Reklama

Matka zawsze była dla mnie zagadką. Wydawała się silna, nieugięta, a jednocześnie pełna tajemnic, które owijały nasze życie niczym mgła. W domu na pierwszy plan zawsze wysuwała się Iza – młodsza, beztroska i ulubienica matki. Byłam najstarsza, więc musiałam się w życiu przeciskać łokciami, by zdobyć, choć odrobinę uwagi.

Reklama

Jakby ktoś mi wymierzył policzek

Nie sądziłam, że coś mnie jeszcze zaskoczy, aż do tamtego wieczoru. Mama oznajmiła, że zmienia testament. Cały majątek przepisuje Izie. Siedziałam w osłupieniu, jakby ktoś mi wymierzył policzek. Iza – wieczna księżniczka, wiecznie bez trosk – miała zgarnąć wszystko. Gdy usłyszałam jej obojętne „Okej, dzięki, mamo”, poczułam coś, czego nie czułam od lat. To była złość. Nie, to był gniew.

Nie chodziło o pieniądze czy dom, a to, że matka nigdy mnie nie widziała.

– Dlaczego? – zapytałam wtedy mamę z kamiennym spojrzeniem, a moja siostra ziewnęła, jakby cała ta rozmowa była dla niej jedną, wielką nudą. Matka spojrzała na mnie tak, jak zwykle. Jak na dziecko, które za dużo wymaga.

– Może kiedyś zrozumiesz – odpowiedziała. Tylko że ja nie miałam zamiaru czekać na „kiedyś”.

– Dlaczego? – powtórzyłam, tym razem podnosząc głos. Iza już wstała od stołu, jakby nie miała ochoty na dalsze przedstawienie. Może wiedziała, że to, co się teraz wydarzy, wcale jej nie dotyczy. To była moja walka.

Mama nawet nie drgnęła. Zamiast odpowiedzi zebrała ze stołu pusty talerz i poszła do kuchni, jakby z premedytacją ucinała rozmowę. Nie miałam zamiaru odpuścić. Podniosłam się i poszłam za nią. Zastałam ją przy zlewie, myjąc naczynia z taką dokładnością, jakby był to jedyny ważny problem do rozwiązania.

– Mamo, nie zmieniaj tematu – powiedziałam stanowczo. – To jest niesprawiedliwe. Iza dostaje wszystko, a ja? Co ja dostaję?

– Przecież masz swoje życie – powiedziała spokojnie, nie odrywając wzroku od talerzy. – Dom, pracę, perspektywy. Nie potrzebujesz niczego ode mnie.

– Naprawdę? – wybuchłam. – Uważasz, że chodzi mi o pieniądze? O kawałek ziemi czy te stare meble? Nie widzisz, że to chodzi o coś więcej?

– Nie wiem, o co ci chodzi – odpowiedziała, wzruszając ramionami. Jej obojętność paliła mnie żywym ogniem. – To moja decyzja. Moje życie, moja własność.

– Tak? A czy to jest też twoja sprawiedliwość? Przez całe dzieciństwo patrzyłam, jak Iza dostaje wszystko, czego chce. Byłaś przy niej, pomagałaś jej, rozumiałaś. A ja? Zawsze ta starsza, która sobie poradzi. Zawsze ta, która musi być „dorosła” i „rozsądna”.

Mama odwróciła się powoli. Jej oczy były zimne, nieco zmęczone, ale w tym spojrzeniu czaiło się coś jeszcze – coś, czego nie potrafiłam zrozumieć.

Głos mi się łamał

– Myślisz, że wiesz wszystko? – zapytała z pozornym spokojem. – Nie wiesz. Są rzeczy, których nie rozumiesz.

– To mi je wytłumacz! – krzyknęłam. – Masz okazję. Powiedz mi, dlaczego Iza zasługuje na wszystko, a ja nie. Dlaczego nigdy nie potrafiłaś mnie docenić?

– Bo ty tego nie potrzebowałaś – odparła sucho, znowu wracając do naczyń. – Zawsze byłaś silna, zawsze wiedziałaś, czego chcesz. A Iza… Iza zawsze była słabsza. Potrzebowała mnie bardziej.

– To jest twoje usprawiedliwienie? – głos mi się załamał. – Wiesz co? Może naprawdę nigdy mnie nie kochałaś. Może dla ciebie istniała tylko ona.

Mama przestała myć talerze. Oparła ręce na zlewie i przez chwilę milczała. Oddech jej przyspieszył.

– Nie rozumiesz – powiedziała cicho, ale stanowczo. – Może nie byłam idealną matką, ale robiłam to, co musiałam. To nie jest łatwe…

Odwróciła się do mnie i spojrzała mi prosto w oczy. Jej wzrok był dziwny. Smutny i pełen zaciętości

– Może kiedyś sama zostaniesz matką – powiedziała. – I wtedy zobaczysz, ile decyzji trzeba podjąć, nie wiedząc, czy są właściwe.

– To nie jest odpowiedź! – rzuciłam, zaciskając pięści. – Zawsze tak robisz, mamo. Zawsze uciekasz. Nigdy nie potrafisz powiedzieć prawdy!

Nie odpowiedziała. Wzięła ścierkę i zaczęła wycierać blat, odwracając się ode mnie. W tej chwili wiedziałam, że niczego więcej od niej nie usłyszę. Jednak coś w jej postawie – drobny ruch dłoni, sposób, w jaki zaciśnięte usta drżały od emocji – podpowiadało mi, że coś ukrywa.

Powiedz mi prawdę

Cisza między mną a matką trwała kilka dni, ale ja nie mogłam tak tego zostawić. Jej słowa ugrzęzły mi w głowie jak drzazga. Postanowiłam zapytać o to ojczyma.

Zastałam go w warsztacie, pochylonego nad jakąś drobnicą.

– Muszę coś wiedzieć – zaczęłam bez ogródek. – O co chodzi z mamą? Dlaczego ona zawsze traktowała mnie inaczej niż Izę?

Janusz spojrzał na mnie z niepokojem, przestając na chwilę pracować.

– Nie powinnaś… – zaczął, ale przerwałam mu.

– Powinnam. Powiedz mi prawdę, cokolwiek to jest.

Oparł się o stół, jakby nagle opadł z sił.

– Twoja mama… dużo przeszła – powiedział cicho. – Była kiedyś z kimś, zanim mnie poznała. Witold. To był inny czas, inne życie.

– Witold? – powtórzyłam, a moje serce zaczęło bić szybciej. – Kim on jest?

Janusz pokręcił głową, wyraźnie zły, że w ogóle zaczyna ten temat.

– Nie mogę ci tego powiedzieć. Powinna to zrobić Lucyna. Ale… ten człowiek zniszczył jej życie. I wszystko, co potem zrobiła, to była próba naprawienia przeszłości.

– Czy to ma związek ze mną? – zapytałam ostro.

Janusz unikał mojego wzroku.

Powinnaś porozmawiać z matką – rzucił tylko, wracając do pracy.

W głowie zaczęły mi się układać obrazy. Fragmenty rozmów, które kiedyś ignorowałam, spojrzenia matki, zdjęcia. To wszystko wskazywało na istnienie tajemnicy.

Serce waliło mi jak oszalałe

Byłam zdeterminowana, by dowiedzieć się prawdy, ale mama konsekwentnie unikała rozmowy. Kilka dni później, gdy wróciłam wcześniej z pracy, usłyszałam ich głosy w salonie. Matka rozmawiała z ojczymem, a ton jej głosu był inny – napięty, pełen emocji. Zatrzymałam się za drzwiami.

– Myślisz, że ona tego nie odkryje? – mówiła mama, wyraźnie zdenerwowana. – Ewelina zawsze była uparta. Zacznie grzebać, pytać. A co, jeśli pójdzie do niego…?

– Musisz jej powiedzieć – odparł Janusz. – To nie jest już dziecko. Ma prawo wiedzieć, kim jest jej ojciec.

Zamarłam. Serce waliło mi jak oszalałe, ale nie ruszyłam się z miejsca.

Witold nigdy jej nie chciał – syknęła Lucyna. – Wyrzekł się jej, jak tylko się dowiedział, że jestem w ciąży. A potem… kazał mi milczeć. Pamiętasz, co mi zrobił. Nie mogę pozwolić, żeby Ewelina przez niego cierpiała.

– A co, jeśli już cierpi? – Janusz westchnął ciężko. – Może prawda pomogłaby jej zrozumieć. To, co robisz, tylko ją rani.

Nie mogłam słuchać dalej. Odeszłam na palcach, zanim mnie zauważyli, ale w głowie szumiało mi od emocji. Witold. Kim był? Dlaczego mnie odrzucił? I dlaczego mama żyła z takim ciężarem przez tyle lat?

Te słowa uderzyły mnie jak cios

Stanęłam przed wielkim, szklanym biurowcem, który był siedzibą firmy Witolda. Odnalazłam biologicznego ojca po tygodniach poszukiwań, przeglądania starych zdjęć i urywków rozmów z przeszłości, które nagle zaczęły mieć sens. Weszłam do środka, czując ciężar prawdy, która miała mnie spotkać.

Witold przyjął mnie w swoim gabinecie. Był elegancki, pewny siebie, mężczyzna o twarzy, na której czas ledwo zostawił ślad. Spojrzał na mnie chłodno, jakby już wiedział, kim jestem.

Więc jednak przyszłaś – powiedział, jakby oczekiwał tego od dawna.

– Jesteś moim ojcem – powiedziałam bez wstępu. Moje słowa odbijały się echem w przestronnym pomieszczeniu. – Dlaczego mnie odrzuciłeś? Dlaczego zniszczyłeś życie mojej matki?

Witold oparł się na fotelu, jego twarz nie zdradzała żadnych emocji.

– Twoja matka wiedziała, jakie są zasady – powiedział chłodno. – Miałem swoją drogę, swoje ambicje. Nie było miejsca na dziecko. Na ciebie.

Te słowa uderzyły mnie jak cios.

– Nie było miejsca? – wyszeptałam. – Mówisz o mnie, jakbym była problemem. Życie, które stworzyłeś, było tylko przeszkodą?

– Nie przyszłaś tu po to, żeby mnie oceniać – odparł zimno. – Czego chcesz? Przeprosin? Wybaczenia? To nie zmieni przeszłości. Masz swoje życie. Żyj nim.

Patrzyłam na niego w milczeniu, czując, jak gniew miesza się z żalem. Witold nigdy nie będzie moim ojcem. Nie w taki sposób, jak tego pragnęłam. Nie miał serca, które mogłoby mnie przyjąć.

– Nie potrzebuję twoich przeprosin – powiedziałam w końcu, wstając. – Chciałam tylko wiedzieć, kim jesteś. Nie musisz się obawiać. Nigdy więcej mnie nie zobaczysz.

Opuszczając jego biuro, czułam, jak ciężar spada mi z serca. Nie dlatego, że uzyskałam wybaczenie, ale dlatego, że zrozumiałam, że nie potrzebuję go, by żyć dalej.

W jej oczach widziałam łzy

Wróciłam do domu i zastałam mamę przy kuchennym stole. Wyglądała na wyczerpaną. Zanim zdążyła coś powiedzieć, usiadłam naprzeciwko niej.

– Byłam u niego – zaczęłam. Jej twarz stężała, a dłonie zaczęły nerwowo bawić się rogiem obrusu. – I wiem, dlaczego nigdy mi o nim nie powiedziałaś.

– Ewelinko… – zaczęła, ale uniosłam dłoń, przerywając jej.

– Nie chcę już o tym mówić – powiedziałam cicho. – To nie ma znaczenia. Wiem, że próbowałaś mnie chronić i... chyba zaczynam to rozumieć.

Mama spojrzała na mnie, a w jej oczach widziałam łzy. Były inne niż wcześniej – pełne ulgi, a może wdzięczności.

Nasze relacje nie poprawiły się od razu. Wciąż miałam żal za lata, w których czułam się niewidzialna. Z czasem zaczęłam dostrzegać, że matka, w swojej pokrętnej logice, próbowała postąpić najlepiej, jak umiała. Nie była idealna, ale kto jest?

Iza, jak zawsze, żyła w swoim beztroskim świecie, a ja w końcu nauczyłam się odpuścić. Nie wybaczyć w pełni, ale odpuścić. Przeszłość nigdy nie przestaje nas kształtować, ale to my decydujemy, jak pozwolimy jej wpływać na nasze życie.

Reklama

Ewelina, 28 lat

Reklama
Reklama
Reklama