„Marzyłem o byciu dobrym ojcem, ale teść wyrywał mi dziecko z rąk. Robił ze mnie durnia na oczach żony i teściowej”
„Drzwi do pokoju otworzyły się bez pukania. – Znowu płacze? Może jakbyś wiedział, co robisz, to byłaby spokojniejsza – powiedział teść. Zatrzymałem się w pół kroku. Spojrzałem na niego, ale milczałem. Nie chciałem znowu zaczynać”.

- Redakcja
Nigdy nie zapomnę tej pierwszej nocy, kiedy Zosia spała w naszej sypialni. Leżała w maleńkim łóżeczku obok naszego, a ja nie mogłem zmrużyć oka. Nie dlatego, że płakała – właśnie nie płakała. Oddychała cicho, ledwie słyszalnie, i ta jej cisza była głośniejsza niż cokolwiek innego. Patrzyłem na nią, jakby zaraz miała zniknąć. Byłem przerażony, ale i szczęśliwy.
Julia, moja żona, spała, zmęczona, z twarzą wtuloną w poduszkę. Wtedy naprawdę poczułem, że jestem ojcem. Ale z każdym dniem ta radość zaczynała się mieszać z czymś innym – z frustracją, niepewnością, złością.
Andrzej, mój teść, wprowadził się do nas „na chwilę”, żeby pomóc Julii po porodzie. Od pierwszego dnia czułem, że to nie ja jestem głową tej rodziny. Każde moje działanie było przez niego oceniane, komentowane, poprawiane. Udawałem, że mnie to nie rusza, ale w środku zaczynało się we mnie gotować. Byłem ojcem, ale powoli stawałem się tylko widzem. A przecież czekałem na to całe życie.
Według niego wszystko robiłem źle
Zosia płakała już dobrą chwilę. Kołysałem ją na rękach, chodziłem po pokoju tam i z powrotem, nucąc coś pod nosem, choć sam nie wiedziałem co. Julia brała prysznic, a ja zostałem z córką sam na sam. Wreszcie zaczynałem czuć, że sobie radzę. Przestawałem się bać. Ale wtedy drzwi do pokoju otworzyły się bez pukania.
– Znowu płacze? Może jakbyś wiedział, co robisz, to byłaby spokojniejsza – powiedział Andrzej, wchodząc pewnym krokiem.
Zatrzymałem się w pół kroku. Spojrzałem na niego, ale milczałem. Nie chciałem zaczynać.
– Źle ją trzymasz. Daj, pokażę ci. Takie dziecko trzeba podtrzymywać tu, pod główką. I nie trzymaj jej tak ciasno, bo się tylko bardziej denerwuje.
Zosia zaczęła płakać jeszcze głośniej.
– Może jakbyś dał nam trochę przestrzeni, byłaby spokojniejsza – rzuciłem z cieniem ironii.
Teść spojrzał na mnie jak na smarkacza, który właśnie próbował pouczyć nauczyciela matematyki.
– Młody, ja trzydzieści lat temu wychowałem troje dzieci. Wiem, co mówię.
Zacisnąłem zęby. W tym momencie weszła Julia, wycierając włosy ręcznikiem.
– Co się dzieje?
– Twój ojciec znowu mnie poucza – odpowiedziałem sucho.
– Przecież tylko chce pomóc – mruknęła Julia, spoglądając na ojca.
Zosia dalej płakała, a ja czułem się jak intruz. Jakby to nie była moja córka, tylko wspólny projekt, do którego wszyscy mają dostęp. W mojej własnej rodzinie zaczynałem być tylko dodatkiem.
Miałem wszystkiego dość
Siedzieliśmy na kanapie obok siebie, ale każde z nas było gdzie indziej. Julia zerkała w ekran telefonu, jakby próbowała uciec w coś prostszego. Zosia spała w swojej kołysce. Wreszcie przerwałem ciszę.
– Słuchaj, musimy coś wreszcie ustalić – powiedziałem, nie odrywając wzroku od ściany.
Julia westchnęła i odłożyła telefon.
– Co ustalić?
– Co robimy z twoim ojcem. Nie daje mi oddychać. Wiem, że chcesz, żeby był blisko. Rozumiem to. Ale on... on mnie przytłacza.
Zamilkła. Czekałem na jakąś reakcję, ale zamiast tego usłyszałem:
– On zawsze taki był. Zresztą, on tylko chce dobrze.
– A co z moim zdaniem? Z moim ojcostwem?
Zobaczyłem, jak marszczy brwi. Jakby nie rozumiała, o czym mówię.
– Przesadzasz. Przecież tata po prostu nam pomaga. Dzięki niemu w ogóle mogłam się przespać dzisiaj w nocy.
– Nie, Julia. On nie pomaga. On wszystko przejmuje. A ty mu na to pozwalasz.
Wstałem i zacząłem chodzić po pokoju. Serce waliło mi jak młotem.
– Próbuję się odnaleźć w tej roli. Próbuję być ojcem. Ale jak mam to zrobić, skoro każda moja decyzja jest komentowana? Każdy ruch oceniany?
– Mateusz... – zaczęła, ale nie dokończyła.
Odwróciłem się do niej.
– Wiesz, że boję się nawet ubrać Zosię, bo wiem, że za chwilę Andrzej powie, że zrobiłby to lepiej?
Spojrzała na mnie ze smutkiem. Albo z niezrozumieniem. Albo jednym i drugim. Ale nie odpowiedziała.
Tego wieczoru spałem na kanapie. Nie dlatego, że kazała. Sam się tam położyłem.
W końcu puściły mi nerwy
Siedzieliśmy przy stole. Ja, Julia, teść i teściowa, która właśnie przyjechała na weekend. Kolacja była cicha, zbyt cicha. Andrzej pokroił pieczeń, jakby miał nóż nie tylko w ręku, ale i w oczach.
– Mateusz, dziecko nie powinno tyle spać w ciągu dnia. Rozregulujecie jej rytm – rzucił, nalewając sobie kompotu.
Spojrzałem na Julię. Nie zareagowała. Wiedziałem, że znów będzie milczenie.
– Każde dziecko ma inny rytm – odpowiedziałem spokojnie.
– Ale trzeba je uczyć, a nie czekać, aż samo się nauczy. Takie rzeczy się planuje. Trzeba mieć dyscyplinę.
Zosia spała w drugim pokoju. W tle słychać było cichutki szum z elektronicznej niani. Moje dłonie zacisnęły się na krawędzi stołu.
– Nie tak to się robi. Powinieneś...
Wtedy wstałem. Gwałtownie. Krzesło zaskrzypiało, a wszyscy spojrzeli na mnie zdziwieni. Wziąłem głęboki oddech.
– Przestań mnie pouczać odnośnie mojego dziecka – głos mi nie zadrżał. – Byłeś ojcem dla Julki. Teraz pozwól mi być ojcem dla naszego wspólnego dziecka.
Cisza. Teść zamarł z widelcem w powietrzu. Julia wpatrywała się we mnie, jej oczy robiły się szkliste. Jej matka opuściła wzrok. A potem, jak na komendę, rozległ się płacz Zosi.
Odwróciłem się i poszedłem do niej. Zamknąłem drzwi od pokoju. Podniosłem ją delikatnie z łóżeczka i przytuliłem. Moje serce waliło, ale jej oddech był spokojny. I w tej jednej chwili wiedziałem, że zrobiłem dobrze. Nawet jeśli miałem za to zapłacić wysoką cenę.
Musiałem trochę odetchnąć
Gdy Zosia zasnęła, wyszedłem z domu bez słowa. Zostawiłem za sobą spojrzenie Julii i tę nieruchomą twarz Andrzeja. Nie miałem celu. Po prostu szedłem. Chodnikiem, przez osiedle, obok tych samych drzew, które codziennie mijałem w drodze do pracy, ale dziś wszystko wyglądało inaczej. Ciszej. Jakby nawet miasto bało się odezwać.
W kieszeni miałem tylko klucze i telefon, ale nie miałem ochoty na rozmowy. Zatrzymałem się przy starym skwerze, gdzie jeszcze rok temu piliśmy piwo z kolegami, zanim wszystko się zmieniło. Usiadłem na ławce. Czułem ulgę. I pustkę. Jakby jedno nie mogło istnieć bez drugiego.
– Mateusz? – usłyszałem znajomy głos. Podszedł do mnie Kuba, stary kumpel ze studiów. – Co ty tu robisz?
Wzruszyłem ramionami.
– Wyszedłem się przewietrzyć.
– Tak wyglądasz, jakbyś uciekł, a nie wyszedł.
Uśmiechnąłem się krzywo.
– Może trochę jedno i drugie.
Usiadł obok, oparł ręce na kolanach. Opowiedziałem mu, co się stało.
– Wiesz, czasem trzeba się postawić. Zwłaszcza jeśli chodzi o własną rodzinę – powiedział cicho.
– Tylko że to może zniszczyć wszystko – odpowiedziałem równie cicho.
– Albo wszystko naprawić.
Siedzieliśmy chwilę w milczeniu. Potem wstałem. Czułem, że muszę wrócić. Nie dla teścia, ani teściowej. Nawet nie dla Julki. Tylko dla Zosi.
Wracając, nie wiedziałem, co zastanę. Czy drzwi będą zamknięte, czy Julia będzie płakać, czy teść znów powie, że wszystko zepsułem. Ale pierwszy raz od dawna szedłem z poczuciem, że zrobiłem coś, co naprawdę było moje.
Coś się nagle zmieniło
Minęły trzy dni. Dom był cichy, ale nie ten przyjemny rodzaj ciszy, tylko taki, który mówi więcej niż słowa. Teść milczał. Nie komentował, nie patrzył mi w oczy, nie wchodził do pokoju Zosi. Kręcił się po mieszkaniu jak cień, niewidzialny i ciężki.
Julia z początku nic nie mówiła. Spaliśmy razem, ale między nami rozciągała się przestrzeń, której nie potrafiliśmy przeskoczyć. Aż pewnego wieczoru, kiedy Zosia już spała, usiadła obok mnie w salonie i powiedziała:
– Nie wiem, co mu zrobiłeś. Ale nigdy nie widziałam go takiego cichego.
Popatrzyłem na nią. Miała podkrążone oczy i suchą skórę na dłoniach od ciągłego mycia butelek. Była zmęczona. Ale coś w niej pękło.
– Może pierwszy raz ktoś mu powiedział, że nie ma racji – odpowiedziałem cicho.
– A może... pierwszy raz usłyszał coś prawdziwego – dodała po chwili.
Zaskoczyła mnie. Myślałem, że będzie go bronić, że zarzuci mi, że przesadziłem. Ale ona tylko siedziała i patrzyła w przestrzeń, jakby szukała w niej odpowiedzi.
– Nie chcę wybierać między tobą a nim – powiedziała nagle.
– Nie musisz. Ja nie walczę o miejsce przy tobie. Ja walczę o miejsce przy niej – wskazałem w stronę pokoju Zosi.
Julia skinęła głową. Nie było łez. Tylko ciche zrozumienie, które nagle wypełniło pokój jak ciepłe światło. W tamtym momencie wiedziałem, że coś się zmieniło. Może nie między mną a teściem. Ale między mną a Julią – na pewno.
Teść zrozumiał swój błąd
Zosia spała w swoim łóżeczku. Cicho, spokojnie, z tymi lekko otwartymi usteczkami i paluszkami zwiniętymi w piąstki. Siedziałem przy niej, patrzyłem, jak unosi się jej klatka piersiowa. Nie potrzebowała mnie teraz. Ale ja potrzebowałem jej – tej ciszy, tego dowodu, że mimo wszystko daję radę.
Ojcostwo nie przyszło do mnie z podręcznika. Nie przyszło z doświadczeniem innych, z poradników, ani z rad teścia. Przyszło z poranków bez snu, z wątpliwości, z pierwszego razu, gdy podniosła na mnie wzrok i przestała płakać. Nauczyłem się jej rytmu, jej oddechu, jej zapachu. Zrozumiałem, że nie chodzi o to, żeby robić wszystko idealnie. Chodzi o to, żeby być. Codziennie. Nawet jeśli czasem się potykasz.
Andrzej już się nie wtrącał. Nadal był obecny, ale inny – wycofany, milczący. Nie wiem, czy to była jego forma przeprosin, czy tylko odwrót po przegranej bitwie. Ale przestało mnie to obchodzić. Nie musiał mnie lubić. Nie musiał mnie rozumieć. Najważniejsze było to, że już nie próbował być ojcem mojego dziecka.
Julia i ja też się zmieniliśmy. Zaczęliśmy częściej rozmawiać, nie tylko o butelkach i pieluchach. Mówiliśmy o strachu, o zmęczeniu, o tym, co boli. Może właśnie wtedy zaczęliśmy być naprawdę razem – nie tylko jako rodzice, ale jako para.
Bycie ojcem nie jest zasługą. To nie jest rola do zdobycia ani tytuł do udowodnienia. To obecność. Bliskość. I decyzja, że nawet gdy jest trudno, zostajesz.
Wstałem i przykryłem Zosię delikatnie kocykiem. Uśmiechnęła się przez sen. Może śniła, że jestem przy niej. A może po prostu czuła, że jestem.
Mateusz, 32 lata
Czytaj także:
- „Prawie popełniłam największy błąd mojego życia, lecz los mnie powstrzymał. To był znak, że powinnam zawalczyć”
- „Planowaliśmy rozwód, kiedy odkryłam, że jestem w ciąży. Mąż myśli, że mam kochanka, a jego chcę złapać go na alimenty”
- „Chwile zatracenia z szefem znalazły swój finał na teście ciążowym. Zapłaciłam słony rachunek za głupotę”