Reklama

Amor podąża zawiłymi drogami. Gdyby jeszcze parę wiosen temu jakaś osoba zasugerowała, że będę darzyć Huberta uczuciem wykraczającym poza przyjaźń, parsknęłabym śmiechem. Mój odwieczny kumpel? W życiu!

Reklama

Już wtedy iskrzyło między nami

Nasze drogi skrzyżowały się w piaskownicy. Podobno zachował się szarmancko, gdy podstępnie ukradłam mu zabawkowe autko. Zakopałam jego resorak w piasku, zazdrosna o zainteresowanie Huberta. Na moment usunęłam konkurencję, ale jego mama, zaniepokojona szlochem synka, przekopała wraz z moją mamusią hektary piachu i odnalazła zgubę. Hubert puścił to w niepamięć, choć zanim się to stało, upłynęło sporo czasu.

W początkowych latach szkoły podstawowej wychowawczyni zdecydowała, że będziemy siedzieć obok siebie w ławce. Dostałam taki przydział za nadmierną gadatliwość podczas zajęć, bo ciągle plotłam o byle czym, zamiast udzielać konkretnych odpowiedzi na pytania.

Nauczycielka miała nadzieję, że ten spokojny chłopak jakoś na mnie wpłynie i zachęci, żebym bardziej się skupiała na lekcjach. Nie znosiłam go.

Moja mama często zapraszała go do domu na jej pyszne wypieki, a tata zabierał go nawet z nami na rodzinne wypady. Nie robiłam mu przykrości, bo rodzice surowo mi tego zabronili. Nasi rodzice byli dobrymi znajomymi, więc nie miałam innego wyjścia, jak znosić jego towarzystwo.

Ciągnął się za mną jak cień

Wszystko zmieniło się, gdy poszliśmy do liceum. Jego przydzielili do klasy matematyczno-fizycznej, a mnie do biologiczno-chemicznej. Wtedy pierwszy raz żałowałam, że jesteśmy osobno.

Tęskniłam za jego opanowaniem. Zdążyłam się już do tego przyzwyczaić. To było trochę tak, jakby nagle stracić rękę. Dotarło do mnie, że chyba nie do końca rozumiałam, ile dla mnie znaczy. Zupełnie jak brat.

Spotkania z nim stały się rzadkością, co pozwoliło mi na świeże spojrzenie. Hubert urósł i nabrał męskich rysów, czego wcześniej w ogóle nie dostrzegałam. Jego bujna, ciemna czupryna ciągle opadała mu na czoło, zmuszając do nieustannego odgarniania kosmyków. Ten charakterystyczny ruch towarzyszył mi od zawsze, ale dopiero teraz zwróciłam na niego baczniejszą uwagę.

Nie byłam jedyną, która doceniła metamorfozę Huberta. Inne dziewczyny także zaczęły spoglądać w jego stronę z zainteresowaniem.

Czy to twój facet? – dopytywały zazdrosnym tonem, patrząc, jak przyciągamy się nawzajem podczas przerw. Nic w tym zaskakującego, obojgu trudno nam było odnaleźć swoje miejsce wśród rówieśników z klasy. Przynajmniej tak wtedy sądziłam.

– Jeśli jest sam, to chętnie się nim zajmę – oświadczyła Kasia, najpopularniejsza dziewczyna w klasie.

Byłam jak pies ogrodnika

Mnóstwo czasu zmarnowałam na oczernianie Kaśki przed Hubertem. Traktowałam go wyłącznie koleżeńsko, ale nie zniosłabym wizji, że mógłby ją tulić. Okej, w przyszłości niech sobie znajdzie jakąś fajną laskę, ale na pewno nie Kaśkę. Zresztą nie tylko ją, ale też Zuzę i każdą kolejną.

Zazdrośnie strzegłam jego uwagi, zakopując wszystkie kandydatki niczym resoraka na podwórku.

Jednak nie było to jeszcze uczucie, które można by nazwać miłością. Poza tym ja również nie byłam całkiem obojętna na innych chłopaków.

Kiedy nadszedł czas studniówki, każde z nas miało inną osobę towarzyszącą. Akurat wtedy zauroczył mnie niejaki Zbyszek, ale wszystko poszło nie tak. Po imprezie unikał rozmów ze mną jak ognia.

– Moja wina, na bank coś źle zinterpretował – Hubert nie szczędził sobie wyrzutów.

Rozmawialiśmy o tym, jak to jest, gdy ktoś złamie ci serce. Siedzieliśmy na moim łóżku, każdy po swojemu. Kiepsko się czułam, jakby mnie zlekceważono i zostawiono samą sobie.

– Nie trzeba było się urywać z imprezy, nic dobrego z tego nie wyszło.

– Nieprawda, powinniśmy tak zrobić – zdenerwowałam się, połykając łzy.

Przed balem maturalnym wpadliśmy na pewien pomysł. Postanowiliśmy odpalić fajerwerki ze szkolnego dachu, zrobić niezły pokaz i dobrze się bawić. Taki młodzieńczy wyskok. Nie powiedzieliśmy o tym nikomu, bo nie potrzebowaliśmy niczyjej pomocy. To była nasza sprawa.

Zbyszek był zazdrosny

Przygotowania zajęły nam parę dni – musieliśmy zorganizować klucz do wyjścia na dach i skompletować zapas sztucznych ogni. Świetnie się przy tym bawiliśmy. Nawet przez myśl mi nie przeszło, że Zbyszek też chciałby brać w tym udział. Ani że będzie zazdrosny, że spędzam czas sam na sam z Hubertem.

Gdy zdaliśmy egzamin dojrzałości, poszliśmy na studia, co sprawiło, że nasza zażyłość nieco osłabła. Trudno było wygospodarować wspólne chwile, ale mimo to wciąż znajdowaliśmy okazje do pogaduszek na różne tematy.

Nikt nie znał mnie lepiej niż Hubert. Ja natomiast służyłam mu radą, gdy chodziło o sprawy miłosne. Kiedy jakaś dziewczyna nie przypadła mi do gustu, potrafiłam przedstawić przyjacielowi swoje argumenty, a on rezygnował z dalszego rozwijania relacji. Moje zdanie było dla niego ważne. Mimo to parę dziewczyn zdołało zaskarbić sobie moją aprobatę, więc Hubertowi nie groziła samotność.

Nie dostrzegłam wcześniej Sereny. Teraz sądzę, że Hubert specjalnie ją przede mną chował. A tak na marginesie, co za snobistyczne imię – Serena. Idealnie do niej pasowało. Gdy ją ujrzałam, serce prawie mi stanęło. Skąd on wziął taką ślicznotkę?

Aż się skuliłam wewnętrznie

W porównaniu z nią czułam się do bólu przeciętna. Wystarczyło jedno spojrzenie na kumpla i wiedziałam, że tym razem stracił głowę. Nie miałam zamiaru pozbywać się Sereny, bo tylko przytrzasnęłabym sobie palce. Z przeznaczeniem nie da się walczyć.

Nie od razu pojęłam, co się dzieje. Noce stały się dla mnie udręką, kiedy próbowałam dociec przyczyn mojego zdenerwowania. Po długim czasie w końcu dotarło do mnie, że darzyłam Huberta uczuciem. Poczułam się zdruzgotana, bo mój ukochany oddał serce innej.

Dniami i nocami główkowałam, jak sprawić, by o niej zapomniał. Hubert należał do mnie od dawna i nie zamierzałam go oddać byle lasce tylko dlatego, że miała niezłe ciało i śliczną twarzyczkę.

Po paru dniach intensywnego rozmyślania i analizowania sytuacji w końcu zrozumiałam, jak naprawdę wygląda sprawa. Mój ukochany nie miał pojęcia o moich uczuciach! Darzył mnie sympatią, ale obawiał się kompromitacji, dlatego nie wyznał mi miłości. Zachowałam się niemądrze, nie ułatwiając mu zwierzeń.

Może wciąż mamy szansę?

Muszę dać mu do zrozumienia, że nie wydrwię jego słów ani go nie odrzucę. Jesteśmy dla siebie stworzeni, kto inny miałby być razem, jeśli nie my? Z niezachwianą pewnością siebie wierzyłam, że zdołam na nowo zdobyć serce Huberta.

Minęły dwa dni, podczas których musiałam zebrać w sobie odwagę, by wykonać do niego telefon. W momencie, gdy miałam już chwycić smartfona, nagle rozbłysł ekran, a na nim pojawiła się fotografia. Od Huberta! Najwyraźniej odebrał moje telepatyczne sygnały, co uznałam za dobry omen.

„Mam do ciebie prośbę – oznajmił bez owijania w bawełnę. – Spotkajmy się dziś o siedemnastej w śródmieściu”.

W zasadzie miałam być wtedy na pływalni, żeby zaliczyć zajęcia uczelniane z wychowania fizycznego, ale od razu się zgodziłam. Czekał na mnie przy przystanku autobusowym.

– No chodź szybciej, bo się spóźnimy – pospieszył mnie. – Muszę coś pilnie ogarnąć i chcę, żebyś mi pomogła.

Pędził niczym na sygnale, z trudem za nim nadążałam.

– Hubert, zatrzymaj się na chwilę. Mam ci coś ważnego do przekazania. – Przystopowałam go niemal przemocą. Zastąpiłam mu drogę, asekuracyjnie chwytając jego szalik. Szarpnęłam zdecydowanie, by zmusić go do kontaktu wzrokowego. Sprawiał wrażenie nieobecnego duchem.

– Uważasz, że to stosowna pora? – rzucił pytanie, otrząsając się z zamyślenia.

Zaniemówiłam. On wie!

Mocno go przytuliłam.

– Puszczaj, co ci strzeliło do łba? Pośpiesz się, bo za chwilę zamkną sklep.

– O czym ty mówisz?

– O jubilerze. Musimy wybrać pierścionek, nie powiedziałem ci?

Zrobiło mi się słabo. Wciąż do mnie nie docierało, nie chciałam tego przyjąć do wiadomości.

– Dla Sereny, liczę na twoją pomoc w wyborze. Jesteś moją najlepszą kumpelą, na kogo innego mogę liczyć? Tylko sam nie wiem, czy to nie za wcześnie. Jak ona na to zareaguje? Co o tym sądzisz? Jesteś kobietą, powinnaś mieć jakieś pojęcie…

Miałam ochotę krzyczeć. Włożyłam mnóstwo wysiłku, aby ukryć swoje prawdziwe emocje. Nie chciałam, by dowiedział się prawdy. Szczególnie teraz, gdy planował podarować pierścionek komuś innemu.

– Planujesz się zaręczyć? – zapytałam.

– Brzmisz jakoś dziwnie, dopadło cię przeziębienie?

– Zapytałam, czy masz w planach…

– Można tak powiedzieć. Zależy mi, aby wiedziała, że traktuję to serio.

– Kobiety lubią takie gesty.

– Dla mnie to o wiele więcej, ona jest tą jedyną, wiesz?

Na co mi to było?

Całe szczęście, że nie zdążyłam niczego wygadać, to dopiero byłby wstyd! Czułam się, jakby ziemia osuwała mi się spod stóp. Pozwoliłam Serenie zabrać tego jedynego faceta, na którym mi zależało. Co ja mam teraz począć? By ukryć szalejące we mnie emocje, schyliłam się nad przeszkloną witryną pełną pierścionków. Na ladzie leżały złote cudeńka wysadzane drogimi kamieniami, które wyjęła miła ekspedientka.

– Zacznijmy od ustalenia pani rozmiaru – ekspresowo nałożyła mi na serdeczny palec miarę.

– Rozmiar jedenasty. Ta biżuteria powinna pasować idealnie – pokazała mi pierścionki. – Który wzór najbardziej się państwu podoba? Aktualnie w trendach są podwójne pierścionki z małym brylantem lub, w bardziej przystępnej cenie, z cyrkonią. Proszę je przymierzyć.

Kiedy Hubert założył mi pierścionek na palec, nie zdawał sobie sprawy, że doszło do nieporozumienia.

– I jak ci się widzi? – zapytał, patrząc na mnie wyczekująco.

Fakt, że w tamtej chwili nie wybuchnęłam płaczem, uważam za swoje największe osiągnięcie. Wszystko wyglądało jak w bajce: facet moich marzeń, zaręczynowy pierścionek i oczekiwanie na moją reakcję. Szkoda tylko, że znalazłam się tam przez pomyłkę. Przeznaczenie zakpiło ze mnie.

– Szczęście panny młodej to priorytet – skomentowała ekspedientka.

– Nie jesteśmy parą – Hubert w końcu zdecydował się wyjaśnić nieścisłość. – To nie moja wybranka, lecz najbliższa kumpela.

Na razie musiałam się z tym pogodzić, ale nie zamierzałam się poddawać. Coś wykombinuję.

Reklama

Klaudia, 27 lat

Reklama
Reklama
Reklama