Reklama

Zostawiłam mieszkanie pod opieką mamy. Wydawało mi się to naturalne, bo przecież miała klucze od lat i nieraz mi już pomagała. Nie spodziewałam się, że tak prosta przysługa zmieni moje mieszkania do tego stopnia, że nie będę potrafiła w nim zasnąć po powrocie.

Niepokój od progu

Gdy wróciłam z podróży, walizka wlokła się za mną jak ciężar, którego nie chciałam już dźwigać. Klucz z trudem trafił do zamka, dłonie miałam zmęczone całodzienną podróżą. Kiedy drzwi ustąpiły, od razu poczułam w powietrzu coś obcego. W moim mieszkaniu zawsze pachniało waniliową świecą, którą zapalałam wieczorami. Tym razem czułam słodkawy zapach perfum, których nie znałam. Rzuciłam torbę przy szafce i weszłam głębiej, starając się odnaleźć to, co pamiętałam z przedwyjazdowych dni.

Moją uwagę na początku zwrócił stolik, który wyglądał jakby impreza trwała tu w najlepsze. Podniosłam jedną ze szklanek i przez chwilę tylko patrzyłam na ślady szminki. Zanim zdążyłam naprawdę pomyśleć, usłyszałam skrzypnięcie drzwi od sypialni. Moja matka wyszła z niej w szlafroku, jakby była u siebie.

– Już jesteś? – zapytała z lekkim zaskoczeniem, choć nie wyglądała na skrępowaną.

– Widzę, że całkiem dobrze się tu urządziłaś – powiedziałam, próbując opanować drżenie głosu.

– Nie przesadzaj. Przychodziłam tylko od czasu do czasu. Ktoś musiał dopilnować mieszkania.

– Ktoś? – zatrzymałam wzrok na kieliszkach. – Widzę, że nie byłaś sama.

Matka westchnęła, jakby rozmowa miała ją znudzić, a nie wywołać wyjaśnienia.

– Czasem wpadałam z koleżankami. Trochę posiedziałyśmy, żeby nie było tu tak pusto.

– Koleżankami? – zapytałam ostrożnie, choć w środku kłębiło mi się więcej pytań niż odwagi, by je zadać.

– No przecież widzisz. Co się tak dziwisz? – odparła, mijając mnie i kierując się do kuchni.

Stałam przy stoliku i nagle miałam wrażenie, że po dwóch tygodniach nie wróciłam do siebie, tylko do miejsca, które przestało być moje. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że kieliszki były najmniejszym z problemów, jakie tego dnia odkryję.

Włosy na pościeli

Matka nalewała sobie herbaty jak u siebie, a ja stałam w przedpokoju, próbując opanować narastający niepokój. Weszłam do sypialni, bo coś kazało mi tam zajrzeć. Pościel była pognieciona w sposób, którego nie zostawiłaby jedna osoba. Na poduszce znalazłam długie, ciemne włosy, zupełnie niepodobne do moich ani do matki. Nie chciałam wyobrażać sobie scen, które mogły się tu rozgrywać, jednak obrazy same narzucały mi się w myślach.

Nagle usłyszałam za ścianą coś, co brzmiało jak przytłumiony śmiech. Zamarłam w miejscu, wsłuchując się w dźwięki, których nie powinno być w moim mieszkaniu. Odsunęłam się powoli i ruszyłam w stronę salonu. Kiedy uchyliłam drzwi do drugiego pokoju, usłyszałam głos mężczyzny. Był niski, spokojny, jakby czuł się tu zupełnie swobodnie.

– Miała wrócić jutro – mówił ktoś, kto na pewno nie miał prawa przebywać w moim domu.

– Spokojnie, dokończymy później – odpowiedziała kobieta, której głosu nie znałam.

Zrobiło mi się gorąco. Cofnęłam się o krok, a potem drugi. Matka stała w kuchni i mieszała herbatę, jakby nic dziwnego się nie działo. Podeszłam do niej, czując, jak serce wali mi w piersi.

Kto jest w drugim pokoju? – zapytałam, próbując brzmieć pewnie.

– Znajomi – odparła, jakby to miało wszystko wyjaśnić.

– Jak to znajomi? Przecież to moje mieszkanie.

– Nie rób scen. Przychodzili tu parę razy. Teraz akurat wpadli po coś, co zostawili.

– Matko, są u mnie bez mojej zgody! – podniosłam głos, czując, jak drżą mi ręce.

– Przesadzasz. Trochę towarzystwa jeszcze nikomu nie zaszkodziło.

W tej chwili usłyszałam głośniejszy śmiech, a potem dźwięk zbieranych butelek. Czułam się jak intruz we własnym życiu. Wiedziałam, że muszę tam wejść, choć każda cząstka mojego ciała prosiła, żebym tego nie robiła.

Matka i jej nowe znajomości

Weszłam do pokoju z nieproszonymi gośćmi, zanim zdążyłam się rozmyślić. Najpierw zobaczyłam mężczyznę. Rozłożył się wygodnie, jakby był gospodarzem, a nie gościem. Obok niego siedziała kobieta w błyszczącej bluzce. Nikt z nich nawet nie drgnął, kiedy pojawiłam się w drzwiach.

– Dzień dobry – powiedział spokojnie mężczyzna.

– Czy mogę wiedzieć, kim państwo są? – zapytałam, starając się brzmieć spokojnie.

Kobieta uśmiechnęła się lekko.

– Jesteśmy przyjaciółmi twojej mamy. Bardzo miło nas ugościła.

– Ugościła? – powtórzyłam. – To nie jest jej mieszkanie.

Matka weszła za mną i stanęła między nami, jakby bała się, że popsuję jej relacje z tymi ludźmi.

– Nie przesadzaj. To są mili, porządni ludzie. Pomagali mi, kiedy miałam trudniejsze dni.

– W jaki sposób? – spytałam, nie kryjąc już rozdrażnienia.

– Towarzysko – odpowiedziała matka, jakby to jedno słowo miało wszystko wyjaśnić.

Mężczyzna wstał z kanapy i podszedł bliżej, zachowując jednak bezpieczny dystans.

– Twoja mama dała nam klucze i poprosiła, żebyśmy pomogli w pilnowaniu mieszkania. Wszystko było pod kontrolą.

– Dała wam klucze? – powtórzyłam, czując, jak słowa rozbijają mi się w głowie jak szkło.

– Uspokój się – wtrąciła matka. – Przecież nic złego się nie działo.

– W mojej sypialni znalazłam włosy jakiejś kobiety – powiedziałam, patrząc jej prosto w oczy.

Kobieta siedząca na kanapie roześmiała się cicho i wymieniła spojrzenie z mężczyzną. Poczułam, jak kolana uginają mi się z emocji. Oni nie byli gośćmi. Oni byli bywalcami. Matka uśmiechała się nerwowo, jakby liczyła, że wszystko jakoś się samo uspokoi.

– Matko, co tu się działo przez te dwa tygodnie? – zapytałam, choć odpowiedź zaczynała układać się sama.

Upokarzające odkrycia

Matka odwróciła wzrok, jakby miała nadzieję, że pytanie zawisło w powietrzu i samo zniknie. W salonie zrobiło się ciężko, a ja czułam, jak moje mieszkanie kurczy się do rozmiaru klatki. Nieproszeni goście nie spieszyli się do wyjścia.

– Nie rób scen – powiedziała matka, stając obok nich jak część ich towarzystwa. – Przecież niczego ci nie zniszczyliśmy.

Zignorowałam to i ruszyłam do kuchni. Wiedziałam, że muszę zobaczyć więcej, bo choć prawda bolała, udawanie niewiedzy bolałoby jeszcze bardziej. W zlewie stały brudne talerze. Na blacie leżały otwarte paczki przekąsek, a lodówka była pełna butelek, których etykiety sugerowały, że to nie były zakupy robione z myślą o zwykłym grzecznym wieczorze.

Czy wy tu urządzaliście imprezy? – zapytałam głośno, stojąc w progu kuchni.

Mężczyzna zaśmiał się pod nosem.

– Może trochę. Twoja mama świetnie organizuje wieczory.

– Świetnie to mało powiedziane – dodała kobieta. – Tu naprawdę było wesoło.

Matka podeszła do mnie, wyraźnie spięta.

– Nie przesadzaj. Jestem dorosła. Mam prawo spotykać się z ludźmi.

– W moim mieszkaniu? – zapytałam, czując, jak rośnie we mnie gniew.

To tylko miejsce. Doskonale sobie poradziłaś dwa tygodnie bez niego – odpowiedziała.

– Proszę, powiedz, że nie używaliście moich prywatnych rzeczy – powiedziałam, choć brzmiało to bardziej jak błaganie.

Matka stanęła w drzwiach, zaskakująco spokojna. Nic nie powiedziała. Wtedy dotarło do mnie, że przez te dwa tygodnie w mojej przestrzeni działo się coś, co było nie tylko naruszeniem granic, ale i świadomym lekceważeniem.

Nic złego się nie stało?

Matka siedziała już między swoimi „znajomymi”, jakby próbowała pokazać, że ma po swojej stronie większość. Usiadłam naprzeciwko nich, czując, że muszę to zakończyć, choć zupełnie nie wiedziałam, jak.

– Chciałabym, żebyście wszyscy opuścili moje mieszkanie – powiedziałam spokojnie, chociaż głos drżał mi z wysiłku. – Nie macie tu prawa siedzieć. Matka miała pilnować roślin i skrzynki na listy, nie organizować spotkania towarzyskie.

Matka przechyliła głowę, jakby nagle zrobiło jej się mnie żal.

– Nie rozumiem, czemu jesteś taka spięta. Przecież nic złego się nie stało.

– Nic złego? – spojrzałam na nią z niedowierzaniem. – Spaliście w moim łóżku, bawiliście się moimi rzeczami, przyprowadzaliście tu ludzi, których nie znam.

Mężczyzna uniósł rękę w geście, który miał wyglądać na uspokajający.

– Twoja mama tylko chciała trochę życia. To nie grzech.

– I do tego potrzebowała mojego mieszkania? – zapytałam ostro.

Matka wstała nagle, jakby moje słowa ją dotknęły.

– Nie miałam gdzie się spotykać. Sama wiesz, jak mało przestrzeni mam u siebie. Myślałam, że mnie zrozumiesz.

Mogłaś zapytać – powiedziałam cicho. – Wtedy może znalazłybyśmy rozwiązanie.

– Gdybym zapytała, nie zgodziłabyś się – stwierdziła bez wahania.

– Właśnie dlatego powinnaś była zapytać.

W salonie zapadła cisza.

– Chodźmy. To nie nasza sprawa – powiedział mężczyzna do kobiety.

Wstali oboje, zabrali swoje rzeczy i wyszli. Matka została, patrząc na drzwi, jakby nie mogła uwierzyć, że zostawili ją samą. Odwróciła się do mnie z miną pełną pretensji.

– Wygoniłaś jedyne osoby, które dawały mi trochę radości.

– Wygoniłam ludzi, którzy wchodzili do mojego domu, jakby byli jego właścicielami – odpowiedziałam.

Matka pokręciła głową, zgarnęła swoją torebkę i ruszyła do wyjścia. Zatrzymała się w progu, wyraźnie rozczarowana.

– Nie wiem, kiedy do ciebie wrócę – rzuciła chłodno.

– To twoja decyzja – odpowiedziałam.

Drzwi zamknęły się za nią powoli, a w mieszkaniu została tylko cisza, której tak bardzo mi wcześniej brakowało, a która teraz wydawała mi się ciężka i nieprzyjemna.

Nie pozwolę na to nigdy więcej

Kiedy matka wyszła, usiadłam na kanapie, która jeszcze przed chwilą była miejscem, gdzie obcy ludzie czuli się bardziej swobodnie niż ja. Dotknęłam poduszki i poczułam w palcach zapach perfum, który nijak nie pasował do mojego życia.

Najgorsze było poczucie, że moja własna matka uznała to miejsce za przestrzeń do wypełniania swojej samotności kosztem mojego spokoju. Wstałam i zaczęłam sprzątać. Przestałam rozumieć, gdzie kończyła się moja dobra wola, a zaczynała jej beztroska. Nigdy nie była osobą, która prosi o pozwolenie, ale tym razem posunęła się dalej niż kiedykolwiek.

Kiedy dotarłam do sypialni, usiadłam na brzegu łóżka i przez chwilę wpatrywałam się w zmiętoloną pościel. Po raz pierwszy poczułam, że to miejsce stało się dla mnie obce. W końcu zdjęłam pościel i wrzuciłam ją do pralki. Chciałam choć trochę symbolicznie odzyskać przestrzeń, która przez ostatnie dwa tygodnie nie należała do mnie.

Wieczorem zapaliłam swoją ulubioną świecę. Jej zapach powoli zaczął wypełniać mieszkanie i nagle zrozumiałam, że muszę zacząć od nowa, nie licząc na to, że ktoś inny będzie szanował moje granice. Matka nie zadzwoniła tamtego wieczoru ani następnego dnia. Nie wiedziałam, jak długo potrwa ta cisza między nami. Wiedziałam jedynie, że nie mogę ponownie pozwolić, by moje życie zostało przejęte przez cudze potrzeby.

Lidia, 32 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama