„Mama wyciągnęła mnie na sushi i plotki. Wtedy się zorientowałam, komu oddaje swoje ciężko zarobione pieniądze”
„Siedziałam cicho, analizując każdy jego gest. Gość wyglądał na kogoś, kto od lat żyje bez większego celu – trochę bałaganiarski, trochę zmanierowany. Za to z łatwością rozbrajał ludzi słowami. A mama... patrzyła na niego jak na wygraną w totka”.

- Redakcja
Z mamą różnie bywało. Czasem potrafiła mnie doprowadzić do szału trzema zdaniami, innym razem zaskakiwała niespodziewanym prezentem albo telefonem o pierwszej w nocy, bo właśnie obejrzała jakiś film i „musiała mi go polecić”. Miałyśmy ze sobą kontakt, nie było żadnej wojny, ale też nie byłyśmy najlepszymi przyjaciółkami. Raczej spotykałyśmy się z obowiązku – kawa raz w tygodniu, szybki telefon w środę, czasem niedzielny obiad.
Tego dnia zaprosiła mnie na sushi. Sama z siebie, bez okazji. To powinno mnie zaniepokoić – mama i sushi? Jednak miałam wolne popołudnie i byłam ciekawa, o co chodzi.
– Chcę pogadać. Jak za dawnych czasów – powiedziała, a ja tylko uniosłam brwi.
Usiadłyśmy przy oknie, ona zaczęła zamawiać z takim entuzjazmem, jakby właśnie wróciła z rocznego pobytu w Tokio. Nie wiedziałam jeszcze, że ta rozmowa wywróci wszystko do góry nogami.
Prawie się zakrztusiłam
– No i jak ci się podoba to miejsce? – zapytała mama, kiedy kelner przyniósł nam zamówienie.
– Dziwne, że wybrałaś sushi – powiedziałam, podnosząc brwi. – Przecież ty zawsze mówiłaś, że to „zimne ryby na zimnym ryżu”.
– A bo to człowiek się nie może rozwinąć kulinarnie? – odparła z uśmiechem. – Poza tym... ktoś mi polecił.
– Kto? – spytałam mimochodem, bardziej skupiona na tym, żeby nie rozwalić pałeczkami zawiniątka z łososiem.
– Aaa, taki znajomy. Nieistotne – machnęła ręką. – Opowiedz mi lepiej, co u ciebie.
Zawsze, kiedy mama zmieniała temat, oznaczało to jedno: coś kombinowała. Nie naciskałam. Wzięłam kęs i zerknęłam na nią. Była dziwnie radosna, niemal rozkojarzona. Jakby całą uwagę poświęcała czemuś, co siedziało jej w głowie, a nie mnie.
– Pamiętasz może takiego faceta, co kiedyś pracował w kiosku naprzeciwko poczty?
Zamarłam z pałeczkami w powietrzu.
– Tego z brązową kurtką i zawsze tłustymi włosami?
– No nie przesadzaj, może wtedy miał zły dzień... Spotkałam go ostatnio i... zaczęliśmy się spotykać.
Prawie się zakrztusiłam.
– Co?! Mamo, on był dziwny. I starszy od ciebie!
– No właśnie nie. On tylko tak wyglądał, bo miał kiepski czas. Teraz to zupełnie inny człowiek – odpowiedziała, jakby opowiadała o jakimś aktorze po metamorfozie.
– I co, randkujecie?
– Powiedzmy. I też trochę mu pomagam.
Spojrzałam na nią w milczeniu. Zrobiło mi się zimno.
Czułam, że coś jest nie tak
– Pomagasz? Jak? – zapytałam powoli, jakbym próbowała zrozumieć język obcy.
Mama wzruszyła ramionami.
– No wiesz, miał trudny okres. Stracił pracę, wynajmuje pokój, zalegał z rachunkami. Zresztą, nie chcę wchodzić w szczegóły, bo to delikatna sprawa.
– Delikatna sprawa to byłaby pożyczka na stówkę, a nie sponsorowanie dorosłego faceta – rzuciłam, próbując nie brzmieć jak własna matka.
– Nie bądź cyniczna. Ludzie czasem potrzebują drugiej szansy.
– A ty akurat jesteś specjalistką od dawania szans obcym facetom?
Wiedziałam, że zabrzmiało złośliwie. Widziałam, jak jej oczy błysnęły na sekundę, ale zamiast się obrazić, tylko westchnęła.
– On nie jest obcy. Znam go od lat. Po prostu... los z niego zakpił. A ja mam z czego się podzielić, to się dzielę.
– Czym? – powiedziałam. – Pracujesz w bibliotece na pół etatu i dorabiasz korektą tekstów. Co ty niby masz?
– Mam serce – odparła spokojnie.
Wzięłam łyk zielonej herbaty, tylko po to, by ukryć, że nie wiem, co powiedzieć.
– I ile mu dałaś?
– To nie tak, że „dałam”. Pomagam mu co miesiąc. Czasem płacę za jego rachunki, czasem zostawię coś w jego lodówce.
– Czyli go utrzymujesz – podsumowałam lodowato.
– Nie mów tak, Milena – poprosiła cicho. – On po prostu potrzebuje trochę czasu, żeby stanąć na nogi.
Pokręciłam głową. Czułam, że to nie była cała prawda.
Miałam złe przeczucia
Nie mogłam przestać o tym myśleć. Coś mi nie grało. Mama była zbyt zaangażowana, zbyt... oddana. A przecież nigdy nie była romantyczką. Z tatą rozstała się bez żalu, potem nie widziałam jej z nikim poważnym. A tu nagle – facet z przeszłością, który „potrzebuje pomocy”? Więc zrobiłam coś, czego pewnie nie powinnam. Zadzwoniłam do niej w sobotę rano.
– Hej, mamo. Masz chwilę?
– Oczywiście. Coś się stało?
– Właściwie to ja chciałam cię przeprosić – zaczęłam, choć wcale nie miałam takiego zamiaru. – Chyba byłam trochę ostra przy tym sushi. Może chcesz, żebym poznała tego twojego...
– Jacka – wtrąciła z entuzjazmem. – Naprawdę chcesz go poznać?
– No pewnie. Może się pomyliłam. Skoro go lubisz, to muszę go poznać.
– Och, to cudownie! Zjemy razem obiad? On bardzo chciałby cię poznać.
Ustaliliśmy niedzielę. Spotkanie miało odbyć się w jej mieszkaniu. Miałam złe przeczucia, ale musiałam to zobaczyć na własne oczy. W niedzielę punktualnie o trzynastej weszłam do znajomego mieszkania i... on już tam był. Facet z kiosku.
– Milena! – wyciągnął rękę. – Tyle o tobie słyszałem. Twoja mama to cudowna kobieta.
– Tak, wiem – odpowiedziałam chłodno. – I dlatego właśnie jestem tutaj.
Mama udawała, że nie wyczuwa napięcia. Jednak ja już wiedziałam: coś tu śmierdziało.
Wyczułam fałsz
Obiad był pełen fałszywych uśmiechów i niezręcznych pauz.
– A pamiętasz, jak się śmialiśmy z tego psa w parku? – zaśmiał się nagle, jakby to miało nam wszystkim coś przypomnieć.
– To był kot – poprawiła go mama z wymuszonym śmiechem. – I nie w parku, tylko na balkonie sąsiadów.
– Aaa, no właśnie, pomyliło mi się. Tyle się dzieje – wzruszył ramionami.
Siedziałam cicho, analizując każdy jego gest. Gość wyglądał na kogoś, kto od lat żyje bez większego celu – trochę bałaganiarski, trochę zmanierowany. Za to z łatwością rozbrajał ludzi słowami. A mama... patrzyła na niego jak na wygraną w totka. Kiedy zmywała talerze, zostałam z nim sam na sam.
– Więc... długo się już znacie?
– Od lat – uśmiechnął się. – Twoja mama to anioł. Dzięki niej mam dach nad głową.
– I pełną lodówkę – dodałam, patrząc mu prosto w oczy.
Uśmiech nie zniknął z jego twarzy, ale spojrzenie na moment stało się twardsze.
– Wiesz, czasem ludzie robią dla siebie dobre rzeczy. Bezinteresownie.
– Rzadko – odpowiedziałam. – A jeszcze rzadziej płacą za kogoś rachunki przez kilka miesięcy.
– Twoja mama robi to, bo chce. Nie zmuszam jej do tego.
– A czy chociaż się starasz jej to jakoś wynagrodzić?
– Staram się być obecny. To też coś – powiedział i uśmiechnął się znów z tą swoją maską.
Wróciła mama. Uśmiechała się jak zakochana nastolatka. Wiedziałam, że muszę coś zrobić.
Rozmówiłam się z nim
W poniedziałek wzięłam wolne i zrobiłam coś, co dla niektórych mogłoby uchodzić za paranoję. Pojechałam pod blok Jacka. Mama kiedyś wspomniała, gdzie wynajmuje mieszkanie. Podpytałam ją niby mimochodem i połączyłam fakty. Zadzwoniłam do jedynego nazwiska na domofonie, które mogło pasować.
– Kto tam? – burknął głos w słuchawce.
– Przyszła paczka, trzeba podpisać.
– Zaraz zejdę.
I faktycznie, po chwili zszedł. W bluzie, z resztkami wczorajszej frytury na spodniach.
– Ty?! – zdziwił się, widząc mnie. – Co ty tu...
– Chciałam zobaczyć, jak żyjesz – przerwałam mu. – Bo coś mi nie pasowało w tej twojej biedzie.
Rozejrzałam się. Na podwórku stało całkiem nowe auto z otwartymi drzwiami. Z siedzenia wystawał karton pełen elektroniki.
– Czy to... twoje?
– Nie, znajomy zostawił – odpowiedział natychmiast, za szybko.
– Zabawne, bo twoja historia trochę się nie klei.
Milczał przez chwilę, po czym syknął:
– Nie wtrącaj się. Twoja matka jest dorosła. Sama wie, co robi.
– Jeśli jeszcze raz zobaczę, że ją wykorzystujesz, gwarantuję ci, że pożałujesz – rzuciłam ostro.
Odwróciłam się i odeszłam, zanim zdążył odpowiedzieć. Może i nie miałam dowodów, ale czułam, że facet coś kombinuje.
Byłam z niej dumna
Kilka dni później mama zadzwoniła do mnie z dziwnym tonem w głosie.
– Możemy się spotkać?
– Jasne. Co się stało?
– Chciałam ci coś powiedzieć. I może... podziękować.
Usiadłyśmy w tej samej kawiarni co ostatnio. Tym razem bez sushi, bez pozornych uśmiechów. Mama wyglądała na zmęczoną, jakby ktoś spuścił z niej całe powietrze.
– Rozmawiałam z Jackiem – zaczęła cicho. – Sam przyznał, że trochę... koloryzował swoją sytuację. I że nie do końca był ze mną szczery.
– Nie mów – mruknęłam, nie mogąc się powstrzymać.
– Wiem, co myślisz. Tylko że musiałam sama do tego dojść. Widzisz... przez lata czułam się nikomu niepotrzebna. A on przyszedł i zaczął słuchać. Komplementował. Nagle miałam wrażenie, że znów jestem ważna. A że czasem musiałam zapłacić rachunek? Wydawało się to drobną ceną.
– Mamo... ty jesteś ważna.
Westchnęła.
– Wiem. Przerwałam z nim kontakt. Oddał mi część pieniędzy. Powiedział, że nie chciał, żeby to tak wyglądało.
– I uwierzyłaś mu?
– Chyba nie do końca.
Patrzyłam na nią z nowym szacunkiem. Bo choć nie była idealna, potrafiła przyznać się do błędu. A to więcej, niż potrafi wielu. Zapłaciłam za herbatę. Uśmiechnęła się.
– Następnym razem ja stawiam. Ale bez sushi. Zostanę jednak przy pierogach.
Parsknęłam śmiechem. Czasem dojrzewanie zaczyna się po sześćdziesiątce.
Milena, 33 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Nad grobem dziadka zrozumiałem coś ważnego. Niespodziewane spotkanie na cmentarzu naprawiło wszystkie lata milczenia”
- „Przyłapałam mojego teścia na zdradzie, ale milczałam jak grób. Kryłam go, bo też miałam swój brud za paznokciami”
- „Dawałam wnukom po 100 zł za odwiedziny i źle się to skończyło. Babcia na własne życzenie stała się bankomatem”