„Mąż był czuły, gdy zarabiałam mniej od niego. Mój awans uraził jego męskie ego i pokazał prawdziwą twarz”
„Zaczęło się od kilku kampanii, potem przyszły nagrody, w końcu awans. I wyższa pensja, o której Tomek długo nawet nie chciał słyszeć. Coraz mniej pytał, coraz rzadziej się śmiał. Jeszcze wtedy myślałam, że to chwilowe. Że może się pogubił. Nie wiedziałam, że jego zazdrość będzie początkiem końca”.

- Redakcja
Z Tomkiem poznaliśmy się na ostatnim roku studiów. Był wtedy pełen życia, spontaniczny, miał szalone pomysły, które sprawiały, że świat wydawał się mniej przytłaczający. Ja – uporządkowana, ambitna, wiecznie z kalendarzem w ręku. Przy nim uczyłam się odpuszczać. On przy mnie – planować. Przez lata tworzyliśmy drużynę, której zazdrościli znajomi. Wspólne mieszkanie, śluby przyjaciół, pierwsze kredyty, spacery z psem o świcie. Żyliśmy normalnie, aż zaczęłam piąć się w górę.
Zaczęło się od kilku kampanii, potem przyszły nagrody, w końcu awans. I wyższa pensja, o której Tomek długo nawet nie chciał słyszeć. „Super, gratuluję” – powiedział, całując mnie w czoło, ale w jego oczach nie było radości. Zamiast tego – chłód. Coraz mniej pytał, coraz rzadziej się śmiał. Kiedyś świętowaliśmy każdy mały sukces, teraz moje osiągnięcia stały się tabu. Czymś, o czym nie wypada głośno mówić. Jeszcze wtedy myślałam, że to chwilowe. Że może się pogubił. Nie wiedziałam, że jego zazdrość będzie początkiem końca.
Oddaliśmy się od siebie
– Serio? Całą imprezę siedzisz w kącie i się nie odzywasz, a teraz jeszcze masz do mnie pretensje? – rzuciłam, zatrzaskując za sobą drzwi mieszkania.
Tomek zdjął kurtkę bez słowa. Buty kopnął niedbale pod ścianę.
– Nie pasuję tam – powiedział cicho. – To nie mój świat, Julka.
– Ale to przecież tylko kolacja firmowa! Moja praca! Mój zespół! – uniosłam głos, nie mogąc uwierzyć, że znowu to samo. – Dlaczego zawsze musisz psuć moje dobre chwile? Muszę ci się tłumaczyć z każdego sukcesu!
– Bo to już nie jest nasze życie. Tylko twoje show. Ty i twoje reklamy, twoje nagrody, twoi ludzie. Ja jestem tylko dodatkiem.
Zatkało mnie. Przez sekundę poczułam, jak coś się we mnie zapada.
– To nie fair, Tomek. Nigdy nie wyciągałam ci twojej pracy. Nigdy nie mówiłam, że jesteś „dodatkiem”.
– Bo ja nigdy nie byłem zagrożeniem.
Zrobiło się cicho. W pokoju pachniało jeszcze winem i perfumami z wieczoru, ale atmosfera była gęsta jak przed burzą.
– Kiedyś czekałaś, aż wrócę z pracy. Pytałaś, jak mi minął dzień. A teraz?
– A teraz wracam później i jestem zmęczona, bo próbuję udźwignąć to wszystko! – krzyknęłam. – Próbuję być kimś, a nie tylko twoją żoną.
Patrzył na mnie, jakby mnie nie znał. Jakbym naprawdę przestała być jego Julią. Zastanawiałam się, kiedy dokładnie przestał mnie wspierać. Czy to zaczęło się, gdy pierwszy raz pochwaliłam się premią? Czy gdy Marta zaczęła zapraszać mnie na spotkania, na które on nie był już zapraszany jako „plus jeden”?
Chciałam, żeby mnie szanował
– On ci po prostu zazdrości – stwierdziła Kasia, siorbiąc kawę przez papierową słomkę. Siedziałyśmy w naszej ulubionej kawiarni, a ja czułam, jak wszystko we mnie drży.
– Ale przecież to wciąż mój Tomek… Razem wszystko budowaliśmy.
– No właśnie. Razem. A teraz masz wrażenie, że ciągniesz to sama?
Pokiwałam głową. Była jedyną osobą, której mówiłam wszystko bez filtra.
– On się oddala. I nie chodzi tylko o seks, chociaż… tego prawie już nie ma. Ale nawet nie rozmawiamy. Milczy. Patrzy na mnie jak na rywalkę.
– Może się boi, że już go nie potrzebujesz?
– Ale ja chcę go potrzebować – powiedziałam niemal z desperacją. – Chcę, żeby był przy mnie. Ale nie za cenę rezygnowania z siebie.
Kasia przyjrzała mi się uważnie.
– Czy ty go jeszcze kochasz, czy boisz się być sama?
Zamarłam. To pytanie przeszyło mnie jak zimny prąd.
– Chcę tylko, żeby mnie szanował – odpowiedziałam po chwili. – Żeby nie karał mnie za to, że mi się udało.
– Może on nie potrafi znieść twojej siły, Julka. Niektórzy faceci wolą, gdy kobieta stoi pół kroku za nimi. A ty… Ty idziesz sama. I nie oglądasz się za siebie.
Nie odpowiedziałam. Wpatrywałam się w kropelki kawy na ściance kubka i myślałam, jak to możliwe, że ktoś, kto był moim oparciem, nagle sam potrzebuje podpórki, a ja nie wiem, czy chcę być tą, która go utrzyma.
Nie mogłam w to uwierzyć
Zmywałam naczynia, kiedy wszedł do kuchni. Bez słowa, bez spojrzenia. Czułam, że coś się święci, ale nie byłam gotowa na to, co powiedział.
– Nie potrafię już z tobą być. Chcę rozwodu.
Odwróciłam się powoli, trzymając jeszcze mokrą szklankę w dłoni.
– Przepraszam, co?
– Próbowałem. Ale czuję się… jak lokator w twoim świecie. Już tu nie pasuję.
– Bo zarabiam więcej? Bo nie potrzebuję cię finansowo?
– Bo wszystko kręci się wokół ciebie. Twojej pracy. Twoich problemów. Twoich planów.
Zamknęłam zmywarkę z trzaskiem.
– A ty co robisz? Siedzisz w kącie i liczysz, kto ile wnosi do budżetu? To ma być miłość?
– Nie umiem z tobą już żyć. Nie przy tobie. Nie przy takiej tobie.
– Jakiej mnie? Silnej? Niezależnej?
– Obcej.
Wbiło mnie w podłogę. Próbowałam coś powiedzieć, ale głos uwiązł mi w gardle. Tyle razy wyobrażałam sobie, że coś się zmieni. Że się ogarnie. Że pogadamy. Że terapia. Ale rozwód?
– To wszystko, co masz mi do powiedzenia?
– Przepraszam. Dobrze ci życzę. Ale ja się w tym pogubiłem.
Nie płakałam. Jeszcze nie. Stałam tylko, jakby czas się zatrzymał. Patrzyłam na niego i czułam, że właśnie kończy się coś, co długo udawało, że jeszcze istnieje.
Może jednak się zmieniłam
Marta zauważyła moje spojrzenie w odbiciu lustra w toalecie restauracyjnej, gdzie firma świętowała kolejny sukces kampanii.
– Dobra mina do złej gry – rzuciła półgłosem, wycierając ręce papierowym ręcznikiem.
Zdobyłam się jedynie na wymuszony uśmiech.
– Aż tak widać?
– Tylko jak się wie, na co się patrzy. Chcesz pogadać?
Wyszłyśmy tylnym wyjściem na mały taras, gdzie nikt nie zaglądał. Paliła cienkiego papierosa, ja wpatrywałam się w widok miasta.
– Tomek chce rozwodu – powiedziałam w końcu. – Mówi, że już nie potrafi ze mną być. Bo się zmieniłam.
Marta skinęła głową, jakby skądś to znała.
– Po moim pierwszym awansie mąż przestał mnie dotykać. Po drugim przestał mówić. A po trzecim… spakował się, zanim wróciłam z konferencji w Berlinie.
Spojrzałam na nią z niedowierzaniem.
– Ty?
– Tak. Ja. Bo silna nie znaczy niezniszczalna, ale… wielu tego nie rozumie.
– A jeśli to ja już nie potrafię być z nim?
– To znaczy, że dorosłaś do tego, żeby być sobą. I że może już nie warto trzymać się tego, co boli, tylko dlatego, że kiedyś było piękne.
Zaciągnęła się i wypuściła dym w ciemność. A ja po raz pierwszy poczułam, że to nie wstyd iść dalej, nawet jeśli zostawia się za sobą wszystko, co kiedyś wydawało się całym światem.
To był koniec
Usiedliśmy naprzeciw siebie w salonie. Bez wina, bez muzyki, bez złudzeń. Tylko cisza i dźwięk zegara, który odliczał ostatnie minuty naszego małżeństwa.
– Nie chcę się kłócić – powiedział cicho Tomek. – Chcę tylko, żebyśmy… domknęli to jak ludzie.
– Nie musisz być taki oficjalny. Po tylu latach nie jesteśmy już sobie nawet choć trochę bliscy?
– Jesteśmy. Dlatego właśnie muszę ci to powiedzieć.
Spojrzałam na niego, zmęczonego, trochę starszego niż kilka miesięcy temu.
– Może gdybyś została tą Julią sprzed awansu… – zaczął.
– Ale ja nie chcę być tą Julią sprzed awansu – przerwałam mu. – Może i tamta Julia cię kochała, ale ona za często przepraszała. Za ambicję, za sukcesy, za to, że chciała więcej.
– A ja kochałem cię za to, że byłaś blisko. Teraz jesteś… gdzieś indziej. W innym świecie.
– Może po prostu to ty stoisz w miejscu – odpowiedziałam łagodnie.
Milczeliśmy chwilę. Potem podał mi rękę. Uścisk był długi, jakbyśmy oboje żegnali kogoś, kogo już nie ma.
– Dziękuję ci za te lata – powiedział. – I za to, że nauczyłaś mnie więcej, niż sam chciałem się nauczyć.
– A ja dziękuję, że byłeś moim początkiem.
Nie było dramatów. Ani płaczu. Tylko pustka i spokój. Cichy koniec czegoś, co kiedyś wydawało się niezniszczalne.
Nie dam sobie podciąć skrzydeł
Nowe mieszkanie pachniało farbą i samotnością. Kartony stały nierozpakowane, jakby bały się oswoić przestrzeń, która jeszcze nie była domem. Usiadłam na podłodze z kubkiem herbaty i patrzyłam w okno. Bloki naprzeciw wyglądały jak nieruchome świadectwo wszystkich tych żyć, które toczyły się obok mnie – zwyczajnych, poskładanych, nie do końca szczęśliwych, ale też niezupełnie złamanych.
Nie płakałam. Przeszłam przez fazę łez, wściekłości, prób zrozumienia. Teraz była cisza. I myśl, że może nie wszystko trzeba rozumieć do końca, żeby móc pójść dalej.
Czasem łapię się na tym, że słyszę jego głos w głowie. „Może gdybyś została tą Julią sprzed awansu…”. Ale wiem, że to już nie ja. I że nie chcę nią być. Bo ta nowa Julia ma w sobie odwagę, żeby żyć według własnych zasad. I choć czasem budzi się sama, nie boi się tego poranka.
Nie wiem, co dalej. Nie wiem, czy znów komuś zaufam. Ale wiem jedno – już nigdy nie będę przepraszać za to, że jestem ambitna, że chcę więcej, że się rozwijam.
Bo jeśli ktoś naprawdę kocha, to nie podcina skrzydeł.
Julia, 31 lat
Czytaj także:
- „Od 10 lat udaję, że nie widzę romansów mojego męża. Wolę być zdradzaną żoną niż samotną matką z kredytem na głowie”
- „Mąż miał przyjechać z Norwegii na pierwszą komunię syna. Po tym, co zrobił, może już nigdy nie wracać do Polski”
- „Syn wył z wściekłości, gdy na komunię babcia dała mu Biblię. Dostał jednak lekcję życia, którą bardzo długo popamięta”