„Poderwałam szefa mojego męża, bo chciałam faceta z klasą i kasą. Już byłabym na szczycie, gdyby nie to jedno zdanie”
„Zawsze chciałam czegoś więcej. Ambicji, rozwoju, adrenaliny. Siedzę wieczorami na kanapie, przeglądając profile i patrzę na kobiety, które robią kariery, prowadzą swoje firmy. A ja? Utknęłam w marketingu w średniej firmie, w małżeństwie bez iskry, w życiu, które wydaje się nijakie”.

- Redakcja
Mówią, że szczęśliwe kobiety nie zdradzają. Ale co, jeśli szczęście to tylko iluzja, którą same sobie wmawiamy, żeby jakoś przetrwać dzień? Jestem żoną dobrego człowieka, przynajmniej na papierze. Marek, mój mąż, to typ faceta, którego każda matka życzyłaby swojej córce. Jest pracowity, spokojny, wierny. Kocha mnie od lat i, co gorsza, chyba naprawdę wierzy, że to wystarczy, by nasze małżeństwo przetrwało. Ale mnie od dawna coś uwiera. Nie wiem, czy to rutyna, czy może fakt, że nasze rozmowy ograniczają się do: „co na obiad?” i „gdzie są moje skarpety?”. Żadnych emocji, żadnej pasji, żadnych uniesień. Marek żyje jakby obok mnie, zadowolony z byle czego, jakby już dawno przestał marzyć.
Ja nie potrafię tak żyć. Zawsze chciałam czegoś więcej. Ambicji, rozwoju, adrenaliny. Siedzę wieczorami na kanapie, przeglądając profile i patrzę na kobiety, które robią kariery, jeżdżą na konferencje, prowadzą swoje firmy. A ja? Utknęłam w marketingu w średniej firmie, w małżeństwie bez iskry, w życiu, które wydaje się... nijakie.
– Ty chyba za dużo oczekujesz – powiedziała mi ostatnio Agnieszka, moja przyjaciółka, gdy żaliłam się jej przy winie.
– Czy ja wiem? – skrzywiłam się. – Chciałabym po prostu poczuć, że żyję. A nie tylko egzystuję.
– Marek to dobry facet, Iwona. Takich już nie robią.
– Ale czy dobry to znaczy wystarczający? – zapytałam, nie oczekując odpowiedzi.
Agnieszka tylko wzruszyła ramionami i nalała nam drugą lampkę wina. Nie wiem, czy to moje ambicje mnie wykończą, czy po prostu... brak miłości. Ale wtedy jeszcze nie wiedziałam, że pewnego dnia spotkam mężczyznę, który sprawi, że zrobię coś, czego sama bym się po sobie nie spodziewała. Mężczyznę, który będzie miał wszystko to, czego Marek nigdy nie miał. Pewność siebie, charyzmę… władzę. Nie wiedziałam tylko, że ten mężczyzna będzie moim największym błędem. I że zabierze mi więcej, niż da.
Patrzył mi prosto w oczy
– Iwona, poznaj Michała. Mój szef. Michał, to moja żona – Marek uśmiechnął się z tym swoim typowym, lekko zawstydzonym wyrazem twarzy.
Wyciągnęłam rękę, a mężczyzna naprzeciwko mnie chwycił ją pewnym, mocnym uściskiem. Patrzył mi prosto w oczy, tak jakby znał mnie od lat. Nie uśmiechał się przesadnie – bardziej obserwował. Było w tym spojrzeniu coś dominującego. I dziwnie elektryzującego.
– Miło mi. Marek dużo mi o pani opowiadał – powiedział. Ale nie brzmiało to jak standardowy frazes.
Michał był dokładnym przeciwieństwem Marka. Postawny, z klasą, drogi zegarek błyszczał mu na nadgarstku, a garnitur leżał na nim tak, jakby urodził się w nim. Nie udawał, że jest skromny. Przeciwnie – był świadomy własnej pozycji. I ewidentnie czerpał z tego satysfakcję. Na firmowym bankiecie czułam się, jakbym nagle wpadła do innego świata. Wokół rozmowy o strategiach, inwestycjach, wyjazdach na Maltę i do Dubaju. Marek znikał w tłumie – cichy, z boku. A Michał? Michał był centrum.
Zamieniliśmy kilka uprzejmych zdań o pogodzie, winie i o tym, że kiepska muzyka, ale dobre jedzenie. Ale te rozmowy miały drugie dno. On bawił się słowami. Każda jego odpowiedź brzmiała jak zaproszenie do kolejnej. I każda z moich brzmiała jak zgoda. Marek wrócił z tacą i nawet nie zauważył, że jego szef właśnie flirtuje z jego żoną. Tylko że... ja też zauważyłam to dopiero, kiedy wróciliśmy do domu, a ja... nie mogłam przestać o tym myśleć.
Michał był jak ogień
– W czwartek o siedemnastej. Pokój 308, hotel Bristol. Michał – brzmiała wiadomość, którą dostałam dzień wcześniej.
Serce zabiło mi szybciej. Otwierałam ją chyba z pięć razy. Kasowałam. I znowu czytałam. Nie odpisałam. Ale w czwartek, punkt siedemnasta, nacisnęłam klamkę pokoju 308. Nie zdążył nic powiedzieć, gdy tylko mnie zobaczył. Po prostu podszedł i pocałował. Mocno. Tak, jakby miał pewność, że tego właśnie chcę. Może miał rację. Może tego właśnie potrzebowałam.
Zaczęliśmy spotykać się regularnie. Hotele, rzadko jego mieszkanie, nigdy moje. Wszystko pod kontrolą. Seks, rozmowy o ambicjach, władzy, życiu, którego Marek nie rozumiał. Michał był jak ogień. Bezwzględny. Fascynujący. Nie dawał mi miłości – dawał uwagę. A ja byłam jej głodna. Z Markiem mijaliśmy się jak cienie. Pytał:
– Wszystko w porządku?
– Tak, tylko jestem zmęczona – kłamałam.
Patrzył na mnie dłużej niż zwykle, jakby coś przeczuwał. Ale nic nie mówił. Czułam się rozdarta. W dzień byłam żoną, wieczorem – kochanką. Zaczęłam kłamać coraz częściej. Praca, koleżanki, projekt, wyjazd służbowy. Marek kiwał głową, ale jego oczy mówiły: „Nie wierzę ci”. Michał był coraz śmielszy. Coraz bardziej pewny siebie. Coraz bardziej mnie wciągał. Nie zauważyłam, że w tej grze ktoś może sporo stracić. A tym kimś wcale nie musiałam być ja.
Marek został na lodzie
Marek wrócił do domu wcześniej niż zwykle. Drzwi zamknęły się ciężko, bez pośpiechu. Zrzucił kurtkę i przez chwilę po prostu stał w przedpokoju, patrząc na mnie.
– Michał mnie zwolnił – powiedział cicho.
Zamarłam. Z ręki wypadła mi łyżeczka, którą mieszałam herbatę. Powoli podniosłam wzrok. Twarz Marka była blada, jakby zobaczył ducha.
– Co?
– Wezwał mnie dziś do gabinetu. Powiedział, że nasza... „sytuacja” to konflikt interesów. Że nie może sobie pozwolić na skandale. Że muszę odejść – jego głos był coraz bardziej szorstki.
Milczałam.
– Iwona, możesz mi powiedzieć, co on dokładnie miał na myśli? – spojrzał mi prosto w oczy. – Co cię łączy z Michałem?
Zacisnęłam dłonie. Chciałam coś powiedzieć, cokolwiek. Że to nic nie znaczyło. Że to się skończyło. Ale żadne słowo nie przechodziło mi przez gardło.
– Powiedz mi, że nie. Powiedz mi, że on się myli – prosił, niemal szeptem.
Zacisnęłam usta. I wtedy on zrozumiał. Wszystko. Odsunął się, jakby go poparzyło.
– Z nim? Z moim szefem? – wycedził. – Spałaś z nim?
– Marek...
– Ile razy? – jego głos pękał. – I od kiedy?
Nie odpowiedziałam. To była najgorsza cisza w moim życiu.
– Nie straciłem tylko pracy. Straciłem ciebie, zanim cokolwiek się zaczęło – powiedział cicho. Potem odwrócił się i wyszedł. Nie zatrzymałam go. Nie miałam prawa.
Zostawił mnie z pustką
Mieszkanie było zbyt ciche. Zbyt czyste. Bez jego kubka przy zlewie, bez jego porozrzucanych skarpet. Marek wyprowadził się trzy dni po tamtej rozmowie. Nie krzyczał. Nie wyzywał. Po prostu spakował swoje rzeczy i wyszedł, zamykając za sobą coś więcej niż drzwi. Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Michał nie odbierał. Nie odpisywał. W pracy mówiono, że wyjechał służbowo. Zostawił mnie z pustką i echem własnych decyzji. W końcu zebrałam się i zadzwoniłam. Odebrał po trzecim sygnale.
– Michał? Potrzebuję z tobą porozmawiać.
– Iwona... – westchnął. – To nie jest dobry moment.
– Nie znikaj teraz. Nie możesz tak po prostu...
– Zawsze wiedziałaś, że to nie jest na zawsze – przerwał mi. – Mamy za dużo do stracenia. Ja mam.
– Więc to koniec?
– To był tylko romans, Iwona. Nic więcej. Myślałem, że to było jasne od początku.
Zamilkłam. Czułam, jakby słowa wbiły się gdzieś głęboko i zostały.
– Ale ja... straciłam męża. On wie.
– Wiesz, co było największym błędem? Że nie zachowałaś tego w tajemnicy. Teraz mamy burdel i konsekwencje. Muszę myśleć o firmie. Ty powinnaś pomyśleć o sobie.
– Myślałam, że coś dla ciebie znaczę.
– Nie komplikuj, Iwona – odparł chłodno. – Do zobaczenia... albo i nie.
Rozłączył się. Zostałam sama. Bez Marka. Bez Michała. Z gorzkim smakiem w ustach i pytaniem, które nie dawało mi spokoju, czy to wszystko było tego warte?
Mogłam tylko przeprosić
Czekał już przy stoliku. Ta sama kawiarnia, do której kiedyś chodziliśmy w soboty – wtedy, gdy jeszcze potrafiliśmy rozmawiać bez napięcia. Marek był inny. Ubrany prosto, zwyczajnie. Ale coś w jego oczach pękło. Uśmiechnął się blado, bez ciepła.
– Dziękuję, że przyszedłeś – zaczęłam, siadając naprzeciwko. – Musiałam cię zobaczyć.
– Mów – powiedział, unikając mojego wzroku.
– Przepraszam – wykrztusiłam. – Za wszystko. Za to, że... że cię zdradziłam. Że cię zawiodłam.
Nie odpowiedział. Patrzył przez okno, jakby gdzieś daleko szukał odpowiedzi.
– Marek, ja... nie wiem, dlaczego to zrobiłam. Czułam się pusta, niewidzialna. I Michał...
– Wiem, co zrobił Michał – przerwał. – Nie chcę o nim rozmawiać. On mnie nie obchodzi.
Spojrzał na mnie w końcu. Oczy miał suche, ale głos miał zmęczony.
– Nie przyszłaś przeprosić. Przyszłaś, bo jesteś sama. I boisz się, że to koniec.
– A nie jest?
Milczał chwilę.
– Nie straciłem tylko pracy. Straciłem ciebie... dużo wcześniej, zanim dowiedziałem się o tym wszystkim. I nawet nie zauważyłem kiedy – dodał cicho.
– Nie proszę cię, żebyś mi wybaczył. Wiem, że nie mogę tego naprawić. Ale chciałam, żebyś wiedział, że żałuję.
– To dobrze – powiedział spokojnie. – Ale to nic nie zmienia.
Wstał. Podał mi rękę. Bez czułości, bez złudzeń. I wyszedł. A ja już wiedziałam, że pewnych mostów nie da się odbudować.
Iwona, 35 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Sekretarka wydzwaniała do męża o dziwnych porach, a powód był szokujący. Wcale nie chodziło o pracę”
- „Mąż coraz częściej chodził pomagać sąsiadce. Z czasem zaczęłam czuć, że to coś więcej niż zwykła przysługa”
- „Wszystko w domu jest na mojej głowie, a mąż mówi, że to mój obowiązek, bo jestem kobietą. Nie będę już jego służącą”