Reklama

Kiedy wreszcie zostaliśmy emerytami, poczułam rozczarowanie. Okazało się bowiem, że marzenia Mariana są zupełnie inne niż moje. O tym, że mój mąż zamierza głównie siedzieć w domu, przekonałam się bardzo szybko. Kilka razy próbowałam namówić go na jakieś wyjście, ale za każdym razem odmawiał. Powtarzał, że chce trochę odpocząć, przyzwyczaić się do nowej sytuacji.

Reklama

No to jedź bez niego!

Początkowo znosiłam to ze stoickim spokojem, ale w końcu nie wytrzymałam.

– Kochanie, stuletni żółw ma więcej energii niż ty – zaatakowałam, gdy po raz kolejny usłyszałam, że nie ma na coś ochoty.

– Nic na to nie poradzę. Przez całe życie harowałem jak wół, to teraz chcę sobie po prostu poleniuchować – odpowiedział i zagapił się w telewizor.

Siedzenie w fotelu i oglądanie filmów było jego ulubionym zajęciem. Nie chciałam go zostawiać samego, więc często siedziałam razem z nim. Jednak nicnierobienie doprowadzało mnie do białej gorączki. Kłóciłam się z mężem prawie codziennie. Do emerytury żyliśmy zgodnie, a potem awantura za awanturą. Niestety, im głośniej krzyczałam, tym mocniej Marian upierał się przy swoim. Myślałam, że już nic nie jest w stanie tego zmienić.

Dwa miesiące temu wpadłam na ulicy na koleżankę z dawnej pracy, Mariolę, też emerytkę. Wyglądała naprawdę świetnie. Opalona, uśmiechnięta, zadbana. Aż mnie zazdrość chwyciła. Poszłyśmy na herbatkę do pobliskiej kawiarni.

– No, jak tam życie na emeryturze? Z tego, co widzę, chyba świetnie – zapytałam ją.

– A tak! Chodzę na różne imprezy organizowane dla seniorów, sporo podróżuję. Mamy z mężem sprawdzoną grupę przyjaciół, z którymi organizujemy różne wyprawy. Mówię ci, jak człowiek umie przeszukiwać internet, to może zwiedzać świat prawie za darmo – odparła.

– No, to masz dobrze. Bo u mnie nudy i nudy – przyznałam.

– Tak? A dlaczego?

– A bo mój Marian to tylko w domu by siedział. Proponowałam mu, żebyśmy gdzieś się wybrali, ale w odpowiedzi słyszałam tylko: nie i nie – westchnęłam.

– No to jedź bez niego! – wypaliła.

– Jak to bez niego? Przecież jesteśmy małżeństwem… Nie wypada, żebyśmy spędzali czas oddzielnie.

– A to niby dlaczego? Jak on chce tetryczeć, niech tetryczeje. A ty masz prawo spełniać swoje marzenia!

– Tak myślisz?

– Jestem tego pewna. Wiesz co, za miesiąc wyjeżdżamy grupą na kilka dni do Rzymu. Jedź z nami. Z tego, co pamiętam, są jeszcze wolne miejsca – zaproponowała. Aż podskoczyłam z radości. Zawsze chciałam zwiedzić Wieczne Miasto. Ale po sekundzie mój entuzjazm osłabł.

– Muszę zapytać Mariana…

– Nie pytaj, tylko powiedz, że jedziecie. A gdy znowu usłyszysz „nie”, poinformuj, że wyruszasz bez niego.

– No nie wiem, zastanowię się…

– Błagam cię, przestań. Jutro chcę dostać odpowiedź, czy jedziesz sama czy z Marianem. Informacji, że zostajesz w Warszawie, nie przyjmuję do wiadomości. Zrozumiano? – patrzyła mi prosto w oczy.

– Tak jest – odparłam.

Było mi przykro, ale też cieszyłam się

Po powrocie do domu od razu postanowiłam porozmawiać z mężem. Siedział jak zwykle przed telewizorem.

– Wiesz, spotkałam dziś na mieście Mariolę. Tę, z którą pracowałam kiedyś w kadrach – zaczęłam.

– Pamiętam, no i co? – mruknął, nie odrywając oczu od ekranu.

– Zaproponowała nam wyjazd do Rzymu. Bardzo tani – ciągnęłam.

– Do Rzymu? A po co? Nie dość, że daleko, to jeszcze gorąco – skrzywił się.

– Czyli nie chcesz jechać?

– Oczywiście, że nie!

– W takim razie jadę bez ciebie!

– Naprawdę? – był zdziwiony.

– A tak. Taka okazja może mi się więcej nie trafić – powiedziałam.

Zastanawiał się przez chwilę.

– A jedź. Nawet na lotnisko cię odprowadzę. Przynajmniej przez kilka dni będę miał w domu spokój – prychnął.

Nie zastanawiając się długo, zadzwoniłam do Marioli i oświadczyłam, że rezerwuję jedno miejsce. Było mi przykro, że mąż ze mną nie jedzie, ale cieszyłam się, że wreszcie spełnię swoje marzenie.

Jest uparty jak osioł!

W Rzymie było naprawdę cudownie. Przyjaciele Marioli okazali się wspaniałymi kompanami. Nie czułam się samotna, mimo że były to głównie małżeństwa. Jedyną osobą bez pary poza mną był Stanisław. Jego żona zmarła dwa lata wcześniej na serce, a on z pasją odwiedzał miejsca, które ona chciała kiedyś zobaczyć. Polubiłam go. Był bardzo pogodnym mężczyzną.

Podobało mi się też, że ciągle pamięta o swojej żonie, czci jej pamięć. Przez całą wycieczkę trzymałam się blisko niego. Świetnie się czułam w jego towarzystwie. Miał w sobie tyle energii, ciekawości świata, entuzjazmu. Żałowałam, że mój Marian nie jest do niego podobny.

Ostatniego dnia zmęczeni zwiedzaniem usiedliśmy ze Staszkiem na ławeczce pod drzewem. W pewnym momencie rozmowa zeszła na tematy rodzinne.

– Dziwię się, że twój mąż tak cię puszcza samą na wycieczki. Nie boi się, że ktoś mu sprzątnie cię sprzed nosa? Ja to bym cię na krok nie odstępował – powiedział w pewnym momencie.

– A tam, on nie myśli o takich rzeczach – machnęłam ręką. – Jest szczęśliwy, gdy go do niczego nie zmuszam i pozwalam od rana do wieczora siedzieć w fotelu, przed telewizorem. Martwi mnie to, boję się o jego zdrowie. Starsi ludzie powinni być aktywni – zamilkłam.

– Kochasz go, prawda?

– Kocham. I cierpię, że jest taki nierozsądny. No ale cóż, próbowałam wszystkiego. Prośby, groźby. Nic nie pomaga. Jest uparty jak osioł!

– Twój mąż wyjdzie po ciebie na lotnisko? – zainteresował się Staszek.

– Tak – odpowiedziałam.

– To niezależnie od tego, co się będzie działo, uśmiechaj się i podejmij grę.

– Jaką grę?

– Niespodzianka! Ale przekonasz się, że na osła też są sposoby – uśmiechnął się.

Nie odezwał się do mnie nawet słowem

Marian rzeczywiście czekał na mnie na lotnisku. Właśnie miałam do niego podejść i się przywitać, gdy nagle, jak spod ziemi, wyrósł między nami Stanisław.

– Teresko kochana, jak się cieszę, że cię poznałem! Gdyby nie ty, wynudziłbym się na tym wyjeździe jak mops – zaczął całować mnie po rękach.

– Mnie też było bardzo miło – wykrztusiłam. Byłam zaskoczona tym wybuchem czułości.

– Mam nadzieję, że to nie będzie koniec naszej znajomości. Za tydzień pojawisz się oczywiście na potańcówce dla seniorów? A jesienią pojedziesz z nami do Paryża? – mrugnął do mnie dyskretnie.

Kątem oka dostrzegłam, że Marian przygląda mu się ze zmarszczonymi brwiami. Nagle mnie olśniło.

– No, jeszcze nie wiem, czy będę miała czas. Dam znać przez Mariolę. Ale chyba tak – rzuciłam od niechcenia.

– To wspaniale! W takim razie do zobaczenia. Już nie mogę się doczekać – złożył na moich dłoniach ostatni pocałunek i jak gdyby nigdy nic ruszył do wyjścia.

Dopiero wtedy podeszłam do męża i się z nim przywitałam. W drodze do domu Marian nie odezwał się do mnie nawet słowem. Tylko od czasu do czasu zerkał na mnie podejrzliwie.

Chyba że wolisz towarzystwo Stanisława...

Dopiero w mieszkaniu zebrało mu się na rozmowę.

– No i jak było?

– Wspaniale. Żałuj, że ze mną nie pojechałeś. Zwiedziliśmy Watykan, byliśmy w Koloseum, przy Fontannie di Trevi – zaczęłam wyliczać.

– A ten facet to co za jeden? – przerwał mi Marian.

– Który? – udałam, że nie wiem, o kogo chodzi.

– No ten, który się z tobą tak wylewnie żegnał na lotnisku…

– A, to Staszek! – rzuciłam obojętnie.

– Samotny?

– Tak, wdowiec.

– Wdowiec, mówisz… A co to za potańcówka, o której wspominał?

– A w jednej restauracji organizują takie dyskoteki dla młodzieży pięćdziesiąt plus.

– Zamierzasz iść?

– Oczywiście. Dawno nie tańczyłam. Już nie pamiętam, czy jeszcze potrafię – odparłam. Zamyślił się.

– W takim razie idę z tobą! – wypalił.

– Ty? – zdziwiłam się.

– No pewnie. I do Paryża też pojadę. No chyba że wolisz towarzystwo tego całego Stanisława – naburmuszył się.

– Nie, kochanie, wolę ciebie – ucałowałam go.

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama