Reklama

Jestem Magda i choć na co dzień staram się być silna, ciągła krytyka ze strony mojej matki wyciska ze mnie wszelkie siły. Mieszkam z mężem i dwójką dzieci w małym mieszkaniu w centrum miasta. Codzienne zmagania z obowiązkami domowymi i zawodowymi są niczym w porównaniu z walką o aprobatę mamy.

Reklama

Mogłoby się wydawać, że to zwykła, troskliwa matka. Niestety, w rzeczywistości jej troska przypomina nieustanny maraton krytyki. Jej uwagi są jak drobne szpile, które niepostrzeżenie, ale skutecznie podkopują moje poczucie własnej wartości.

– Magda, a może dodałabyś trochę koperku? Te ziemniaki takie bez smaku – usłyszałam ostatnio podczas wspólnego obiadu. Przypomniało mi to o jej wiecznych uwagach na temat mojej kuchni.

Kiedy odwiedzam ją z dziećmi, każde nasze spotkanie zamienia się w niekończący się wykład.

– Dlaczego one znów są tak cienko ubrane? – pyta retorycznie, patrząc na moją córkę. – Zaziębią się. Kiedy w końcu zabierzesz się za ich wychowanie?

Relacja z matką stała się toksycznym elementem mojego życia. Czasami czuję się jak mała dziewczynka, której brakuje odwagi, by stawić czoła dominującej matce. Wspomnienia z dzieciństwa sprowadzają się do jej nieustannych prób kierowania moim życiem.

Teraz, kiedy sama jestem matką, pragnę uwolnić się z tego kręgu, znaleźć swoją drogę, być dorosła. Chcę pokazać, że potrafię podejmować własne decyzje, nawet jeśli nie spełniają one jej oczekiwań.

Miałam tego po dziurki w nosie

Obiad u matki zawsze zaczynał się tak samo: intensywnym zapachem pieczeni i nieuniknionym napięciem, które wisiało w powietrzu. Tego dnia nie było inaczej. Siedziałam przy stole, słuchając, jak matka z wyrazem krytyki na twarzy podaje kolejne potrawy.

– Magda, dlaczego twoje dzieci zawsze jedzą tak niezdrowo? – zaczęła, ledwo postawiła talerz na stole. – Wiesz, że cukier jest szkodliwy. Nie chcesz chyba, żeby później miały problemy?

– Mamo, to tylko ciastko po obiedzie – odpowiedziałam, starając się zachować spokój.

– Ciastko tu, ciastko tam. Tak się zaczyna – ciągnęła, ignorując moje próby uspokojenia sytuacji. – Powinnaś bardziej się starać, dawać im więcej warzyw. Gdybyś tylko słuchała moich rad...

Poczułam, jak krew napływa mi do twarzy. Zawsze tak było. Każda rozmowa sprowadzała się do moich błędów. Patrzyłam na nią, czując, że coś we mnie pęka.

– Mamo, proszę, przestań. Robię wszystko, co w mojej mocy – powiedziałam, siląc się na spokojny ton. – Nie potrzebuję ciągłego pouczania.

Zaskoczona moim wybuchem, matka uniosła brwi.

– Nie bądź nierozsądna. Robię to z troski, nie złośliwości – odparła, jakby to miało zamknąć temat.

Zamilkłam, zastanawiając się, co znaczy być dorosłą i niezależną. Czy naprawdę muszę słuchać tego wszystkiego, by zyskać jej akceptację? Może czas postawić na swoim.

Czułam się niezrozumiana

Tego dnia czułam, że nie wytrzymam dłużej. Postanowiłam skonfrontować się z matką. Zabrałam dzieci do babci, by mieć spokojną chwilę na rozmowę. Było cicho, gdy weszłam do kuchni. Matka zaskoczona moją obecnością uniosła wzrok znad stołu.

Mamo, mam tego dość – zaczęłam, starając się, by mój głos brzmiał stanowczo, mimo że w środku czułam się jak mała dziewczynka.

– O co ci chodzi? – zapytała, jakby niczego się nie spodziewała.

– Dlaczego czujesz potrzebę, by nieustannie mnie krytykować? – wyrzuciłam z siebie, patrząc prosto w jej oczy. – Mam wrażenie, że traktujesz mnie jak swój projekt, a nie jak dorosłą osobę.

Zaskoczenie na jej twarzy szybko przerodziło się w obronę.

– Nie wiem, o czym mówisz. Zawsze chciałam dla ciebie jak najlepiej. Chciałam, żebyś miała lepsze życie niż ja.

Czułam, jak emocje we mnie narastają.

– Ale nie słuchasz mnie, nie dostrzegasz mnie jako osoby. Chcesz, żebym była idealna, ale według twoich standardów!

Matka wyglądała na zagubioną. W jej oczach widziałam niepewność, ale nadal nie dostrzegała mojego punktu widzenia.

– Nie rozumiem, dlaczego jesteś taka uparta. To nie jest atak, tylko troska – tłumaczyła, a ja zrozumiałam, że równie dobrze mogłabym mówić do ściany.

Czułam się niezrozumiana i osamotniona. Nie wiedziałam, jak zburzyć mur, który między nami narósł przez lata.

Zrobiłam to, co musiałam

Po tej rozmowie z matką wiedziałam, że coś musi się zmienić. Czułam, że jedynym sposobem, by zachować resztki mojego zdrowia i komfortu psychicznego, jest podjęcie trudnej decyzji – przestać przyjeżdżać na obiady. Może dzięki temu uda mi się znaleźć przestrzeń do zrozumienia siebie i odnalezienia własnej drogi.

Siedząc w domu, wracałam myślami do tego, co powiedziałam matce. Czy to był właściwy krok? Czy rzeczywiście powinnam przestać spotykać się z nią tak często? Wiedziałam jednak, że potrzebuję czasu, by uporządkować swoje myśli i emocje.

Kilka dni później matka zadzwoniła.

– Magda, dlaczego nie przyjechaliście na obiad? Co się dzieje? – Jej głos był pełen niepokoju.

Zebrałam się w sobie.

– Mamo, muszę zrobić coś dla siebie. Chcę być dorosła. Potrzebuję przestrzeni, a nie twojej ciągłej krytyki.

Cisza po drugiej stronie linii była ogłuszająca.

– Nie rozumiem. Myślałam, że jesteśmy sobie bliskie. Nie wiedziałam, że tak to widzisz.

– Wiem, mamo. I dlatego właśnie muszę to zrobić – odpowiedziałam, próbując opanować emocje.

Rozmowa się skończyła, a ja poczułam, jak zerwana bliskość zaczyna wpływać na moje życie. Wciąż byłam pełna wątpliwości, ale wiedziałam, że zrobiłam to, co musiałam. Byłam zraniona, ale jednocześnie dumna z podjętej decyzji.

To się musiało skończyć

Po podjęciu decyzji wspomnienia zaczęły powracać z niespodziewaną intensywnością. Przez lata matka próbowała kontrolować moje życie, choć zawsze sądziłam, że robi to z najlepszymi intencjami. Teraz jednak zaczynałam dostrzegać, jak głęboko ten schemat zakorzenił się w naszej relacji.

Przypomniałam sobie, jak kiedyś, jako nastolatka, chciałam zapisać się na zajęcia plastyczne. Było to dla mnie coś ważnego, sposób na wyrażenie siebie. „Magda, nie marnuj czasu na takie głupoty” – powiedziała matka, kiedy tylko o tym wspomniałam. „Powinnaś skupić się na nauce, to jest dla ciebie najlepsze”.

Takie sytuacje powtarzały się nieustannie. Chciałam mieć swoje marzenia, ale zawsze były one w cieniu oczekiwań matki. Byłam młodą kobietą, której życie toczyło się według narzuconego schematu.

Odczuwałam mieszankę złości, żalu i smutku, próbując zrozumieć, skąd biorą się te emocje. Było to trudne, bo przecież matka naprawdę mnie kochała, tylko w sposób, który często mnie ranił. Zaczęłam zastanawiać się, co powinnam zrobić dalej, jak przełamać ten schemat, nie tracąc całkowicie relacji z matką.

Potrzebowałam wsparcia

Z czasem zaczęłam szukać wsparcia u przyjaciół, którzy rozumieli moją sytuację. Spotkałam się z Anią, moją bliską przyjaciółką jeszcze z czasów studiów. Wiedziałam, że ona zawsze potrafi wysłuchać i doradzić bez oceniania.

Siedziałyśmy przy kawie, a ja opowiedziałam jej o ostatnich wydarzeniach. Ania słuchała uważnie, nie przerywając mi ani razu.

– Magda, to niesamowite, że zdecydowałaś się zrobić coś takiego – powiedziała w końcu, gdy skończyłam swoją opowieść. – To pierwszy krok do tego, żeby poczuć się wolną i niezależną.

– Ale co teraz? – zapytałam z niepewnością w głosie. – Jak odbudować relację z matką, jednocześnie nie dając sobie wejść na głowę?

Ania zastanowiła się przez chwilę.

– Może spróbuj rozmawiać z nią w inny sposób. Powiedz jej, co czujesz, bez oskarżania. Może ona też potrzebuje czasu, by zrozumieć twoją perspektywę.

To, co powiedziała Ania, miało sens. Musiałam dać sobie i matce szansę na nową formę porozumienia, która nie opierałaby się na kontrolowaniu i ocenach.

Po tej rozmowie czułam się silniejsza. Wiedziałam, że przede mną długa droga, ale byłam gotowa podjąć wyzwanie. Chciałam być sobą, nie tylko córką, która spełnia oczekiwania innych.

Muszę zadbać o siebie

Nie wiem, jak będzie wyglądać moja relacja z matką w przyszłości. Wiem, że czeka mnie wiele rozmów, które nie będą łatwe, ale już teraz czuję się bardziej dojrzała i świadoma własnych potrzeb. Chociaż decyzja o odcięciu się od matki była bolesna, stała się kluczowym momentem w moim życiu.

Patrząc wstecz, widzę, ile musiałam przejść, by dojść do tego miejsca. Zrozumiałam, że bycie dorosłą oznacza nie tylko odpowiedzialność, ale też umiejętność podejmowania decyzji, które są dobre dla mnie, nawet jeśli nie są zgodne z oczekiwaniami innych.

Choć nadal nie jestem pewna, czy relacja z matką się poprawi, wiem, że muszę dbać o siebie i swoje potrzeby. Czasami wciąż czuję zranienie i żal, ale staram się uczyć wybaczać – matce, ale i sobie. Muszę iść naprzód, pielęgnując w sobie to, co najważniejsze: miłość do samej siebie i wolność, której tak długo pragnęłam.

To trudna droga, ale jestem gotowa nią kroczyć. Każdy dzień przynosi nowe wyzwania i nowe możliwości. Wierzę, że kiedyś znajdziemy z matką wspólny język, który pozwoli nam odbudować więź, ale teraz najważniejsze jest to, bym była wierna sobie.

Magdalena, 33 lata


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama