„Matka tak nienawidziła mojej narzeczonej, że nawet przed ołtarzem ostawiła szopkę. Nigdy nie zapomnę tego, co zrobiła”
„Czułem na sobie spojrzenia gości. Wszyscy czekali na moją reakcję. Julia drżała ze złości, a ja… wiedziałem, że to dopiero początek”.

- Redakcja
Kiedy poznałem Julię, wiedziałem, że to jest to. Nie miałem wątpliwości. Liczyła się tylko ona. Zakochałem się po uszy, a ona odwzajemniła to uczucie. Myślałem, że to wystarczy, żeby być szczęśliwym. Że jeśli dwoje ludzi się kocha, to reszta świata przestaje mieć znaczenie. Byłem naiwny.
Od początku było jasne, że Julcia nie spodobała się mojej matce. „Za zwyczajna”, „za pewna siebie”, „nie pasuje do naszej rodziny” – to tylko niektóre z jej komentarzy. Myślałem, że z czasem się do niej przekona i zobaczy, że Julka mnie uszczęśliwia. Ale matka nie zamierzała odpuścić. Zamiast tego zaczęła knuć za moimi plecami.
Matka nie ma kontroli na moim życiem
Siedziałem w zakrystii, poprawiając mankiety koszuli, kiedy do środka zajrzał ojciec. Był wyraźnie spięty, co samo w sobie było niepokojące. Tata nigdy nie dramatyzował.
– Synu… – zaczął cicho, zerkając w stronę drzwi. – Chcę, żebyś był gotowy.
– Gotowy na co? – spojrzałem na niego, marszcząc brwi.
Ojciec zawahał się, a potem westchnął ciężko i przysiadł obok mnie.
– Twoja matka… Mam wrażenie, że coś kombinuje.
Prychnąłem i pokręciłem głową.
– Przesadzasz. Ona po prostu nie umie się pogodzić z tym, że nie ma kontroli nad moim życiem.
– Nie, ona wcale się z tym nie pogodziła – ojciec ściszył głos.
Chciałem coś odpowiedzieć, ale w tym momencie drzwi zakrystii otworzyły się i do środka weszła mama.
– Możesz nas na chwilę zostawić? – zwróciła się do ojca lodowatym tonem.
Tata spojrzał na mnie, jakby pytał, czy chcę, żeby został. Ale tylko skinąłem głową – poradzę sobie. Kiedy ojciec wyszedł, matka usiadła naprzeciwko mnie, składając dłonie na kolanach. Była spokojna. Za spokojna.
– Synu... – zaczęła. – Jeszcze nie jest za późno. Możesz to przerwać.
Westchnąłem i potarłem twarz dłońmi.
– Mamo, proszę cię…
– Posłuchaj mnie! – podniosła głos. – Robisz największy błąd w swoim życiu!
– Żenię się z kobietą, którą kocham – Spojrzałem jej w oczy. – I nic tego nie zmieni.
Matka zacisnęła usta w wąską linię, a potem nachyliła się do mnie i wysyczała:
– Zobaczymy.
Po czym wstała i wyszła.
Świat na chwilę się zatrzymał
Julia wyglądała oszałamiająco. Gdy stanęła w drzwiach kościoła, świat na chwilę się zatrzymał. Słońce wpadające przez witraże odbijało się w jej ciemnych włosach, a suknia ślubna opływała jej sylwetkę z idealną lekkością. Uśmiechnęła się do mnie, a ja poczułem, jak moje mięśnie rozluźniają się na moment. To jest moja przyszłość. To ona.
Jednak gdy spojrzałem w bok, w stronę pierwszej ławki, mój żołądek znowu się zacisnął. Matka siedziała wyprostowana jak struna, ze splecionymi dłońmi na kolanach. Jej twarz nie zdradzała żadnych emocji – ale znałem ją na tyle dobrze, by wiedzieć, że w jej głowie kotłuje się coś, co wcale nie wróży niczego dobrego. Narzeczona dotarła do ołtarza, a ja ścisnąłem jej dłoń. Spojrzała na mnie pytająco.
– Wszystko w porządku? – szepnęła.
– Tak – skłamałem.
Ksiądz rozpoczął ceremonię. Napięcie w powietrzu było niemal namacalne, ale próbowałem skupić się na słowach, na tej chwili, która miała być jednym z najważniejszych momentów w moim życiu. Wszystko szło zgodnie z planem… aż do momentu, gdy ksiądz wypowiedział znamienne słowa.
– Jeśli ktoś zna powód, dla którego ci dwoje nie mogą się pobrać, niech przemówi teraz albo zamilknie na wieki.
Zapadła cisza. Zbyt długa. Zbyt głęboka. A potem…
– Muszę coś powiedzieć! – Głos matki przeciął przestrzeń jak ostrze noża.
Wszyscy się odwrócili. W kościele rozległ się szmer, kilka osób wymieniło nerwowe spojrzenia. Julia zesztywniała u mojego boku, a ja poczułem, jak wzbiera we mnie gniew.
– Co ty wyprawiasz? – Julia wbiła w nią spojrzenie pełne zaskoczenia i furii.
– To nie jest kobieta dla mojego syna – oznajmiła matka, podnosząc się z ławki.
– Mamo, przestań – warknąłem. – To nie miejsce na to!
Ale ona nawet na mnie nie spojrzała. Jej oczy, zimne i twarde jak stal, spoczywały na mojej narzeczonej.
– To ostatnia chwila, w której możesz się wycofać – powiedziała powoli, niemal melodyjnie. – Nie niszcz sobie życia.
Czułem na sobie spojrzenia gości. Wszyscy czekali na moją reakcję. Julia drżała ze złości, a ja… wiedziałem, że to dopiero początek.
Zrobiło mi się gorąco
– Mamo, przestań! – Mój głos odbił się echem od ścian kościoła.
Ale matka nie zamierzała się zatrzymać.
– Nie bądź głupcem. Ta kobieta cię nie kocha! – Jej wzrok wbijał się w Julię jak ostrze. – Ona tylko chce cię wykorzystać!
Goście wstrzymali oddech. Szeptanie przerodziło się w cichy gwar, który wypełnił kościół. Ktoś przewrócił się na ławce, w kącie zapłakało dziecko. Zrobiło mi się gorąco.
– Mamo, przestań. Natychmiast – mój głos był twardy, ale dłonie zacisnęły się w pięści.
– Nie możesz się z nią ożenić! Nie pozwolę ci zniszczyć sobie życia! – krzyknęła.
Wtedy Julia zrobiła krok do przodu. Jej twarz była blada, ale oczy płonęły gniewem.
– To nie twoja decyzja. Adam jest dorosły i wie, czego chce.
– Milcz, dziewczyno! – Matka podniosła dłoń, jakby chciała ją uciszyć gestem. – Gdybyś naprawdę go kochała, sama byś się wycofała!
Czułem, jak Julia drży. Patrzyła na mnie, szukając w moich oczach potwierdzenia, że nie pozwolę matce wygrać.
– Proszę księdza… – odezwał się ktoś z gości, ale duchowny uniósł dłoń, jakby chciał, by sprawy rozwiązały się same.
I wtedy coś we mnie pękło. Zrobiłem krok w stronę matki.
– To moje życie. Nie twoje – każde słowo wybrzmiało z pełną mocą. – A ty przekroczyłaś granicę.
Matka patrzyła na mnie, jakby nie dowierzała, że ośmieliłem się jej przeciwstawić.
– Naprawdę zamierzasz to zrobić? – Jej głos był zimny, ale drżał lekko na końcu zdania.
– Tak. – Chwyciłem Julię za rękę. – Jeśli naprawdę mnie kochasz, to uszanujesz mój wybór.
Zapadła cisza. Sekundy zamieniły się w wieczność. A potem matka powoli, bardzo powoli, wyprostowała plecy, podniosła podbródek i spojrzała na mnie z chłodem, którego nigdy wcześniej w jej oczach nie widziałem.
– Skoro tak… to nie będę tego oglądać.
Odwróciła się i ruszyła do wyjścia. Szmer wśród gości przybrał na sile, kilka osób wstało, ktoś wyciągnął telefon, by nagrywać to, co właśnie się działo. Patrzyłem, jak matka idzie przez środek kościoła, jej obcasy uderzały o posadzkę z każdym kolejnym krokiem. W drzwiach zatrzymała się na ułamek sekundy. Nie odwróciła się. A potem wyszła.
