„Matka w dzień mojej pierwszej komunii uciekła z jakimś gachem. Zniszczyła mi życie i nie potrafię jej tego wybaczyć"
„Od dziecka żyję w cieniu jednego dnia – mojej Pierwszej Komunii. Tego dnia moja matka zniknęła z naszego życia. Bez słowa, bez wyjaśnienia. Zostawiła mnie z ojcem, który nigdy nie umiał mówić o uczuciach. Niby był, ale jakby go nie było. Nie rozumiałam wtedy nic. Dziś rozumiem tylko trochę więcej. Ale to „trochę” nie przynosi ulgi”.

- Redakcja
Mam na imię Julka. Mam dwadzieścia lat i studiuję psychologię, choć czasem myślę, że to ironia – skoro sama wciąż nie rozumiem własnych emocji. Jestem introwertyczką. Trudno mi zaufać ludziom, nie lubię opowiadać o sobie.
Od dziecka żyję w cieniu jednego dnia – dnia mojej Pierwszej Komunii. Czasem wydaje mi się, że wszystko zaczęło się właśnie wtedy.
Tego dnia moja matka zniknęła z naszego życia. Bez słowa, bez wyjaśnienia. Zostawiła mnie z ojcem, który nigdy nie umiał mówić o uczuciach. Niby był, ale jakby go nie było. Nie rozumiałam wtedy nic. Dziś rozumiem tylko trochę więcej. Ale to „trochę” nie przynosi ulgi.
Czekałam na mamę
W kościele pachniało bzem. Moja biała sukienka lekko szeleściła przy każdym kroku. Dzieci wokół mnie były podekscytowane, śmiały się, szepcząc między sobą. Ja tylko patrzyłam w stronę ławek. W pierwszym rzędzie siedział tata, ale obok niego było puste miejsce. Tam miała być mama. Miałam nadzieję, że zaraz się pojawi. Że może się spóźnia. Czas płynął, msza trwała, a ja czułam w sobie rosnącą gulę.
Po uroczystości tata uśmiechał się jakby na siłę.
– Tato, a mama? – zapytałam cicho, gdy wracaliśmy do domu.
– Coś jej wypadło... – wymamrotał, nie patrząc mi w oczy.
W domu zebrali się krewni. Ciocia przyniosła tort, babcia próbowała mnie rozbawić. Ale każdy udawał, że wszystko jest normalnie. Tylko ja nie mogłam przestać patrzeć na drzwi. Czekałam, aż mama wróci, przytuli mnie i wyjaśni. Nie przyszła.
Wieczorem siedziałam w swoim pokoju, ściskając w dłoniach srebrny różaniec. Nie rozumiałam. Czułam tylko, że coś popsuło się na zawsze.
Ona mnie zostawiła
Minęły dwa dni. Mama wciąż nie wróciła, a ojciec udawał, że nic się nie dzieje. Gotował mi rosół, jakby to miało wszystko załatwić. Nie wytrzymałam.
– Tato, gdzie jest mama? – zapytałam, podpierając się na łokciach przy kuchennym stole.
Tata zamieszał łyżką w garnku, jakby nie usłyszał. Ale ja nie odpuszczałam.
– Przecież to niemożliwe, żeby tak po prostu... zniknęła. Co się stało?
Westchnął, nie patrząc na mnie.
– Musiała wyjechać. Sprawy... zawodowe – powiedział w końcu. Tak głupio, tak kłamliwie, że aż mnie zabolało.
– Zawodowe?! Tato, to moja mama! Ona mnie zostawiła! – krzyknęłam. – Przecież to był mój dzień! Dlaczego jej nie było?!
Widziałam, jak zacisnął zęby. Jak na jego twarzy pojawił się grymas bólu. Przez chwilę myślałam, że w końcu coś powie, ale tylko skinął głową, jakby właśnie coś sobie postanowił.
– Jesteś jeszcze mała, Julka. To skomplikowane – rzucił krótko.
– Nie jestem mała! – łzy napływały mi do oczu. – Ja wszystko rozumiem! Ona mnie już nie kocha, tak?
– Nie mów tak... – powiedział, ale bez przekonania. Jego oczy uciekły w bok.
Wtedy pierwszy raz poczułam coś, czego nie umiałam nazwać. Nie był to tylko smutek. To był gniew. I wstyd. Bo ja naprawdę chciałam wierzyć, że to nie moja wina. Ale skoro nikt nie mówił mi prawdy, to może jednak była?
W końcu poznałam prawdę
To było przypadkiem. Szłam do kuchni po sok, kiedy usłyszałam tatę przez uchylone drzwi gabinetu. Rozmawiał przez telefon.
– Tak, Piotr... Wiem, że nie wróci. Ale nie mogła chociaż powiedzieć? W dzień komunii?! Dla niej to było... No nie wiem, jakiś impuls? – mówił cicho, ale słychać było, że się denerwuje.
Stanęłam jak wryta. Serce biło mi mocniej, ale nasłuchiwałam dalej.
– Julka myśli, że mama musiała wyjechać służbowo. Nie mogę jej powiedzieć, że poszła z innym facetem! Przecież ona ma tylko osiem lat, do cholery... – cisza. – Tak, wiem, że zasługuje na prawdę. Ale jak ja mam jej to powiedzieć?
Odsunęłam się od drzwi, serce waliło mi jak oszalałe. Inny facet. „Poszła z innym”. Te słowa wbijały mi się w głowę jak ciernie.
Wpadłam do gabinetu, popychając drzwi z rozmachem.
– Z kim rozmawiałeś?! – wrzasnęłam. – Co się stało z mamą?!
Tata spojrzał na mnie jak na ducha. Odłożył telefon i przez chwilę nie mówił nic.
– Podsłuchiwałaś? – zapytał w końcu cicho.
–Musiałam! Bo nikt mi nic nie mówi! – krzyczałam. – Mama mnie zostawiła, tak?! Poszła z jakimś facetem?!
Usiadł na krześle, jakby ugięły się pod nim nogi. Milczał długo. A potem powiedział jedno zdanie:
– Mama wyjechała z kimś innym. Tak. Nie chciałem cię ranić.
Nie płakałam. Stałam tylko i patrzyłam na niego, jakby był zupełnie obcym człowiekiem.
Nie mogłam się z tym pogodzić
Babcia mieszkająca kilka ulic dalej zawsze była ciepła i serdeczna. Ale tego dnia czułam do niej coś więcej niż wdzięczność. Czułam złość, która szukała ujścia. Ona musiała coś wiedzieć. Skoro ojciec nie chciał mówić, może ona powie mi wreszcie prawdę.
– Babciu, powiedz mi... – zaczęłam, zanim jeszcze dobrze zamknęłam za sobą drzwi. – Czy mama odeszła, bo mnie nie kochała?
Babcia spojrzała na mnie znad kubka herbaty. Przez chwilę milczała, jakby ważyła słowa.
– Julcia... twoja mama była... skomplikowana. Miała swoje potrzeby, których nie umiała już dłużej tłumić. Ten mężczyzna był w jej życiu od jakiegoś czasu.
– Jakiego czasu?! – krzyknęłam. – Od jak dawna to planowała?
– Kilka miesięcy, może dłużej. Myślę, że już wtedy, kiedy zaczęła późno wracać z pracy...
– A komunia?! – nie mogłam powstrzymać łez. – Przecież to miał być taki ważny dzień!
– Ona nie potrafiła inaczej, dziecko. Była... pogubiona. Wiesz, ludzie czasem wybierają egoistycznie, nie dlatego, że nie kochają, tylko dlatego, że nie potrafią inaczej żyć...
– Więc mnie nie kochała wystarczająco. To przeze mnie?
– Nie, kochanie. To nie przez ciebie.
Nie wytrzymałam. Wybiegłam z jej mieszkania, czując, jak cały świat zwęża się do jednej myśli: jestem nikim. Dzieckiem, które można zostawić bez słowa. Bo dorośli mają „swoje potrzeby”.
Postanowiłam się z nią spotkać
Zajęło mi to lata. Miałam dziewiętnaście lat, kiedy w końcu zdobyłam się na to, żeby do niej napisać. Znaleźć ją nie było trudno. Social media zrobiły swoje. Zdjęcia z jakimś facetem, nowe dzieci, nowy dom, nowe życie. Wszystko wyglądało jak z katalogu. Tylko mnie w tym nie było.
Umówiłyśmy się w kawiarni. Przyszła punktualnie, ubrana nienagannie, pachnąca drogimi perfumami. Usiadła naprzeciwko mnie, jakbyśmy miały porozmawiać o pogodzie.
– Julka... jak ładnie wyglądasz – powiedziała z uśmiechem.
– Nie przyszłam tu po komplementy – odpowiedziałam sucho. – Chcę tylko wiedzieć: dlaczego?
Zamilkła na moment, wzięła łyk kawy, spojrzała gdzieś za moje ramię.
– Musiałam żyć własnym życiem – powiedziała w końcu. – Wiem, że to brzmi egoistycznie. Ale czułam się uwięziona. Chciałam czegoś więcej.
– A ja? Ja byłam dla ciebie ciężarem? Dzieckiem, które można porzucić jak psa, zostawić bez słowa? W dzień komunii?!
– Myślałam, że tata się tobą zajmie. Że będzie lepiej, jeśli nie będę robić scen.
– Lepiej dla kogo? – mój głos zadrżał. – Przez ciebie przestałam ufać ludziom. Przez ciebie nie potrafię być z nikim blisko.
Spojrzała na mnie, jakby nagle wszystko do niej dotarło, ale nie powiedziała nic. Widziałam w jej oczach cień, ale nie łzy. Tylko zmęczenie.
Wyszłam pierwsza. Nie potrzebowałam pożegnania. Nie przyszłam udzielić jej przebaczenia. Przyszłam, żeby zobaczyć, że naprawdę jej nie ma – nie tylko fizycznie, ale też wewnętrznie. I nigdy nie wróci.
Nie potrafię jej wybaczyć
Po tamtym spotkaniu długo nic nie mówiłam ojcu. Wróciłam na uczelnię, rzuciłam się w naukę, jakby to mogło zagłuszyć mój ból i żal. Ale nie zagłuszyło. Tydzień później wróciłam do domu rodzinnego, zapukałam do jego pokoju. Siedział w fotelu, z gazetą na kolanach. Spojrzał na mnie zaskoczony.
– Spotkałam się z nią – powiedziałam cicho.
Nie zapytał, co powiedziała. Może nie chciał wiedzieć. Może wiedział już wszystko.
Usiedliśmy razem przy stole, po raz pierwszy od lat jak bliscy sobie ludzie.
– Wiesz, tato... chyba nigdy ci nie powiedziałam, że cię kocham. Ale kocham. Nawet jeśli nie zawsze to okazuję.
Spojrzał na mnie, jego oczy nagle się zaszkliły. Nie odpowiedział od razu, tylko sięgnął po moją dłoń.
– Ja ciebie też, Julka. Tylko... ja nie umiałem. Nigdy nie wiedziałem, jak.
I może to nie był wielki moment. Nie było łez i uniesień. Ale to była prawda. Dwoje ludzi, którzy zostali razem, mimo że zostali porzuceni. Nie przez siebie – przez nią.
Nie umiem wybaczyć. Nie wiem, czy kiedykolwiek będę umiała. Ale przynajmniej wiem już, że to nie była moja wina. I że nie jestem sama.
Matki nie było w moim życiu od dawna. Ale cień tamtego dnia – białej sukienki, pustego miejsca w ławce – noszę w sobie do dziś. I może będę już nosić zawsze.
Julka, 20 lat
Czytaj także:
- „Chłopak wcisnął mi pierścionek na palec, bo myślał, że zastąpię mu mamę. Nie mam zamiaru prać jego gaci”
- „Mąż zaczął chodzić do kościoła. Mówił, że się nawraca, ale ja dobrze wiedziałam, że coś tu śmierdzi”
- „Staraliśmy się o dziecko, ale Leon urodził się, gdy byłam wdową. Los jeszcze nie raz ze mnie zadrwił”