„Matka sprzedała działkę po dziadku i nie dała nam złamanego grosza. Nie wierzy nam, że zajmiemy się nią na starość”
„Nikt nie pytał mamy, co zrobi z pieniędzmi. To był taki cichy układ – zaufanie, szacunek, przekonanie, że ona wie najlepiej. Nawet Andrzej, który zawsze miał z nią trudniejsze relacje, nie zadawał pytań”.

- Redakcja
Mam żonę, dwójkę dzieci, kredyt na dom i poczucie, że wszystko w moim życiu toczy się zgodnie z planem. Albo raczej – toczyło się. Bo kiedy człowiek myśli, że ma wszystko poukładane, los lubi mu pokazać, jak bardzo się myli. Mieszkamy pod Warszawą, w szeregowcu. Z żoną dzielimy obowiązki, ale wiadomo, jak to jest – najwięcej spada na barki tego, kto pierwszy wstanie. Czasem to ja, czasem ona. Ale zawsze była z nami jeszcze jedna osoba, która swoją obecnością łagodziła wszelkie napięcia – moja mama, Irena.
Mama była jak kotwica. Gotowała, odbierała dzieci z przedszkola, zostawała z nimi, gdy z żoną musieliśmy zostać dłużej w pracy. Zawsze była gdzieś obok – niewidzialna, ale niezastąpiona. Po śmierci taty sądziłem, że jeszcze bardziej się zbliżymy. Że rodzina to teraz jedyne, co jej zostało. Pół roku temu sprzedaliśmy działkę – stary kawałek ziemi po dziadku. Nie był wart fortunę, ale suma była znaczna. Decyzja była wspólna – mama, ja i mój brat Andrzej. Wierzyliśmy, że to pomoże nam wszystkim – może nowy samochód, może remont, może coś dla dzieci.
Nikt nie pytał mamy, co zrobi z pieniędzmi. To był taki cichy układ – zaufanie, szacunek, przekonanie, że ona wie najlepiej. Nawet Andrzej, który zawsze miał z nią trudniejsze relacje, nie zadawał pytań. Zresztą, z Andrzejem… zawsze było trochę inaczej. On był tym bardziej sceptycznym, bardziej zdystansowanym. Ale też niekonfliktowym. Do czasu. Bo kiedy pojawiają się pieniądze, nawet najbardziej zżyta rodzina może się zachwiać.
Brat mówił, że matka kręci
– A mama coś mówiła, co zrobiła z tymi pieniędzmi? – Andrzej zapytał mimochodem, jakby rzucał przynętę, a nie pytał brata.
– Nie. Ale pewnie coś dla wnuków. Może remont mieszkania, może jakieś lokaty... Mama zawsze wie, co robi – odpowiedziałem, nalewając mu herbaty.
Andrzej nie sięgnął po kubek. Patrzył w stół.
– Ty to zawsze wierzysz, że mama wszystko robi dla nas. A ja mam wrażenie, że ona od dawna myśli tylko o sobie – powiedział cicho, ale w jego głosie było coś ostrego.
– Co ty teraz wymyślasz? – podniosłem głos. – Mama przez całe życie robiła wszystko dla nas. Dla ciebie, dla mnie, dla dzieci. Nawet nie wiem, jak można mieć do niej o coś żal!
– Może dlatego, że nigdy jej nie obchodziło, co naprawdę myślimy? Może dlatego, że nigdy nie pytała, czy czegoś potrzebujemy, tylko zakładała, że wie lepiej?
Zacisnąłem pięści. Napięcie między nami wisiało w powietrzu jak burza.
– Wiesz co, czasem mam wrażenie, że tobie nic nie pasuje. Mama ci pomagała, opiekowała się twoją córką, kiedy się rozwodziłeś, a ty teraz robisz z niej egoistkę?
– A może po prostu otwieram oczy? Zauważam coś, czego ty nie chcesz widzieć.
Wstałem z krzesła, jakbym już nie mógł dłużej tam siedzieć.
– Czasem żałuję, że w ogóle dzielimy tę rodzinę na części. Może lepiej, żeby każdy żył swoim życiem – powiedziałem przez zaciśnięte zęby. – Ty masz swoje podejrzenia, ja mam swoje życie. I dzieci. Nie zamierzam się tłumaczyć z tego, że ufam naszej matce.
Andrzej nic nie odpowiedział. Wpatrywał się w okno, z twarzą, której nie potrafiłem odczytać. Ale wiedziałem jedno, że on coś podejrzewał. I to nie była zwykła niechęć.
– Chcesz jeszcze herbaty? – spytałem chłodno.
– Nie. I tak już wystarczy – odpowiedział, wstając powoli. – Ale Maciek… nie zdziw się, jak kiedyś się okaże, że nie wszystko było takie, jak ci się wydaje.
Poczułem się jak intruz
Zapukałem do drzwi mamy, choć zawsze wchodziłem bez zapowiedzi. Tym razem potrzebowałem tej chwili ciszy, żeby się uspokoić. W środku pachniało ciastem drożdżowym i detergentem – mama najwyraźniej robiła porządki.
– O, Maciek! – ucieszyła się, wycierając dłonie w fartuch. – Wpadłeś na chwilę?
– Tak, mamo. Chciałem z tobą pogadać.
Usiedliśmy przy stole w kuchni, jak za dawnych czasów. Mama nalała mi kompotu, podała kawałek ciasta. Przez chwilę oboje udawaliśmy, że to zwykłe popołudnie.
– Mamo… a te pieniądze po działce… Co z nimi?
Zamrugała, zaskoczona. Spuściła wzrok i zaczęła poprawiać kant obrusu.
– Zajęłam się tym, nie martw się – odpowiedziała spokojnie, ale bez uśmiechu.
– Ale co to znaczy „zajęłam się”? Mieliśmy to zaplanować razem. Dzieci pytają o remont, bo im mówiliśmy, Andrzej też coś wspominał…
– Andrzej... On zawsze coś wspomina – powiedziała krótko, a w jej głosie zabrzmiało zniecierpliwienie. – To były moje pieniądze. Ja je dostałam. I ja nimi rozporządzam.
– Ale myśleliśmy, że... że to dla nas wszystkich. Że razem zdecydujemy. Przecież to była rodzinna działka.
– A kto siedział przy twoich dzieciach, kiedy wy jechaliście na wakacje? Kto cię ratował, kiedy miałeś problemy w pracy? – spojrzała mi prosto w oczy. – Przez całe życie dawałam wam wszystko, co miałam. Teraz chcę mieć coś dla siebie.
Poczułem, jak coś we mnie się zaciska.
– Nie chodzi o to, żebyś się nam tłumaczyła. Ale nie dałaś nam nawet szansy. Jakbyś nie ufała, że potrafimy razem to zaplanować. Jakbyś… nie wierzyła, że możemy się tobą zająć, jeśli coś się stanie.
Z jej twarzy zniknęła cała czułość.
– A kto się mną zajmie, jak zachoruję? Ty? Andrzej? Nie wiem. Macie swoje rodziny, swoje sprawy. Ja muszę zadbać o siebie. Teraz. Póki jeszcze mogę.
Zaniemówiłem. Patrzyłem na nią, ale jakbym patrzył na kogoś obcego. Jej słowa nie były wrogie, ale zimne. Wyważone. Jakby miała to wszystko przemyślane od dawna.
– Mamo… myślałem, że jesteśmy rodziną – wyszeptałem.
– Jesteśmy. Ale rodzina to nie bank. To nie fundusz wsparcia. To ja – powiedziała twardo, wstając. – I ja chcę mieć coś swojego. Nawet jeśli wy tego nie rozumiecie.
Milczałem, choć w głowie kotłowało mi się od wielu słów. Czułem się jak intruz w miejscu, które przez całe życie było moim domem.
Rodzina nie była najważniejsza
Wszedłem do mieszkania mamy bez pukania. Zostawiła uchylone drzwi. Z kuchni dobiegały ciche głosy – jej i Andrzeja.
– Nie rozumiem cię, mamo – mówił Andrzej. – Tata całe życie powtarzał, że rodzina jest najważniejsza.
– A rodzina rodziny nie zostawia? – usłyszałem jej zmęczony głos. – Ja całe życie wam dawałam. Teraz chcę mieć pewność, że ktoś kiedyś da mi choć trochę spokoju. Lokata mnie nie zawiedzie.
Zamarłem.
– Czyli dla ciebie pieniądze są ważniejsze od wnuków? Od nas? – wszedłem do kuchni, nie mogąc się powstrzymać.
Mama spojrzała na mnie spokojnie.
– Nie, synku. Ale od was nigdy nie dostałam pewności. Od banku dostałam gwarancje.
Nie było w tym złości. Tylko chłodna logika, która bolała bardziej niż jakiekolwiek oskarżenie.
Chciałam się zabezpieczyć
Mama usiadła przy stole. Milczała chwilę, wpatrzona w swoje dłonie. Potem zaczęła mówić. Bez patosu. Spokojnie. Ale każde słowo trafiało we mnie jak kamień.
– Twój ojciec był dobrym człowiekiem, ale niełatwym. Wszystko było na mojej głowie. Dom, dzieci, gotowanie, pranie, zakupy. Rachunki. Praca. Byłam gospodynią, opiekunką, żoną, matką… A teraz jestem tylko starą kobietą, która nikomu nie chce się narzucać. Przez całe życie wszystko było wspólne. Ja nie miałam nic swojego. Nic.
Nie przerywałem. Czułem, że jeśli coś powiem, pęknie ta krucha nić spokoju.
– I nagle dostałam szansę. Pieniądze. Wreszcie coś, o czym mogę decydować sama. Zabezpieczyłam się. Dla was to może brzmi egoistycznie. Ale ja się po prostu boję.
– Więc my jesteśmy dla ciebie ryzykiem, a lokata – bezpieczeństwem? – powiedziałem, zanim zdążyłem się ugryźć w język.
Spojrzała na mnie ze smutkiem. Ale nie zaprzeczyła. Wyszedłem. Chciałem oddychać, ale powietrze było ciężkie. Przeszedłem pół miasta, zanim zadzwonił telefon. Głos mojej córki:
– Tato, czemu babcia już do nas nie przychodzi?
Zamilkłem. Nie potrafiłem odpowiedzieć.
Nie wiedziałem, co dalej
Spotkaliśmy się z Andrzejem przy naszym dawnym boisku. Tam, gdzie kiedyś graliśmy w piłkę, a mama przynosiła nam kanapki z serem. Teraz staliśmy w milczeniu, jak dwaj obcy mężczyźni.
– Może ma rację – odezwałem się pierwszy. – Może naprawdę się boi. Tego, co będzie dalej.
– Albo po prostu zawsze taka była. A my tego nie widzieliśmy – odparł Andrzej. – Mądra, zorganizowana. Ale zimna. Pamiętasz, że ona nigdy nie mówiła „potrzebuję pomocy”?
– Bo się bała, że nikt nie zareaguje?
– Albo była przekonana, że i tak nie pomożemy. Że wszystko musi robić sama.
Usiedliśmy na ławce.
– I co teraz? – zapytałem. – Mamy udawać, że nic się nie stało? Dzieci pytają, żona coś przeczuwa, a ja sam już nie wiem, co mówić.
Andrzej wzruszył ramionami.
– Nie wiem. Może trzeba pogodzić się z tym, że ona wybrała siebie. Nawet jeśli to boli.
Długo siedzieliśmy w ciszy. Nie było planu. Nie było rozwiązania. Była tylko bezradność, która wcale nie znikała, kiedy się ją wypowiadało na głos.
Może kiedyś jej wybaczę
Długo się zbierałem, żeby to wszystko przemyśleć. Wracałem myślami do chwil, kiedy mama była kimś niezastąpionym. Kiedy wystarczyło, że przyjechała z garnkiem zupy albo zaprowadziła dzieci na spacer i wszystko było dobrze. Wierzyłem wtedy, że mama to nie tylko opoka. Że to rodzina. Że tego się nie da stracić. Ale teraz... coś się zmieniło. Coś się rozsypało. Niewidzialne więzy, których nikt z nas nie zauważał, przestały istnieć. Mama wybrała spokój. Wybrała pieniądze, które nie zawodzą. Może miała do tego prawo. Ale trudno mi było pogodzić się z tym, że nie wybrała nas. Czasem się łapię na tym, że zerkam w stronę jej okien, jakbym liczył, że jeszcze tam jest. Z wałkiem w dłoni, z uśmiechem. Ale kiedy dzieci pytają: „Tato, kiedy przyjdzie babcia?”, odpowiadam tylko:
– Babcia potrzebuje teraz trochę czasu dla siebie.
Kłamię. Albo raczej – mówię tylko połowę prawdy. Bo wiem, że ona wróci. Ale nie do końca. Nie będzie już tak, jak kiedyś. Nie będzie zapachów z jej kuchni, cichych rozmów przy kawie, wspólnych planów. Może kiedyś jej wybaczę. Może kiedyś zrozumiem. Ale dziś… dziś nie wiem, jak spojrzeć jej w oczy, nie czując żalu. I nie wiem, czy ona jeszcze widzi we mnie syna, któremu warto zaufać. Czy tylko kolejne ryzyko, przed którym trzeba się zabezpieczyć. Lokatą.
Maciej, 42 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Kupiliśmy działkę na wsi, by żyć w harmonii z naturą. Nie wiedzieliśmy, że życie w zgodzie z ludźmi będzie trudniejsze”
- „Synowa gardziła moim ciastem ze śliwkami, ale synuś pałaszował aż miło. Nie takiej żony chciałam dla mojego Michasia”
- „Wygrałem 200 tysięcy i nie powiedziałem żonie. Chciałem choć raz zdecydować sam, na co wydam kasę”