„Matka pojechała do sanatorium i przywiozła sobie faceta. Na starość powinna oglądać seriale, a nie grać uwodzicielkę”
„W głębi duszy wiedziałam, że nie szukałam u niego miłości, ale potwierdzenia własnej wartości. To doświadczenie stało się dla mnie kolejnym przypomnieniem, że tym, czego naprawdę potrzebuję, jest zrozumienie i pokochanie siebie”.
- Listy do redakcji
Od zawsze czułam się jak cień. Cień, który nieustannie porusza się za kimś. Takie było moje życie czterdziestoletniej singielki – samotnej, sfrustrowanej, bez partnera ani przyjaciół. Kiedy odwiedziłam moją matkę w sanatorium, światło padło na coś, co do tej pory tkwiło w mroku – uczucie zazdrości, które wcześniej potrafiłam skrywać nawet przed samą sobą.
Powinna siedzieć przed telewizorem!
Moja matka ma 65 lat i wydaje się, że powinna się interesować już tylko książkami i telenowelami. Ale ona jest o wiele bardziej pełna życia niż ja. Wydaje mi się, że ma wszystko, czego ja pragnęłam, a czego nigdy nie miałam.
Kiedy wpadłam ją odwiedzić w sanatorium, w kółko opowiadała o Edwardzie, swoim nowym „przyjacielu”. Była całkiem odmieniona, wydawała się promienna i spełniona. I choć uśmiechałam się do niej, coś we mnie pękło. Czy to nie ja powinnam teraz opowiadać o miłości, a nie ona?
– Mamo, opowiedz mi więcej o tym Edwardzie – poprosiłam, starając się brzmieć entuzjastycznie, choć w głębi duszy czułam, jak zazdrość kłuje mnie za każdym razem, gdy wymawiam jego imię. Matka z rozbawieniem w oczach, chętnie opowiadała.
– Edward jest inny niż wszyscy mężczyźni, których znałam. Jest taki… młodzieńczy – wyznała, a ja ledwo się powstrzymywałam, żeby nie skrzywić się z niesmaku.
Zobacz także
– To cudownie, że jesteś szczęśliwa – mówiłam, w głębi serca pragnąc, by być na jej miejscu. W każdym słowie, które wypowiadała o Edwardzie, słyszałam wyrok dla mojej własnej samotności. Ona znajdowała miłość w wieku, gdy większość ludzi spogląda wstecz, a ja, w kwiecie życia, byłam tak pusta i samotna, jak nigdy dotąd.
„Co jest ze mną nie tak? Czyżbym nie zasługiwała na miłość? Czy naprawdę jestem aż tak nieatrakcyjna i nieinteresująca?” – rozmyślałam, uśmiechając się i walcząc, by łzy nie spłynęły po moich policzkach.
Przedstawiła mi go tego samego wieczoru
Edward był wysokim, przystojnym mężczyzną, którego sylwetka i postawa mogłyby przywodzić na myśl młodość spędzoną na uprawianiu sportu. Choć zbliżał się do siedemdziesiątki, jego wieku nie zdradzała ani sylwetka, ani energiczny sposób poruszania się. Miał gęste, srebrzyste włosy, które nadawały mu dystyngowanego wyglądu, a jego skóra, choć naznaczona była drobnymi zmarszczkami, nadal była imponująco jędrna.
W jego oczach iskrzyła młodość – były pełne życia i ciepła, a kiedy się śmiał, dookoła nich tworzyły się maleńkie zmarszczki, które dodawały mu uroku. Ubierał się szykownie, lecz nieformalnie sposób, co podkreślało jego naturalną elegancję. Widać było, że lata doświadczeń uczyniły z niego osobę, która wie, co znaczy starzeć się z godnością i wdziękiem.
– Edward. Miło mi cię poznać, dużo o tobie słyszałem od twojej mamy – powiedział, kiedy uścisnęłam jego mocną opaloną dłoń.
Potem obserwowałam, jak opowiada mojej matce anegdoty, a ona śmieje się tak serdecznie, jak nie słyszałam od lat. Kiedy nasze spojrzenia się spotkały, uśmiechnął się do mnie uprzejmie, ale jego oczy szybko wróciły do mojej matki. W tym momencie poczułam, jak moja zazdrość zmienia się w coś cięższego.
Postanowiłam działać. Następnego dnia zaproponowałam mu spacer:
– Edwardzie, może zrobimy sobie spacer? – rzuciłam lekkim tonem, który krył moje prawdziwe intencje.
Jego reakcja była powściągliwa, ale zgodził się
Poczułam wewnętrzne podniecenie. Z każdym krokiem próbowałam wywrzeć na nim wrażenie. Puszczałam mu oczka, dotykałam go nieznacznie podczas rozmowy, śmiałam się głośniej niż zazwyczaj.
– Musisz przyznać, że sanatorium to miejsce pełne niespodzianek. Czy spodziewałeś się, że znajdziesz tu coś więcej niż tylko wypoczynek? – pytałam, z nadzieją, że moje podteksty zostaną przez niego zrozumiane.
– Tak, życie czasami rzuca nam takie niespodzianki.
– A kiedy los rzuca przed nas taką okazję, to czemu nie skorzystać, co? – niby niechcący dotknęłam ręką jego łokcia.
– Słuchaj, Zuzanno, to miłe, naprawdę, ale… jestem już zaangażowany emocjonalnie, wiesz? W twoją matkę.
– Jasne, tylko mówię, że takie poznawanie ludzi to przyjemna rzecz – rzuciłam niby lekko, spinając się wewnętrznie.
– Zgoda, poznawanie nowych ludzi to zawsze coś pozytywnego. Ale wydaje mi się, że ty masz na myśli coś więcej…
Spaliłam buraka. Zrozumiałam, że moje próby były daremne. Edward był lojalny wobec mojej matki, a ja… Ja musiałam na nowo przemyśleć swoje zachowanie.
W głębi duszy wiedziałam, że nie szukałam u niego miłości, ale potwierdzenia własnej wartości. To doświadczenie stało się dla mnie kolejnym przypomnieniem, że tym, czego naprawdę potrzebuję, jest zrozumienie i pokochanie siebie, a nie szukanie akceptacji w oczach innego człowieka.
Tylko pogłębiłam swoją frustrację i poczucie samotności.
Zrozpaczona po nieudanej próbie zbliżenia się do Edwarda, szukałam ukojenia w cieniu drzew, niedaleko otwartych okien sanatorium. Wtedy niechcący podsłuchałam rozmowę, która zmiażdżyła mi serce.
Rozmawiali o mnie!
Były to słowa mojej matki i Edwarda, którzy mówili o mnie – o moim zachowaniu, o tym, jak desperacko próbowałam przyciągnąć jego uwagę.
– Zuzanna jest nieszczęśliwa. Próbowała zrobić coś, czego potem będzie żałować – słyszałam poważny głos Edwarda. Matka odpowiedziała mu wtedy o moim samotniczym trybie życia, że nigdy nie miałam faceta. Brzmiało to jak obrona, ale każde jej słowo odczuwałam jak nóż wbijany mi w serce. Czułam się tak upokorzona, że nie mogłam dłużej słuchać.
Zebrałam w sobie siły i wtargnęłam do ich pokoju. Konfrontacja z matką była nieunikniona.
– Dlaczego musisz mieć wszystko, co ja chcę?! – wykrzyczałam, nie mogąc już dłużej skrywać frustracji.
Matka patrzyła na mnie zdumiona.
– Kochanie, o co ci chodzi?! Czemu jesteś przeciwna mojemu szczęściu?
– A co ze mną, co z moim szczęściem?! – odparowałam, choć w głębi duszy wiedziałam, że to nie matka była źródłem moich problemów.
Uciekłam do swojego pokoju. W samotności pozwoliłam sobie na szczerość, którą przez tak długi czas ukrywałam nie tylko przed innymi, ale i przed sobą. Emocje, które tak długo dusiłam, w końcu znalazły ujście. Zazdrość od dawna była moim towarzyszem, a teraz, gdy pozwoliłam jej się wydostać, wydawała się przytłaczająca.
Leżąc na łóżku i patrząc w sufit, rozpamiętywałam moje zachowania. Byłam zła na matkę, ale przede wszystkim na siebie. Czułam, że moje życie było pełne niezrealizowanych pragnień i niespełnionych marzeń. Z każdym dniem samotności rosła frustracja, a moje serce stawało się coraz cięższe.
Męczyłam się sama ze sobą
„To ja jestem swoim największym wrogiem” – szeptałam do siebie. Przez wszystkie te lata pozwoliłam, aby zazdrość i niepewność przejęły kontrolę nad moim życiem. Chciałam poznawać ludzi, ale nie robiłam nic w tym kierunku. Odcięłam się od wszystkich koleżanek z czasów studiów, a w pracy przemykałam pod ścianami, byleby nikt do mnie nie zagadał. Byłam nieszczęśliwa sama ze sobą.
Wiedziałam, że muszę to zmienić. Żeby iść naprzód, musiałam na nowo zbudować mosty, a pierwszy z nich prowadził do matki. Podniosłam się z łóżka, otarłam łzy i podeszłam do otwartego okna. Świeże powietrze przyniosło ze sobą obietnicę nowego początku.
Pomału moja relacja z matką zaczyna się zmieniać – już nie dominuje w niej zazdrość, ale stopniowa akceptacja i rosnące zrozumienie. Nadal jestem sama, ale moje myślenie się zmienia. Nauczyłam się cenić spokój, który ta samotność przynosi i przestałam zazdrościć matce jej szczęścia. Teraz widzę, że każda z nas ma swoją ścieżkę i nie ma sensu porównywać ich ze sobą.
Nie ma pewności co do tego, czy znajdę miłość, jak moja matka, czy moje życie w końcu nabierze barw, na które zasługuje. Jednak jestem pewna jednego – chcę zbudować lepsze relacje z mamą i zadbać o to, aby więcej nie stracić z oczu tego, co naprawdę ważne – rodziny, przyjaźni i miłości do samej siebie.
Zmiany nie następują z dnia na dzień, ale każdy poranek jest dla mnie okazją do bycia lepszym człowiekiem. Czasami cienie zazdrości mogą znowu się pojawić, ale teraz wiem, jak je rozpoznać i nie pozwolić, aby znów przejęły kontrolę nad moim życiem.
Zuzanna, 40 lat