„Mąż brykał z panienkami, a potem wracał z podkulonym ogonem. Myślałam, że to z miłości, a darmozjad liczył na coś innego”
„Kilka dni później natrafiłam na coś, co mnie zmroziło. Cała układanka zaczęła się składać. Kwiaty, kolacje, romantyczne gesty – wszystko nabierało sensu”.
- Redakcja
Siedziałam na podłodze mojej ciasnej kawalerki, sortując stare zdjęcia. Zatrzymałam się na jednym: ja i Kamil, na schodach luksusowego hotelu, oboje uśmiechnięci, elegancko ubrani. Byłam wtedy przekonana, że jestem dla niego wszystkim. Dziś te wspomnienia wydawały się odległe. Nasze życie skończyło się w chwili, gdy na ekranie jego telefonu pojawił się ten SMS. „Kochanie, tęsknię”. Zobaczyłam go przypadkiem, ale był jak zimny prysznic. Przez kilka dni próbowałam udawać, że nic się nie stało, a potem spakowałam swoje rzeczy i wyprowadziłam się z domu. Zostawiłam Kamila i jego świat, w którym nigdy nie byłam do końca mile widziana.
– Myślisz, że żałuje? – zapytałam najlepszą przyjaciółkę, ale Zuzia tylko spojrzała na mnie uważnie.
– Kamil to egocentryczny narcyz, który nigdy cię nie doceniał. Powinnaś być z siebie dumna, że odeszłaś, a nie wracać myślami do przeszłości.
– Masz rację, ale czasem tęsknię za tym, co mieliśmy... na początku. Wiesz, zanim wszystko się posypało.
– Przestań. To były złudzenia, a teraz masz coś lepszego. Święty spokój. Nie zepsuj tego.
Wiedziałam, że Zuzanna mówiła z troski, ale wewnętrzny głos, który wciąż mnie dręczył i nie dawał za wygraną.
W moim sercu coś drgnęło
To był jeden z tych wieczorów, kiedy cisza jest przytłaczająca. Deszcz bębnił o parapet, a ja rozważałam, czy zjeść kolację, czy od razu położyć się spać, kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Spojrzałam przez wizjer i zamarłam. Kamil. Stał tam z bukietem białych róż i tą pewnością siebie, która kiedyś mnie uwodziła, a dziś tylko irytowała. Otworzyłam drzwi, nie mogąc ukryć zdziwienia.
– Kamil? Co ty tutaj robisz?
– Wiem, że nie powinienem, ale... musiałem cię zobaczyć. Mogę wejść?
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Zapach jego drogich perfum szybko wypełnił kawalerkę.
– Nie będę cię męczył długimi przemowami – zaczął, siadając na kanapie, jakby nigdy się stąd nie wyprowadził. – Zawaliłem. Wiem to. Ale zrozumiałem, ile straciłem i chcę to naprawić.
Patrzyłam na niego z niedowierzaniem.
– Naprawdę? A co sprawiło, że nagle to zauważyłeś? Samotne wieczory w pustym mieszkaniu? – zapytałam chłodno.
Westchnął, opuszczając wzrok.
– Może. Ale to nie zmienia faktu, że... nadal cię kocham.
Kiedyś marzyłam, by usłyszeć te słowa, ale teraz wydawały się obce.
– Nie wiem, czy ci wierzę.
– Daj mi szansę. Pokażę ci, że się zmieniłem.
Nie odpowiedziałam, ale w moim sercu coś drgnęło.
Nie kryłam złości
Kilka dni później natrafiłam na coś, co mnie zmroziło. Kopia testamentu Jana, mojego teścia. Czytałam go z niedowierzaniem: główna część majątku miała przejść na Kamila, ale tylko pod warunkiem, że będzie w trwałym związku małżeńskim przez minimum 15 lat. Brakowało nam dwóch do spełnienia warunków. Cała układanka zaczęła się składać. Kwiaty, kolacje, romantyczne gesty – wszystko nabierało sensu. Rozmawiając z Zuzią, nie kryłam złości.
– A więc to o to chodziło! Nie o mnie, tylko o pieniądze.
– To podobne do Kamila – przyznała Zuzanna z gorzkim uśmiechem. – Pytanie, co zamierzasz z tym zrobić?
Siedziałam w kawiarni, czując ciężar tej decyzji.
Coś we mnie pękło
Kiedy Kamil przyszedł kolejny raz, czekała go niespodzianka.
– Wiem o testamencie – powiedziałam, kładąc dokument na stole.
Zbladł, widząc papier.
– To nie tak, jak myślisz...
– Więc jak? Powiedz mi, co naprawdę cię tu sprowadziło. Ja czy te miliony?
