Reklama

Moja matka przez całe życie kierowała się wyłącznie własnymi potrzebami. Liczyła się jej wygoda, ambicje i plany, reszta zawsze schodziła na dalszy plan. Nic więc dziwnego, że i tym razem uznała, że najlepszym rozwiązaniem, choć tak naprawdę najlepszym tylko dla niej, będzie umieszczenie dziadka Stefana w domu opieki. Mojego ukochanego dziadka, który zastąpił mi rodziców, dał poczucie bezpieczeństwa i stworzył prawdziwy dom, chciała oddać do miejsca pełnego obcych ludzi i obcych ścian. Nie potrafiłam tego zaakceptować, nie chciałam nawet dopuścić do siebie takiej myśli.

– Mamo, to przecież twój ojciec – powiedziałam, próbując zachować spokój.

– Właśnie dlatego chcę dla niego dobrze – odpowiedziała chłodno. – W ośrodku będzie stała opieka. My będziemy go odwiedzać, kiedy się da.

– Ale on nie jest na razie osobą, którą trzeba izolować od życia w jakiejś izolatce!

– Przesadzasz. To nie żadna izolatka, tylko profesjonalna, i zresztą całkiem droga, opieka.

– Różnica jest tylko w nazwie.

– Sama wiesz, że zaczyna wszystkiego zapominać. Ktoś musiałby z nim mieszkać, pilnować go cały czas, gotować, sprzątać. To ogromna odpowiedzialność.

– Więc ty mogłabyś się nim zająć – zaproponowałam.

Spojrzała na mnie z niedowierzaniem.

– Ja? Przecież mam pracę, wyjazdy, ludzi, swoje życie. Od lat mieszkam sama i nie zamierzam tego zmieniać.

– W takim razie ja z nim zamieszkam – powiedziałam bez wahania.

– Chyba żartujesz, Anno – odpowiedziała ostro. – A twoja praca? Twoje plany? Twoje życie?

– Poradzę sobie. Nie musisz się o mnie martwić.

To dziadek mnie wychował

Matka nie ustępowała, próbowała mnie przekonać, że poświęcam się bez sensu, że niszczę sobie przyszłość. Ja jednak wiedziałam jedno, że nie oddam dziadka Stefana do żadnej instytucji. Kochałam go najbardziej na świecie. W praktyce to on mnie wychował. Babci niemal nie pamiętam – zmarła, gdy byłam bardzo mała. Nigdy nie poznałam swojego ojca. Matka konsekwentnie unikała tego tematu, a dziadek, zapytany, tylko bezradnie rozkładał ręce. Nie wiem, czy naprawdę nic nie wiedział, czy po prostu nie chciał podważać decyzji jedynej córki.

Po śmierci babci przeszedł na wcześniejszą emeryturę, żeby się mną zająć. Matka wciąż pracowała – badania, projekty, delegacje. Zdarzało się, że nie widziałam jej tygodniami. To dziadek czytał mi wieczorami książki, zaprowadzał do szkoły, pomagał w nauce i był zawsze obok. Zrezygnował z własnych planów, ze znajomych, z życia towarzyskiego – wszystko podporządkował mnie. Kiedy byłam starsza, matka związała się z Leonem i zamieszkała z nim. Mnie nie zabrała. Zostałam u dziadka. Miałam jej to bardzo za złe, ale z czasem okazało się, że ten związek był też dla niej dość trudny. Po trzech latach rozstali się, a ona przyznała, że Leon bywał bardzo nieprzyjemny.

– Widocznie nie mam szczęścia do mężczyzn – powiedziała wtedy do dziadka.

– Czułem, że to zły człowiek – odpowiedział spokojnie. – I dobrze, że nie wzięłaś z nim ślubu. Dobrze też, że Ania została u mnie.

Po tym związku matce zostały przykre wspomnienia i mieszkanie, które kupiła wyłącznie na siebie. Nie wróciła do nas. Od tamtej pory miałam formalnie dwa adresy, ale tylko jedno miejsce było domem – mieszkanie dziadka Stefana. Matka jeszcze więcej pracowała, jeszcze rzadziej bywała, a moja codzienność toczyła się u niego. Pamiętam też sąsiadkę, panią Halinę, która nagle zaczęła nas odwiedzać. Przynosiła obiady, ciasta, zapraszała dziadka do siebie. Mnie raczej ignorowała. Dopiero po latach zrozumiałam, jakie miała intencje.

Wracam do dziadka i koniec

Któregoś dnia wróciłam wcześniej ze szkoły i usłyszałam rozmowę w kuchni. To pani Halina przekonywała dziadka, że powinien oddać mnie matce i pomyśleć o sobie, o nowym życiu. Byłam już wystarczająco duża, by wiedzieć, że chce mnie usunąć z drogi. Dziadek jej nie posłuchał. Przestała przychodzić. Gdy zapytałam, dlaczego już nas nie odwiedza, tylko się uśmiechnął.

– A nam źle razem? – odpowiedział. – Po co nam ktoś trzeci?

Wtedy zrozumiałam, że jestem dla niego najważniejsza. Po maturze matka kupiła mi niewielkie mieszkanie i uznała, że czas na samodzielność. Byłam zaskoczona – po co mi kawalerka, skoro u dziadka było miejsce i czułam się u siebie? Wtedy jednak poznałam Michała, zakochałam się i pomyślałam, że może to dobry moment na zmianę.

– Dopóki studiujesz, ja płacę rachunki – oznajmiła matka.

Zamieszkałam sama. Michał bywał u mnie, ale nigdy na stałe. W końcu się rozstaliśmy, a ja przywiązałam się do swojego małego mieszkania. Aż do chwili, gdy matka zaproponowała oddanie dziadka do domu opieki.

– Wracam do dziadka – powiedziałam stanowczo. – I to nie podlega dyskusji.

Stanęłam z uśmiechem w progu

Tego samego dnia spakowałam się i stanęłam w progu mieszkania mojego dzieciństwa. Dziadek siedział w fotelu.

– Aniu! Jak dobrze, że jesteś. Herbaty? A może kakao?

– Ja zrobię – odpowiedziałam.

Dopiero wtedy zapytałam o jego zdrowie. Bagatelizował wszystko, jak zawsze. Widziałam jednak jego niepokój.

– Nie martw się – powiedziałam, ściskając jego dłoń. – Zostaję tu. Teraz ja będę się tobą opiekować.

Spojrzał na mnie z nadzieją.

– A co na to ten twój nowy… Krzysztof? – zapytał niepewnie.

– Jeśli nie zrozumie, to znaczy, że nie jest właściwym dla mnie człowiekiem – odpowiedziałam spokojnie.

W ciągu tygodnia przewiozłam swoje rzeczy, wynajęłam kawalerkę. Krzysztof pomagał, choć widziałam, że nie jest do końca przekonany, do tego, co robię. Najbardziej jednak niezadowolona była matka. Kłótnia była nieunikniona. Wygarnęłam jej w końcu wszystko, co nosiłam w sobie od lat. Że mnie zostawiła, że myśli tylko o sobie, że jest wygodnicka i samolubna. Ona wyszła, trzaskając drzwiami. Dziadek milczał.

Wiem, że nie będzie łatwo

Dziś mieszkamy znów razem. Spokojnie, jak dawniej. Z tą różnicą, że teraz to ja czuwam nad nim. Wiem, że nie będzie łatwo. Ale wiem też jedno, że nigdy nie oddam dziadka Stefana do żadnego domu opieki. Będę z nim do końca. Z miłości. Z czasem nasza codzienność zaczęła układać się w nowy rytm. Poranki miały swój porządek. Najpierw wspólne śniadanie, krótki spacer, jeśli pogoda pozwalała. Dziadek lubił opowiadać historie z dawnych lat, czasem powtarzał je kilka razy, ale słuchałam cierpliwie. Każda z nich była cząstką jego życia, które oddał innym bez oczekiwania czegokolwiek w zamian.

Bywały dni trudniejsze. Zdarzało się, że gubił się w myślach, pytał o rzeczy, które już dawno minęły, albo zapominał, gdzie coś odłożył. W takich chwilach widziałam w jego oczach lęk i bezradność. Wtedy siadałam obok, brałam go za rękę i tłumaczyłam spokojnie, że wszystko jest w porządku, że nie jest sam. Czułam, jak bardzo potrzebuje poczucia bezpieczeństwa. Matka dzwoniła rzadko. Nasze rozmowy były krótkie i oficjalne.

Wyczuwałam w jej głosie irytację, czasem wyrzut, jakby moja decyzja była oskarżeniem pod jej adresem. Nie próbowałam już jej przekonywać. Każda z nas dokonała swoich wyborów i musiała z nimi żyć. Krzysztof z czasem zaczął bywać u nas częściej. Pomagał w drobnych sprawach, czasem zostawał na kolację. Dziadek go polubił, choć niewiele mówił. Wystarczała mu sama obecność, zwykłe siedzenie przy stole i poczucie, że dom znów jest pełen życia.

Coraz częściej myślałam o tym, jak kruche są rodzinne więzi i jak łatwo je zaniedbać, gdy goni się za czymś, co wydaje się ważniejsze. Patrząc na dziadka, wiedziałam, że prawdziwa bliskość nie polega na wielkich deklaracjach, lecz na codziennej obecności, na gotowości do bycia obok wtedy, gdy ktoś naprawdę tego potrzebuje. Nie wiem, co przyniosą kolejne lata. Wiem jednak, że decyzja, którą podjęłam, była słuszna. Każdego wieczoru, gdy gaszę światło i słyszę spokojny oddech dziadka za ścianą, mam pewność, że oddaję mu tylko część tego, co on dał mnie kiedyś. I to jest dla mnie wystarczający sens.

Anna, 29 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama