Reklama

Od pierwszej chwili czułam, że ta dziewczyna kompletnie nie komponuje się z moim chłopakiem. Najbardziej drażniło mnie jej nadęte zachowanie i to, jak bardzo uważała się za najmądrzejszą osobę na świecie. Aż raziła ta jej nadmierna pewność siebie, której nie dało się nie zauważyć.

Reklama

Matka zawsze wie najlepiej

Wszystko się sprawdziło. Ale się nabrałam! Ciągle chodziłam zła i mówiłam, jak ona mnie denerwuje.

– Zobaczysz, że będzie za nią chodził jak na smyczy – marudziłam do męża. – Ta już nim manipuluje, a będzie tylko gorzej. Zrobi z niego swojego niewolnika.

– Daj spokój, chyba trochę za ostro ją oceniasz – mruknął niepewnie. – Moim zdaniem to całkiem normalna dziewczyna.

Trzeba przyznać, że wyglądała całkiem ładnie i potrafiła być miła, jednak zupełnie nie słuchała moich rad, ciągle się ze mną spierała i zawsze uważała, że to ona ma rację. Po ślubie mieli zamieszkać u nas, na górze domu. Miejsca mieliśmy sporo, a że Witek był naszym jedynym synem – wydawało się to naturalne. Jego dwie siostry już wcześniej wyprowadziły się do miasta, więc on miał pozostać z rodzicami.

Zaraz po ślubie zasugerowałam Joli, że mogłaby zrezygnować z pracy. Spojrzała na mnie z niedowierzaniem.

– Mamo, ty tak na poważnie? – spytała kompletnie zaskoczona.

– Oczywiście, że tak – powiedziałam zdecydowanie. – Mój syn świetnie zarabia, więc twoim zadaniem powinno być dbanie o dom, przyszłe dzieci i zajmowanie się całym gospodarstwem.

– Przecież my nawet nie planujemy jeszcze dzieci... – chciała coś dodać, ale nie dałam jej dokończyć.

– Po zajściu w ciążę na pewno zostaniesz w domu.

A to dlaczego? – roześmiała się. – Przecież ciąża to nie jest żadna choroba! Mam doskonałą pracę i wykształcenie, więc szkoda by było to wszystko porzucić.

– Ależ skarbie... – próbowałam argumentować.

– No tak, są przecież takie rzeczy jak urlop macierzyński. Poza tym działają żłobki i przedszkola. A tak w ogóle, to na razie dziecka nie planujemy.

Co ty opowiadasz o żłobkach? Gdzie niby? Tu na wsi? Oszalałaś?

– Daj już spokój, mamo – odezwała się zdenerwowana synowa. – Nie ma o czym rozmawiać na tę chwilę. Żadnych dzieci na razie nie planujemy.

Już wtedy wiedziałam, jaka jest

– Mam takie przeczucie – powiedziałam do męża wieczorem, patrząc na niego podejrzliwie. – Na pewno coś przed nami ukrywa.

– Słuchaj, może wreszcie przestaniesz się wtrącać w ich życie – burknął cicho. – Dopiero co wzięli ślub, pozwól im wszystko robić we własnym tempie.

– No przecież ich do niczego nie zmuszam? – zapytałam ze zdumieniem, rozkładając ręce.

Przyszłam kiedyś sprawdzić, co u nich słychać, bo moja synowa była dość nieporadna w domowych obowiązkach. Wiedziałam, że muszę wesprzeć Witka, ponieważ jego żona totalnie nie dawała sobie rady. Za każdym razem, gdy wpadałam do nich, panował straszny nieład, a ubrania leżały nieprane całymi tygodniami. Raz nawet zobaczyłam, jak mój syn stoi przy desce i sam prasuje sobie koszulę do pracy.

– Synku – powiedziałam. – Czemu twoja żona się tym nie zajmie? – przejęłam od niego żelazko.

– Poradzę sobie mamo – burknął cicho, ale posłusznie zrobił mi miejsce.

Po co w ogóle się żeniłeś, skoro musisz sam prasować? – mówiłam, starannie rozprostowując kołnierz jego koszuli. – Ta pralka chyba też kiepsko pierze, trzeba będzie to jeszcze raz przepuścić.

– Mamo – Witek tylko jęknął, a w tej samej chwili Jola stanęła w drzwiach łazienki.

Stała przez moment bez ruchu, wpatrując się we mnie. Od razu było widać, że gotuje się ze złości i najchętniej przyłożyłaby mi tym żelazkiem.

No i proszę – rzuciła do Witka. – Lecę do roboty, pogadamy w domu – chwyciła torebkę i wybiegła.

– Serio? Do pracy w sobotę? Jest tam aż tak niezbędna? – pokręciłam głową z dezaprobatą.

– Po prostu musi dokończyć sprawy związane z bilansem – odparł Witek.

– To może by się wreszcie zajęła domem? Jest tu masa roboty!

– Mamo, nie uważasz, że trochę za ostro ją oceniasz?

Że niby ja przesadzam? – odstawiłam ze złością żelazko na deskę. – Może mam wam jeszcze więcej usługiwać? Ogarniać cały dom, prać i prasować wasze rzeczy?

– Mamo, przecież nikt nie wymaga tego od ciebie.

– Nawet jeśli nikt mnie nie prosi, to ktoś musi ogarnąć sprawy, skoro twoja żona sobie nie poradzi.

– Co ty opowiadasz? Jola doskonale sobie radzi. Przestań ją krytykować.

– No może i coś niecoś umie, ale cały czas siedzi w tej swojej pracy.

– Po prostu taka jest jej praca – usłyszałam, będąc już przy wyjściu.

Nie potrafiłam się uwolnić od przygnębiających rozmyślań.

Zobaczysz, że mam rację – powiedziałam, idąc w dół po schodach. – Coś mi mówi, że ten związek nie ma przyszłości.

– Jeśli nie przestaniesz ciągle nękać Joli, to faktycznie może się tak skończyć – burknął mój małżonek.

– No świetnie, teraz jeszcze zwal wszystko na mnie – zdenerwowałam się.

Założył kurtkę i wyszedł

Zawsze tak robił, kiedy chciałam porozmawiać z nim na poważny temat.

– Zachowujesz się dokładnie jak Felicjan z „Moralności pani Dulskiej”! – krzyknęłam za nim na pożegnanie.

Kompletnie się nie angażował. Musiałam sama zajmować się całym domem i wszystkimi obowiązkami. To ja wciąż namawiałam młodych na dziecko. Wielokrotnie zaczynałam ten temat, ale oni w ogóle nie reagowali na moje namowy.

– Od waszego wesela minął prawie rok – powtarzałam jak mantrę. – Czas, żeby Jola wreszcie została w ciąży. Co tak długo zwlekacie?

– Daj spokój, mamo – skrzywił się Witek. – Mamy jeszcze masę czasu, jesteśmy przecież młodzi.

– No ale wiesz, ile razy ciotki i kuzynki pytają mnie o wnuka?

– Ech, mamo, mamo – wydał z siebie głębokie westchnienie. – Przecież masz już wnuki od sióstr.

– Ale sam wiesz, że to nie to samo.

Jolka, która dotychczas milczała, gwałtownie wstała ze swojego miejsca.

Mam po dziurki w nosie tego wszystkiego, Witek! – warknęła wściekle. – Naprawdę się starałam i nadal próbuję, ale już dłużej tego nie wytrzymam – wybiegła z pomieszczenia, trzaskając drzwiami na całe mieszkanie.

– No i patrz, co narobiłaś! – wybuchnął mój syn. – Kiedy wreszcie przestaniesz się wtrącać?

Co ona tak dramatyzuje? Przecież chcę dla was dobrze. A może jest w ciąży i dlatego tak reaguje? Co?

– Nie jest w ciąży i nie zamierza na razie zostać matką – burknął Witek i poszedł za swoją dziewczyną.

Nie mogłam przestać o tym myśleć.

– Co jeśli ona nie może mieć dzieci? – zastanawiałam się któregoś wieczoru.

– Zośka, przestań już bredzić – odezwał się mój zazwyczaj spokojny mąż. – Odpuść sobie wreszcie te ich sprawy, bo nic z tego dobrego nie będzie.

– No wiesz, zamiast mnie wspierać, to tylko się złościsz – mruknęłam, choć w duchu pomyślałam, że być może Witek powinien rozwieść się z Jolką i znaleźć jakąś spokojną, prostą kobietę, która dbałaby o ognisko domowe, przyrządzała posiłki, zajmowała się wychowaniem dzieci i wspierała w zarządzaniu gospodarstwem.

Nasza Jola ciągle siedzi w robocie, może faktycznie coś by jej pomogło. Nawet w weekendy nie ma od tego spokoju – zabiera dokumenty do domu i gapi się w monitor. W jeden wtorkowy wieczór Witek wśliznął się do kuchni.

– Mamo, zaparz herbatę i porozmawiajmy – szepnął, siadając przy stole.

– O rany, będziesz tatą! – wykrzyknęłam radośnie, klaszcząc w dłonie, ale szybko przyszło mi do głowy, że skoro dziecko w drodze, to nie ma mowy o żadnym rozwodzie.

– Nie, to nie to. Jola nie jest w ciąży – poprawił mnie syn. – My się wyprowadzamy – dodał bez zwłoki.

Spojrzałam na męża, który w milczeniu rozkładał gazetę na stole.

– Jak to się przeprowadzacie? – zapytałam zszokowana. – Dokąd chcecie się przenieść? I dlaczego?

– Do centrum. Udało nam się znaleźć fajną kawalerkę. Będzie nam bliżej do roboty.

– Ale jak to możliwe, kochanie? To jest twój dom rodzinny. Roman, powiedz coś w końcu – szturchnęłam męża, ale ten nawet nie zareagował.

– Posłuchaj mamo, nie da się tak dalej żyć. Przestań traktować nas z Jolą jak dzieci – jesteśmy już dawno dorośli. Ona nie wytrzymuje tej sytuacji. Ma już po prostu dość.

– To niech sobie idzie, skoro jej tu nie pasuje! Wielka dama się znalazła!

– Kocham moją żonę i chcę z nią być razem. Natomiast ty... – Witek zawahał się – ty niszczysz nasze małżeństwo.

– Co ty opowiadasz, Witek? Ja? Niszczę? Przecież zależy mi tylko na waszym szczęściu.

– W takim razie pozwól nam żyć po swojemu.

Nie mogłam uwierzyć w to, co słyszę

Nie rozumiem, dlaczego chcą się stąd wynosić. Gdzie indziej na pewno nie znajdą takich warunków jak tutaj. Codziennie szykowałam im posiłki. Mogłabym się opiekować wnukami. Zawsze służyłam radą. Ta mała od początku nie umiała docenić mojego zaangażowania.

Dlaczego nie zareagowałeś? – nawrzeszczałam na męża. – Trzeba było mu zabronić! To w końcu twój syn!

– Co ty opowiadasz, Zośka? – odpowiedział poirytowany. – Chłop ma już trzydziestkę. Jakim prawem miałbym mu czegoś zakazywać?

– Za tym wszystkim stoi Jolka. Jestem pewna, że ta małpa namówiła go do przeprowadzki.

– Szczerze mówiąc, wina leży po twojej stronie, a nie Joli.

– Co takiego? – Nie mogłam uwierzyć własnym uszom. – Jak możesz tak mówić? Przecież chciałam dla nich jak najlepiej. Gdzie indziej znaleźliby lepsze miejsce?

– Tak, jasne – zadrwił. – Mają tu istny raj. Mieszkają z osobą, która ciągle się miesza w ich sprawy i tylko narzeka.

Kogo niby tak krytykowałam?

– Może nie ich bezpośrednio, ale Jolę non stop męczyłaś swoimi uwagami.

– Co ja na to poradzę? Taki już ma charakter...

– Przestań wreszcie! – Przerwał mi wpół zdania. – Mamy świetną synową, tylko ty nigdy nie zaakceptujesz żadnej dziewczyny dla swojego ukochanego syna.

– To wszystko przez nią – rozpłakałam się. – Jestem pewna, że to ona namówiła go na wyprowadzkę. Inaczej być nie może!

– Zośka, ona po prostu chce się od ciebie odciąć.

Przeważnie byliśmy jednym frontem, praktycznie nigdy się nie kłóciliśmy. To wszystko przez tę smarkulę. Mam nadzieję, że mój Witek w końcu zmądrzeje i zobaczy, jak sprawy naprawdę wyglądają. Skoro jej się tu nie podoba, może się zbierać i jechać gdzie indziej, ale bez niego. Nie pozwolę, żeby mi go zabrała. Problem w tym, że chyba mój syn był wtedy kompletnie zaślepiony.

Próbowałam przekonać go, że powinien zostać ze mną, że to właśnie tutaj ma swój dom i matkę, która na niego czeka. Co chwilę powtarzałam, że jeśli Jola nie chce z nami mieszkać, może się wyprowadzić, nikt jej przecież nie trzyma. To go kompletnie zdenerwowało i tylko przyspieszył pakowanie. Niedługo potem zjawił się jej brat z busem, błyskawicznie załadowali wszystkie rzeczy i po prostu zniknęli.

– To twoja wina, że do tego doszło – w końcu wprost zaatakowałam synową. – To przez ciebie postanowił się wyprowadzić.

– Tak, rzeczywiście go do tego nakłoniłam – przyznała bez ogródek. – Ale to mama sprawiła, że nie miałam wyboru. Właśnie tak!

– Niby w jaki sposób ja cię zmusiłam?

– Właśnie w taki. Mieszkanie pod jednym dachem było dla mnie nie do wytrzymania.

Z dnia na dzień zrobiło się pusto w naszym dużym domu. Nie mogłam pojąć, dlaczego podjęli taką decyzję. W końcu musieli płacić za niewielką kawalerkę na osiedlu, podczas gdy u nas mieli mnóstwo miejsca, zielony ogródek, a ja jeszcze gotowałam im obiady, bo moja synowa ciągle była w biegu i kuchnia to nie była jej mocna strona.

Najgorsze jest to, że mój mąż i córki, jak i cała reszta rodziny, zwalają winę na mnie. Podobno to przeze mnie się wyprowadzili, bo jakoby źle traktowałam Jolę. To jakiś absurd!

Reklama

Halina, 61 lat

Reklama
Reklama
Reklama