„Matka narzeczonego uważa się za arystokratkę. Przed ślubem musiałam jej się wyspowiadać z całej swojej genealogii”
„Siedzieliśmy przy stole. Obrus był wyprasowany jak pod linijkę, sztućce błyszczały w blasku kryształowego żyrandola, który wisiał nad nami jak rekwizyt z planu filmowego. Matka Michała uśmiechała się uprzejmie, ale jej spojrzenie było chłodne. Michał siedział po mojej lewej stronie, milczący, zgarbiony, jakby starał się być jak najmniej zauważalny”.

- Redakcja
Wychowałam się w Nowej Hucie. Moja mama była cicha, ale dumna. Potrafiła jednym spojrzeniem zgasić awanturę i jednym zdaniem nauczyć pokory. Zmarła, gdy miałam dziewiętnaście lat. Od tamtej pory był tylko tata – prosty, ciepły facet, który pracował na kolei i znał wszystkich sąsiadów po imieniu. To on nauczył mnie, że uczciwa praca jest więcej warta niż tytuły.
Było sztywno
Michała poznałam na uczelni. Elegancki, uważny, trochę z innej bajki. Szybko się zakochaliśmy. Miałam nadzieję, że jego świat i mój da się połączyć. Aż do zaręczynowego obiadu u jego rodziców.
Siedzieliśmy przy stole. Obrus był wyprasowany jak pod linijkę, sztućce błyszczały w blasku kryształowego żyrandola, który wisiał nad nami jak rekwizyt z planu filmowego. Matka Michała uśmiechała się uprzejmie, ale jej spojrzenie było chłodne. Michał siedział po mojej lewej stronie, milczący, zgarbiony, jakby starał się być jak najmniej zauważalny.
– No to może porozmawiamy o korzeniach? – zaproponowała, sięgając po kieliszek z białym winem. – U nas to tradycja.
Spojrzałam na Michała, ale on patrzył gdzieś w przestrzeń, jakby właśnie w tej chwili zapragnął rozpłynąć się w powietrzu. Poczułam, jak robi mi się gorąco na karku. Spróbowałam zareagować spokojnie, choć wszystko we mnie drżało.
– Nie wiedziałam, że mam przygotowywać swoje drzewo genealogiczne – odpowiedziałam cicho, ale stanowczo. – Wystarczy, że jesteśmy razem.
– Czyli nie masz się czym pochwalić? – odparła matka narzeczonego z lekkim uśmieszkiem. – Rozumiem.
Miała się za szlachciankę
Nadal się uśmiechała, jakby właśnie wypowiedziała komplement. Michał wciąż milczał.
– Mój dziadek budował hutę w Krakowie – powiedziałam w końcu. – To dla mnie więcej warte niż herb.
Zapanowała cisza. Nikt się nie poruszył. Matka Michała odsunęła krzesło i wyszła z jadalni, jakby właśnie przypomniała sobie o czymś bardzo pilnym. Michał podniósł wzrok, ale nie odezwał się. Ojciec Michała próbował coś mruknąć o pogodzie, ale to niczego nie zmieniło.
Siedziałam z dłońmi zaciśniętymi na kolanach i czułam się jak intruz, jak ktoś, kto przypadkiem trafił na cudze przyjęcie i jeszcze śmiał odezwać się nieproszony. Spojrzałam na Michała, ale on nawet nie próbował mnie dotknąć, nie powiedział słowa, które mogłyby mnie ochronić. Zamiast dumy z zaręczyn poczułam dziwną pustkę. Nie wiedziałam, co gorsze – milczenie narzeczonego czy spojrzenia, które wymieniali ze sobą jego rodzice, jakby właśnie upewniali się, że ich syn popełnia błąd.
Nie lubiła mnie
Miałam wrażenie, że jego matka od samego początku mnie nie chciała. Nie dlatego, że coś zrobiłam. Po prostu nie pasowałam. Nie byłam z ich sfery. Tyle że ja wcale nie miałam zamiaru się wpasowywać. Chciałam być sobą – wystarczyło, że Michał będzie po mojej stronie. A tymczasem on siedział jak zaklęty.
Zaraz po obiedzie, gdy tylko wróciliśmy do jego mieszkania, zdjęłam płaszcz i rzuciłam go na fotel. Michał zamknął drzwi za nami, ale nic nie powiedział. Zdjął buty, przeszedł do kuchni, jakby nic się nie stało. Stałam chwilę w przedpokoju, po czym poszłam za nim.
– Siedziałeś jak zaklęty – powiedziałam cicho, ale głos mi drżał. – Jakby twoja matka miała rację.
Michał westchnął, nalał sobie wody, napił się i dopiero wtedy spojrzał na mnie.
– Nie chciałem dolewać oliwy do ognia – powiedział.
– Dolewać? Ja się tam smażyłam – wycedziłam. – Stałam przed nią naga, a ty stałeś obok, jakby cię to nie obchodziło.
– Julia, to tylko herb, to nie ma znaczenia.
Zrobiłam krok do przodu.
– Dla niej ma. A ty wiesz w ogóle, z kim się zaręczyłeś?
Nie odpowiedział od razu. Oparł się o blat, patrząc w pusty kubek.
– Wiem, że cię kocham. Ale po co te wojny?
– To nie ja kazałam ci się tłumaczyć z tego, że mnie kochasz. I to nie ja zapytałam, czy mam się czym pochwalić. Twoja matka mnie upokorzyła, a ty się temu przyglądałeś.
Czułam się gorsza
Usiadłam na krześle. Ręce mi się trzęsły. Nie patrzyłam już na niego.
– Wiesz, że nie jestem z ich bajki – powiedziałam spokojniej. – Ale ty miałeś być moim partnerem, nie kimś, kto będzie się chował za matką.
Wiedziałam, że próbował coś wymyślić, jakąś ładną odpowiedź. Ale nie o słowa mi chodziło. Chciałam tylko, żeby wtedy, przy tym stole, złapał mnie za rękę i powiedział, że jest dumny. Że nie potrzebujemy herbu, żeby być rodziną. Zamiast tego była cisza. A ja czułam, jak ogarnia mnie samotność. I wstyd, że dałam się w to wszystko wciągnąć.
Do ojca pojechałam bez zapowiedzi. Wiedziałam, że będzie w domu – zawsze był. Wpuścił mnie w szlafroku, z herbatą w ręku. Nie pytał o nic. Po prostu ustąpił mi miejsce na kanapie i poszedł do kuchni po drugą filiżankę.
– Wujek Jerzy przyjdzie za chwilę – rzucił przez ramię. – Miał mi pomóc z bojlerem.
Siedzieliśmy chwilę w ciszy. Tata popijał herbatę, ja grzałam dłonie o kubek, nie wiedząc, od czego zacząć.
– Matka Michała powiedziała, że nie mam się czym pochwalić – rzuciłam w końcu. – Bo nie mam w drzewie genealogicznym żadnego herbu.
Wspierał mnie
Ojciec spojrzał na mnie spod okularów.
– Co ty gadasz. Jak to nie masz się czym chwalić? Twój dziadek, mój ojciec, to był gość. Jak budował hutę, to był ktoś. Nie potrzebował papierków z orłem.
W tym momencie wszedł wujek Jerzy. Przyniósł ze sobą torbę z pasztecikami.
– Coś się stało? – zapytał zaraz, zerkając na mnie.
– Narzeczony nie stanął po mojej stronie – powiedziałam cicho. – Jego matka chce, żeby wszystko było jak w książce. Herb, tradycje, odpowiednie nazwisko. I jak się okazało, nie pasuję.
Wujek usiadł obok mnie i sięgnął po pasztecik.
– Ona to pewnie z tych, co herby kupują na aukcjach – mruknął z pełnymi ustami.
– A jeśli Michał wybierze ją zamiast mnie?
Tata nie odpowiedział od razu. Odstawił filiżankę i spojrzał mi prosto w oczy.
– To będziesz wiedziała, że to nie był twój chłopak, tylko jej syn.
Zamilkliśmy. Wiedziałam, że ma rację. Michał nie potrafił być między nami. Albo był po jej stronie, albo znikał. Nie umiał być lojalny.
Był niedojrzały
Siedziałam na tej samej kanapie, na której leżałam z gorączką, uczyłam się do matury, płakałam po mamie, i choć bolało, wiedziałam jedno: to, skąd jestem, to nie jest powód do wstydu. Mój dziadek zbudował hutę, mój ojciec samotnie mnie wychował, a moja mama była dumna w ciszy. To nie ja powinnam się wstydzić, tylko ktoś, kto nie potrafił stanąć za tym, kogo kocha.
Kilka dni później Michał zaprosił mnie do kawiarni, której nie lubiłam – była przeszklona, nowoczesna, pełna białych mebli i ludzi mówiących zbyt głośno. Usiadłam naprzeciwko niego. Miał podkrążone oczy, wyglądał na zmęczonego, ale może to było po prostu moje wyobrażenie.
– Czy ty w ogóle chcesz być ze mną? – Spojrzał na mnie zdziwiony. – Pytam poważnie. Chcesz tego?
– Chcę. Ale moja matka…
– Nie planuję ślubu z twoją matką. Ale jeśli nie umiesz być partnerem, to nie ma o czym mówić.
Zamilkł. Przełknął ślinę, spojrzał przez okno.
– Może to wszystko za szybko – rzucił.
– Albo po prostu za trudno – odpowiedziałam.
Nie odpowiedział. Zrozumiałam wtedy, że on nie dorósł do miłości. Nie takiej, która wymaga odwagi, wyboru, czasem ryzyka. Michał chciał wszystkiego po cichu. Tak, żeby było miło. A jak nie było, to lepiej przeczekać, może samo minie.
Julia, 29 lat
Czytaj także:
- „Zamknęłam się na rok w domu, bo miałam dość życia w biegu. Znajomi tego nie rozumieją, ale ja odkryłam coś ważnego”
- „Na wakacjach w Portugalii zakochałam się w ratowniku jak nastolatka. Ale w jego telefonie znalazłam gorzką prawdę”
- „Zerwałyśmy kontakt ze szwagierką przez pomidory. Gdy wyciągnęłam rękę na zgodę, ona odstawiła cyrk”