„Marzyłam, by nasz ślub był niezapomniany, a dziś nie chcę o nim pamiętać. Wszystko przez to, co stało się po oczepinach”
„Świat wokół mnie kręcił się dalej: dzieciaki biegały między stołami, orkiestra grała jakiś stary hit, a goście pochłonięci byli rozmowami i jedzeniem. Tylko ja nie mogłam złapać tchu. W końcu zobaczyłam wujka Staszka pod ścianą”.

- Redakcja
Nigdy nie przypuszczałam, że najpiękniejszy dzień mojego życia przyniesie ze sobą coś, co już zawsze będzie we mnie żyło jak zadra pod paznokciem. Wszystko było dopięte na ostatni guzik – ślub w małym, urokliwym kościele, biało-złota dekoracja sali weselnej, menu rozpisane co do sekundy, a lista gości tak starannie dobrana, że nawet ciotka Marysia, która zazwyczaj wszystko krytykuje, nie miała do czego się przyczepić.
To był mój sen
Stałam przed lustrem w pokoju hotelowym, poprawiając welon. Serce waliło mi jak oszalałe. Byłam szczęśliwa. Naprawdę szczęśliwa. Ojciec wszedł do pokoju dokładnie o czasie, w garniturze, który sam wybrał, z przypiętym bukiecikiem i miną, która mówiła więcej niż słowa.
– Wyglądasz… jak księżniczka – powiedział cicho i odchrząknął, żeby nie pokazać łez. – Gotowa?
Przytaknęłam, a on podał mi ramię. Gdy prowadził mnie do ołtarza, czułam tylko wdzięczność za to, jak mnie wychował i że przez całe życie był moim filarem, moją opoką.
Po ceremonii sala weselna tętniła śmiechem, muzyką i radością. W końcu mogłam się rozluźnić. Tańczyliśmy, piliśmy, śmialiśmy się – było idealnie. Do momentu, aż po oczepinach podszedł do mnie wujek Staszek. Pachniał wódką. Chciał zatańczyć, więc zatańczyliśmy. Chichotałam, kiedy próbował wywijać piruety, aż nagle powiedział coś, co zmroziło mi krew w żyłach.
– A wiesz, że ty wcale nie jesteś taka do ojca podobna? Taki Andrzej z sąsiedztwa… masz nos po nim.
– Co ty mówisz, wujku?
– Eee, nic, nic… różne rzeczy się w tej rodzinie działy, ale to nie moja sprawa – mruknął i poszedł po kolejnego kielicha, zostawiając mnie w pół kroku, z twarzą jak kamień.
„To pewnie brednie” – powtarzałam sobie. Gada głupoty. Ale coś we mnie drgnęło.
Zaintrygował mnie
Świat wokół mnie kręcił się dalej: dzieciaki biegały między stołami, orkiestra grała jakiś stary hit, a goście pochłonięci byli rozmowami i jedzeniem. Tylko ja nie mogłam złapać tchu. W końcu zobaczyłam wujka Staszka pod ścianą, zagadującego jedną z kelnerek. Podeszłam do niego.
– Wujku, możemy porozmawiać?
Popatrzył na mnie z zaskoczeniem, ale skinął głową i wskazał głową drzwi wyjściowe. Wyszliśmy na zewnątrz.
– O co ci chodzi, Asieńko? – zapytał, marszcząc brwi.
– Co miałeś na myśli, mówiąc, że jestem podobna do sąsiada?
– Daj spokój, dziecko, to był tylko taki głupi tekst… Zresztą, co ja tam wiem, ja tylko stare bajki powtarzam.
– Wujku, proszę. Dzisiaj wyszłam za mąż.
Westchnął ciężko i przysiadł na murku. Spojrzał gdzieś przed siebie, unikając mojego wzroku.
– Nie chcę mieszać się w wasze sprawy. Ale w tej rodzinie, jak to w każdej… różne rzeczy się działy. Twoja mama… no, była młoda, Marek wtedy pracował za granicą. Sąsiad kręcił się po podwórku jak kot. I tyle ci powiem. Reszta to nie moja sprawa.
Chciałam znać prawdę
Poczułam, że robi mi się słabo. To nie była odpowiedź, ale wystarczyło. Wujek nic nie powiedział wprost, ale jego słowa wypełniły mi głowę pytaniami, których już nie mogłam zignorować.
– Czy mój tata wie?
– Nie wiem. Może tak, może nie. A może wie i nie chce wiedzieć. Marek to porządny facet. Kocha cię i może lepiej zostawić to tak, jak jest?
– Czyli to prawda?
Wzruszył ramionami, jakby to nie miało już znaczenia. Odwróciłam się i wróciłam na salę, starając się nie patrzeć nikomu w oczy. Zaczęłam przypominać sobie różne drobiazgi. Wiedziałam, że nie uspokoję się, póki nie porozmawiam z mamą. Znalazłam ją przy deserach, śmiała się do cioci Krysi, trzymając w dłoni talerzyk z sernikiem. Podeszłam do niej i dotknęłam jej ramienia. Obróciła się natychmiast, jeszcze uśmiechnięta.
– Mamo, możemy na chwilę? – zapytałam cicho.
– Teraz? – zdziwiła się.
– Teraz.
Nie odpuszczałam
Odstawiła talerzyk i ruszyłyśmy na taras. Gdy zamknęłam drzwi, oparłam się o nie i spojrzałam jej prosto w oczy.
– Wujek Staszek powiedział mi coś… Coś, co mnie niepokoi.
Mama od razu się spięła. Wyprostowała się, jakby oczekiwała ataku, choć jeszcze nie wiedziała z której strony.
– Co znowu palnął ten głupek?
– Powiedział, że jestem podobna do sąsiada, a nie do taty.
Spojrzała na mnie, próbując się uśmiechnąć, ale usta jej drgnęły niespokojnie.
– Asiu, proszę cię, nie słuchaj Staszka. Wiesz, że on po wódce mówi, co mu ślina na język przyniesie.
– Mamo, nie rób ze mnie idiotki. To coś znaczyło. On się wycofywał, jakby powiedział za dużo. I… ty się boisz. Więc powiedz mi prawdę. Proszę.
Przez chwilę patrzyła na mnie bez słowa. Potem przysiadła na krześle i pochyliła głowę. Dłonie jej drżały.
– To był błąd – powiedziała cicho. – Jeden głupi, słaby moment. Marek był za granicą, wracał tylko raz na jakiś czas. Andrzej mieszkał obok, pomagał mi, zagadywał… i ja wtedy byłam młoda i głupia. To trwało tylko kilka miesięcy.
– I zaszłaś z nim w ciążę?
Nie mogłam uwierzyć
Skinęła głową, nadal nie patrząc mi w oczy.
– Nie byłam pewna. Naprawdę nie wiedziałam, który z nich… A może nie chciałam wiedzieć? Marek wrócił, powiedział, że chce zacząć wszystko od nowa. A ja byłam w ciąży. Powiedziałam mu, że to jego dziecko. On niczego się nie domyślił albo nie chciał pytać.
Usiadłam naprzeciw niej i czułam, jak wszystko we mnie się buntuje. Ciało miałam spięte, głowa pulsowała, jakby w niej wciąż dudniła muzyka z sali weselnej. Nie potrafiłam znaleźć słów.
– Przez całe moje życie mnie okłamywałaś.
– Wychowałam cię najlepiej, jak potrafiłam – wyszeptała. – Marek cię kochał. Kocha nadal. Dla niego zawsze byłaś córką. Nie patrzyłam na ciebie jak na błąd. Jesteś darem, Asiu.
– Nie możesz mówić o kłamstwie jako o darze – odpowiedziałam ostro. – Nie mogę uwierzyć, że trzymałaś to w sobie przez tyle lat. Patrzyłaś mi w oczy i udawałaś.
– Bałam się – szepnęła. – Bałam się, że wszystko się rozpadnie. Że Marek odejdzie. Że ty mnie znienawidzisz.
– I właśnie to się teraz dzieje – powiedziałam, wstając.
Czułam się oszukana
Było mi niedobrze. Mama nie próbowała mnie zatrzymać. Potrzebowałam chwili dla siebie. Usiadłam na schodach, zdjęłam buty. W sercu miałam chaos – gniew, smutek, ale i jakąś dziwną ulgę. Moja intuicja nie kłamała. Coś przez te wszystkie lata nie grało i w końcu to coś miało nazwę. Wróciłam na salę. Mój ojciec stał przy stole razem z wujkiem Jurkiem i śmiał się. Potem poklepał się po piersi, pociągnął łyk wódki i przytulił ciocię Marysię. Patrzyłam na niego z końca sali. Wyglądał na szczęśliwego. Jak zawsze, kiedy był wśród ludzi, których kochał. Widziałam go w wielu rolach – jako ojca, który uczył mnie jeździć na rowerze, jako człowieka, który potrafił rozbawić towarzystwo, jako mężczyznę, który przez lata dźwigał rodzinę na swoich barkach. Ale teraz nie wiedziałam już, kim tak naprawdę dla mnie był. Podeszła do mnie mama.
– Nie mów mu, proszę – powiedziała szeptem. – On tego nie przeżyje. To by go zniszczyło.
Po weselu, kiedy większość gości była już zmęczona, usiadłyśmy w ogrodzie. Mama otuliła się szalem. Wydawała się starsza niż rano.
– To nie był romans z powieści – zaczęła cicho. – Andrzej był przystojny, pewny siebie, miał coś w oczach, czego Marek nigdy nie miał. Twój ojciec wtedy pracował w Niemczech, przyjeżdżał raz na dwa miesiące. Sama wszystko ogarniałam. Byłam zmęczona i bardzo samotna.
Nie przerywałam, tylko patrzyłam na nią, a ona mówiła dalej, jakby chciała to wreszcie z siebie wyrzucić.
– Andrzej zaczął przychodzić coraz częściej, pomagał z naprawami. To się zaczęło bardzo naturalnie.
Zamilkła na chwilę.
– Nie planowałam niczego. Wiedziałam, że to się źle skończy. Kiedy odkryłam, że jestem w ciąży, myślałam, że oszaleję. Nie byłam pewna, czy to jego dziecko. Ale on już wtedy szykował się do wyjazdu do Londynu. A Marek wrócił i powiedział, że już nigdzie nie wyjedzie. I tak zostało.
– I nigdy nie powiedziałaś mu prawdy?
– Nie. Bałam się. Nie chciałam tego niszczyć. On był taki szczęśliwy. A ja… wmawiałam sobie, że to nieważne, że liczy się, kto wychowuje.
Patrzyłam na nią i nie mogłam uwierzyć, że tyle lat żyła z tym na sumieniu. Może naprawdę myślała, że robi dobrze. Może siebie przekonała. Ale mnie już nie.
– Nie wiem, czy potrafię ci to wybaczyć – powiedziałam i wstałam.
Nie zatrzymała mnie. Tylko patrzyła w ciemność, jakby szukała tam jakiegoś usprawiedliwienia.
Joanna, 27 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Pokłóciłam się z teściową o ciasto z jagodami. Po każdej jej wizycie w naszym domu pozostaje tylko niesmak”
- „Gdy wygrałem wycieczkę all inclusive do Azji, byłem w 7 niebie. Po tym, co się stało, odechciało mi się wszystkiego”
- „Zgubiłam obrączkę na bułgarskiej plaży i wtedy zaczął się dramat. Mąż urządził taką scenę zazdrości, że aż mnie zatkało”