Nie odpowiedział od razu, co było odpowiedzią samą w sobie.
– Naprawdę cię kocham. Ale tak, testament także przyczynił się do tego, że zrozumiałem, jaki błąd popełniłem, dając ci odejść.
Poczułam, jak coś we mnie pękło.
– Wiesz co? Może i mogę ci dać szansę. Ale na moich warunkach.
Próbowałam być idealną żoną
Bez umowy notarialnej nie było mowy o moim powrocie. Kamil zgodził się na wszystko – być może z miłości, być może z desperacji. Nasze „nowe” wspólne życie przypominało zawieszenie w próżni. Mimo że Kamil starał się, a gesty miłości i oddania stały się częścią naszej codzienności, czułam, że to wszystko ma drugie dno. Jego spojrzenie, które dawniej rozgrzewało mnie do czerwoności, teraz wzbudzało we mnie podejrzliwość. Kiedyś umiałam mu ufać, teraz widziałam w nim tylko manipulanta. Pewnego wieczoru, gdy siedzieliśmy przy winie, a światło lampy rzucało ciepły blask na naszą kuchnię, zdecydowałam się na bezpośredni atak.
– Czy ty naprawdę jesteś szczęśliwy? – zapytałam nagle.
Uniósł głowę znad kieliszka, zaskoczony.
– Skąd to pytanie?
– Bo czasami czuję, że tkwimy w jakimś teatrze. Ty grasz rolę idealnego męża, ja próbuję być idealną żoną, a w tle stoi ten testament. Może oboje udajemy?
Przez chwilę nie odpowiadał. W końcu westchnął i odstawił kieliszek.
– Nie udaję. Chciałem znowu być z tobą. Ale... nie potrafię cofnąć czasu.
Jego słowa uderzyły mnie mocniej, niż się spodziewałam. Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy.
– Może to nie kwestia cofania czasu – powiedziałam w końcu. – Może po prostu zrozumieliśmy, że to, co mieliśmy, już nie wróci.
Kamil pokiwał głową, ale nie odezwał się więcej.
Moje serce zamarło
Kolejne dni były podobne – puste. Nasze rozmowy ograniczały się do wymiany zdań o pracy, zakupach, pogodzeniu codziennych spraw. W międzyczasie pieniądze z testamentu zaczęły zmieniać nasz życie. Kamil kupił nowy samochód, luksusowe meble, zaczął inwestować w firmy, o których wcześniej nawet nie wiedział. A ja? Byłam świadkiem jego nowych sukcesów, ale nie częścią jego świata.
– Może powinnaś wrócić do pracy? – zaproponował pewnego wieczoru, kiedy podzielił się wiadomością o kolejnym udanym interesie.
– Może – odpowiedziałam chłodno.
Punktem zwrotnym okazał się wieczór, kiedy przypadkiem usłyszałam jego rozmowę telefoniczną.
– Tak, teraz jest łatwiej. Wszystko zaczyna się układać... – mówił, ściszając głos.
Moje serce zamarło. Nie chciałam podsłuchiwać, ale nie mogłam się powstrzymać.
– Nie martw się, wszystko idzie zgodnie z planem.
„Zgodnie z planem” To stwierdzenie dudniło mi w głowie.
Nie jestem pionkiem w cudzej grze
Decyzję podjęłam kilka dni później. Spakowałam walizkę i napisałam list, który zostawiłam na kuchennym stole.
„Myślałam, że mogę w to uwierzyć. Że naprawdę cię kocham, a ty kochasz mnie. Ale to nie miłość – to układ. Wzięłam swoją część tego, co mi się należy, i odchodzę. Żyj tak, jak chcesz, ale beze mnie. Ula”.
Wyszłam wcześnie rano, zanim zdążył wstać. Moje kroki odbijały się echem w pustej klatce schodowej, a serce biło mi tak mocno, jakby chciało wyrwać się z piersi. Przez kolejne dni Kamil dzwonił. Zostawiał wiadomości, w których próbował mnie przekonać, bym wróciła. Nigdy jednak nie przeprosił ani nie przyznał, że jego motywacje mogły być inne, niż próbował mi wmówić. Wiedziałam, że już nigdy do niego nie wrócę. Może naprawdę próbował mnie kochać, ale miłość, która opiera się na manipulacji i interesach, nie ma prawa przetrwać.
Nowe mieszkanie było małe, ale przytulne. Kupiłam je za pieniądze, które przypadły mi po rozwodzie. Zrozumiałam też, że nie muszę nikogo udawać ani spełniać niczyich oczekiwań. Nie muszę już być pionkiem w cudzej grze. Czy byłam szczęśliwsza? Tak, bo po raz pierwszy od dawna czułam, że żyję według własnych zasad.
Urszula, 39 lat