Reklama

Siedziałam przy kuchennym stole, popijając zimną kawę, którą parzyłam godzinę wcześniej. Nie chciało mi się nawet jej podgrzać. Ostatnio czułam się wyczerpana – nie fizycznie, tylko psychicznie. Miałam trzydzieści dwa lata, dobrą pracę, niezależność, swoje pasje. Nie potrzebowałam nikogo ani niczego, żeby czuć się spełniona. Przynajmniej tak myślałam, dopóki moja mama nie zaczęła mnie codziennie przekonywać, że to za mało.

Reklama

– Kiedy ty w końcu dasz mi wnuki? – powtarzała niemal jak mantrę, a ja miałam wrażenie, że wbija mi kolejne szpile prosto w serce.

Czułam się jak wyrzutek – jakby coś było ze mną nie tak. Moja przyjaciółka Kaśka mówiła, że przechodzi przez to samo, a ja wiedziałam, że nie jesteśmy jedyne. Rozmawiałyśmy o tym wieczorami, przeklinając cały ten świat, który próbował nam wmówić, że nasze życie bez dzieci jest jakieś gorsze.

A w głowie wciąż dudniło mi zdanie mojej matki: „Kiedyś pożałujesz”. To brzmiało jak wyrok, który miała dla mnie przygotowany.

Byłam bezsilna i wściekła jednocześnie

– Nie rozumiem cię! – Matka stała przede mną z założonymi rękami, a jej twarz wyrażała mieszankę zawodu, gniewu i czegoś, co wyglądało jak pogarda. – Jesteś egoistką, myślisz tylko o sobie! Kiedyś zostaniesz sama, a wtedy będzie za późno!

Zacięłam zęby, starając się nie wybuchnąć. Dotarło do mnie, że ona zatruwa mi życie.

– Nie rozumiesz mnie! – wyrzuciłam z siebie, a głos mi zadrżał. – Nie każdy chce mieć dzieci! To nie znaczy, że jestem złą osobą!

Matka spojrzała na mnie tak, jakby właśnie zobaczyła obcą kobietę, a nie swoją córkę. Pokręciła głową z niedowierzaniem.

– Marnujesz swoje życie. Patrzę na ciebie i nie poznaję. Tyle ci dałam, a ty... Jak możesz być taka samolubna? – Jej głos się załamał, a ja zobaczyłam, jak w jej oczach zbierają się łzy.

Zamilkłam. W głowie słyszałam tylko echo jej słów: „egoistka”, „samolubna”, „marnujesz życie”. Stałyśmy naprzeciwko siebie, a cisza między nami była gęsta jak mgła. Czułam, jak moje serce wali mi w piersi. Chciałam coś powiedzieć, przeprosić, przytulić ją, ale nie mogłam. Byłam rozdarta. Widziałam jej łzy, ale czułam też wściekłość. Bo dlaczego moje wybory miałyby być gorsze? Dlaczego nie mogłam po prostu żyć po swojemu, bez poczucia winy?

Matka otarła łzy wierzchem dłoni, odwróciła się i wyszła z pokoju, a ja zostałam sama – z dziurą w piersi i myślami, które kłuły mnie jak setki szpilek.

Mój sens życia może być zupełnie inny

Kilka dni później, siedziałyśmy w kuchni – ja i mama – obie milczące, obie uparte. Tylko dźwięk gotującej się wody w czajniku przerywał tę ciężką ciszę, która wisiała między nami. W końcu zebrałam się na odwagę.

– Mamo, powiedz mi coś. Dlaczego uważasz, że życie bez dziecka nie ma sensu? – spytałam cicho, patrząc w blat stołu, jakbym tam szukała odpowiedzi.

Mama westchnęła głęboko, jej ręce zadrżały, kiedy poprawiała filiżankę.

Bo dzieci to sens życia – powiedziała, jakby to było oczywiste. – One cię potrzebują, dają ci cel. Dzięki nim jesteś kimś. Bez dziecka… to tak, jakbyś nie zostawiła po sobie żadnego śladu. Zrozumiesz to, jak będzie za późno.

Poczułam, jak coś ściska mi gardło. Zerknęłam na jej twarz – zmęczoną, pełną zmarszczek. Oto kobieta, która całe życie poświęciła dla innych, teraz mówiła mi, że bez dziecka moje życie jest puste. Wreszcie pojęłam, że nigdy nie odpuści.

– Mamo, a co jeśli to nieprawda? – wyszeptałam. – Może mój sens życia nie musi być taki sam jak twój. Może moje szczęście nie zależy od tego, czy mam dziecko.

