Reklama

Uwielbiam biżuterię. Kupowanie jej jest dla mnie najlepszym sposobem na pozbycie się chandry. Tym bardziej teraz, kiedy dzięki internetowi zdobycie pięknych i oryginalnych rzeczy jest takie proste.

Reklama

Z zasady, kiedy wyruszam na swoje „łowy”, nie mam konkretnego planu, czego akurat szukam. Po prostu łapię okazje i z rozsądku tylko narzucam sobie reżim cenowy, bo już miałam takie sytuacje, kiedy okazywało się, że w amoku wydałam więcej, niż powinnam.

Wylądował więc w szkatułce

Tamtego wieczoru przeskakiwałam sobie swobodnie z aukcji na aukcję, kiedy nagle mój kursor zatrzymał się jak wryty, zanim do mózgu dotarło to, co zostało napisane na stronie. „Stary pierścionek, unikat robiony na zamówienie, sprzedam”. A obok zdjęcia całkiem wysoka cena. To jej chyba zawdzięczam, że jeszcze nikt nie skorzystał z opcji „kup teraz”, ale widziałam wyraźnie, że trzy osoby prowadzą zażartą licytację, usiłując nabyć… pierścionek zaręczynowy mojej mamy!

Poznałabym go zawsze i wszędzie. Ten kawałek korala oprawiony w oksydowane srebro. Była kiedyś w Polsce taka spółdzielnia artystów plastyków, nazywała się ORNO. Powstawały w niej istne cuda, w dodatku wcale nie były drogie! Unikatowe sztuki biżuterii, niepowtarzalne wzory na indywidualne zamówienie. Moi rodzice nie byli bogaci. Co tutaj dużo mówić, kiedy się pobierali, byli biedni jak myszy kościelne. Tata miał jedynie srebrną spinkę do krawata ozdobioną koralem, odziedziczoną po swoim ojcu. I to z niej postanowił zrobić zaręczynowy pierścionek dla mamy, oddając spinkę w ręce zapomnianej dziś z nazwiska artystki z ORNO.

Kiedy byłam mała, widywałam go często na dłoni mamy. Czerwony jak krew koral rzucał się w oczy. Ale z biegiem lat palce mamy spuchły i pierścionek, stał się na nią za mały. Wylądował więc w szkatułce na biżuterię i zmienił się w przedmiot pożądania. Razem z moją siostrą licytowałyśmy się, która z nas ma go pierwsza przymierzyć, kiedy mama pozwalała nam obejrzeć swoje „skarby”. Przyznam się, iż marzyłam o tym, że go kiedyś dostanę. Ale po przedwczesnej śmierci taty nawet nie śmiałam prosić mamy o to, aby mi go podarowała. Wiedziałam przecież dobrze, że czasami wyjmuje go, zakłada na najmniejszy palec u ręki i płacze, wspominając mężczyznę, którego tak kochała.

Lekko ścisnęło mi się serce

Dzisiaj sama już nie wiem, jak to się stało, że w końcu zaręczynowy pierścionek z koralem stał się własnością mojej siostry. Mama chyba, wzruszona pojawieniem się na świecie swojej pierwszej wnuczki, dała go Karolinie na pamiątkę tego wielkiego wydarzenia. Przebolałam to jakoś, chociaż nie było mi łatwo. Zawsze bowiem wydawało mi się, że to mnie bardziej zależy na tym pierścionku niż mojej starszej siostrze. Najlepszym dowodem było to, że właściwie go nie nosiła. Kiedyś zapytałam ją dlaczego, a ona odpowiedziała, że kolor czerwony do niczego jej nie pasuje.

Jakże potem żałowałam, że jej nie zaproponowałam wymiany – pierścionek z koralem w zamian za dowolną sztukę biżuterii z mojej szkatułki. Ale lata mijały, a ja się na to nigdy nie odważyłam. Aż pewnego dnia zaręczynowy pierścionek przeszedł w posiadanie mojej siostrzenicy, Joasi. Otrzymała go na osiemnaste urodziny i przyznam, że kiedy się o tym dowiedziałam, lekko ścisnęło mi się serce.

Usiłowałam dziewczynie opowiedzieć jego historię, ale miałam wrażenie, że nie bardzo ją to interesuje. Było mi z tego powodu przykro, ale tłumaczyłam sobie, że takie już jest to młodsze pokolenie. Nie lubi słuchać o przeszłości. Miałam tylko nadzieję, że Asia uszanuje pierścionek przez wzgląd na jego urodę. Najwyraźniej jednak nie miałam racji, bo wystawiła go na aukcję niczym stare spodnie, które niepotrzebnie leżą w szafie.

No, przecież go masz!

Kiedy tylko go zobaczyłam, zaczęłam działać jak w amoku. Błyskawicznie kliknęłam „kup teraz!” i stałam się posiadaczką rodzinnej pamiątki. Oczywiście, musiałam uiścić jeszcze sporą kwotę, której zażądała za niego moja siostrzenica. Bo najwyraźniej z mojego tłumaczenia jedno zapadło jej w pamięć – że pierścionek jest cenny! Kiedy już zapłaciłam, znacznie nadwerężając swój budżet, mogłam odetchnąć z ulgą. Na szczęście w tym serwisie aukcyjnym prawdziwe dane osoby robiącej przelew są niewidoczne dla odbiorcy. Dla mojej siostrzenicy byłam znana tylko pod nickiem „Holly”, a towar kazałam sobie przysłać do paczkomatu. Byłam więc pewna, że Joanna się nie domyśli, kto kupił pierścionek.

Potem jednak, gdy już go dostałam, postanowiłam powiedzieć siostrze o wszystkim. Karolina w ogóle się nie przejęła tym, co zrobiła jej córka z naszą rodzinną pamiątką. A Asia tylko wzruszyła ramionami i stwierdziła, że potrzebowała pieniędzy na tablet. Na mój wyrzut, że mogła do mnie zadzwonić, iż chce sprzedać pierścionek po babci, odparła tylko niefrasobliwie:

– No, przecież go masz!

Reklama

Tak. To jest dla mnie najważniejsze.

Reklama
Reklama
Reklama