Reklama

Skończyłam rozmowę biznesową i zerknęłam na mój zegarek. Dopiero minęło południe, a moja mama prawdopodobnie zdążyła już skorzystać z wszystkich zaplanowanych na dziś terapii. „Zapewne w tej chwili leży w swojej sali, próbując skupić się na lekturze. Na pewno doskwiera jej brak towarzystwa, jak zawsze…” – rozmyślałam.

Reklama

Musiałam się nią opiekować

Nie uprzedziłam jej wcześniej o moim pobycie w pobliżu uzdrowiska, w którym była, bo sama dowiedziałam się o tym niespodziewanie. Co do zasady, mój przełożony nie deleguje mnie w podróże biznesowe, ponieważ wie, że nie mogę opuścić mamy, która cierpi na poważną chorobę serca. Potrzebuje opieki cały czas.

Gdy jestem w pracy, mama dzwoni do mnie nawet co kilkanaście minut. Próbuję jej tłumaczyć, że nie mogę odbierać telefonów, bo muszę się skupić na zarabianiu pieniędzy. Bez mojej pensji ciężko byłoby nam związać koniec z końcem, bo jej emerytura jest zbyt niska. Niestety, mama zdaje się tego nie pojmować. Zarzuca mi brak wrażliwości i wdzięczności, twierdząc, że przez moje zachowanie jej stan zdrowia się pogarsza.

– Uwierz, że nic mi nie dolegało, czułam się świetnie i wyglądałam olśniewająco! Dopiero gdy zdecydowałam się ciebie urodzić, moje skrzywienie kręgosłupa znacznie się pogorszyło. Od momentu, gdy nosiłam cię pod sercem, przepełniała mnie miłość do ciebie, a teraz tak mi się odwdzięczasz? – takie słowa powtarzała, gdy byłam jeszcze małą dziewczynką.

Kiedy ojciec od nas odszedł, momentalnie zdałam sobie sprawę, że teraz to ja będę musiała zaopiekować się mamą. Uważam, że dobrze się z tego zadania wywiązałam.

Zobacz także

Robiłam, co w mojej mocy

Musiałam zarobić na utrzymanie nas dwóch i jej pobyty w sanatorium dwa lub trzy razy w ciągu roku. Fundusz oferuje dofinansowanie jedynie raz w roku, a w przypadku mojej mamy pojedynczy turnus to za mało. Widziałam, że po przyjeździe z Ciechocinka jest pełna życia i cieszyłam się widząc, że zabiegi tak doskonale na nią działają.

Z tego względu wykonywałam obowiązki służbowe również po godzinach, wyłącznie po to, aby zwiększyć swoje dochody. Zdarzało się, że pracowałam do późnych godzin nocnych. Budziłam się skoro świt, by przygotować mamie śniadanie, ubrać się i zdążyć na ósmą do pracy. Nie miałam za dużo wolnego na przyjemności. Mówiąc szczerze, w ogóle nie miałam czasu dla siebie!

– Ty to chyba planujesz zostać sama na starość – skomentowała pewnego razu moja koleżanka.

Miłość nie była dla mnie priorytetem, bo cały czas poświęcałam na pracę i opiekę nad mamą. Nie było miejsca na związki i randki, choć gdzieś w głębi serca tego pragnęłam.

– Gdyby nie ona, nigdy bym się nie urodziła – wyjaśniałam Kasi.

– Wtedy nie miałaby tak znakomitej pielęgniarki – moja kumpela była złośliwa. – Dzieci nie są nic dłużne rodzicom za to, że przyszły na świat. Gdyby wszyscy myśleli, że pojawili się na ziemi tylko po to, żeby niańczyć matkę lub ojca, to gatunek ludzki już dawno by zniknął z powierzchni planety!

Wiem, że miała rację

Zostawałam sama w mieszkaniu wyłącznie podczas pobytu mamy na leczeniu uzdrowiskowym. Jedynie wówczas mogłam cieszyć się chwilą dla siebie, bez odczuwania jej przytłaczającej obecności. Zdawałam sobie jednak sprawę, że będę miała wyrzuty sumienia, jeśli nie pojadę odwiedzić mamy i nie dowiem się, co u niej słychać. Kto wie, może zechce, żebym zabrała jej ciuchy do wyprania?

Stanęłam pod ośrodkiem, w którym przebywała moja mama i ruszyłam w stronę recepcji, aby dowiedzieć się, gdzie dokładnie jest zakwaterowana.

– Pani mama zajmuje pokój numer 29. Tylko że teraz raczej nie ma co tam zaglądać, bo i tak nikogo pani nie spotka – oznajmiła mi pani w recepcji.

– Jest na zabiegach? – zapytałam.

– Zabiegi?! Dobre sobie! – parsknęła śmiechem. – Codziennie o siedemnastej w Kameralnej odbywa się potańcówka! Pani mama to nasza czołowa tancerka. Razem z panem Mietkiem. Świetnie do siebie pasują… Żona pana Mietka odeszła w zeszłym roku – kobieta zerknęła na mnie z zaciekawieniem, oczekując potwierdzenia tych rewelacji.

Stałam jak sparaliżowana

– Cóż, tak czy siak, już od dłuższego czasu coś ich do siebie ciągnie. W tym sanatorium niczego nie da się ukryć! Ściany mają tu uszy.

– A gdzie odbywają się te potańcówki? – spytałam przyciszonym głosem, oczekując na potwierdzenie, że dobrze zrozumiałam.

– W lokalu Kameralna! To jest w śródmieściu. Najlepiej, jak pani się tam przejdzie na piechotę, bo ciężko znaleźć miejsce do zaparkowania…

Przestałam już słuchać. Miałam wrażenie, że jeśli zaraz nie opuszczę tego miejsca, to po prostu się uduszę! Wbrew sugestii pani z recepcji, od razu poszłam do samochodu. Nogi mi tak drżały, że byłam pewna, iż nie dam rady zrobić nawet paru kroków.

„Moja mama – gwiazda parkietu? Pan Mieczysław, który ma zostać jej mężem? Czy to możliwe, że w tym uzdrowisku przebywa inna kobieta, która nazywa się jak moja mama?”. Byłam jednak pewna, że to nieprawdopodobne i na sto procent mowa o mojej mamie. Która, jak widać, wcale nie cierpi na tak poważne schorzenia ani nie boryka się z takimi problemami, jak do tej pory uważałam…

W mgnieniu oka dojechałam pod lokal o nazwie Kameralna. Choć okna były pozamykane, to muzyka docierała nawet na zewnątrz. Weszłam do środka, nieco zdezorientowana, i od razu ją dostrzegłam!

Nie mogłam uwierzyć własnym oczom

Moja mama, która na co dzień ledwo zipie, a włosy wiąże w niedbały kok, teraz szalała na parkiecie jak nastolatka. Miała na sobie krzykliwą, czerwoną sukienkę, zupełnie nie w jej stylu. W ramionach trzymał ją jakiś obcy facet i wyglądało na to, że doskonale się znają, bo wywijali takie cuda, że aż mi szczęka opadła. To musiał być ten cały Mietek.

Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki wdech, usiłując jakoś ogarnąć tę sytuację i poukładać sobie to wszystko w głowie. Jak to możliwe, że w walizce mojej mamy znalazły się te wszystkie damskie ciuszki? Przecież to ja ją pakowałam, bo podobno ona nie miała siły, żeby to zrobić samodzielnie.

Do torby włożyłam wyłącznie rzeczy wygodne i praktyczne, głównie jakieś dresy. Skąd więc te kobiece fatałaszki? Poza tym dlaczego podskakiwała, skoro rzekomo ma problem z kręgosłupem, nie da rady nawet pójść do sklepu po zwykłe zakupy?

Miałam przeczucie, że powinnam dowiedzieć się więcej, ale w tej chwili nie dałabym rady. Nie czułam się na siłach. Wyskoczyłam z lokalu i wsiadłam do auta. Podczas drogi do domu mocno naciskałam pedał gazu. Marzyłam tylko o tym, by jak najprędzej dotrzeć do swojego mieszkania.

Odsłoniła swoje prawdziwe oblicze

Gdy w końcu stanęłam w progu mieszkania, byłam pewna, że rzucę się na łóżko kompletnie wykończona. Adrenalina jednak krążyła w moich żyłach jak szalona, czułam się pobudzona jak nigdy. Chciałam za wszelką cenę odkryć jak najwięcej.

Sięgnęłam po podarowany przeze mnie trzy lata temu na Boże Narodzenie laptop mamy. Przekonywałam ją wtedy, że taki sprzęt będzie dla niej nie tylko świetną zabawą, ale i oknem na świat. Teraz, przypominając sobie słowa recepcjonistki o rzekomych matczynych planach matrymonialnych, byłam pewna, że jeśli to prawda, w jej komputerze na pewno znajdę jakieś szczegóły.

Oczywiście wyskoczył komunikat, żeby wpisać hasło. Chwilę się zastanawiałam, ale szybko wstukałam imię: Mietek. I już, za pierwszym podejściem! Wtedy czułam satysfakcję, ale teraz się zastanawiam, czy słusznie postąpiłam, czytając maile, które pisała z tym całym Mietkiem.

Nie chodzi nawet o to, że grzebanie w nie swojej poczcie jest nie w porządku, ale o to, że poznałam w tych wiadomościach zupełnie inną stronę mojej mamy, której wcześniej nie miałam okazji zobaczyć.

To było nie do wiary!

Okazało się, że jej związek z Mietkiem ciągnął się już od dłuższego czasu, nawet gdy on był w małżeństwie! W korespondencji zastanawiali się, kiedy wreszcie jego małżonka odejdzie z tego świata, zważywszy na to, że była chora. Podobno panu Mietkowi nie było na rękę przeprowadzać rozwód, bo i po co dzielić dobytek, skoro żona i tak wkrótce miała umrzeć?

„Później zamieszkamy razem – u ciebie albo u mnie. Jak wolisz. Ale nie zapomnij, że wprowadzam się z moją córcią. To takie dobre dziecko, chociaż kompletnie sobie w życiu nie radzi. Zero facetów, ledwo jakieś koleżanki, ale przynajmniej się przydaje. W końcu ktoś będzie musiał zaopiekować się nami na starość, a Iwonka skończyła kurs z masażu relaksacyjnego. Może nie jest w tym aż tak dobra jak masażyści u sanatorium, właściwie w niczym nie jest wybitna, ale za to masuje za darmo i kiedy tylko chcesz!”.

Za friko i kiedy tylko chcesz! Tak właśnie myślała o mnie moja rodzona matka. A jaką cudowną perspektywę na życie mi szykowała – stara panna, która dba o nią i jej nowego męża!

Miałam dowody

To wszystko była najprawdziwsza prawda! Miałam na to niezbite dowody. Zanim skończyłam grzebać w komputerze mamy, przerzuciłam całą tę korespondencję na własnego maila. Tak na wszelki wypadek, gdybym kiedyś miała wątpliwości co do tego, co naprawdę o mnie myśli.

Następnie zadzwoniłam do koleżanki, prosząc ją o przygarnięcie mnie na maksymalnie dwa tygodnie, dopóki nie znajdę czegoś dla siebie. Ewa specjalnie kupiła wino, aby uczcić, że w końcu zdecydowałam się opuścić dom rodzinny!

– Co takiego się wydarzyło, że nagle doznałaś olśnienia? – dociekała, ale ja wciąż nie czułam się na siłach, by jej to wszystko opowiedzieć.

Przez następnych kilka dni ignorowałam połączenia od mamy. Byłam pewna, że już dowiedziała się od pani z recepcji o mojej wizycie w uzdrowisku i teraz zapewne szalała ze zdenerwowania, zastanawiając się, jakie informacje tam zdobyłam.

Miałam to gdzieś! Kiedy po przyjeździe do domu zauważyła, że zabrałam swoje rzeczy, pojawiła się w moim miejscu pracy. Zaczęła odstawiać w recepcji cyrki, udawała omdlenie i żądała wezwania pogotowia, twierdząc, że przez wredną córunię zaraz zejdzie na zawał.

Kazałam jej się opanować

– Albo każę ochroniarzom cię stąd wywlec i będziesz sobie mogła zemdleć na ulicy! – ostrzegłam.

Następnie zasugerowałam jej, żeby udała się do swojego mieszkania.

– Dasz sobie radę, nawet gdy mnie nie będzie. Nie zostaniesz sama jak palec. Przekaż pozdrowienia Mietkowi i przeproś go w moim imieniu, że nie zrobię mu masażu. Koniec z pracą za friko! – oznajmiłam stanowczo.

Kiedy wreszcie to z siebie wyrzuciłam, poczułam ogromną ulgę. Moja mama wcale nie umarła po tym, jak się wyprowadziłam. Z tego, co słyszałam, radzi sobie całkiem dobrze, mimo że wciąż jest na mnie obrażona. Trudno, być może z czasem jej to minie.

Za to ja cieszę się swobodą i spotykaniem się ze znajomymi, których przez długi czas nie doceniałam. Miłości jeszcze nie odnalazłam, lecz mam nadzieję, że na mnie gdzieś czeka. A teraz na pewno znajdę dla niej chwilę!

Reklama

Iwona, 31 lat

Reklama
Reklama
Reklama