Spojrzała na mnie z bólem w oczach, jakbym ją zdradziła, jakbym odrzuciła wszystko, co dla niej ważne. I wtedy obie zaczęłyśmy płakać. Ona – bo bała się o moją przyszłość. Ja – bo czułam, że jej marzenia nigdy nie będą moimi.

Po prostu chciałam żyć po swojemu

Tamten wieczór długo nie dawał mi spokoju. Krzątałam się po mieszkaniu, próbując zająć się czymkolwiek, ale w głowie wciąż słyszałam słowa mamy: „Bez dziecka twoje życie będzie puste”. Myśli kłębiły się jak szalone, aż w końcu usiadłam w kuchni i zapatrzyłam się w okno, przez które wpadało blade światło latarni.

Nagle usłyszałam głosy z drugiego pokoju. Mama rozmawiała przez telefon. Chciałam się wycofać, dać jej przestrzeń, ale wtedy usłyszałam swoje imię. Zastygłam w miejscu.

– Nie wiem, co zrobiłam źle, Jadzia... – mówiła cicho, jej głos drżał. – Chciałam, żeby była szczęśliwa, żeby miała normalne życie. A ona wybrała egoizm i samolubstwo. Nie rozumiem tego. Zawsze myślałam, że dzieci to najpiękniejsze, co może cię w życiu spotkać. Że rodzina to fundament, a ona... ona wszystko odrzuca. Jakby to nie miało dla niej znaczenia.

Zatkało mnie. Czułam, jak serce bije mi w gardle. Egoizm? Samolubstwo? Te słowa wbijały się we mnie jak sztylety. Przecież nie chciałam nikogo skrzywdzić. Nie chciałam robić jej na złość. Po prostu chciałam żyć po swojemu. Czy to naprawdę czyniło mnie złą córką?

Schowałam się w swoim pokoju, siedziałam w ciemności i nie mogłam powstrzymać łez. Miałam ochotę wpaść do niej i wykrzyczeć: „Mamo, dlaczego mnie nie rozumiesz? Dlaczego nie możesz zaakceptować, że jestem inna?”. Ale nie zrobiłam tego. Zamiast tego poczułam mieszankę wstydu i buntu. Bo czy naprawdę miałam żyć jej życiem? Poświęcić swoje marzenia, swoje wybory – tylko po to, żeby dać jej wnuki, które miałyby zapełnić pustkę w jej sercu?

I wtedy zrozumiałam, że to nie ja byłam egoistką. To ona nie potrafiła pogodzić się z tym, że jej córka chce być szczęśliwa na własnych warunkach.

Był między nami mur nie do przebicia

Kilka dni później zebrałam się w sobie i podjęłam decyzję. Nie mogłam już dłużej żyć w poczuciu winy, jakbym była kimś gorszym, bo nie chciałam zostać matką. Postanowiłam porozmawiać z mamą szczerze, bez krzyków, bez ucieczek. Chciałam, żeby mnie usłyszała.

Usiadłyśmy przy stole w kuchni. Pachniało jak zwykle mocną herbatą, ale w powietrzu wisiała napięta cisza.

– Mamo, słyszałam, co mówiłaś cioci Jadzi… – zaczęłam niepewnie, patrząc na nią, jakby od tego, co powie, miało zależeć całe moje życie. – Myślisz, że jestem egoistką?

Mama spuściła wzrok, ale po chwili spojrzała na mnie z dziwnym błyskiem w oczach.

– Tak, myślę, że jesteś egoistką – powiedziała cicho, ale pewnie. – Dzieci to nie tylko twoje życie. To nasza przyszłość. Nasza rodzina. Jak możesz tego nie rozumieć?

Poczułam, jak ogarnia mnie fala gorąca, gniewu, bólu. Zacisnęłam pięści na blacie stołu.

A co z moim szczęściem, mamo? – zapytałam, a głos mi zadrżał. – Czy ono naprawdę się nie liczy? Czy tylko dlatego, że jestem kobietą, muszę chcieć dziecka? Muszę wpasować się w twoje oczekiwania?

– Ja tylko chcę, żebyś kiedyś nie żałowała… – jej głos złamał się, a w oczach pojawiły się łzy. – Nie chcę, żebyś została sama, stara i zgorzkniała, patrząca, jak inni mają swoje rodziny…

– A jeśli to nie jest moje marzenie? – zapytałam z cichym smutkiem. – Jeśli moim szczęściem jest co innego?

Nie potrafiłyśmy się porozumieć. Każde moje słowo trafiało na mur zbudowany z jej lęków i przekonań. Ale tamtego wieczoru zrozumiałam jedno: nie mogę żyć jej życiem. Nie mogę podporządkować swojego szczęścia jej oczekiwaniom, nawet jeśli to oznacza, że będziemy coraz bardziej się od siebie oddalać.

I tak siedziałyśmy – dwie kobiety z różnych światów. Mama mówiła o marzeniach, które miała dla mnie, a ja – o marzeniach, które miały być moje. Tylko że one się nie spotykały.

Czułam się jak najgorsza córka świata

Następnego dnia umówiłam się z Kaśką na kawę. Potrzebowałam jej jak powietrza – kogoś, kto mnie zrozumie, kto nie będzie mówił, że „zrozumiem, jak będę miała swoje”. Siedziałyśmy w kawiarni, a zapach świeżo mielonej kawy mieszał się z zapachem ciasta czekoladowego. Opowiedziałam jej o kłótni z mamą, o tej rozmowie, po której czułam się jak najgorszy człowiek świata.

– Kaśka, serio… Może ona ma rację? Może naprawdę jestem egoistką? Może krzywdzę ją, odmawiając jej wnuków? – mówiłam cicho, patrząc na swoje dłonie, które nerwowo bawiły się łyżeczką.

Kaśka pokręciła głową, a jej spojrzenie było pełne współczucia i złości zarazem.

– Przestań. Nie jesteś egoistką. Chcesz być szczęśliwa, a to nie jest egoizm. To jest… twoje prawo. Twoje życie. Ona miała swoje, ty masz swoje. Nie jesteś odpowiedzialna za jej marzenia, za jej poczucie spełnienia. Jeśli chcesz żyć inaczej, to twoje święte prawo.

Zamrugałam, bo łzy napłynęły mi do oczu. Nagle poczułam ulgę – jakby ktoś wreszcie przytulił mnie w środku, powiedział: „Masz prawo czuć to, co czujesz”.

– Kaśka… a jeśli się mylę? Jeśli któregoś dnia obudzę się i będę żałować, że nie mam dziecka? – wyszeptałam, a głos mi zadrżał.

– To wtedy… będziesz żałować. Ale to będzie twój żal, twoje życie. I przynajmniej nikt nie zmusi cię do życia, którego nie chciałaś.

Spojrzałyśmy na siebie, a ja wiedziałam, że Kaśka rozumie mnie lepiej niż ktokolwiek.

Wracając do domu, myślałam o tym, co powiedziała. O tym, że szczęście to mój wybór. Że nie muszę spełniać niczyich oczekiwań. Nawet mamy. Nawet rodziny. Nawet społeczeństwa. I wtedy, po raz pierwszy od dawna, poczułam w sobie coś na kształt spokoju.

Moje życie to mój wybór

Siedziałam przy biurku, patrząc w ekran laptopa, na którym świeciło się puste okno edytora tekstu. Próbowałam zebrać myśli po tej całej burzy, która przetoczyła się przez moje życie – przez moje serce. Wiedziałam jedno: mama mnie nigdy nie zrozumie. Dla niej zawsze będę tą, która zawiodła, która nie spełniła oczekiwań, która wybrała „samolubstwo” zamiast „poświęcenia”. Nie zmienię jej. Mogę ją kochać, mogę próbować tłumaczyć, ale to, co dla mnie było wolnością, dla niej zawsze będzie egoizmem.

I to było w porządku.

Nie musiałam już dłużej żyć w strachu, że nie jestem wystarczająca. Nie musiałam się usprawiedliwiać, tłumaczyć, dlaczego nie chcę dzieci. Nie musiałam nosić w sobie ciężaru jej niespełnionych marzeń.

Moje życie to mój wybór.

Patrząc przez okno, na ciemniejące niebo, pomyślałam o tym, co powiedziała Kaśka – że szczęście to moje prawo. I że nawet jeśli kiedyś będę żałować, to będzie mój żal. Nie matki. Nie nikogo innego.

Czułam żal – żal, że nasza relacja z mamą już nigdy nie będzie taka sama. Ale jednocześnie czułam coś jeszcze: spokój. Wiedziałam, że chcę żyć na własnych zasadach. Nawet jeśli to będzie trudne, nawet jeśli to będzie samotne.

Nie jestem egoistką. Chcę być szczęśliwa – po swojemu. I mam do tego prawo.

Magda, 32 lata


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama