Reklama

Nazywam się Natalia. Mam trzydzieści dwa lata, cudownego sześcioletniego synka i... męża, którego już chyba nie znam. Krzysiek był kiedyś moim światem. Poznaliśmy się na studiach – ja studiowałam pedagogikę, on był już po inżynierii. Zakochaliśmy się w sobie od pierwszego wejrzenia. Przynajmniej ja się zakochałam. Wierzyłam, że to na zawsze. Że będziemy rodziną – taką jak z moich marzeń.

Reklama

Po ślubie często uciekaliśmy z miasta do domku w lesie. To był nasz azyl. Tam zaczęło się nasze życie we dwoje – najpierw w śpiworach, później z pierwszym meblem, aż w końcu stał się to nasz drugi dom. Tam zaszłam w ciążę. Tam płakałam po stracie pracy. Tam przy ognisku snuliśmy plany, że może jeszcze drugie dziecko? Że może w przyszłości na emeryturze zamieszkamy tam na stałe?

Ale coś się zmieniło. Krzysiek zaczął coraz częściej jeździć tam sam. Tłumaczył to „potrzebą wyciszenia”, „stresem w pracy”, „brakiem przestrzeni”. A ja? Zostawałam z synkiem, z codziennym chaosem, pracą zdalną, przedszkolem i obiadem na szybko. Tęskniłam. Pytałam. On zbywał. Tym razem powiedziałam – dosyć. Mama zgodziła się zająć Maćkiem. A ja postanowiłam, że pojadę z Krzyśkiem. Wbrew niemu, bo nie był zachwycony. Powiedział, że miał inne plany. Ale nie obchodziło mnie to.

– Mamo, nie wiem... coś mi nie gra. On się dziwnie zachowuje. Jakby coś przede mną ukrywał – westchnęłam, pakując torbę.

– Jedź, dziecko. Czasem trzeba zobaczyć prawdę, nawet jeśli boli – mama spojrzała na mnie tym swoim spojrzeniem, w którym zawsze było więcej mądrości niż słów.

W drodze Krzysiek był milczący. Ręce trzymał kurczowo na kierownicy, patrzył przed siebie i nie zadawał żadnych pytań. Ja też milczałam, ale wewnątrz wszystko we mnie krzyczało.

– Czemu nic nie mówisz? – zapytałam cicho.

– Bo nie wiem, co miałbym powiedzieć – rzucił twardo i włączył radio.

Wiedziałam, że coś się wydarzy. Czułam to w każdej kości.

Na leśnej polanie

Dojechaliśmy wieczorem. Las pachniał mokrym mchem, ognisko jeszcze nie było rozpalone, a Krzysiek nerwowo grzebał przy zamku, jakby chciał jak najszybciej zniknąć w środku.

– Weź torby, ja muszę do toalety – rzucił przez ramię i zniknął za drzwiami.

Wnętrze domku nie zmieniło się. Te same skrzypiące deski, ta sama zasłona z jeleniem nad łóżkiem. I tylko coś w powietrzu było inne. Jakby ślady czyjejś obecności. Może perfumy? Albo tylko moja wyobraźnia? Rano obudził mnie odgłos zamykanych drzwi. Spojrzałam na zegarek – siódma trzydzieści. Krzyśka już nie było. Zostawił tylko kartkę: „Poszedłem się przejść. Nie czekaj z kawą”.

Zrobiłam tę kawę. Ale nie mogłam usiedzieć w miejscu. Wzięłam polar, założyłam buty i ruszyłam w stronę ścieżki, którą zwykle chodził na spacery. Po drodze mijałam omszałe drzewa, ślady saren i rozdeptane liście. Czułam jak żołądek zaciska się coraz bardziej. I wtedy to zobaczyłam. Polana. Nasza polana. Tam, gdzie pierwszy raz kochałam się z Krzyśkiem pod gołym niebem. A teraz... teraz on tam był z inną kobietą. Jego ręce spoczywały na jej biodrach. Ich ruchy były zbyt oczywiste, zbyt bezwstydne.

– Nie... nie... – wyszeptałam, ale nogi ruszyły same.

– Krzysiek?! – krzyknęłam, zanosząc się płaczem.

Zerwali się oboje. Ona próbowała zasłonić się kurtką, on w popłochu poprawiał spodnie. Kiedy się odwróciła... zamarłam.

– Magda?! – wyszeptałam, czując jak świat osuwa mi się spod stóp.

Magda. Moja przyjaciółka. Kobieta, z którą wypiłam setki kaw, do której pisałam, gdy byłam w dołku, która znała każdą moją ranę.

– Natalia... To nie jest to… – wydukała.

– A co, do cholery?! – wrzasnęłam, a głos mi się załamał.

Krzysiek stał jak słup soli, tylko spuścił wzrok.

– Wy... wy dwoje... Tutaj... – śmiałam się przez łzy. – Na naszej polanie? Magda, ty... Jak mogłaś?

– Natka, ja... – zaczęła, ale uciekłam.

Uciekałam, jakby od tego zależało moje życie. I może naprawdę zależało.

Konfrontacja

Zamknęłam się w domku i osunęłam na podłogę. Wszystko we mnie drżało – ręce, nogi, serce. Gardło miałam ściśnięte, a łzy cieknące po policzkach zdawały się nie mieć końca. Całe ciało pulsowało jednym, uporczywym pytaniem: Dlaczego? Zadrżałam, gdy drzwi się uchyliły.

– Natalia... – usłyszałam cichy głos Magdy.

Podniosłam się gwałtownie z podłogi i rzuciłam w jej stronę pierwszy kubek, jaki miałam pod ręką.

– Wynoś się! Wynoś się stąd! – wrzeszczałam jak opętana.

– Proszę... musimy porozmawiać – Magda weszła krok do środka, trzymając ręce w górze, jakby to miało mnie udobruchać.

– Ty... byłaś moją przyjaciółką, Magda. Moja przyjaciółka! – krzyczałam, ignorując to, że głos mi się łamał.

– Ja... nie planowaliśmy tego – wyszeptała.

– Nie planowaliście? Serio?! Po prostu się potknęliście i wpadliście sobie w ramiona na mojej polanie?! – syknęłam.

Magda spuściła wzrok, ale nie wyszła. Nie miała w sobie dość godności.

– On był nieszczęśliwy. Mówił, że między wami już nic nie ma... że jesteście tylko dla dziecka... – zaczęła.

– Ty jeszcze będziesz się tłumaczyć, tak?! A co z tym dzieckiem, co? Co z moim dzieckiem, który wierzy, że ma kochających się rodziców?! – uderzyłam dłońmi w stół.

W tym momencie wszedł Krzysiek. Stał w drzwiach jak zbity pies. Twarz miał bladoszarą, oczy podkrążone.

– Natalia... przepraszam – wydukał.

– Nie. Nie mów tu teraz „przepraszam”. Nie teraz – podeszłam do niego. – Dlaczego ona, Krzysiek? Dlaczego akurat ona?

To się... po prostu wydarzyło. – głos miał matowy.

Magda stała z boku, nieruchomo, jakby właśnie dotarło do niej, co zrobiła.

– Wydarzyło się? Jasne. Umizgi na mchu to wypadek. Dziękuję wam obojgu. Serio. Tego mi było trzeba – wyrzuciłam z siebie, patrząc im prosto w twarze. – Wynocha. Oboje. Już. Teraz.

Magda wybiegła pierwsza. Krzysiek zawahał się.

– Natalia...

– Wyjdź, nie chcę cię znać.

Drzwi trzasnęły za nim. I zostałam sama. Wśród ścian nasiąkniętych wspomnieniami, które nagle zaczęły cuchnąć kłamstwem.

Nie zasługujesz na drugą szansę

Nie spałam. Nawet nie próbowałam. Leżałam zawinięta w koc na kanapie, słysząc każde skrzypnięcie drewna, każdy podmuch wiatru za oknem. Noc była lodowata, ale we mnie płonął ogień. Nie tego rodzaju, który daje ciepło – to był ogień furii, żalu, niedowierzania. Krzyśka nie było. Ale rano, tuż po świcie, znów usłyszałam kroki na ganku. Nie miałam siły wstać. Drzwi otworzyły się bez pukania.

– Natalia... proszę, posłuchaj mnie – wszedł Krzysiek, blady, z podkrążonymi oczami, ubrany jak wczoraj.

– Mówiłam ci, że nie chcę cię znać – powiedziałam bez emocji.

– Ja nie chcę tego tak zostawić... Muszę ci coś wyjaśnić – usiadł na brzegu fotela.

Patrzyłam na niego przez chwilę. Mój mąż. Ojciec mojego dziecka. Mężczyzna, którego kochałam od ponad dekady. A teraz obcy człowiek.

– Mów – rzuciłam szorstko.

To trwało kilka miesięcy. Zacząłem od rozmów z nią... o nas. O mnie. Czułem się... niewidzialny w naszym domu – spuścił głowę. – Zajmowałaś się Maćkiem, domem, pracą. Ja... też się czułem sam.

– Ty się czułeś sam?! – wybuchłam. – A ja? Ja się nie czułam samotna, kiedy zostawiałeś mnie w każdy weekend? Tylko że ja nie biegałam z tym do łóżka twojej koleżanki! – głos mi się załamał.

– Wiem, że to, co zrobiłem, jest niewybaczalne. I nie szukam usprawiedliwienia. Ale chciałem ci powiedzieć prawdę.

– Od kiedy to trwa? – zapytałam cicho.

– Od stycznia – wyszeptał. – Spotykaliśmy się tutaj. Kilka razy. Ale nigdy nie planowałem z tobą kończyć. Chciałem... nie wiem, chciałem dwóch światów. I wiem, że to chore.

Pokręciłam głową.

– A nasze dziecko, Krzysiek? Nasze życie? To było mniej ważne od paru weekendów na łonie natury? – zapytałam lodowato.

– Nie. Ale się pogubiłem – powiedział z rozpaczą w głosie. – Nie wiedziałem, jak z tobą rozmawiać. A Magda po prostu słuchała...

– Ja też bym słuchała. Ale musiałbyś do mnie mówić – łzy znowu napłynęły mi do oczu, ale tym razem nie starałam się ich powstrzymywać.

– Proszę, daj mi jeszcze jedną szansę. Dla Maćka. Dla nas.

Wstałam. Spojrzałam mu prosto w oczy.

– Wyjdź. Teraz. I nie wracaj, dopóki nie będę gotowa, by w ogóle cię zobaczyć.

Wstał powoli, jakby miał nadzieję, że się rozmyślę. Ale nie zrobiłam ani kroku w jego stronę. Drzwi znów się zamknęły. Zostałam sama. Ale tym razem już nie z wściekłością – z bólem. Głębokim jak rysa przez serce.

Dwa złamane serca

Dwa dni później wróciłam do miasta. Bez słowa do Krzyśka, bez pożegnania, bez dramatów. Spakowałam się o świcie, zostawiłam klucze na stole i ruszyłam w drogę. Nie miałam planu. Wiedziałam tylko jedno – muszę porozmawiać z Bartkiem. Wiedziałam, że to będzie trudne. Że może nawet mnie znienawidzić. Ale nie mogłam żyć z tą tajemnicą. Bo jemu też odebrano coś ważnego – jego życie, jego rodzinę. I odebrała mu to... moja przyjaciółka. Zadzwoniłam do niego. Umówiłam się pod jego blokiem. Kiedy wyszedł, jak zwykle w kurtce sportowej i z tym lekkim uśmiechem, poczułam, jak serce bije mi do gardła.

– Natalia! Co za niespodzianka! – podszedł z uśmiechem i przytulił mnie na powitanie. – Magda mówiła, że jesteście z Krzyśkiem gdzieś w górach czy w lesie?

Nie odpowiedziałam. Spojrzałam mu w oczy. Zmarszczył brwi.

– Bartek... musimy porozmawiać. Chodzi o Magdę – powiedziałam, ledwo powstrzymując łzy.

Zamarł. Milczał dłuższą chwilę. Potem kiwnął głową.

Weszliśmy do jego mieszkania. Usiadłam na sofie, on naprzeciwko. Z trudem złapałam oddech.

– Bartek, ja... widziałam ich. Krzyśka i Magdę. Razem. W lesie. – głos mi się załamał. – Oni mają romans.

Bartek nie powiedział nic przez kilka sekund. Potem parsknął śmiechem. Krótkim, gorzkim.

– Żartujesz? – zapytał.

Pokręciłam głową. Oczy miałam pełne łez.

– Widziałam ich. Na własne oczy. W środku... aktu. Nie ma co się łudzić. To się dzieje od miesięcy.

Złapał się za głowę. Wstał, przeszedł się po pokoju, jakby próbował zapanować nad czymś, co pękało w nim od środka.

– Nie wierzę... – wyszeptał. – Nie wierzę... Ale tak. Ostatnio była dziwna. Tajemnicza. A Krzysiek... był częstszym gościem w naszym domu niż ja.

Usiadł. Przetarł twarz dłońmi.

Wiesz co jest najgorsze? – powiedział cicho. – Że nie jestem zaskoczony. Tylko wściekły, że sam się nie domyśliłem.

– Bartek... tak mi przykro – wyszeptałam.

Popatrzył na mnie. W oczach miał łzy.

– Nie masz za co przepraszać. To oni powinni się wstydzić. Ja... muszę to przetrawić.

Wstałam.

– Jeśli będziesz czegoś potrzebował... Jestem. Serio.

Skinął głową. Zanim wyszłam, zatrzymał mnie przy drzwiach.

– Natalia?

– Tak?

– Dziękuję, że mi powiedziałaś.

Nic nie jest w porządku

Wróciłam do domu późnym wieczorem. Mama siedziała w kuchni i coś czytała przy herbacie. Maciek już spał.

Wszystko w porządku? – zapytała, odkładając gazetę.

Pokręciłam głową i przytuliłam się do niej, jak małe dziecko.

– Nie, mamo. Nic nie jest w porządku.

Opowiedziałam jej wszystko. O polanie, o Magdzie, o Bartku. Nie przerywała mi ani razu. Kiedy skończyłam, tylko pogładziła mnie po włosach i powiedziała:

– Jesteś silniejsza, niż myślisz. Ale teraz... daj sobie prawo, żeby być słaba.

Zasypiałam tej nocy przy synku, przytulona do niego, słuchając spokojnego oddechu. A jednak spałam niespokojnie. Śniło mi się, że znów stoję na tej polanie i patrzę, jak Krzysiek mnie zdradza, a Magda się śmieje. Budziłam się z mokrą poduszką i pulsującym bólem w skroniach. Dni mijały. Krzysiek pisał wiadomości. „Tęsknię.” „Nie wiem, co robić.” „Zrobię wszystko, żebyś mi wybaczyła.” Nie odpowiadałam. Nie byłam gotowa. I może nigdy nie będę.

Magda? Zniknęła. Usunęła mnie z Facebooka. Nie dzwoniła, nie pisała. I dobrze. W naszym życiu nie było już dla niej miejsca. Najgorsze były wieczory. Kiedy Maciek zasypiał, zostawałam sama ze sobą. Z tysiącem pytań, których nie dało się wykrzyczeć. Pewnego dnia, kiedy Maciek układał klocki, a ja patrzyłam na niego z herbatą w dłoniach, zapytał:

– Mamo... a tata nas już nie kocha?

Zatkało mnie. Serce mi się rozpadło na kawałki.

– Maciuś, tatuś... zrobił coś bardzo złego. I teraz mama musi podjąć trudną decyzję. Ale ty jesteś kochany. I zawsze będziesz.

Przytulił się do mnie.

– Mama tu jest. Zawsze będzie? – zapytał cichutko.

– Zawsze, skarbie – odpowiedziałam, całując go w głowę.

A potem, wieczorem, kiedy w końcu miałam chwilę sama dla siebie, usiadłam w kuchni. Wzięłam kartkę i zaczęłam spisywać wszystkie rzeczy, które muszę poukładać w głowie. Ale pierwsze zdanie, które napisałam, brzmiało tylko: „Jestem samotna. Ale żyję.”

Minęły trzy miesiące

Nie wiem, kiedy przestałam płakać codziennie wieczorem. Nie pamiętam też dnia, kiedy po raz pierwszy włączyłam muzykę w kuchni i nuciłam pod nosem, obierając warzywa. To wszystko przyszło niepostrzeżenie – jak wiosna po zbyt długiej zimie. Krzysiek przestał pisać. Ostatnia wiadomość była krótka: „Rozumiem. Kocham was. Zawsze będę.” Nie odpisałam. Może kiedyś – dla Maćka – spotkamy się przy jakimś stole. Może nawet spojrzę mu w oczy bez łez. Ale teraz? Nie chcę. Nie potrafię.

Magda zniknęła z mojego świata zupełnie. I choć jej imię czasem jeszcze dźwięczy mi w uszach, jak niewygodne echo, uczę się nie reagować. To była przyjaźń. Albo tylko złudzenie, że nią była. I to też trzeba zaakceptować. Bartek... Od czasu do czasu wysyła mi SMS-a. „Dziękuję, że byłaś szczera.” „Zacząłem nowe życie.” Cieszę się. Czasem, przez sekundę, wyobrażam sobie, że moglibyśmy się zaprzyjaźnić. Dwoje poranionych ludzi. Ale potem odkładam telefon i wracam do swoich spraw.

A życie? Idzie. Nie gna. Nie przynosi cudów. Ale w niedziele robię racuchy z jabłkami. A Maciek śmieje się, jakby świat nie znał zła. I to wystarczy. To mój nowy sens. Czasem siadam na balkonie z kubkiem herbaty, patrzę na niebo i myślę: Już nie jestem tą samą Natalią, która tamtego dnia stanęła na polanie i zobaczyła koniec świata. Jestem kobietą, która przetrwała. I jeszcze nie wiem, co będzie dalej. Ale wiem jedno: już nigdy nie pozwolę, by ktoś zrobił ze mnie tło dla swoich tajemnic.

Natalia, 32 lata


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama