„Marzyłam o awansie w pracy od dawna, ale koleżanka mnie z niego wygryzła. Od tej pory dbam wyłącznie o swoje interesy”
„Z moją koleżanką z zespołu nie zawsze było łatwo. Była równie ambitna co ja, a nasza współpraca często przypominała bardziej zawody niż wspólną pracę. Jednak mimo wszystko starałam się ufać ludziom i wierzyć w to, że ciężka praca zawsze się opłaca. Teraz nadszedł moment, w którym miałam szansę udowodnić swoją wartość”.

- Redakcja
Nazywam się Ania i od dwóch lat pracuję w korporacji, w której codzienna rywalizacja jest na porządku dziennym. Każdy chce być lepszy, bardziej zauważalny, gotowy na następny awans. Ja również mam swoje ambicje. Przez ostatni rok intensywnie pracowałam nad prezentacją, która miała być moim biletem do awansu. Każdy szczegół był dopracowany, każdy slajd idealnie przygotowany. Nie ukrywam, że ta prezentacja stała się moją obsesją. To była moja szansa na pokazanie się z najlepszej strony.
Pracując nad nią, często zastanawiałam się nad tym, jak bardzo zmieniają się nasze relacje z kolegami z pracy, kiedy w grę wchodzą ambicje i marzenia. Nie raz widziałam, jak przyjaciele stają się rywalami, a zespół zaczyna działać bardziej jak arena, niż drużyna. Z moją koleżanką z zespołu nie zawsze było łatwo. Była równie ambitna co ja, a nasza współpraca często przypominała bardziej zawody niż wspólną pracę. Jednak mimo wszystko starałam się ufać ludziom i wierzyć w to, że ciężka praca zawsze się opłaca.
Teraz jednak nadszedł moment, w którym miałam szansę udowodnić swoją wartość. Czułam, że ten awans to nie tylko krok naprzód w karierze, ale także potwierdzenie, że wszystko, co do tej pory robiłam, miało sens.
Prezentacja była dla mnie szansą na awans
Dzień przed wielkim wystąpieniem, gdy napięcie sięgało zenitu, do mojego biurka podeszła koleżanka z zespołu. W jej oczach zauważyłam niepokój.
– Ania, mogę z tobą porozmawiać? – zapytała cicho, jakby bojąc się, że ktoś nas usłyszy.
Zgodziłam się, chociaż nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać. Usiedliśmy na chwilę w pokoju socjalnym.
– Słuchaj, wiem, że to dla ciebie ważne, ale naprawdę muszę cię o to poprosić – zaczęła. – Mam jutro nagłą sprawę osobistą, która uniemożliwi mi wystąpienie o zaplanowanej porze. Czy mogłabyś zamienić się ze mną kolejnością? Wystąpiłabym przed tobą, a potem mogłabym szybko wyjść. To dla mnie bardzo ważne.
Patrzyłam na nią ze zrozumieniem. Wiedziałam, że w takich sytuacjach trudno odmówić. Nie podejrzewałam jej o żadne nieczyste intencje, przecież jesteśmy koleżankami z zespołu, a ludzkie sprawy zawsze są ważne.
– Oczywiście, nie ma sprawy – odpowiedziałam bez wahania.
Czułam, że przecież ja też kiedyś mogłabym potrzebować takiej przysługi. W drodze powrotnej do biurka miałam moment zawahania. Czy dobrze zrobiłam? Przecież to moja szansa, a prezentacja powinna odbyć się w pełnym skupieniu szefów. Ostatecznie jednak uznałam, że nic złego nie może się stać. Ufam jej i wierzę w swoje umiejętności. Tego dnia po raz kolejny przekonałam się, że zaufanie to klucz do dobrych relacji w pracy. A przynajmniej tak mi się wydawało.
Najważniejszy dzień
Następnego dnia od samego rana czułam lekkie zdenerwowanie. Prezentacja, nad którą pracowałam przez cały rok, miała być momentem kulminacyjnym mojej kariery. Wstając z łóżka, próbowałam sobie wyobrazić, jak wszystko przebiegnie. Widzę siebie stojącą przed szefami, pewną i zdeterminowaną. Każdy slajd jest dopracowany, a ja jestem gotowa odpowiedzieć na każde pytanie.
Starałam się powtarzać sobie, że zmiana kolejności prezentacji nie powinna mieć większego znaczenia. W końcu i tak będę miała swoje pięć minut, aby się wykazać. Jednak gdzieś głęboko we mnie pojawiała się wątpliwość. Czy na pewno podjęłam właściwą decyzję? Może powinnam była trzymać się pierwotnego planu?
– Zaufaj sobie, Aniu. Pracowałaś na to ciężko. Jesteś przygotowana – mówiłam do siebie w myślach, próbując uspokoić drżące dłonie.
Gdy dotarłam do pracy, czułam jak adrenalina miesza się z ekscytacją. Czas do prezentacji dłużył się w nieskończoność, a ja starałam się pozostać skupiona. Przed wejściem na salę konferencyjną wzięłam głęboki oddech.
– Muszę się skupić na tym, żeby ich zainteresować – pomyślałam, wiedząc, że moja prezentacja jest wartościowa, ale muszę znaleźć sposób, by przyciągnąć ich uwagę.
W głowie pojawiały się różne scenariusze – od idealnego wystąpienia po najgorsze możliwe potknięcia. Jednak w tym momencie nie było miejsca na zwątpienie. Byłam gotowa, żeby dać z siebie wszystko mimo tych wątpliwości.
Chciałam wypaść jak najlepiej
Weszłam na salę konferencyjną z sercem bijącym jak młot. Szefowie siedzieli za długim stołem, ich twarze odbijały wyraźne zmęczenie całodziennymi spotkaniami. Starając się nie zwracać uwagi na ich znużenie, zaczęłam swoją prezentację.
– Dzień dobry, dziękuję za poświęcony czas. Chciałabym dziś przedstawić moje pomysły na poprawę efektywności naszego zespołu – rozpoczęłam, starając się brzmieć pewnie i entuzjastycznie.
Przesuwając się przez slajdy, zauważyłam, że niektórzy z szefów ukradkiem zerkają na zegarki lub notatki. Moje serce zaczęło bić szybciej z każdym ich rozkojarzonym spojrzeniem.
– Jak widzicie, wdrożenie tych rozwiązań może znacznie zwiększyć naszą produktywność i zredukować koszty – kontynuowałam, starając się utrzymać ich uwagę.
Starałam się angażować ich pytaniami, próbowałam ożywić prezentację przykładami, które mogłyby ich zainteresować.
– Czy ktoś z Państwa ma pytania? – zapytałam z nadzieją na jakąś reakcję.
Jednak sala pozostała cicha, a ja poczułam, jak moje nadzieje opadają. Po zakończeniu prezentacji zapanowała chwila ciszy, która wydawała się trwać wieczność. W końcu jeden z szefów skinął głową i powiedział:
– Dziękujemy, Aniu, za twój wkład.
Ton jego głosu był uprzejmy, ale nieprzekonywujący. Mimo starań, by przyciągnąć ich uwagę, ich reakcja była daleka od entuzjazmu, którego się spodziewałam. Wychodząc z sali, czułam rosnącą frustrację i rozczarowanie. W głowie krążyły pytania o to, czy mogłam zrobić coś lepiej, czy moja praca była wystarczająca.
Rozmowa z szefem
Kilka dni po prezentacji, w biurze panowało typowe codzienne zamieszanie. W pewnym momencie sekretarka szefa zaprosiła mnie na rozmowę. Wiedziałam, że nadszedł czas, aby dowiedzieć się, jakie będą efekty mojego wystąpienia. Szczerze mówiąc, miałam nadzieję na pozytywne wieści. Weszłam do gabinetu szefa z nadzieją i niepewnością. Siedział za swoim biurkiem, patrząc na mnie z mieszanką powagi i czegoś, co trudno było odczytać.
– Aniu, dziękuję za przyjście – zaczął. – Chciałem porozmawiać z tobą o ostatniej prezentacji.
Słuchałam z uwagą, czując, jak napięcie narasta.
– Muszę ci powiedzieć, że decyzja o awansie została już podjęta – kontynuował. – I tym razem postanowiliśmy nagrodzić twoją koleżankę z zespołu, która wystąpiła przed tobą. Wasze pomysły były podobne, ale ona była bardziej konkretna w swoich propozycjach.
Słowa te ugodziły mnie jak cios. Czułam, jak ogarnia mnie poczucie zdrady i złość, zarówno na sytuację, jak i na samą siebie. Jak mogłam być tak naiwna, zgadzając się na zamianę miejsc? W głowie wciąż rozbrzmiewały słowa „była bardziej konkretna.” Gdy wychodziłam z gabinetu, poczucie niesprawiedliwości i frustracji obciążało mi serce. Wewnętrzny dialog, który ze sobą toczyłam, był pełen goryczy.
– Już nigdy więcej nikomu nie ustąpię – postanowiłam z determinacją. – Muszę być bardziej asertywna i zadbać o swoje interesy. Nie mogę pozwolić, by ktoś wykorzystał moją życzliwość.
W tym momencie zrozumiałam, że muszę zmienić swoje podejście do pracy i relacji w zespole. Złość i zawód zamieniły się w postanowienie o pracy nad sobą. Nigdy więcej nie pozwolę, by ktoś odebrał mi zasłużoną szansę.
Nowa "ja" w pracy
Od tamtej rozmowy minęło kilka tygodni, a ja zdecydowanie zmieniłam swoje podejście do pracy. Postanowiłam wprowadzić nowe zasady w codziennych relacjach zawodowych. Zrozumiałam, że muszę być bardziej stanowcza i konsekwentna, nie tylko w działaniach, ale i w kontaktach z innymi. Każdego dnia powtarzałam sobie nowe postanowienie: "Nie ustępuj nikomu, kto nie potrafi uszanować twojego czasu i wysiłku." Moje podejście zaczęło się zmieniać, a wraz z nim moje interakcje w pracy.
Na początku nie było łatwo. Zauważyłam, że niektórzy koledzy z zespołu byli zaskoczeni moją nową asertywnością. Inni, zwłaszcza ci, którzy wcześniej liczyli na moją pomoc bez wzajemności, zaczęli zachowywać dystans. Pewnego dnia jedna z koleżanek podeszła do mnie z prośbą o wsparcie w projekcie. Kiedyś zgodziłabym się od razu, ale teraz byłam bardziej ostrożna.
– Mogę ci pomóc, ale chciałabym najpierw zrozumieć, jaki dokładnie będzie mój zakres obowiązków i jak podzielimy się efektami – odpowiedziałam spokojnie, patrząc jej prosto w oczy.
Była nieco zaskoczona moją reakcją, ale po chwili przystała na moje warunki. To była dla mnie mała wygrana i dowód na to, że mogę zadbać o swoje interesy, nie będąc przy tym nieuprzejmą. Moja zmiana podejścia sprawiła, że zaczęłam czuć się bardziej pewna siebie i niezależna. Zastanawiałam się, jak wpłynie to na moje dalsze relacje z zespołem, ale wiedziałam, że teraz nie pozwolę nikomu na wykorzystywanie mojej życzliwości.
Każdego dnia pracowałam nad tym, aby być lepszą wersją siebie – osobą, która potrafi dbać o swoje interesy i jednocześnie szanować innych. Zmiany te były trudne, ale czułam, że są niezbędne dla mojego rozwoju i poczucia własnej wartości.
Jestem na pierwszym miejscu
Minęło kilka miesięcy, odkąd postanowiłam wprowadzić zmiany w swoim podejściu do pracy i relacji zawodowych. Patrząc wstecz, widzę, jak bardzo wpłynęło to na moją osobowość i postrzeganie współpracowników. Stałam się bardziej ostrożna w kontaktach z innymi, uważniej przyglądałam się ich intencjom. Każda decyzja była teraz dokładnie przemyślana, a ja starałam się nie pozwalać emocjom brać góry nad zdrowym rozsądkiem. Wciąż miałam nadzieję, że mogę zaufać innym, ale teraz robiłam to z większą dozą ostrożności.
Były momenty, kiedy tęskniłam za dawną beztroską i zaufaniem, które kiedyś były moją naturą. Zastanawiałam się, czy można znaleźć złoty środek między asertywnością a życzliwością, między ochroną własnych interesów a wspieraniem innych. Pewnego wieczoru, gdy siedziałam przy biurku z kubkiem herbaty, zanurzyłam się w refleksjach nad moją drogą zawodową. Zrozumiałam, że każde doświadczenie, nawet to bolesne, jest częścią mojej historii i przyczynia się do tego, kim jestem.
Choć wciąż uczę się równoważyć swoje relacje z innymi, wiem, że każda lekcja była cenna. Moje nowe podejście pomogło mi odkryć, jak ważna jest równowaga między dawaniem a otrzymywaniem. Zrozumiałam, że moja wartość jako pracownika i jako osoby nie zależy od tego, ile razy ustępuję innym, ale od tego, jak mądrze potrafię zadbać o siebie i swoje potrzeby.
Zakończenie tej historii pozostaje otwarte, ponieważ życie wciąż pisze nowe rozdziały. Ania, którą byłam, jest teraz Anią, która nauczyła się cenić siebie i swoje umiejętności. I choć wciąż napotykam na wyzwania, wiem, że jestem lepiej przygotowana, by sobie z nimi radzić. W przyszłość patrzę z większą świadomością i determinacją, gotowa na nowe doświadczenia i lekcje, które przyniesie mi życie.
Anna, 34 lata
Czytaj także:
- „Koleżanka z biura perfidnie kopała pode mną dołki. Poczułam, że muszę uciec z firmy i to najlepiej asap"
- „Koleżanka z pracy wszystko chce robić za mnie. Parzy mi kawę, sprząta na biurku, towarzyszy mi nawet w toalecie”
- „Kochałam tę pracę, ale miałam dość lenistwa koleżanek. Zapijały pączki kawą, a ja harowałam za 3. Koniec tego bimbania”