – Usiadła przy stole i rozłożyła wydruk z laptopa. – Zobacz, co wrzucił jego kolega.
Spojrzałam. Zdjęcie z biura. Siedzieli w sali konferencyjnej. Obok Marka – ta sama kobieta. Teraz było widać jej twarz. I dłoń. Znów na jego kolanie.
– Kiedy to dodał? – zamruczałam.
– Wczoraj – dokończyła mama. – Tak, wczoraj. Czyli nie był z nią tylko raz.
Zamknęłam oczy. Wszystko się potwierdziło. Wieczorem, kiedy wrócił, czekałam na niego z tym zdjęciem.
– Zapytam ostatni raz. Kim ona jest?
– Czemu w ogóle mnie pytasz, skoro już wszystko wiesz?
– Bo chcę usłyszeć to od ciebie.
– Nazywa się Tamara. Mieliśmy… kilka spotkań. To nic nie znaczyło.
– Trzymasz kogoś za kolano i nazywasz to „niczym”? – prychnęłam. – A co znaczyło?
– Byłem zmęczony. Szukałem oddechu. Ciebie ciągle nie było. Praca, mama, stres…
– A ja myślałam, że ty jesteś moim oddechem.
Spojrzał na mnie z dziwną litością.
– Chyba już nie jestem.
Nie miałam już siły
Spakował się w godzinę. Nie płakałam. Nie krzyczałam. Po prostu siedziałam na kanapie i patrzyłam, jak znika. Ostatni raz obejrzał się w drzwiach.
– Przepraszam.
Skinęłam głową. Nie miałam już siły na więcej. Mama przyszła wieczorem. Przyniosła sernik i zioła na nerwy. Usiadła obok mnie i długo nic nie mówiłyśmy. W końcu zapytała:
– Żałujesz, że ci powiedziałam?
– Nie – odpowiedziałam. – Żałuję, że musiałaś.
Zamieszała herbatę.
– Myślisz, że wróci?
– Nie wiem. Tylko że ja nie czekam.
Spojrzała na mnie uważnie.
– I dobrze. Bo widzisz… mężczyźni, którzy kłamią w sprawie takiej jak ta, będą kłamać też w większych. A ty jesteś zbyt mądra, żeby się na to godzić.
Uśmiechnęłam się blado.
– Też tak sądzę. W końcu mam twoje geny.
Wieczorem siedziałam sama w sypialni. Wzięłam do ręki ramkę ze zdjęciem ślubnym. Mieliśmy wtedy tyle planów. Bo już nawet nie chodziło o to, że zdradził. Chodziło o to, że nie potrafił być ze mną uczciwy. Nawet gdy miał szansę. A ja… ja chcę być z kimś, kto nie zdejmuje obrączki na czas spacerów w parku.
Izabella, 36 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Odkąd kupuję w lumpeksach, zbieram same komplementy. Ale w jednej torbie znalazłam coś, czego nie powinnam była dotykać”
- „Nowa nauczycielka córki kazała dzieciom słuchać serca, nie rozumu. Nie pozwolę na szkolne eksperymenty tej paniusi”
- „Miałem 3 dzieci i żonę, którą zdradzałem latami. Myślałem, że to układ idealny, do momentu aż powiedziałem to 1 zdanie”