Julia ścisnęła moją dłoń mocniej.
– Czy ty na pewno tego chcesz? – Jej głos był cichy, drżący.
Popatrzyłem w jej oczy.
– Tak.
Ksiądz odchrząknął, unosząc brewiarz.
– W takim razie… kontynuujmy.
Ale coś w środku mnie mówiło, że ta historia wcale się jeszcze nie skończyła.
Nie potrafiłem wydusić z siebie ani słowa
Stałem przed ołtarzem, ale w mojej głowie wciąż dudniły kroki matki oddalającej się w stronę wyjścia. Przez ułamek sekundy chciałem rzucić się za nią, zatrzymać, cokolwiek powiedzieć… Ale przecież podjąłem decyzję. Ksiądz odchrząknął i wrócił do ceremonii.
– Adamie, czy bierzesz tę oto Julię za żonę?
Spojrzałem na nią. Powinna się uśmiechać, powinna być szczęśliwa, ale jej spojrzenie było inne – jakby już wiedziała, że coś we mnie się złamało.
– Tak, biorę.
Narzeczona powtórzyła swoją przysięgę, ale jej głos nie miał już tej lekkości, jaką słyszałem w nim wcześniej. Była spięta. Zerkała na drzwi, jakby obawiała się, że matka wróci, rzuci kolejną bombę, zrobi coś jeszcze bardziej skandalicznego. Ale mama nie wróciła. Podpisaliśmy dokumenty, wymieniliśmy obrączki, a goście zaczęli klaskać. Wszystko poszło tak, jak powinno. Tyle że nie czułem tego, co powinien czuć mężczyzna w chwili, gdy właśnie zawiera małżeństwo.
Podszedł do mnie ojciec.
– Jestem z ciebie dumny, synu.
Skinąłem głową, ale nie potrafiłem wydusić z siebie ani słowa.
Po ceremonii poszliśmy na zdjęcia, ale Julka była inna. Chwilę rozmawiała z moją siostrą, a potem podeszła do mnie.
– Wszystko w porządku? – spytała.
– Tak. – Unikałem jej wzroku.
– Adam… – Julia westchnęła. – Nie oszukuj mnie. Wiem, że coś jest nie tak.
Nie odpowiedziałem od razu. Wziąłem jej dłoń i ścisnąłem.
– Mama powiedziała, że jeśli się z tobą ożenię, to już nie mam matki.
Julia lekko rozchyliła usta, ale nie wyglądała na zaskoczoną.
– Spodziewałam się tego.
– Ja… Nie wiem, co teraz.
– Myślałam, że dokonałeś wyboru.
W jej oczach było coś, co mnie zaniepokoiło.
– Dokonałem. – Odsunąłem kosmyk jej włosów za ucho. – To ty.
Ale Julia nie wyglądała na przekonaną.
– Mam nadzieję, że naprawdę tak myślisz.
Tym razem to ona odwróciła wzrok i ruszyła w stronę gości. Patrzyłem za nią i poczułem coś, czego nie chciałem czuć. Niepokój.
Coś było nie tak
Wesele trwało, ale coś było nie tak. Julia tańczyła, śmiała się z przyjaciółkami, ale ilekroć nasze spojrzenia się spotykały, widziałem w jej oczach coś, czego tam wcześniej nie było. Niepewność. Wyszedłem na zewnątrz, łapiąc chłodne nocne powietrze. Wiedziałem, że matki nie będzie na weselu, ale mimo to ciągle jej szukałem. Może liczyłem, że zmieni zdanie, że wróci, że powie mi, że nadal jestem jej synem.
– Czekasz na nią? – Julia stanęła za mną.
– Nie. – Skłamałem.
– Bo wygląda na to, że tak.
Odwróciłem się do niej. Miała rację. Byłem w połowie drogi. Ani przy niej, ani przy matce.
– Julia, kocham cię.
– Ale czy to wystarczy?
Milczałem. A ona tylko pokiwała głową, jakby już znała odpowiedź. Wróciła do środka, zostawiając mnie samego. A ja, zamiast za nią pobiec, stałem w miejscu. Bo właśnie wtedy dotarło do mnie, co naprawdę się stało.
Adam, 30 lat