„Mateusz mówił, że tylko koleżanka. Ale gdy zobaczyłam ich wspólne zdjęcia, wiedziałam, że to im nie ujdzie na sucho”
„Nie odpowiedział. Tylko westchnął, jakby był zmęczony mną, moimi pytaniami, tym, że próbuję cokolwiek zrozumieć. Odsunął się od stołu i poszedł do łazienki. Bez słowa. Nie zaprzeczył. Nie wytłumaczył. Po prostu... uciekł”.

- Redakcja
Jeszcze rok temu powiedziałabym, że jestem szczęściarą. Miałam faceta, który potrafił mnie rozśmieszyć, przynosił mi kawę do łóżka i przytulał, gdy mówiłam, że znowu się boję, że nie zdążę z projektem. Mateusz był opoką. Tak mi się przynajmniej wydawało. Teraz gdy patrzę na nas z boku, widzę to wszystko jak przez zmatowione szkło. Zniekształcone. Jakby to nie była moja historia. Mieszkaliśmy razem od prawie trzech lat. On – programista, pracujący zdalnie z laptopem wiecznie leżącym na stole w kuchni. Ja jako graficzka w agencji reklamowej. Było nam dobrze, spokojnie i stabilnie. A jednak z czasem zaczęłam czuć, że coś się wypala.
Mateusz zaczął być nieobecny. Wiecznie z telefonem w dłoni, coś pisał, coś sprawdzał. Gdy zapytałam, z kim tak pisze, tylko wzruszał ramionami. „Z pracy, z Krzyśkiem, ze wszystkimi”. Raz wspomniał o Sandrze – „koleżance z zespołu”. Pomyślałam, że to nic takiego, bo przecież pracuje z kobietami. Ale potem… potem wszystko zaczęło się sypać.
Próbowałam cokolwiek zrozumieć
– Już po dwudziestej… Mieliśmy dzisiaj obejrzeć ten dokument o gorylach – powiedziałam, stając w drzwiach kuchni.
Nawet nie podniósł wzroku znad laptopa.
– Miałem coś do zrobienia. Przepraszam – mruknął.
– A Sandra znowu coś testuje, że musisz z nią siedzieć wieczorem?
Uniósł głowę. Był poirytowany, a może zniecierpliwiony. Nic nie powiedział.
– Po prostu zapytałam – dodałam ciszej. – Ostatnio sporo czasu z nią spędzasz. I w sumie... chyba więcej o niej słyszę niż o tobie.
– To tylko koleżanka z pracy – uciął i wrócił do pisania.
Patrzyłam na niego, na jego twarz oświetloną zimnym światłem monitora, na tę obojętność, która bolała jak ostra drzazga.
– Może w końcu powiesz mi, kim ona naprawdę jest?
Cisza. Żadnego „przestań”, żadnego śmiechu, że przesadzam. Tylko to milczenie. Patrzył w ekran, jakbym nie istniała.
– Słyszysz mnie?
Nie odpowiedział. Tylko westchnął, jakby był zmęczony mną, moimi pytaniami, tym, że próbuję cokolwiek zrozumieć. Odsunął się od stołu i poszedł do łazienki. Bez słowa. Stałam tam jeszcze chwilę. Żarówka nad stołem lekko mrugała. I wtedy mnie uderzyło – cisza mówiła więcej niż jakiekolwiek wyjaśnienie. Nie zaprzeczył. Nie wytłumaczył. Po prostu... uciekł. A ja stałam w tej kuchni z bijącym sercem, patrząc w pustkę. I choć nie chciałam, wiedziałam już, że coś się kończy.
Zadrżałam
– I co on ci powiedział? – Ania popijała latte przez słomkę, obserwując mnie znad kubka. – Że Sandra to tylko koleżanka?
– Nawet nie powiedział. Po prostu... wyszedł. Uciekł, jakbym go zapytała, czy zdradza mnie z własną matką.
Ania zmarszczyła brwi.
– To nie brzmi dobrze. Gdy facet nic nie mówi, to znaczy, że nie ma dobrej odpowiedzi.
Siedziałyśmy w naszej ulubionej kawiarence. W miejscu, w którym kiedyś opowiadałam Ani, jak Mateusz zabrał mnie na koncert mojego idola. A dziś opowiadałam, o tym, że nie potrafi spojrzeć mi w oczy.
– Może przesadzam? Może po prostu... źle to wszystko odbieram? – spytałam, bardziej do siebie niż do niej.
Ania pokręciła głową.
– Jesteś inteligentna. I masz intuicję. Jeśli coś ci nie pasuje, to pewnie nie bez powodu. Ta cała Sandra – jak wygląda?
– No właśnie... nie wiem. Znam tylko imię. Nigdy nie pokazał mi jej zdjęcia, nie mówił nic konkretnego.
– Sprawdzałaś jego konto w mediach społecznościowych?
– Tak, ale nic tak nie ma. Same koty.
– A ona?
Zawahałam się, a potem wyciągnęłam telefon.
– Daj mi dwie minuty – mruknęłam i zaczęłam szukać.
Przesunęłam palcem. I wtedy zobaczyłam filmik. Śmiechy, jezioro, ognisko, znajomi. A na końcu – zdjęcie. Ona i Mateusz. Siedzą obok siebie. Jej głowa na jego ramieniu. Tło – domki nad wodą. Zadrżałam.
– On nigdy mi nie powiedział, że tam był...
Nie miałam dowodu, że się całowali
Patrzyłam na to zdjęcie z takim skupieniem, jakby miało mi coś wyjaśnić. Ale nic takiego się nie stało. Głowa Sandry na ramieniu Mateusza. Oboje w swetrach, których nie widziałam nigdy wcześniej. Nie było mowy o żadnym „służbowym wyjeździe”. Powiedział, że jedzie do mamy pomóc jej w porządkach. Wybrałam numer do Mateusza.
– Hej, kochanie – odezwałam się, jakby nic się nie działo. – Co robiłeś w poprzedni weekend?
– Chyba nic. Posiedziałem w domu, pojechałem do mamy. Czemu pytasz?
– Tak po prostu. A nie miałeś jakichś zaległości z tym projektem z Sandrą?
Zawahał się, ale tylko przez sekundę.
– Tak, tak… ale nie ruszyliśmy tego w weekend. Zrobiliśmy to w piątek.
– Aha – powiedziałam i uśmiechnęłam się do siebie.
Taki ładny, okrągły blef. Po rozmowie nie wiedziałam, co dalej. Zrobić mu awanturę? Zacząć krzyczeć? Przecież nie miałam dowodu, że się całowali. Ale miałam dowód, że kłamał. To wystarczało. Z każdą minutą narastało we mnie coś dusznego. Wstręt. Smutek. Zrobiłam zrzut ekranu zdjęcia. Wysłałam je sobie na maila. Wiedziałam, że jeszcze nie dziś... ale pokażę mu je. I będę patrzeć, jak próbuje się tłumaczyć. A potem... potem spakuję torbę i odejdę.
Byłam zrozpaczona
Czekałam do wieczora. Nie potrafiłam skupić się na niczym. Jakiś serial leciał w tle, ale nie słyszałam nic. Serce biło mi jak przed egzaminem. Gdy usłyszałam zamek w drzwiach, wstałam. Miałam to zdjęcie otwarte w telefonie. Czekało.
– Cześć – powiedział Mateusz, zdejmując kurtkę. – Coś nie tak?
– Pokażę ci coś.
Podałam mu telefon. Przez chwilę patrzył na ekran. Potem na mnie. I znowu na ekran.
– Klaudia…
– Tylko nie mów, że to przypadek. Że to jakaś stara fotka, że ktoś ją wrzucił bez twojej wiedzy. Bo wiem, kiedy to było. I wiem, co mi wtedy powiedziałeś.
– To… nie tak, jak myślisz – zaczął, ale nawet nie próbował być przekonujący.
– Więc jak? Jak mam to myśleć? Jesteście w domku nad jeziorem, w weekend, kiedy miałeś „sprzątać i nadrabiać zaległości”. Jej głowa na twoim ramieniu. Może mi opowiesz, co tam robiliście? Kodowaliście?
Zamilkł.
– Mateusz?
Westchnął ciężko i usiadł na kanapie.
– Nie planowałem tego. Serio. To się po prostu… zaczęło dziać. Sandra… my… spędzaliśmy dużo czasu razem, zaczęliśmy gadać, śmiać się. I jakoś... tak wyszło.
– Tak wyszło? – powtórzyłam.
– Nie chciałem cię zranić.
Zaśmiałam się. Stał teraz, patrząc na mnie jak zbity pies. Nie miałam w sobie współczucia. Tylko wściekłość. I rozpacz. =
– Śpisz dzisiaj na kanapie – powiedziałam zimno. – I wiesz co? Nie wiem, czy nie na zawsze.
Wiedziałam, że nie wrócę
– Możesz zostać, ile chcesz – powiedziała Ania, podsuwając mi kubek z herbatą. – Mam czyste ręczniki, a łóżko w gościnnym czeka. Serio, nie myśl teraz o powrotach. Odpocznij.
Przejechałam do niej następnego dnia. Z torbą, z laptopem, z oczami podkrążonymi tak, że nawet nie próbowałam się malować. Ania była jedyną osobą, do której mogłam uciec bez tłumaczeń. Wiedziała wszystko.
– Nie potrafię przestać o tym myśleć. Cały czas analizuję. Każdy jego gest z ostatnich miesięcy. Każde „muszę jeszcze popracować”, każdą noc, kiedy spał plecami do mnie. Ja naprawdę... ufałam mu – mówiłam cicho.
– Wiem – powiedziała tylko.
Patrzyłam przez okno na ulicę. Wszystko było normalne. A u mnie walił się świat.
– Myślisz, że... da się to naprawić? Że warto próbować?
Ania zawahała się.
– Pytanie nie brzmi: czy warto. Pytanie brzmi: czy ty w ogóle chcesz. Bo jak nie masz w sobie ani kropli nadziei, to nie będzie odbudowa. Tylko wegetacja.
Westchnęłam.
– Nie wiem. Naprawdę nie wiem. Boję się, że już nigdy nikomu nie zaufam. A jednocześnie... to był mój dom. Nasz dom.
– Czasem trzeba wyjść z tego „naszego domu”, żeby nie zwariować – Ania ścisnęła mnie za rękę. – I przypomnieć sobie, kim jesteś, kiedy nie jesteś „czyjąś dziewczyną”.
I wtedy pierwszy raz pomyślałam, że może wcale nie chcę wracać. Że może to właśnie jest mój moment na nowe.
Klaudia, 26 lat
Czytaj także:
- „W naszą podróż poślubną ukochany pojechał z kimś innym. Zbierałam szczękę, gdy odkryłam, kogo od miesięcy miał na boku”
- „Wakacyjny romans w klubie jeździeckim przerodził się w rodzinny spektakl zdrady. To była krótka jazda bez trzymanki”
- „Na urlopie z przyjaciółkami czuję się jak sekretarka. Staję na rzęsach, by było na tip-top, a damy tylko kręcą nosem”