Reklama

Moja matka za nic nie potrafiła zaakceptować tego ,co nadchodzi i kurczowo trzymała się najmniejszego skrawka nadziei, lecz w mojej głowie wciąż tkwił obraz lekarza, kiedy oznajmiał, że kolejne dwadzieścia cztery godziny przesądzą o wszystkim. W gruncie rzeczy próbował nam powiedzieć, że tata tego nie przetrwa. Pierwszy zawał serca po sześćdziesiątce byłby do przejścia, jednak to był już trzeci…

Reklama

Wszystkim było ciężko

Maja opiekowała się naszą mamą, podczas gdy ja wziąłem na siebie przygotowania do ceremonii pogrzebowej, papierkową robotę oraz sprawy spadkowe.

– Co tam u mamy? Jak sobie radzi? – zwróciłem się do siostry przez telefon, kiedy załatwiałem formalności w zakładzie pogrzebowym.

– Wciąż płacze i niestety poprzedniej nocy nie zmrużyła oka nawet na moment … – usłyszałem w odpowiedzi jej przyciszony głos.

Rodzice byli małżeństwem ponad trzydzieści lat. Tata po raz pierwszy zobaczył mamę, gdy miała ledwie szesnaście lat, wtedy on prowadził zajęcia z żeglarstwa na obozie, w którym brała udział. Początkowo trudno było przekonać jej najbliższych, że to nie przelotne zauroczenie, ale poważne uczucie. Z czasem jednak wszyscy dostrzegli, że Zosia i Jurek są sobie pisani, mimo że dzieliło ich aż dwanaście lat różnicy. Pobrali się, gdy mama miała dwadzieścia lat, a ja na świat przyszedłem rok po tej wspaniałej ceremonii.

Zobacz także

Był jej jedyną prawdziwą miłością – westchnęła moja siostra, kiedy po raz kolejny zadzwoniłem spytać o mamę. – Czy wiesz, że zasypia, przytulając jego fotografię?

Nie miałem o tym pojęcia. Żal ściskał mi serce na widok zrozpaczonej mamy. Sam czułem pustkę po odejściu taty, ale dla niej ta strata była jeszcze większa, bo pożegnała ukochanego mężczyznę, najbliższego przyjaciela, powiernika, a zarazem opiekuna. Chociaż z siostrą otaczaliśmy mamę troską, ból po stracie taty wciąż był w niej naprawdę duży.

Musiałem załatwić mnóstwo spraw

Nie mogąc jednak zatrzymać czasu, musieliśmy pozałatwiać szereg spraw urzędowych, którymi dotąd zajmował się ojciec.

Załatwiłem formalności związane z dostępem do konta w banku, wypłaciłem pieniądze z lokaty, a także wystawiłem ogłoszenie o sprzedaży auta, niestety mama nie miała prawa jazdy.

Musimy jeszcze sprzedać dom w górach. To też część spadku – przypomniała mi Maja.

Chodziło jej raczej o chatkę, a nie o jakiś duży dom. To właśnie tam tata przyszedł na świat i wychował się jako dziecko. Gdy sami byliśmy jeszcze mali, odwiedzaliśmy często dziadka w górach. Zabierał nas wtedy na zbiory jagód i pozwalał na pluskanie się w lodowatej wodzie górskich strumyków, choć mama była temu przeciwna i wyjątkowo się złościła. Do tego miejsca prowadziła tylko nieutwardzona ścieżka pod górkę, więc nie można tam było dotrzeć autem.

Tata nie zamierzał sprzedawać rodzinnej posiadłości, mimo że nie wiedział, jak ją zagospodarować. Aby dom całkowicie nie popadł w ruinę, od czasu do czasu przyjeżdżał, dokonywał drobnych napraw i opłacał sąsiada, który doglądał posesji. Ostatnim razem, gdy byłem tam z moją ukochaną, była noc sylwestrowa pięć lat temu. Domek prezentował się schludnie i czysto, kurz nie osiadł nawet na starym telewizorze z wygiętym ekranem czy meblach. Widocznie sąsiad przykładał się do opieki nad domkiem. Oprócz tego, system ogrzewania działał bez zarzutu, a z kranu leciała chłodna, lecz krystalicznie czysta woda, którą do domu doprowadził jeszcze dziadek taty.

– A może by tak zacząć go wynajmować? – na głos rozważała siostra. – Słuchaj, porozmawiaj z panem Jędrzejem, dowiedz się czy w okolicy są wczasowicze i jak on by sobie wyobrażał taką współpracę.

Pojechałem zobaczyć dom

Sąsiad Jędrzej opiekował się naszą posiadłością w zamian za wynagrodzenie, które regularnie dostawał od taty. Niestety, nie miałem jego kontaktu telefonicznego, więc postanowiłem jechać tam osobiście. Wspinając się pod górę wyboistą ścieżką, dostrzegłem, że w kuchennym oknie pali się światło. Początkowo sądziłem, że to zapewne pan Jędrzej sprawdza, czy wszystko jest w porządku. Jednak gdy zapukałem do drzwi, otworzyła mi pokaźnych rozmiarów kobieta, a nie sąsiad z naprzeciwka. Na rękach trzymała malucha, który miał twarz całą upaćkaną czekoladą.

– Co pani tutaj robi? – zagadnąłem zdziwiony zastanym widokiem.

– Co? Przepraszam?! – jasnowłosa pani postawiła malca na podłodze z desek i rzuciła mi gniewne spojrzenie. – Nachodzi mnie pan w domu i wypytuje, co ja tutaj robię?!

Musiałem sprawiać wrażenie całkowicie nieszkodliwego faceta w stanie głębokiego szoku, gdyż po dłuższej chwili wpatrywania się we mnie bez słowa, gospodyni uchyliła szerzej wejście i wymamrotała: „Niech pan wchodzi".

– Pewnie należy pan do krewnych Jurka – odgadła. – Wspominał, że nikt z was już tu nie przyjedzie, że to miejsce poszło w zapomnienie i nawet kluczy nie macie do niego.

Nic z tego nie rozumiałem

No dobrze, wiedziała więc, kim jest mój tata – przemknęło mi przez myśl. Ale ciągle nie rozumiałem, czemu w babcinej kuchni pojawiło się dziecięce krzesełko i porozrzucane po całej podłodze różne grzechotki i pluszaki. Do tego jeszcze ten stary telewizor gdzieś przepadł, a zamiast niego stał nowoczesny, z dużym płaskim ekranem. Kiedy tak dyskretnie wodziłem wzrokiem po kuchni, rzuciła mi się w oczy kuchenka mikrofalowa na blacie i jakaś większa lodówka wciśnięta w róg pomieszczenia kuchennego.

– Dlaczego właściwie pani tutaj mieszka? – w końcu zapytałem o to, co chodziło mi po głowie. – Ta nieruchomość jest własnością moich bliskich.

– Nooo… – odparła z westchnieniem, zupełnie jakby przeczuwała, co zamierzam powiedzieć. – Niech pan posłucha, może zadzwonimy do Jurka, to on panu wszystko wyjaśni. Tłumaczyłam mu przecież, że prędzej czy później sprawa i tak wyjdzie na jaw, więc lepiej gdyby szczerze porozmawiał z małżonką o mnie i Miłoszku, ale on uparcie trwa przy swoim.

Podniosła się z miejsca i odebrała malcowi, najpewniej wspomnianemu Miłoszkowi, komórkę, którą się bawił.

– Musimy wyjść na zewnątrz, w środku nie ma zasięgu – stwierdziła.

Pokonała parę metrów w kierunku wyjścia, zanim byłem w stanie wykrztusić z siebie, że się nie dodzwoni.

Kobieta była w szoku

– Tatę pochowaliśmy miesiąc temu – z trudem wydusiłem. – Nie wiedziała pani?

Teraz kobieta musiała dojść do siebie po tym niespodziewanym wstrząsie. Nagle zalała się łzami. Nie do końca wiedziałem, co się właściwie stało, ale widząc zapłakaną nieznajomą, poczułem wzruszenie. Przybliżyłem się i otoczyłem ją ramieniem, chcąc dodać otuchy.

– Mój malutki... jego tata... odszedł... – szlochała, wtulając twarz w moje ramię.

Nazywała się Aldona i spotkała mojego tatę sześć lat temu, gdy była zatrudniona jako pielęgniarka mamy pana Jędrzeja, która doznała paraliżu po udarze. Jak mi się zwierzyła, ona i mój tata od pierwszej chwili czuli, że między nimi zaiskrzyło.

– Zdawałam sobie sprawę, że był sporo starszy ode mnie, w zasadzie mógłby być moim tatą, ale w ogóle nam to nie przeszkadzało. Myśmy się tu po prostu odnaleźli… Na tym końcu świata… On tu przyjeżdżał, żeby odetchnąć od zgiełku miasta, a ja powoli zaczynałam czuć się tu jak u siebie. No i tak się widywaliśmy, kiedy tylko udało mu się do mnie wyrwać.

Oszukiwał nas od lat

Zaskakujące, że umknęły mi te coraz częstsze wyjazdy ojca w rodzinne strony, w góry. Być może po prostu był ostrożny i nie wspominał o wszystkich wyjazdach mamie ani nam, swoim ukochanym dzieciom. Po dłuższych rozmyślaniach doszedłem do wniosku, że gdy spędzałem tam sylwestra, Aldona wciąż mieszkała z bliskimi pana Jędrzeja, niecały kilometr od nas.

Jednak w następnym roku starsza kobieta odeszła z tego świata, a pulchna blondynka po trzydziestce, o idealnie prostych, śnieżnobiałych zębach i bezgranicznym zachwycie nad każdym słowem i gestem mojego taty, znalazła się w trudnej sytuacji i musiałaby opuścić to miejsce, gdyby nie tata i pan Jędrzej.

Jurka przerażała wizja, że mogę wyjechać na zawsze – oznajmiła dziewczyna, pochlipując. – Wyznał mi to osobiście. Mówił też o swojej miłości do mnie. – Zamilkła na chwilę, zbierając myśli. – Pan Jędrzej wiedział dobrze o naszym związku, nie pochwalał naszego postępowania, bo zna pańską mamę i was wszystkich… Ale kiedy wyszło na jaw, że spodziewam się dziecka, oznajmił Jurkowi, że powinnam wprowadzić się do tego domu.

Dom należał do niej

Gdy emocje nieco opadły, Aldona zaczęła przekonywać mnie, że wcale nie planowała zniszczyć życia mojej mamie. Poza tym, nie miała ani jej numeru telefonu, ani adresu zamieszkania. Była więc zmuszona przystać na propozycję swojego kochanka – przytulne gniazdko w górach i rzadsze spotkania, niż by sobie tego życzyła.

Nie miałem cienia wątpliwości, że Aldona darzyła mojego tatę szczerym uczuciem i jej największym pragnieniem było, aby zostawił żonę i zamieszkał razem z nią w domku z widokiem na dolinę. On jednak nie potrafił lub nie chciał zostawić mamy, która widziała w nim ideał, ani też diametralnie zmieniać swojego życia na progu sześćdziesiątych urodzin, u schyłku życia jak się okazało.

Przeszło mi przez myśl, że tata chyba gustował w znacznie młodszych partnerkach, a ani mama, ani Aldona nie stanowiły dla niego wyjątku. Ale to raczej było dość niesprawiedliwe podejście z mojej strony. Być może kochał je równie mocno i po prostu postąpił tak, jak uważał, że będzie najlepiej dla wszystkich.

Przepisał mi ten dom u notariusza – oznajmiła Aldona. – Mamy tu teraz swoje miejsce. Co miesiąc dostawałam od niego pieniądze na życie, mimo że sama pracuję – powiedziała z dumą. – W schronisku, niedaleko stąd, w W. – podała nazwę najbliższego miasteczka. – Sprzątam tam i pomagam. Miłosz chodzi ze mną, radzimy sobie całkiem nieźle. Jest taki śmiały w kontaktach z ludźmi, zupełnie jak ojciec!

Kiedy to do mnie dotarło, poczułem się jakby ktoś uderzył mnie obuchem w głowę: prawie czteroletni Miłosz okazał się być moim przyrodnim bratem!

Nie wiedziałem, co robić

Powiedzenie prawdy mamie nie wchodziło w grę, ponownie złamałbym jej serce, które dopiero co podźwignęło się po stracie taty. Zwierzyłem się jednak Mai.

– Naprawdę, mamy braciszka? – jej twarz rozjaśnił uśmiech, tak jak to bywa u kobiet, gdy mowa o małych dzieciach. – Wiesz, mam pomysł. Mamie ani słowa. I tak w życiu tam nie pojedzie, ten dom nigdy ją nie interesował. Powiesz jej, że to kompletna rudera, a potem zmyślimy historyjkę o pożarze, który wszystko zabrał. Niech będzie po myśli taty. Miłosz też ma prawo do spadku po nim. Ta kobieta również zasługuje na swój udział.

Jak postanowiliśmy, tak właśnie zrobiliśmy. Mama nie ma pojęcia o niczym, nawet nie wspomina o domu. Ciągle zasypia, trzymając w dłoni fotografię tatusia. Utrzymuję stały kontakt z Aldoną, za zgodą siostry Mai przelałem jej gotówkę, jaką udało mi się otrzymać ze sprzedaży auta, którą mama kazała nam zatrzymać. Od czasu do czasu zastanawiam się nad tym, czy za kilkanaście lat będę miał jakikolwiek kontakt z moim przyrodnim braciszkiem. Mam nadzieję, że tak. Relacje rodzinne mają duże znaczenie, nawet jeżeli poznajemy je w tak nieoczekiwanych okolicznościach...

Reklama

Adam, 30 lat

Reklama
Reklama
Reklama