Reklama

Jeszcze kilka dni temu myślałam, że jestem najszczęśliwszą kobietą na świecie. Ślub z Kamilem – moją największą miłością – miał być nowym początkiem. Symbolem tego, że potrafię kochać i być kochana, mimo że nigdy wcześniej tego nie zaznałam… przynajmniej nie w relacji z moją matką. Nie zaprosiłam jej na ślub. To nie była łatwa decyzja, ale nie żałowałam jej. Przez większość mojego życia czułam, że jestem dla niej tylko ciężarem. Ojciec był ze mną, kiedy ona znowu „szukała siebie”, wyjeżdżała, znikała. Pojawiała się na urodziny z prezentami, które i tak kupował ktoś inny. Udawała matkę na pokaz, a ja już wtedy czułam, że wszystko w niej jest fałszywe. Dlatego, gdy organizowałam wesele, uznałam, że nie chcę jej obecności. To miał być dzień miłości, a ona nigdy tej miłości mi nie dała.

– I serio nie zaprosiłaś jej? – zapytała mnie Julia, moja świadkowa, w dzień przed ślubem, kiedy poprawiałyśmy winietki przy stołach.

– Serio – westchnęłam. – Znasz ją. Zrobiłaby scenę. Zepsuła wszystko.

Julia zawahała się na chwilę. Spojrzała na mnie spod oka.

– Ale wiesz, że ostatnio próbowała się z tobą skontaktować? Pisała do mnie. Pytała, czy może… czy może choć na chwilę…

– Co?! – uniosłam głos i aż przewróciłam szklankę z wodą. – Wiedziała, że nie chcę jej tam. I co? Próbowała cię przekabacić? Myśli, że w dzień ślubu złamię się i padnę jej w ramiona? Niech sobie daruje. Nie będę ofiarą jej kolejnej emocjonalnej gierki.

– Może tym razem to nie była gra – rzuciła cicho Julia, ale od razu się ugryzła w język.

Spojrzałam na nią ostro.

– Dobrze wiesz, że Kamil był jedyną osobą, która mi pokazała, czym jest prawdziwa miłość. Nie zawalę sobie ślubu przez kobietę, która nauczyła mnie tylko, czym jest odrzucenie.

I wtedy byłam tego pewna. Absolutnie pewna, ale teraz… teraz wszystko się zmieniło.

W końcu ją wyrzuciłam

Wesele było jak z bajki. Sala przystrojona bielą i eukaliptusem, Kamil w granatowym garniturze, ja w sukni, o jakiej marzyłam od dziecka. Goście tańczyli, wujek Leszek jak zwykle już zawiany i znowu opowiadał o swoich czasach w wojsku. Czułam się... spełniona. Jakby całe moje życie prowadziło mnie do tego momentu. Aż do chwili, gdy zobaczyłam ją w drzwiach. Zamarłam. Alicja. Moja matka. Stała tam w jasnym płaszczu, z oczami wlepionymi we mnie jakby mnie błagała. Przez sekundę zrobiło mi się słabo. Serce zabiło mi mocniej, ręce zaczęły drżeć.

– Natalia… – powiedziała, robiąc krok w moją stronę. – Muszę z tobą porozmawiać. To ważne. Chodzi o Kamila.

– Co ty tu robisz?! – syknęłam, a w sali nagle zrobiło się ciszej. – Kto cię w ogóle wpuścił?!

– Ja nie chcę ci nic zepsuć, tylko… to nie może czekać, proszę cię… – jej głos się załamywał, ale ja byłam już w furii.

– Wynoś się. – Podeszłam do niej i stanęłam tak blisko, że czułam jej oddech. – Miałaś szansę być częścią mojego życia. Dzisiaj? Dzisiaj już za późno.

– Natalia, on cię oszukuje, musisz…

– Nie chcę cię znać! – krzyknęłam i popchnęłam drzwi, którymi właśnie przyszła. – Wynoś się, teraz!

Ludzie patrzyli z niedowierzaniem. Matka próbowała coś jeszcze powiedzieć, ale ochroniarz już ruszył w jej stronę. Zanim odeszła, wręczyła coś Julii. Jakąś kopertę. Nie zwróciłam na to uwagi. Byłam zbyt zajęta byciem silną. W końcu ją wyrzuciłam. W końcu postawiłam granicę. Tylko dlaczego chwilę później czułam… dziwną pustkę?

Mój mąż był jakiś inny

Po powrocie z podróży poślubnej coś było… nie tak. Zamiast czułości i świeżości, które oboje sobie obiecywaliśmy, w naszym mieszkaniu unosiła się jakaś nieuchwytna cisza. Kamil był inny. Jakby nieobecny. Gdy kładłam się obok niego, jego ciało wydawało się odległe, jakby spał obok mnie tylko z obowiązku.

– Kamil, wszystko w porządku? – zapytałam któregoś wieczoru, siedząc z nogami podciągniętymi pod brodę.

Spojrzał na mnie jak przez szybę. Obojętny.

– Tak. Po prostu zmęczony jestem.

Ale… jesteś inny. Odkąd wróciliśmy.

Westchnął i wstał z kanapy.

– Natalia, może za dużo analizujesz? To był intensywny czas. Ślub, potem podróż… Dajmy sobie trochę przestrzeni, dobrze?

Nie odpowiedziałam. Kiwnęłam tylko głową, ale w środku… coś zaczęło mi się rysować. Zaczęłam przypominać sobie tę scenę z wesela. Jej oczy. Alicji. Jak mówiła: „Chodzi o Kamila”. Te słowa wracały do mnie wieczorami jak echo. I ten moment, kiedy Julia dostała od niej kopertę. Co w niej było? Któregoś dnia, przeglądając zdjęcia z wesela, coś mnie ukłuło. Na jednym z nich – moment, kiedy tańczyłam z Kamilem – jego wzrok nie był wpatrzony we mnie. Patrzył… na Julię. Krótko, intensywnie. Ułamek sekundy, ale teraz wrócił do mnie z potężną siłą. Może mama nie przyszła zepsuć mi dnia. Może próbowała mnie… ostrzec?

Poczułam się jak idiotka

Julia pojawiła się niespodziewanie. Bez zapowiedzi, w środku dnia. Stała w progu mojego mieszkania, z miną tak dziwną, że aż mnie cofnęło.

– Hej… coś się stało?

Nie odpowiedziała od razu. Weszła, rozglądając się nerwowo, jakby miała coś ukryć.

– Była dziś u mnie. Twoja mama. Czekała pod klatką – powiedziała cicho. – Dała mi to.

Z kieszeni kurtki wyjęła kopertę. Tę samą, którą widziałam wtedy na weselu. Przez chwilę patrzyłam na nią, jakby to była bomba. Serce zaczęło walić mi jak młotem.

– Julia… czemu nie dałaś mi jej wcześniej?

– Bo… myślałam, że to kolejna manipulacja, ale wiesz… ona płakała.

Usiadłam. Julia podała mi kopertę i usiadła naprzeciwko. Z wnętrza wypadł list i kilka wydruków. Zrzuty ekranu z rozmów. Kamil i jakaś kobieta. Flirty, spotkania. „Było cudownie wczoraj. Tęsknię”. Daty – jeszcze z czasu, gdy planowaliśmy wesele. Gdy mówił, że jestem jego całym światem. Zaczęłam czytać list. Pismo mojej matki. Surowe, ale spokojne.

Natalio, nie oczekuję, że mi uwierzysz. Wiem, że nie masz do mnie zaufania, ale jeśli jest we mnie jeszcze choć trochę matki… to muszę cię ostrzec. On nie jest tym, za kogo go uważasz.

Ręce zaczęły mi się trząść. Łzy same napływały do oczu. Poczułam się jak idiotka. Jak dziewczynka, która za wszelką cenę chciała wierzyć, że matka tylko niszczy. A to ja… nie chciałam słuchać. Ja ją wyrzuciłam. A ona… miała rację.

Nie miałam zamiaru płakać

Czekałam, aż wróci z pracy. Siedziałam w salonie, z kartkami rozłożonymi na stole jak dowody zbrodni. I właśnie tak się czułam – jak ofiara oszustwa. Serce biło mi jak oszalałe, ale nie miałam zamiaru płakać. Nie tym razem. Kiedy wszedł, od razu wyczuł napięcie.

– Co się dzieje? – zapytał, rzucając klucze na komodę.

– Usiądź – powiedziałam chłodno.

Zamarł. Wzrok padł na stół. W jednej chwili spoważniał.

– Co to?

– Ty mi powiedz. Rozmowy z tą dziewczyną… zdjęcia… daty. To wszystko działo się, kiedy planowaliśmy ślub.

– Natalia, to… – próbował coś powiedzieć, ale przerwałam mu.

– To co? To według ciebie nic nie znaczyło? – warknęłam. – Kłamiesz, odkąd zaczęliśmy wspólne życie. A ja głupia… myślałam, że jesteś moim bezpiecznym miejscem.

Wstał. Zaczął chodzić po pokoju jak szczur w potrzasku.

– To był tylko epizod. Skończyło się, zanim się pobraliśmy. Nie wiem, czemu ona ci to pokazała…

– Moja matka miała więcej odwagi niż ty – rzuciłam. – A ja ją wyrzuciłam. Wyrzuciłam z wesela, bo chciała mnie chronić. A ciebie… ciebie wzięłam sobie za męża.

Zamilkł. Na moment spojrzał mi w oczy, jakby chciał coś powiedzieć, ale chyba nie znalazł nic, co by miało znaczenie.

Wiesz, co masz zrobić – powiedziałam i odwróciłam się do niego plecami.

– Natalia…

– Spakuj się. Śpisz dzisiaj gdzieś indziej.

Nie protestował.

Coś można było uratować

Zadzwoniłam do niej po raz pierwszy od lat. Gdy usłyszała mój głos, zamilkła. Dopiero po kilku sekundach zapytała:

– Wszystko w porządku?

– Nie – odpowiedziałam szczerze. – Ale chcę porozmawiać. Możemy się spotkać?

Nie pytała o szczegóły. Zgodziła się od razu. Spotkałyśmy się w małej kawiarni na uboczu, gdzie nikt nas nie znał. Przyszła wcześniej. Siedziała przy stoliku przy oknie, w płaszczu, który pamiętałam jeszcze z dzieciństwa. Zawsze wydawał mi się jakiś zbyt duży. Dziś wyglądała w nim… krucho.

– Cześć – powiedziałam, siadając naprzeciwko.

– Cześć – odpowiedziała i od razu spuściła wzrok. – Nie wiedziałam, czy jeszcze kiedyś się do mnie odezwiesz.

Ja też nie wiedziałam.

Przez chwilę milczałyśmy. W końcu to ja przerwałam ciszę.

– Skąd wiedziałaś?

– Przypadek. Pracuję z kobietą, która zna tamtą… tę, z którą był Kamil. Kiedy się wygadała, że spotyka się z „zaręczonym facetem”, domyśliłam się, jakoś w rozmowie przypadkowo wyszło, że to on. Zrobiłam screeny, próbowałam ci je pokazać…

– Wiem. I wyrzuciłam cię z wesela.

– Nie mam ci tego za złe – powiedziała cicho. – Przez lata dawałam ci wiele powodów, żebyś mi nie ufała.

– Prawda – przyznałam. – Ale… tym razem nie chciałaś mnie skrzywdzić. Tylko ochronić.

Pokiwała głową. Na moment spojrzałyśmy sobie w oczy. Tyle lat niechęci, żalu, milczenia – a teraz siedziałyśmy naprzeciwko siebie jak dwie kobiety, które nagle zrozumiały, że być może coś jeszcze da się uratować.

– Dziękuję – powiedziałam. – Za to, że jednak próbowałaś.

Natalia, 28 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama
Reklama
Reklama