„Matka zapisała mi cały majątek. Teraz siostra ma focha, że nie stać jej na wakacje w Chorwacji”
„Otworzyłam usta, ale zamiast słów przyszły łzy. Tyle miesięcy samotności, pieluch, nocnych pobudek, gaszenia bólu i strachu... a teraz to wszystko miało zostać przeliczone na pieniądze?”.

- Redakcja
Od kilku lat moje życie kręciło się wokół jednego celu – opieki nad mamą. Nie było miejsca na podróże, spontaniczne wieczory czy długie rozmowy z przyjaciółmi. Byłam córką, pielęgniarką, kucharką, czasem terapeutką. Magda, moja młodsza siostra, mieszkała za granicą. Przesyłała pieniądze, raz w miesiącu pytała, jak mama się czuje. Twierdziła, że też się martwi, ale przecież miała inne życie. Ja zostałam. Sama. Nie dlatego, że musiałam – po prostu nie potrafiłam jej zostawić. A teraz, kiedy wszystko się skończyło, zostałam nie tylko bez matki, ale i bez siostry.
Miałam łzy w oczach
– A ile dokładnie poszło na te leki i opiekunkę? – zapytała Magda przez telefon, jakby rozliczała mnie z zakupów w markecie, a nie z miesięcy walki o każdy dzień życia mamy.
Zamknęłam oczy, próbując nie wybuchnąć. Stałam wtedy przy kuchennym blacie, jeszcze z herbatą w ręce, której nawet nie zdążyłam wypić.
– Nie wiem. Nie prowadziłam księgowości, tylko się nią opiekowałam – powiedziałam, z trudem hamując irytację.
– Przesyłałam pieniądze co miesiąc, nie? Myślałam, że chociaż dostanę jakieś podsumowanie. Przecież obie mamy do tego prawo.
Zacisnęłam palce na kubku.
– Masz rację. Masz do tego prawo. Tylko szkoda, że nie miałaś potrzeby być tutaj. Choć raz. Przy niej.
Po drugiej stronie zapadła cisza. Magda zawsze miała ten swój sposób: chwilę milczenia, jakby liczyła do dziesięciu. A potem...
– Przynajmniej wysyłałam ci pieniądze! – rzuciła w końcu.
Otworzyłam usta, ale zamiast słów przyszły łzy. Tyle miesięcy samotności, pieluch, nocnych pobudek, gaszenia bólu i strachu... a teraz to wszystko miało zostać przeliczone na pieniądze?
– Pieniądze nie zastąpią obecności. Nie widziałaś, jak znikała. Nie trzymałaś jej ręki, kiedy przestawała mówić. Ale masz rację – wysyłałaś.
Nie odpowiedziała. Tylko znowu ta cisza. Tyle że tym razem bardziej bolała niż słowa.
Byłam wściekła
Wieczorem usiadłam przy łóżku mamy. Miała zamknięte oczy, ale wiedziałam, że nie śpi. Od jakiegoś czasu nie spała, raczej dryfowała między jawą a tym, co czekało po drugiej stronie.
– Mamo – powiedziałam cicho, splatając palce z jej cienką, niemal przezroczystą dłonią. – Magda dzwoniła. Pytała o testament.
Otworzyła oczy, powoli, z trudem. Nie zdążyłam przywyknąć do tego spojrzenia – matowego jakby już z innego świata. Było w nim wszystko i nic. Widziałam w nim kobietę, którą znałam i cień, który po niej pozostał.
– Chciałam, żebyście były razem… – wyszeptała. – Ale życie nie jest proste, kochanie.
Zamarłam. Spodziewałam się... nie wiem, może opowiedzenia się po którejś stronie? Przyznania racji, wsparcia, wyraźnego słowa. Nie tej ogólnikowej frazy, której używa się, kiedy nie wiadomo, co powiedzieć.
– To tyle? – zapytałam bezradnie. – Życie nie jest proste? To ja przez miesiące nosiłam cię do łazienki, karmiłam, płakałam w nocy z bezsilności. Magda wysyłała przelewy. I teraz mamy się podzielić po równo? Jakim cudem? Mama nie odpowiedziała. Zamknęła oczy. I wiedziałam, że to wszystko, co dostanę. Byłam wściekła i … zawiedziona. Może naiwnie wierzyłam, że chociaż ona powie mi, że dobrze zrobiłam. Że to wszystko miało sens. Mama, jak zwykle, wybrała ciszę.
Czułam się pusta
Mama zmarła tydzień później. Cicho, w nocy, bez słowa. Po prostu przestała oddychać. Patrzyłam na nią przez kilka minut, zanim zadzwoniłam po lekarza. Czułam się pusta. Żadnego płaczu, żadnej histerii. Jakby ktoś wyłączył mi emocje. Magda przyleciała trzy dni później, świeżo umalowana, w czarnej sukience z metką. Z lotniska przyjechała prosto do mieszkania, nawet nie pytając, czy czegoś mi trzeba.
– I co teraz? – zapytała, jakby śmierć mamy była tylko kolejnym punktem w planie.
Zebraliśmy się w domu na czytaniu testamentu. Notariusz przeczytał dokument z powagą, jakby wygłaszał kazanie. Słowa padały, a ja czułam, że Magda przestaje oddychać.
– Zgodnie z wolą zmarłej, cały majątek zostaje przekazany Annie – zakończył, odkładając kartki.
Magda otworzyła usta, jakby chciała coś powiedzieć, ale tylko spojrzała na mnie z niedowierzaniem.
– Żartujesz – szepnęła. – Mama mi nic nie powiedziała.
– Mi też nie – odpowiedziałam chłodno. – Powiedziała tylko, że życie nie jest proste.
– Myślałam, że się podzielimy... Przecież tyle pieniędzy przelałam! – krzyknęła. – Jak mogłaś nie powiedzieć?
– Bo to nie ja decydowałam. Mama chciała, żebym to ja miała wszystko. Może dlatego, że wiedziała, kto naprawdę tu był.
Wstała. Wzięła torebkę, po czym rzuciła:
– To zdrada. Pomagałam, a ty mnie okłamywałaś.
Nie odpowiedziałam. Już nie musiałam.
Nie miałam siły się tłumaczyć
Magda wróciła wieczorem. Pojawiła się w drzwiach bez zapowiedzi, z włosami rozczochranymi od wiatru, twarzą bez makijażu. Wyglądała na zmęczoną. Na człowieka, któremu skończyły się argumenty.
– Możemy pogadać? – zapytała, stając w progu mojego pokoju.
Skinęłam głową. Usiadła na krześle naprzeciwko, tak jak kiedyś, gdy jeszcze potrafiłyśmy rozmawiać bez złości.
– Przez cały czas wydawało mi się, że robię, co mogę. Przesyłałam pieniądze, bo wiedziałam, że nie dasz rady sama. Nigdy bym nie pomyślałam... że mama wszystko ci zapisze.
Wzruszyłam ramionami. Nie miałam siły się tłumaczyć.
– Była przytomna, gdy podpisywała testament. Nie znałam treści. Mama sama podjęła decyzję. Powiedziała, że tak będzie sprawiedliwie.
– Dla kogo?
– Dla niej – odpowiedziałam. – I może dla mnie.
Magda wzięła głęboki oddech.
– Myślałam, że po pogrzebie wrócę do Niemiec z czystym sumieniem. Że zrobiłam, co mogłam. Ty... zrobiłaś znacznie więcej, niż ja bym umiała.
Spojrzałam na nią. Pierwszy raz od miesięcy mówiła szczerze. Bez pozy, bez obwiniania.
– To nie było bohaterstwo. Po prostu nie umiałam odejść.
Milczałyśmy przez chwilę. W końcu zapytała cicho:
– Mama wiedziała, że ją kochałam?
– Tak. Tęskniła za tobą. Już nie miała siły tego mówić.
Magda skinęła głową i wstała. Wiedziałam, że w tej chwili straciłam ją już na zawsze.
Próbowałam wrócić do normalności
Po pogrzebie w domu zapanowała cisza, której nie potrafiłam znieść. Zniknęły zapachy leków i codzienne rytuały. Zostały puste kubki, fotel, którego nikt już nie przestawiał i szafa pełna swetrów, które jeszcze pachniały mamą. Magda wyjechała dwa dni później. Nie pożegnałyśmy się jak siostry. Raczej jak dwie obce kobiety, które coś połączyło przez chwilę, ale nie na tyle, by zbudować most. Został dom. Została kuchnia, w której razem z mamą gotowałyśmy rosół. Został balkon, na którym wygrzewała się w słońcu, nawet gdy już nie miała siły mówić. I została cisza. Nie ta chwilowa, poranna – tylko ta, która osiada głęboko i nie odpuszcza.
Próbowałam wrócić do pracy, do normalności. Nie chciałam być tą, której „umierała mama”. Chciałam być kimś, kto nie nosi żalu jak ciężkiego płaszcza. Pewnego dnia zadzwoniła ciotka z pytaniem, co zrobię z domem. Odpowiedziałam, że nie wiem. Nie miałam siły podejmować decyzji. Pewnej nocy sięgnęłam po pudełko, które mama trzymała w szafie. W środku były stare zdjęcia – nas trzy: mama, Magda i ja. Uśmiechnięte, młodsze, jeszcze razem. Wtedy nie było między nami ani pieniędzy, ani testamentów, tylko czyste siostrzeństwo. I pomyślałam: może wszystko przepadło, ale te obrazy – one są moje. Nikt ich nie może mi odebrać. Ani Magda, ani żal, ani nawet czas.
Nie byłam zaskoczona
Czasem siadam w ogrodzie i mówię do niej. Do mamy. Nie wiem, czy mnie słyszy, ale te rozmowy są łatwiejsze niż te, które próbowałam prowadzić bliskimi. Mówię jej, że Magda była, że się kłóciłyśmy, że każda z nas próbowała być tą „lepszą córką”, a tak naprawdę obie byłyśmy tylko dziećmi tęskniącymi za matczynym uznaniem. Dziś nie mam już pretensji. Ani do mamy, że nic nie powiedziała, ani do Magdy, że żyła inaczej. Każda z nas miała swoją prawdę. I każda czegoś nie uniosła.
Magda nie zadzwoniła od pogrzebu. Nie pytam dlaczego. Być może nie wie, co powiedzieć, być może nie chce wiedzieć. I choć czuję żal, nie jestem zaskoczona. Niektóre siostry nie potrafią być siostrami, gdy nie mają już wspólnego celu. A ja? Uczę się żyć na nowo. Bez napięcia, bez sprawdzania, czy mama przeżyła noc, bez walki z Magdą. Uczę się żyć z ciszą, której już się nie boję. Bo wiem, że to nie jest pusta cisza – to przestrzeń po kimś, kogo kochałam najbardziej. Czasami myślę, że samotność to nie brak ludzi wokół. To brak wspólnych wspomnień, których nikt nie chce już z tobą dzielić. Ale ja je mam. I tylko moje. Tego mi nikt nie zabierze.
Mam dom, który nadal pachnie herbatą z maliną. Mam ogród, w którym zakwitły ulubione dalie mamy. I mam siebie.
Anna, 33 lata
Czytaj także:
- „Gdy mój narzeczony odszedł, zakułam się w zbroję i odmówiłam randek. Tylko 1 śmiałek postanowił ją przebić”
- „Urlop w Dubrowniku był totalną klapą. Teściowa zachowywała się jak humorzasta małolata, a na koniec dała do wiwatu”
- „Chciałam sama nauczyć się być dobrą żoną, ale teściowa ciągle dawała mi lekcje. Nawet za ogórki małosolne mnie oceniała”