Reklama

Nie było mnie w domu od trzech lat. Nie tęskniłam. W Londynie miałam swoje życie – pracę, którą lubiłam, małe mieszkanie w dzielnicy, gdzie nikt nikogo nie zna i nikt nie zadaje pytań. Lubiłam tę anonimowość. Ciszę. Spokój. Aż zadzwoniła mama.

– Nie obchodzi mnie twoje życie w Londynie – powiedziała chłodno. – Chcę, żebyś była na Wigilii. Dla babci. Dla rodziny.

Nie prosiła. Ona nigdy nie prosiła. Rzuciła polecenie, jakby to była oczywistość. Jakby trzy lata milczenia dało się przykryć karpiem i opłatkiem. Wiedziałam, że odmowa tylko nakręci jej narrację o moim egoizmie. Więc przyjechałam. Z lotniska do miasteczka jechałam autobusem, w słuchawkach cisza, bo nawet muzyka brzmiała mi zbyt intensywnie. Furtka skrzypnęła tak samo, jak kiedyś. W oknach światło, w powietrzu zapach zupy grzybowej. I chłód. Niezmienny chłód.

– A jednak przyjechałaś – powiedziała matka. Bez uśmiechu. Bez cienia radości.

Znałam ten ton. Znałam ten dom. I wiedziałam, że przez te kilka dni wszystko wróci: cisze przy stole, przytyki, spojrzenia. A mimo to weszłam. Dla babci. Dla świętego spokoju. Dla złudzenia, że jeszcze jesteśmy rodziną.

Napięcie wisiało w powietrzu

Wysiadłam na dworcu. Oczywiście nikt po mnie nie przyjechał. Śnieg zacinał w twarz, wiatr przewiewał płaszcz. Wzięłam taksówkę – nie dlatego, że mi się spieszyło, tylko nie miałam już siły ciągnąć walizki przez pół miasta. Przed domem zapłaciłam i poczułam, jak z każdej strony uderza we mnie to, co znałam, czyli zimno, ciemność, napięcie.

– Ale się wystroiłaś – rzuciła Ala, kiedy weszłam do przedpokoju. Stała w legginsach i rozciągniętym swetrze, z kubkiem gorącej czekolady w ręce. – Londyn ci służy.

– A ty ciągle ten sam styl „domówki u cioci Krysi” – odpowiedziałam bez uśmiechu.

Mama była w kuchni. Uchyliła się tylko na sekundę, rzucając przez ramię:

– Zostaw buty w przedpokoju, nie roznosimy brudu po domu.

Zawsze wiedziała, jak przywitać człowieka. W salonie babcia oglądała telewizję, nawet nie usłyszała, że wróciłam. Darek, ojczym, tylko kiwnął głową znad gazety. Przy kolacji napięcie wisiało w powietrzu. Mama komentowała wszystko: mój kolor włosów, długość paznokci, „niezdrowy” tryb życia. Ala rechotała złośliwie. Milczałam, aż w końcu nie wytrzymałam.

– Zawsze miałaś tylko Alę. Ja byłam dla ciebie tylko problemem.

Mama spojrzała mi prosto w oczy.

– Nie potrafisz znieść, że ktoś wreszcie powiedział ci prawdę?

– A prawda to co? Że lepiej, żebym nie wracała?

– Zaczynasz znowu? Typowe dla ciebie – westchnęła.

Ala przewróciła oczami. Darek chrząknął, jakby chciał coś powiedzieć, ale matka go uciszyła ruchem dłoni. Pierwszy wieczór. A ja już miałam ochotę wracać.

Nie wiedziałam, czy jestem kochana

Następnego dnia wstałam wcześnie. W kuchni pachniało kawą i smażoną cebulą – mama od zawsze uważała, że święta nie istnieją bez zapachu podsmażanej kapusty. Stała przy kuchence w fartuchu w kratkę, który pamiętał czasy mojego liceum.

– Mogę pomóc? – zapytałam ostrożnie.

– Nie trzeba – odpowiedziała szybko, bez spojrzenia.

Usiadłam przy stole. Przez chwilę milczałyśmy. Czułam, jak w niej buzują słowa, jak w niej wrze, choć z zewnątrz była jak zawsze – opanowana, chłodna.

– Mamo... dlaczego mnie tak traktujesz?

Zamarła na sekundę, ale nie odwróciła się.

– To ty się odwróciłaś pierwsza – powiedziała. – Ty uciekłaś. Bez słowa.

– Bo miałam dość. Nie wspierałaś mnie, kiedy najbardziej tego potrzebowałam. Po rozstaniu... byłam wrakiem, a ty udawałaś, że nic się nie stało.

– Nie mogłam sobie wtedy pozwolić na twoje dramaty – odpowiedziała twardo. – Miałam na głowie babcię, twoją siostrę, pracę.

– Czyli co? Ja byłam zbędnym balastem?

W końcu się odwróciła. Spojrzała na mnie długo, zimno. Tak samo, jak wtedy, gdy przyłapała mnie w liceum na paleniu za szkołą, albo, kiedy rzuciłam studia.

– Nie wszystko kręci się wokół ciebie, Natalio.

– Nigdy się nie kręciło – powiedziałam. – Właśnie na tym polega problem.

Zamilkłyśmy. Mama wróciła do mieszania kapusty. Ja siedziałam w ciszy, czując gulę w gardle.

– Czy ty w ogóle mnie kochasz? – zapytałam nagle.

Nie odpowiedziała. Patrzyła w garnek, jakby tam szukała odpowiedzi. Wyszłam z kuchni, zanim znowu poczułam się jak trzynastolatka.

Powiedziała mi to przy wszystkich

Wigilia przyszła jak zawsze – za wcześnie i zbyt chłodno. Stół zastawiony idealnie: biały obrus, porcelana po babci, sianko pod talerzami. Wszystko wyglądało, jakbyśmy byli rodziną z reklamy pierogów. Tylko nikt się nie uśmiechał. Ala przeglądała telefon pod stołem, mama nerwowo układała sztućce, ojczym milczał. Ja czułam się jak intruz na cudzym przyjęciu. Babcia jako jedyna próbowała zagaić rozmowę.

– A jak tam w tej Anglii, Natalio? Ciepło chociaż macie?

– Znośnie – odpowiedziałam.

– Pewnie samotnie tam tak samej – dodała cicho, z troską.

– Lepiej samotnie niż udawać, że wszystko gra – powiedziałam, zanim zdążyłam ugryźć się w język.

Nastała cisza. Mama spojrzała na mnie ostrzegawczo, ale nic nie powiedziała. W końcu podsunęła opłatek. Zaczęliśmy dzielić się nim jeden po drugim. Wszystko sztuczne, mechaniczne. Uściski jak dla obcych, życzenia jak z kartki. Gdy przyszła moja kolej, mama spojrzała na mnie chłodno.

– Życzę ci, żebyś w końcu dorosła – powiedziała, wręczając mi opłatek.

Zaparło mi dech.

– A może w końcu przestaniesz udawać, że mnie kochasz?

I wtedy padło to zdanie. To jedno zdanie, które miało już nigdy nie zniknąć.

– Bo prawda jest taka, że jesteś dla mnie nikim – powiedziała. Spokojnie. Przy wszystkich.

Cisza była tak gęsta, że można było ją kroić. Babcia zasłoniła usta dłonią. Ala wstała i wybiegła z pokoju. Ojczym wbił wzrok w stół. Zerwałam się z krzesła i wybiegłam. Wybiegłam bez kurtki, bez słowa, tylko z tym opłatkiem w dłoni, który teraz przypominał bardziej nóż.

Nie miałam siły wrócić do domu

Szłam bez celu. Mróz szczypał w dłonie, policzki piekły od zimna i upokorzenia. Usiadłam na ławce w parku, tym samym, gdzie kiedyś całowałam się pierwszy raz z Michałem. Pamiętam, że wtedy padał śnieg i wszystko wydawało się możliwe. Teraz wszystko było martwe. Zwinęłam się na ławce, chowając twarz w szaliku. Próbowałam zrozumieć, jak matka może powiedzieć coś takiego. „Jesteś dla mnie nikim”... Te słowa dźwięczały mi w głowie jak alarm. Bo przecież całe życie próbowałam być kimś. Dla niej.

Pamiętam, jak w podstawówce przyniosłam medal z konkursu plastycznego. Mama spojrzała na mnie z chłodną obojętnością i rzuciła: „To tylko plakat”. Albo jak płakałam po rozstaniu z Michałem, a ona powiedziała: „Nie histeryzuj, to nie koniec świata”. I może właśnie wtedy się zaczęło – moje milczenie, dystans, ta zbroja, w której wróciłam z Londynu. Zadrżałam. Nie miałam siły wrócić do domu. Nie po czymś takim. Wiedziałam, że nie będzie żadnych przeprosin. Moja matka nigdy się nie myliła – przynajmniej według niej. Zadzwonił telefon. Darek. Przez chwilę wahałam się, ale odebrałam.

– Natalia… – zaczął cicho. – Nie wiem, co powiedzieć, ale… przykro mi. Serio.

– Dziękuję – wyszeptałam, bo nie umiałam powiedzieć nic więcej.

Noc spędziłam na ławce. Było mi zimno, ale mniej niż w tym cholernym domu.

Poczułam, że nie jestem sama

Znalazła mnie nad ranem. Zmarzniętą, półprzytomną, z oczami opuchniętymi od płaczu. Usiadła obok i podała mi papierowy kubek z gorącą herbatą.

 Szukałam cię pół nocy – powiedziała cicho. – Wróć do domu, proszę. Babcia się martwi.

– Nie wrócę tam – odpowiedziałam. – Nigdy więcej.

– Natalia, ona nie miała prawa tak powiedzieć. Przesadziła.

– Nie „przesadziła”. Powiedziała, co myśli. I chyba zawsze tak myślała.

Ala spuściła wzrok. Pocierała dłonie, jakby też było jej zimno, choć miała na sobie gruby płaszcz.

– Wiesz, że zawsze ci zazdrościłam? – powiedziała po chwili.

Spojrzałam na nią z niedowierzaniem.

– Czego?

– Twojej odwagi. Że wyjechałaś. Że potrafisz się jej postawić. Ja nigdy nie umiałam.

– Za to ty zawsze byłaś tą „lepszą”. Cichą, grzeczną, bezproblemową.

– Bo inaczej nie dało się z nią żyć.

Siedziałyśmy przez chwilę w milczeniu. A potem Ala dodała:

– Mama od lat powtarza, że ją zawiodłaś. Że nie jesteś „taka, jak trzeba”.

– A ty w to wierzysz?

– Nie, ale z nią nie da się wygrać. Więc po prostu przestałam próbować.

Spojrzałyśmy na siebie po raz pierwszy od lat – nie jak rywalki, tylko jak dwie ofiary tej samej ciszy, tej samej presji.

– Wiesz, że nie wszystko da się naprawić? – zapytałam.

– Wiem, ale czasem można przynajmniej spróbować przestać udawać.

Przytaknęłam. Ala objęła mnie ostrożnie. I pierwszy raz od dawna poczułam, że nie jestem zupełnie sama.

Natalia, 33 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama