Reklama

Wigilia zawsze była dla mnie najważniejszym dniem w roku. Od najmłodszych lat kochałam atmosferę świątecznych przygotowań – zapach ciasta w piekarniku, dźwięk kolęd i migoczące światełka na choince. W naszej rodzinie Wigilia była świętością. Nawet jeśli przez resztę roku zdarzały się drobne konflikty, tego jednego wieczoru staraliśmy się je odłożyć na bok.

Reklama

Iskrzyło od samego początku

Tym razem jednak czułam, że coś jest inaczej. Mama była bardziej nerwowa niż zwykle, tata, choć zawsze pogodny, wydawał się wycofany, a Tomek, mój brat, cały dzień unikał rozmów. Sama starałam się robić dobrą minę, krzątając się po kuchni i upewniając, że wszystko jest na swoim miejscu. Jeden szczegół różnił tę Wigilię od innych – brak ciotki Elżbiety. Zazwyczaj to ona była katalizatorem rodzinnych sporów, a jej cięty język potrafił zrujnować nawet najlepszą atmosferę. W tym roku postanowiliśmy jej nie zapraszać. Mama przekonała nas, że to dla dobra wszystkich.

– Elżbieta zawsze wszystko komplikuje – powiedziała, gdy rozmawiałyśmy kilka dni wcześniej. – Lepiej, żeby została u siebie.

Przytaknęłam, choć gdzieś w głębi czułam ukłucie niepokoju. Ciotka nigdy nie była osobą, która łatwo akceptowała takie decyzje. Gdy wszyscy zasiedliśmy przy stole, przez chwilę panował spokój. Potrawy smakowały wyśmienicie, śmiech Tomka wypełnił pokój, a mama rozlała do kieliszków kompot z suszu. Wydawało się, że wieczór minie w harmonii. Aż do momentu, gdy drzwi się otworzyły.

Stała w progu, w swoim eleganckim płaszczu, z torbą pełną prezentów. Ciotka Elżbieta.

– Dobry wieczór! – powiedziała radośnie, jakby jej obecność była czymś oczywistym. – Nie mogłam przecież opuścić Wigilii z rodziną!

Nikt się jej nie spodziewał

Czułam, jak serce podchodzi mi do gardła. Mama zbladła, a Tomek zerknął na mnie z pytaniem w oczach. Wszyscy wiedzieliśmy, że to nie skończy się dobrze.

– Elżbieto – zaczęła mama, wstając od stołu. – Nie spodziewaliśmy się ciebie...

– Wiem, wiem – przerwała jej ciotka, zdejmując płaszcz. – Pewnie zapomnieliście mnie zaprosić. Ale ja pamiętam o was zawsze.

Postawiła torbę z prezentami na stole, a potem zaczęła je wyjmować.

– Dla Tomka – powiedziała z uśmiechem, wręczając mu pakunek. – Dla Basi, coś specjalnego. I dla ciebie, Grażyno, wybrałam coś wyjątkowego, bo przecież jesteś moją ukochaną siostrą.

W jej głosie było coś, co sprawiło, że poczułam ciarki na plecach. Mama wzięła prezent, dziękując cicho, ale widziałam, że jej ręce lekko drżą.

– Nie stójcie tak, siadajcie! – Elżbieta klasnęła w dłonie. – Przecież to Wigilia, świętujemy!

Starałam się zachować spokój, ale czułam, że wieczór, który miał być idealny, właśnie zmienia się w coś zupełnie innego.

Atmosfera stawała się coraz bardziej napięta

Elżbieta nie potrzebowała dużo czasu, żeby zacząć wypominać.

– Pamiętasz, Grażynko, jak to zawsze ty dostawałaś najlepsze rzeczy od rodziców? – zaczęła, patrząc na mamę z uśmiechem, który nie miał w sobie nic z życzliwości.

– Elu, zostawmy to – odpowiedziała mama, próbując zmienić temat. – To Wigilia, nie czas na takie rozmowy.

– Oczywiście, że nie czas! – zaśmiała się ciotka. – Ale zawsze myślałam, że to zabawne, jak wszyscy cię faworyzowali.

Tomek próbował interweniować.

– Ciociu, może skupimy się na teraźniejszości? – zaproponował, uśmiechając się z przymusem.

– A ty, Tomku, zawsze taki mediator. Zupełnie jak twój ojciec – odpowiedziała Elżbieta. – Ale wiesz, czasem warto mówić o przeszłości. Sekrety przecież nie znikają, prawda?

Jej słowa zawisły w powietrzu jak ciężka chmura. Spojrzałam na mamę, która spuściła wzrok na swój talerz.

– Naprawdę, nie wiem, o czym mówisz – powiedziała cicho, ale w jej głosie słychać było niepewność.

– Oczywiście, że nie wiesz – odparła Elżbieta, nalewając sobie kompotu. – Ale może kiedyś wszystko wyjdzie na jaw.

Poczułam, jak wzbiera we mnie irytacja. Nie rozumiałam, co ciotka chciała osiągnąć, ale wiedziałam, że ten wieczór zmierza w złą stronę.

Skrywane rodzinne sekrety

Po kolacji mama poprosiła mnie o pomoc w kuchni. Zgodziłam się bez słowa, choć wiedziałam, że nie chodziło o sprzątanie, a o ucieczkę od ciotki Elżbiety. Zaczęłyśmy zmywać naczynia w milczeniu. Mama wydawała się dziwnie spięta, jakby bała się, że za chwilę wydarzy się coś, czego nie będzie mogła kontrolować. W końcu przerwałam ciszę.

– Mamo, co się dzieje? – zapytałam, starając się brzmieć spokojnie.

– Nic, skarbie – odpowiedziała, unikając mojego spojrzenia.

– Nie kłam – powiedziałam ostrzej, niż zamierzałam. – Widzę, że coś cię trapi. Ciotka rzuca jakieś dziwne aluzje, a ty zachowujesz się, jakbyś bała się, że zaraz wyskoczy zza rogu z jakąś bombą.

Mama wzięła głęboki oddech i odłożyła ścierkę.

– Basiu, to stare sprawy. Rzeczy, które nigdy nie powinny ujrzeć światła dziennego – zaczęła, a jej głos był cichy i pełen napięcia. – Chcę tylko, żebyśmy mogli przeżyć te święta w spokoju.

– Jakie rzeczy? – naciskałam.

Mama spojrzała na mnie błagalnie.

– Proszę, nie pytaj.

Czułam, jak narasta we mnie frustracja. Wiedziałam, że mama coś ukrywa, ale równie dobrze wiedziałam, że nie dowiem się niczego więcej, jeśli nie będzie gotowa tego wyznać. Wróciłyśmy do salonu, gdzie Elżbieta siedziała przy stole z uśmiechem, jakby była królową tego wieczoru. W ręku trzymała kieliszek wina i patrzyła na nas z wyższością.

– Och, wróciłyście? – powiedziała, jakby od dawna czekała na ten moment. – Może teraz porozmawiamy o sanatorium?

Mama zamarła.

Nie rób tego, Elżbieto – powiedziała cicho, ale w jej głosie nie było już błagalnej nuty. Była złość.

Patrzyłam na mamę, potem na ciotkę. Wiedziałam, że za chwilę wydarzy się coś, czego nie da się cofnąć.

Ten moment zniszczył wszystko

– Dlaczego nie? – odpowiedziała Elżbieta z uśmiechem. – Myślę, że to doskonały moment, żeby powspominać przeszłość.

Mama usiadła powoli przy stole, a ja i Tomek wymieniliśmy zaniepokojone spojrzenia.

– Co takiego się wydarzyło? – zapytał Tomek, przerywając ciszę.

– Grażyna była królową życia – zaczęła ciotka, jakby opowiadała bajkę. – A w sanatorium, jakieś dwadzieścia pięć lat temu, była prawdziwą gwiazdą.

– Nie rób tego – przerwała jej mama, a w jej oczach widziałam coś, co mogłam opisać tylko jako desperację.

– Przecież to żadna tajemnica! – powiedziała Elżbieta, unosząc kieliszek. – Poza tym, czy nie warto, żeby dzieci dowiedziały się, kim naprawdę jest ich matka?

– Dość! – wybuchła mama, ale Elżbieta kontynuowała.

– W sanatorium poznała pewnego mężczyznę. Jak mu było na imię, Grażyno? Andrzej? A może Krzysztof?

Zapadła cisza. Mama opuściła głowę, jakby nie mogła dłużej patrzeć na nas.

– Mamo... – zaczęłam, czując, jak głos mi drży. – To prawda?

– Tak – odpowiedziała w końcu, a jej głos był niemal szeptem. – To prawda.

Tomek wstał od stołu, jakby nie mógł już dłużej siedzieć w tym pokoju. Ja zostałam, wpatrując się w mamę z mieszanką złości i niedowierzania.

– To było dawno – kontynuowała mama. – Zrobiłam coś głupiego, czego żałuję. Ale nigdy więcej nie zdradziłam waszego ojca.

Elżbieta uśmiechnęła się triumfalnie, jakby właśnie wygrała wojnę.

– Widzicie? – powiedziała, patrząc na mnie i Tomka. – Nikt nie jest idealny.

Nie znałam jej od tej strony

Nie wiedziałam, co powiedzieć. Moja matka, którą zawsze uważałam za wzór cnót i moralności, nagle wydała mi się obca. Próbowałam zrozumieć, co musiała czuć wtedy, w tamtym sanatorium, ale czułam głównie złość.

– Dlaczego nigdy nam o tym nie powiedziałaś? – zapytałam, patrząc na mamę z wyrzutem.

– Bo nie chciałam was ranić – odpowiedziała cicho. – Myślałam, że jeśli to ukryję, nic się nie zmieni.

Tomek wrócił do pokoju, ale nie usiadł przy stole.

– A tata? Wiedział? – zapytał chłodno.

Mama skinęła głową.

Wiedział od samego początku. Wybaczył mi.

– I ty to po prostu... ukryłaś? – dodał, wciąż wstrząśnięty.

Mama uniosła głowę, a w jej oczach pojawiły się łzy.

– Tak. Dla was.

Spojrzałam na Elżbietę, która przyglądała się wszystkiemu z satysfakcją.

Naprawdę musiałaś to zrobić? – zapytałam, nie kryjąc złości. – To był dla ciebie prezent na święta?

Elżbieta wzruszyła ramionami.

– Czasem prawda boli, ale jest konieczna.

Nie wytrzymałam. Wybiegłam z pokoju, zostawiając ich wszystkich za sobą.

Nie zapomnę tych świąt

Siedziałam sama w kuchni, słysząc tylko przytłumione głosy dochodzące z salonu. Wpatrywałam się w lampki choinkowe odbijające się w oknie. Czy ta rodzina jeszcze kiedykolwiek będzie taka sama? Mama skłamała, ale czy mogłam ją winić? A może bardziej bolało mnie to, że Elżbieta wyznała coś, co miało pozostać w ukryciu? Po chwili do kuchni wszedł Tomek.

– I co teraz? – zapytał cicho, siadając obok mnie.

– Nie wiem – odpowiedziałam.

Oboje milczeliśmy przez chwilę, zanim powiedział:

Musimy posklejać te kawałki.

Spojrzałam na niego. Może miał rację. Święta, które miały być idealne, zamieniły się w chaos. Ale w tym chaosie widziałam coś więcej – naszą szansę na nowy początek.

Reklama

Basia, 34 lata

Reklama
Reklama
Reklama