„Matka chciała, żebym dla dobra rodziny ratowała brata. Nie mam zamiaru aż tak się poświęcać”
„– Rozmawialiśmy już o tym z doktorem. Ani ja, ani tata nie wchodzimy w grę. Za to ty się świetnie nadajesz! Jesteś młoda, spokrewniona, a poza tym tak bardzo kochasz brata! Musisz się przebadać, mamy już wyznaczony termin! – powiedziała mama”.
- Listy do redakcji
Telefon rozdzwonił się o piątej rano i już wtedy przeczuwałam najgorsze. Bo który normalny człowiek telefonuje skoro świt, żeby przekazać dobre wieści? Jasne, czasem zdarza się tak po narodzinach dziecka... Ale nikt z moich bliskich nie spodziewał się malucha, więc ta opcja nie wchodziła w grę. Niechętnie odebrałam połączenie.
– Justynko, z Markiem jest coraz gorzej – usłyszałam głos zapłakanej mamy. – Leży w szpitalu, właśnie jedziemy tam razem z tatą... Musisz jak najprędzej przyjechać!
– Mamo, zaraz muszę być w pracy – odpowiedziałam spokojnym tonem. – Przyjadę najszybciej, jak dam radę, ale to nie będzie wcześniej niż po południu...
Brat choruje, a mama panikuje
Niektórzy mogliby mnie ocenić jako okropną siostrę bez serca. Jednak rzeczywistość wygląda zupełnie inaczej. Mój brat zmaga się z chorobą nerek już od pewnego czasu i byłam głęboko przekonana, że jego forma nie jest aż tak zła, jak przedstawia to mama. Ona zawsze miała tendencję do wyolbrzymiania, szczególnie jeśli chodzi o Marka – jej najmłodsze dziecko i oczko w głowie. Oczywiście, zdawałam sobie sprawę z powagi jego schorzenia, ale nie widziałam w nim bezpośredniego zagrożenia życia. Dlatego też nie uważałam, że cała rodzina musi tkwić przy nim w szpitalu.
Kiedy uporałam się ze swoimi obowiązkami, zajrzałam do szpitala. Od razu znalazłam właściwą salę. W środku byli już moi rodzice i brat. Typowy Marek – uśmiechnięty i pogodny, jakby nic się nie działo. Za to mama... była strasznie przygaszona, bardziej niż zazwyczaj. To było naprawdę niepokojące. Wymyśliłam szybko pretekst z kawą, żeby porozmawiać z nią na osobności.
– Znowu musi zostać na obserwacji? Czy o to chodzi? – zagadnęłam, starając się brzmieć optymistycznie.
– Jest coraz gorzej – powiedziała mama ze smutkiem w głosie.
Choć życie dopiero się przed nim otwierało i głowę miał pełną planów, choroba mocno ograniczała możliwości Marka. Nigdy nie żebrał o współczucie, chociaż nikt by mu tego nie miał za złe. Wcześniej był jak żywe srebro – wiecznie w biegu, pełen energii, uwielbiał górskie wyprawy i sporo pływał...
Nie myślałam, że jest aż tak źle
Pewnego dnia podczas zwykłych badań kontrolnych wykryto u niego chorobę nerek. Ten sam problem miał stryj, który odszedł, będąc bardzo młodym człowiekiem, co wywołało u nas wszystkich ogromny niepokój. Sama też się martwiłam, że ta choroba może dotknąć i mnie, ale póki co wyniki nie wskazywały na żadne problemy.
– Transplantacja to chyba jedyne wyjście.
Ta wiadomość kompletnie mnie zaskoczyła. Kto by się spodziewał, że wszystko pójdzie w tak złym kierunku! Jasne, wiedzieliśmy, że coś takiego może nastąpić, ale wydawało nam się, że to odległa przyszłość! W głowie mi się nie mieściło, jak Marek zniesie to leżenie w łóżku. No i co z tym przeszczepem?
– Właśnie dlatego chcemy z tobą pogadać, ja i tata – odezwała się mama kiedy już przetworzyłam to, co usłyszałam. – Wpadnij do nas później, tylko przyjdź sama, bez Kamila, bo musimy omówić to w rodzinnym gronie...
Niedługo biorę ślub z Kamilem i choć traktuję go już jak członka rodziny, nie mówiłam wtedy o naszych planach. Mama wyglądała tak źle, że aż serce się krajało. Nawet gorzej niż Marek, który pomimo wszystko znalazł w sobie siłę, by mrugnąć do mnie wesoło i zapewnić, że nie da się tej paskudnej chorobie tak po prostu pokonać.
– Jeszcze razem powędrujemy po górach, daję słowo – powiedział z przekonaniem.
Rodzice mieli plan
Kiedy wieczorem weszłam do salonu, zobaczyłam rodziców pogrążonych w rozpaczy. Ich twarze zdradzały ogromne przygnębienie.
– Nie martwcie się aż tak – starałam się dodać im otuchy. – Przecież wiecie, jaki jest Marek, on zawsze walczy do końca!
– Justyna, musisz coś zrobić! - szlochała mama, ocierając łzy. – Nie możemy tak po prostu patrzeć, jak życie twojego brata gaśnie!
– Ale co mogłabym zrobić? – zapytałam ostrożnie.
– Zostań dawcą nerki! – powiedziała mama tonem nieznoszącym sprzeciwu. – Rozmawialiśmy już o tym z doktorem. Ani ja, ani tata nie wchodzimy w grę. Za to ty się świetnie nadajesz! Jesteś młoda, spokrewniona, a poza tym tak bardzo kochasz brata! Musisz się przebadać, mamy już wyznaczony termin!
– Jak to możliwe, że poszliście do lekarza za moimi plecami?! – wybuchłam. – Co Marek na to wszystko?
– Nie ma pojęcia o niczym – odparła lekceważąco mama, traktując sprawę tak, jakby nie chodziło o jego własne życie. – Zresztą na pewno by się zgodził!
– Posłuchaj, mamo, muszę to spokojnie przemyśleć i porozmawiać o tym z Kamilem – zaprotestowałam.
– Przecież to twój rodzony brat! – krzyknęła mama. – Czy naprawdę tak ciężko ci jest mu pomóc?! Chcesz patrzeć, jak odchodzi?!
Miałam mętlik w głowie
Gdy wróciłam do mieszkania, z zapłakanymi oczami, Kamil zadbał o mnie – przygotował uspokajającą herbatę i przytulił. Wyżaliłam się ukochanemu, jak rodzice próbują mnie zmusić do podjęcia tej decyzji.
– Przemyśl to jeszcze raz dokładnie – odezwał się Kamil. – Wątpię, czy Marek w ogóle by tego od ciebie chciał. Wiem, że twoi rodzice pragną zrobić wszystko dla swojego dziecka, ale czy to w porządku, gdy cierpieć ma przy tym ktoś inny? Powinniśmy najpierw porozmawiać z lekarzami, zorientować się w możliwych skutkach dla twojego zdrowia. Pamiętaj jednak, że to ty musisz zdecydować – nawet ja nie mogę ci tego narzucać.
Kolejne dni wypełniały mi rozterki i wątpliwości. Odwiedziny u Marka planowałam tak, by uniknąć spotkania z rodzicami. Gdzieś w głębi duszy miałam do nich pretensje, chociaż może nie powinnam. Rozumiem przecież, że chcieli dobrze...
A co będzie, jeśli kiedyś sama zachoruję podobnie jak mój brat? Skąd mogę wiedzieć, czy jedna nerka wystarczy mi na całe życie? Jasne, że bardzo kocham Marka, ale czy naprawdę muszę całkiem pomijać własne dobro i bezpieczeństwo? Czy nie powinnam też myśleć o sobie i swojej przyszłej rodzinie?
Jak mogłam powiedzieć "nie", gdy chodziło o życie brata? Nie tylko dręczyłoby mnie sumienie, gdyby coś mu się stało. Przede wszystkim wiedziałam, że mama i tata pewnie już nigdy więcej by ze mną nie rozmawiali!
Byłam przerażona
Wizyta u lekarza wcale mi nie pomogła. Usłyszałam tylko, że przy tak poważnych sprawach trzeba być w stu procentach pewnym, a on sam nie może nikogo przekonywać do takiego kroku.
– Oddanie nerki to naprawdę poważna sprawa, zupełnie co innego niż zwykłe pobranie krwi – powiedział wprost.
Zdecydowałam się w końcu pójść do lekarza Marka i zrobić badania. Nadal nie wiedziałam, jak postąpić, ale ta niepewność była ponad moje siły...
– No wreszcie! – wykrzyknęła rozpromieniona mama. – Zawsze wiedziałam, że masz dobre serce!
Nie domyślała się nawet, że tylko pogłębia moje wątpliwości...
– Z przykrością muszę panią poinformować, że przeszczep nerki dla brata nie wchodzi w grę – lekarz oznajmił podczas odbioru wyników. – Tkanki są niekompatybilne.
– Jak to możliwe? – zaniemówiłam. – To przecież mój własny brat...
– Różnie to w życiu bywa – wtrącił, przerywając moje myśli. – Proszę się nie martwić, szukamy dalej. Na szczęście stan zdrowia pana Marka się poprawił. Jest teraz stabilny, więc transplantacja może jeszcze poczekać.
Wiem, że to może źle zabrzmieć, ale poczułam niesamowitą ulgę. Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia, jak bym się zachowała, gdyby testy wypadły pozytywnie. Pomogłabym bratu czy najpierw zadbała o siebie? Na szczęście nie muszę już teraz rozważać tego dylematu.
Justyna, 28 lat