Reklama

Brat to duże dziecko

Matka skakała z radości, kiedy Konstanty zadzwonił z wieścią, że wraca do ojczyzny! Ale z jakiego powodu aż tak się cieszy? W końcu wszystko, co na tym zyska, to więcej rzeczy do prania i przygotowywania posiłków, ponieważ brat urlop jak zawsze spędzi na balangach z kumplami z rodzinnej miejscowości. Tak to wygląda za każdym razem – najpierw wielkie zapowiedzi, plany, jak wspaniale będzie znowu się zobaczyć i pogawędzić, zabrać dzieciaki do parku wodnego, a potem Kostek non stop wisi na słuchawce.

Reklama

Strasznie by tego pragnął, ale jest zmuszony gdzieś pójść. Najpierw jedne tańce, potem następne, a następnie wychodzi na jaw, że całkiem przypadkowo powrócił również Jacuś z Niderlandów i koniecznie muszą się zobaczyć... Tak mija pełne czternaście dni, po których upływie mój braciszek czuje się bardziej wykończony niż po robocie w swoim zakładzie przetwarzającym ryby.

To istny cud, że o własnych nogach daje radę wgramolić się po schodkach do samolotu! Nasza droga mamusia zawsze potrafi usprawiedliwić każde zachowanie, dlatego wielokrotnie powtarza, że „młodzi muszą się wyszaleć”.

– W końcu pozna tę jedyną, wezmą ślub i wtedy na pewno weźmie się w garść – twierdzi. – Zobaczysz, że sobie poradzi w życiu, w głowie mu się dobrze kręci.

Ale tak szczerze, jakiej panience będzie się podobał niepoprawny balangowicz? Serio, taki gość to po prostu porażka na całej linii! Nie chcę dokładać mamie więcej zmartwień, to już lepiej nie wspominać o jednej sprawie. Kostek jakoś nigdy nie sprawiał wrażenia, że szaleje za jakąś dziewczyną. Chociaż kto wie, może za kumplami szalał bardziej!

– Od razu mu to zakomunikuj, Marlena — przestrzegł mnie małżonek jeszcze tego wieczoru, gdy jedliśmy. – Niech ostrożnie szasta forsą, bo już nie mam zamiaru mu jej pożyczać. Kto to słyszał, żeby się tak doszczętnie spłukać!

Zawsze oddawał to, co pożyczył

Przypomniałam Wiktorowi, że Kostek nigdy nie zapomina o swoich zobowiązaniach finansowych i zwraca je z nawiązką. Kiedy robi przelewy przez Western Union, zawsze dorzuca sporo ekstra. Odniosłam jednak wrażenie, że moje słowa do męża nie przemawiały. W końcu brat przyfrunął do nas i w sumie mama nie myliła się, ciesząc z tego powodu, bo i ja miałam banana na twarzy na jego widok. Atmosfera w domu momentalnie się zmieniła, zupełnie jakby ktoś wpuścił do środka orzeźwiającą bryzę!

Dzieciaki dostały od niego furę prezentów, mi przywiózł płytę mojego ukochanego zespołu, mamie mięciutki kocyk z angorskiej wełny, a Wiktorowi sprawił wiertarkę. Nasz wspólny czas trwał jedynie dwa dni, a trzeciego nareszcie udaliśmy się do parku wodnego, no i wtedy…

No cóż, wtedy wszystko się zaczęło. Konstantemu ciągle dzwonił telefon i gdzieś znikał, wracając bladym świtem, kimał do obiadu, a potem znowu jakieś telefony… I tak w kółko.

– Mamuś, nie mam pojęcia, jak on tutaj może w ogóle odpoczywać – w końcu nie wytrzymałam. – To musi go strasznie wykańczać.

– Marlenka, wypoczynek to przede wszystkim zmiana otoczenia, a wątpię, żeby twój brat miał za dużo znajomych w Glasgow. Pewnie brakuje mu też wolnego czasu.

Fakt, czasem też mam takie odczucie, że chętniej bym poszła kopać rowy, niż znowu bawić się z moimi urwisami klockami. Nie mogę się już doczekać momentu, kiedy we wrześniu pójdą do przedszkola, a ja będę mogła wrócić do roboty.

– Daj mu szansę – mama pogłaskała mnie po dłoni. – On jest w porządku. Kiedyś się opamięta i weźmie w garść, jestem o tym przekonana.

Jasne, że jest w porządku, nie mam wątpliwości. Mimo tej całej imprezowej karuzeli wygospodarował moment, żeby podmienić mi wężyk w pralce, o którym Wiktorowi trułam od dłuższego czasu. Cudowny brat, nie ma co!

Czy ja jestem kasą zapomogową?

Na dwa dni przed wylotem stało się jednak to, czego się spodziewałam: Kostek wpadł po pożyczkę. Niewielką sumkę, góra trzysta złotych, żeby zorganizować pożegnalne spotkanie i jakoś dotrzeć do Gdańska na lotnisko. Głupio by było, gdyby kumple wieźli go całkiem za darmo; chociaż za paliwo wypadałoby się zrewanżować.

– Wybacz, Kosteczku, ale chyba powinnam pogadać o tym z Wiktorem, zapytać go, czy mogę – poczułam się niezręcznie. – Przecież mamy wspólny budżet.

Zrobił zdziwioną minę:

– Faktycznie, masz rację, nie pomyślałem o tym.

On nie zdaje sobie sprawy, jak bardzo jego pożyczanie kasy wkurza każdego! – westchnęłam. Opowiadał mi, że tym razem był gotowy z forsą, ale dzień wcześniej pożyczył Pawłowi na zapłacenie polisy. Kolega stracił robotę, a bez samochodu ciężko mu będzie znaleźć nowe zajęcie.

– No wiesz, to mój kumpel, on też by mi pomógł w takiej sytuacji – wyjaśnił.

– Oby! – parsknęłam śmiechem, czochrając bratu czuprynę. – Ach, ty nasz mistrzu dobroczynności!

Wiecie co, jakoś tak się zrobiła atmosfera sprzyjająca szczerym rozmowom... Wspomniałam, że powoli mam dosyć ciągłego siedzenia w czterech ścianach. Kostek wspomniał o pewnej dziewczynie ze Szkocji, która wpadła mu w oko, choć ona chyba nawet nie zauważyła, że on istnieje.

– Nie masz pojęcia, jak bardzo frustrujące jest być niewidocznym dla osoby, która ci się podoba – wyznał z żalem w głosie.

Nie przyznał się do tego

Nagle wpadła do mieszkania pani listonosz z przekazem od mojej teściowej. Pięć stówek, wyobrażasz sobie? A z drugiej strony kartki napisane: „Dzięki, synku. Oddaję, tak jak mówiłam – mama”. Bez wahania odliczyłam trzy stówy i przekazałam je bratu. Kiedy spytał, czy aby na pewno dam radę, odpowiedziałam pewnym tonem, że jakoś sobie poradzę. No bo w sumie jak Wiktor pożycza swojej mamie kasę bez pytania mnie o zdanie, to chyba ja też mogę, nie? I tu się zdziwiłam, bo gdy mąż wrócił do domu po robocie, zrobił mi niezłą awanturę:

– Rany, ileż razy ci powtarzałem, żebyś już ani grosza więcej Kostkowi nie pożyczała! Co, ogłuchłaś nagle?! – darł się wniebogłosy.

– Aha, czyli co, moi bliscy są jacyś gorsi od twoich? – spytałam opanowanym tonem, mimo że w środku aż się zagotowałam z wściekłości. – Sam pożyczyłeś własnej matce pięć stów, nie konsultując tego wcześniej ze mną, a teoretycznie w związku małżeńskim obowiązuje wspólny majątek. Lepiej skup się na pilnowaniu swoich pociech!

Byłam wściekła

Sięgnęłam do szafki i wyjęłam blankiet do przelewu, po czym cisnęłam go na blat. Niech sobie nie wyobraża, że nie mam o niczym pojęcia.

– Ej, chyba kompletnie ci odbiło, skoro porównujesz kasę na leki i na imprezy! – rzucił Witek.

– A jaka to, kurde, różnica? Przecież mój brat oddaje pieniądze tak samo jak twoja matka.

– Taka, że wreszcie ktoś musi przemówić smarkaczowi do rozumu i wytłumaczyć, że jest już dorosły i pora nauczyć się brać za siebie odpowiedzialność. Ty i matka ciągle go rozpieszczacie jak bobasa! – warknął.

Nasz wspólny znajomy postanowił zgrywać opiekuna i nauczyciela w jednej osobie!

– Tak sobie myślę, że w pewnym sensie moja rodzina też trochę cię rozpieszcza – puściły mi nerwy. – Naprawdę sądzisz, że stać by cię było na taką kwaterę, jaką masz u mojej starej bez opłat? Przecież opłacamy tylko rachunki! Nie wypominam ci niczego, ale sam widzisz, że też korzystasz ze wsparcia bliskich, więc daruj sobie takie teksty, okej?

Oczywiście mój małżonek był wściekły jak osa. Zarzucił mi kompletny brak poszanowania jego zdania. Zupełnie nie pojmował, jak mogłam zlekceważyć to, czego mi zabronił i postąpić po swojemu. W jego oczach okazałam się totalnie nielojalna!

– A ty to niby lojalny jesteś? Oceniasz innych, a sam masz podwójne standardy – wypaliłam prosto z mostu. – Zabierasz się za wychowywanie mojego braciszka? Lepiej poświęć czas naszym pociechom, które widują tatę tylko w sobotę i niedzielę!

No i efekt taki, że mój ślubny nie raczył się odezwać już dwa dni z rzędu. Czy ja naprawdę aż tak nabroiłam?

Reklama

Marlena, 32 lata

Reklama
Reklama
Reklama