„Marek był idealnym sąsiadem, ale do czasu. Jego brudną tajemnicę poznałem przez przypadek w piwnicy”
„– Co to jest? – wykrztusiłem, patrząc na Marka, który w tym momencie zamarł, widząc, że odkryłem skrytkę. Jego twarz na chwilę zmieniła wyraz – jakby zastygł, zaskoczony, że to znalazłem. Ale szybko się opanował”.
- Redakcja
Kiedy wprowadziłem się do tego bloku prawie dziesięć lat temu, Marek był jednym z pierwszych, którzy zapukali do moich drzwi. Uśmiechnięty, pewny siebie, z szarlotką w rękach, od razu zrobił dobre wrażenie. Niby takie rzeczy dzieją się tylko w filmach – ktoś wprowadza się do nowego miejsca, a sąsiedzi przychodzą z domowymi wypiekami, by powitać nowego mieszkańca. No, ale Marek zawsze lubił takie gesty. Szybko się zaprzyjaźniliśmy.
Zawsze był pomocny
– Janek, potrzebujesz może wiertarki? Mam kilka, leżą bezużytecznie – pytał, kiedy tylko widział, że coś naprawiam. A ja zawsze odpowiadałem, że mam swoją, ale mimo to cieszyła mnie jego gotowość do pomocy.
Marek był dla wszystkich w bloku takim idealnym sąsiadem. Kiedy ktoś czegoś potrzebował, nie trzeba było długo czekać – zawsze był pod ręką. A to pożyczył narzędzia, a to pomógł coś naprawić, innym razem zajmował się czymś za kogoś. I zawsze miał czas. Nawet ci, którzy na początku patrzyli na niego podejrzliwie, szybko zmienili zdanie, bo kto mógłby mieć coś przeciwko takiemu sąsiadowi?
Nasz blok, choć stary, był pełen życia. Ludzie przechodzili się korytarzami, dzieci biegały na podwórku, a starsi mieszkańcy jak pani Zofia zawsze znajdowali czas na pogawędki na ławkach przed wejściem. Było sielankowo. Może dlatego nikt nie zauważył, kiedy zaczęły ginąć rzeczy. Najpierw były to małe przedmioty: śrubokręty, noże, drobne narzędzia. Potem ktoś zgubił koc na balkonie, a pani Zofii zniknęło radio, które od lat stało w kuchni.
– Panie Janku, niech pan mi powie, jak to możliwe, że takie rzeczy po prostu znikają? – pytała mnie któregoś dnia, kiedy staliśmy na schodach. – Może to ktoś z nowych mieszkańców?
Wzruszyłem ramionami. Trudno było mi to wytłumaczyć. Myślałem, że może ktoś coś przypadkowo zabrał, pomylił się. Ale radio? W sumie kto by kradł stare radio?
– Może to przypadek, pani Zofio. W dzisiejszych czasach różne dziwne rzeczy się dzieją – odpowiedziałem, chcąc zakończyć temat.
Nadal jednak miałem wrażenie, że to tylko zbieg okoliczności. Marek oczywiście zaoferował pomoc w poszukiwaniach. Tak jak zawsze.
Potrzebowałem narzędzi
Któregoś dnia postanowiłem poprosić Marka o pożyczenie narzędzi. Miałem do naprawy stary regał, a Marek zawsze chętnie dzielił się swoimi rzeczami. Zapukałem do jego drzwi, a on – jak zwykle – otworzył z szerokim uśmiechem.
– Janek! Potrzebujesz czegoś? – zapytał, jakby czytał mi w myślach.
– Wiesz, ten regał w przedpokoju się rozklekotał. Masz może śrubokręt albo wkrętarkę? – spytałem.
Marek skinął głową i od razu zaproponował, że mogę zejść z nim do piwnicy. Trzymał tam część swoich narzędzi, bo w mieszkaniu nie miał już na nie miejsca. Zgodziłem się bez wahania, przecież znałem go tyle lat, ufałem mu.
Schodziliśmy wąskimi schodami, aż dotarliśmy do jego piwnicy. Kiedy Marek otworzył drzwi, poczułem specyficzny zapach kurzu i stęchlizny. Piwnica była pełna różnych rzeczy – narzędzi, starych pudeł, desek. Wydawało się, że Marek trzyma tam dosłownie wszystko.
– Czekaj, zaraz znajdę wkrętarkę – powiedział, zaczynając przeszukiwać jeden z regałów.
Odkryłem jego sekret
Wtedy moją uwagę przykuło coś innego. W kącie piwnicy, za starym, zakurzonym regałem, zauważyłem dziwnie ułożoną deskę w ścianie. Wyglądała, jakby ktoś celowo ją tam umieścił, zasłaniając coś. Marek, pochłonięty poszukiwaniami, nie zwracał na mnie uwagi. Podszedłem bliżej, zaintrygowany.
– Marek, co tu masz? – spytałem, wskazując na deskę.
– Co masz na myśli? – odpowiedział z opóźnieniem, nie odwracając się.
Odsunąłem deskę, a za nią zobaczyłem coś, czego się nie spodziewałem. Stos przedmiotów – od śrubokrętów, po narzędzia, które rozpoznałem od razu. To były rzeczy, które mieszkańcy zgłaszali jako zaginione! Poczułem, jak serce zaczyna mi bić szybciej.
– Co to, do cholery, jest? – wykrztusiłem, patrząc na Marka, który w tym momencie zamarł, widząc, że odkryłem skrytkę.
Jego twarz na chwilę zmieniła wyraz – jakby zastygł, zaskoczony, że to znalazłem. Ale szybko się opanował.
– A, to... zapomniałem o tych rzeczach. Od dawna je tutaj trzymałem – odpowiedział niespokojnym tonem, który nijak nie pasował do zwyczajowego luzu.
Zacząłem łączyć fakty. To nie były zwykłe zguby, a Marek najwyraźniej przez cały ten czas nas okradał, udając pomocnego sąsiada. Stałem, przyglądając się mu, a wewnątrz narastała we mnie mieszanka złości i niedowierzania.
Był zwykłym złodziejem
Marek przestał udawać. Twarz, która jeszcze przed chwilą próbowała zachować maskę niewinności, teraz stężała. Westchnął ciężko, a potem usiadł naprzeciwko mnie, drapiąc się nerwowo po karku.
– Janek... to nie jest tak, jak myślisz – zaczął, ale ja nie zamierzałem słuchać wymówek.
– Więc jak jest? – rzuciłem ostro. – Przez tyle lat wszyscy ci ufaliśmy. Ty... ty pomagałeś nam, a w rzeczywistości kradłeś nasze rzeczy?
Marek spuścił wzrok. Zaczął coś mówić o tym, że niektóre z tych przedmiotów znajdował przypadkiem, że chciał je oddać, ale nigdy nie miał okazji. Ale jego tłumaczenia były coraz bardziej mętne, a każde jego słowo tylko potwierdzało moje podejrzenia.
– Nie wierzę w ani jedno słowo – powiedziałem w końcu. – Muszę powiedzieć o tym innym.
Marek próbował jeszcze coś powiedzieć, ale nie miałem zamiaru go słuchać. Wstałem i wyszedłem, pozostawiając go w kuchni. Moje serce biło jak oszalałe, a w głowie miałem tylko jedną myśl – muszę to wszystko wyjawić sąsiadom.
Powiedziałem wszystko sąsiadom
Następnego dnia zebrałem się na odwagę i zdecydowałem, że muszę podzielić się z sąsiadami tym, co odkryłem. Nie było łatwo, bo w głowie ciągle kołatały mi myśli o konsekwencjach. Czy uwierzą mi? Czy Marek spróbuje się bronić, a może nawet odwróci sytuację przeciwko mnie?
Postanowiłem działać szybko. Zacząłem od pani Zofii. Pukałem do jej drzwi z mieszanymi uczuciami. Otworzyła, jak zawsze, uśmiechnięta, choć widać było zmęczenie na jej twarzy.
– Panie Janku, coś się stało? – zapytała, gdy zobaczyła moje poważne oblicze.
– Pani Zofio, musimy porozmawiać – zacząłem, a potem, zanim zdążyła odpowiedzieć, opowiedziałem jej o tym, co znalazłem w piwnicy Marka. Powiedziałem o radiu, narzędziach i wszystkich tych przedmiotach, które nagle się znalazły.
Starsza pani milczała przez chwilę, a potem wzięła głęboki oddech.
– Wiedziałam, że coś jest nie tak – westchnęła. – Ten Marek... zawsze był zbyt miły, zbyt pomocny, jakby chciał coś ukryć.
Nie byłem pewien, czy mówi to teraz, bo chciała mi uwierzyć, czy może od zawsze czuła coś niepokojącego. Jednak wsparcie od niej dodało mi sił. Poszliśmy razem do innych mieszkańców. Pani Zofia, mając spore wpływy w bloku, pomogła mi zebrać małą grupę sąsiadów w piwnicy, by pokazać im skrytkę Marka.
Wszyscy byli zszokowani. Andrzej, który stracił narzędzia, przyglądał się im z mieszaniną niedowierzania i gniewu. Jego żona była blada jak kreda. Gdy Marek pojawił się w piwnicy, wezwany przez jednego z sąsiadów, atmosfera była gęsta. Wszyscy czekali na jego wyjaśnienia.
– O co tu chodzi? – zapytał zaskoczony, widząc zgromadzonych ludzi. Ale tym razem nie miał już dokąd uciekać. Zbyt wiele dowodów. Zbyt wiele spojrzeń, które mówiły jedno – w końcu się wydało.
Nikt już nie ufa Markowi
Staliśmy wszyscy w piwnicy, Marek naprzeciwko nas, jakby z każdym kolejnym spojrzeniem sąsiadów malał w oczach. Próbował coś mówić, ale każde jego słowo brzmiało jak kiepska wymówka.
– To... to nie jest tak, jak myślicie – zaczął, ale nikt nie zamierzał mu już uwierzyć.
Andrzej, który wcześniej milczał, zrobił krok do przodu, patrząc na Marka z pogardą.
– Te narzędzia należą do mnie – powiedział chłodno. – Marek, co ty sobie myślałeś? Że będziesz nas okradał, a potem wszystko jakoś się rozmyje?
Marek zaczął coś tłumaczyć o tym, że znalazł te rzeczy przypadkiem, że nie chciał ich kraść, tylko przechować, ale jego słowa brzmiały coraz bardziej absurdalnie. Pani Zofia, która zwykle miała do wszystkich cierpliwość, teraz już nie kryła gniewu.
– Znalazł pan moje radio i trzymał je w tej swojej skrytce, zamiast oddać! Dlaczego? Jak mogłam być taka ślepa? – wybuchła, a w jej głosie pobrzmiewało rozczarowanie, jakby ktoś zawiódł jej najgłębsze zaufanie.
– Wszyscy ci ufaliśmy, Marek – dodałem, chcąc podsumować to, co każdy z nas czuł. – Byłeś dla nas wzorem, a teraz okazuje się, że wykorzystywałeś nasze zaufanie. Zawsze pojawiałeś się wtedy, kiedy coś zniknęło. Teraz już rozumiem dlaczego...
Marek wyglądał, jakby chciał zapaść się pod ziemię. Już nie próbował się bronić, tylko stał tam, w ciszy, wiedząc, że wszystko przepadło. Wszyscy wiedzieliśmy, że nasze relacje nigdy już nie będą takie same. Blok, który wcześniej był pełen życzliwości i zaufania, teraz wypełnił się wzajemną nieufnością. W końcu Marek bez słowa odwrócił się na pięcie i odszedł. Nie próbował nawet walczyć o swoją niewinność. A my zostaliśmy, patrząc na siebie, próbując zrozumieć, co teraz zrobimy.
Od tego dnia Marek stał się kimś obcym w naszym bloku. Przestał witać się z sąsiadami, nie pojawiał się już na podwórku, a jego mieszkanie stało się jak twierdza – zamknięte, zimne, odcięte od reszty. Z czasem zaczęły krążyć plotki, że planuje się wyprowadzić.
Jan, 53 lata