Reklama

Kiedyś było inaczej. Kiedyś czułam, że żyję. Byłam pełna energii, pasji, chęci do działania. Wracałam do domu po pracy i jeszcze miałam siłę pójść pobiegać, posiedzieć z Tomaszem przy winie, porozmawiać do późna. Byłam dla niego atrakcyjna, uśmiechnięta, ciepła. Sama lubiłam siebie wtedy bardziej. A on patrzył na mnie inaczej, jakby codziennie na nowo odkrywał, jaką ma żonę, i był z tego dumny.

Reklama

Byłam zmęczona

Czasem aż mnie to dziwiło, jak wiele rzeczy, które kiedyś sprawiały mi przyjemność, teraz stało się jedynie kolejnymi punktami na liście obowiązków. Może to przez dzieci, może przez pracę, a może po prostu z biegiem lat wszystko się zmienia? Ale najbardziej bolało mnie to, że Tomek zdawał się nie zauważać, że dla mnie to wszystko było trudne. Widział jedynie to, że już nie jestem taka jak dawniej.

Kilka dni temu usłyszałam, jak mówi do swojego kolegi przez telefon: „Dorota się trochę zapuściła, kiedyś bardziej o siebie dbała”. Nie powiedział tego z troską, raczej z takim znużeniem, jakby nie rozumiał, że ja też to widzę, że każdego dnia patrzę na siebie w lustrze i dostrzegam te wszystkie zmiany.

To nie tak, że przestało mi zależeć. Po prostu codzienność mnie przytłoczyła. Nie miałam już czasu ani siły stać przed lustrem godzinami, dobierać sukienki, malować się dla niego. Czasem nawet nie miałam siły na to, żeby się do niego uśmiechnąć.

Nie doceniał mnie

Ale on nie widział mojego zmęczenia. Zauważał tylko, że mam kilka kilogramów więcej, że rzadziej noszę makijaż, że nie wkładam już tych sukienek, które tak lubił. I coraz częściej przypominał mi, jak było kiedyś. „Pamiętam, jak zawsze miałaś pomalowane paznokcie” albo „Kiedyś zawsze nosiłaś szpilki, a teraz wiecznie w trampkach”. Jakby te szpilki i paznokcie były wszystkim, co we mnie kochał.

Tamtego dnia wracałam do domu później niż zwykle. Po pracy jeszcze zakupy, odebranie młodszego z przedszkola, szybki przegląd maili na telefonie, bo szef oczywiście miał jeszcze milion pytań, i wreszcie mogłam przekroczyć próg mieszkania. W przedpokoju od razu potknęłam się o buty Tomka. Ile razy mówiłam, żeby je chował do szafki?

Z kuchni dochodził zapach smażonej cebuli. Może coś ugotował? Poczułam odrobinę nadziei, że tym razem nie będę musiała w biegu kleić obiadu. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam go przy kuchence. Stał w rozciągniętym t-shircie, mieszał coś na patelni, a na blacie leżała otwarta paczka mrożonych pierogów.

– O, w końcu jesteś – rzucił, nie odwracając się. – Już myślałem, że cię porwali.

– Korek był – westchnęłam, zdejmując płaszcz.

– Jakbyś wyszła wcześniej, to byś zdążyła przed korkami.

Wiecznie miał pretensje

Nie odpowiedziałam. Czasem nie miałam siły na kolejne tłumaczenia. Wolałam udawać, że nie słyszę. Podeszłam do zlewu, żeby umyć ręce, kiedy dodał jeszcze coś, co uderzyło we mnie jak cios w plecy.

– Pamiętam czasy, kiedy się tak nie zapuszczałaś. Kiedyś dbałaś o siebie.

Zamarłam z rękami pod strumieniem wody. Stałam tam dłużej, niż powinnam, bo musiałam zebrać myśli. Wiedziałam, że jak się odwrócę, to na mojej twarzy będzie widać wszystko – złość, smutek, żal. Więc po prostu stałam, patrząc na wodę spływającą do odpływu.

W głowie od razu pojawiła się odpowiedź: a ty? Myślisz, że wyglądasz jak Adonis? Ale nie powiedziałam tego na głos. Spojrzałam na niego ukradkiem. Koszulka sprana, brzuch większy niż kilka lat temu, zmarszczki na czole od wiecznego marszczenia brwi. On też się zmienił.

– Tak, kiedyś było inaczej – rzuciłam tylko sucho, wycierając dłonie w ręcznik.

Kiedy Tomasz zasnął przed telewizorem, jak co wieczór, poszłam do łazienki i zamknęłam drzwi na klucz. Wpatrywałam się w swoje odbicie w lustrze, jakbym miała znaleźć tam odpowiedź na pytanie, które nie dawało mi spokoju. Co się ze mną stało? Gdzie podziała się tamta Dorota, którą kiedyś widział Tomasz?

Postarzałam się

Zdjęłam bluzkę i spojrzałam na swoje ciało. Brzuch nie był już płaski, skóra na udach miała nierówności, których kiedyś nie było. Twarz – zmęczona, z lekkimi cieniami pod oczami. Nie wyglądałam jak kiedyś. Ale czy to znaczyło, że już nie zasługiwałam na miłość?

Zamknęłam oczy i próbowałam przypomnieć sobie tamte czasy. Miałam więcej energii, to prawda. Nie zasypiałam od razu po położeniu dzieci, potrafiłam wieczorami usiąść z Tomaszem, obejrzeć film, śmiać się z byle czego. Ubierałam się ładniej, częściej malowałam. Ale wtedy miałam też mniej obowiązków, więcej czasu dla siebie. Nikt mi nie mówił, że mam się poświęcać. Sama to sobie narzuciłam.

Pamiętam, jak na początku małżeństwa Tomasz przyglądał mi się, kiedy szykowałam się do pracy. Lubił, jak upinam włosy w wysoki kok, jak zakładam obcisłą sukienkę, jak spryskuję się ulubionymi perfumami. Mówił wtedy: „Dorotka, wyglądasz jak milion dolarów”. Ale teraz nie miałam siły myśleć o takich rzeczach.

Nachyliłam się do lustra i spojrzałam sobie głęboko w oczy. Czy to wszystko było moją winą? Czy naprawdę przestałam się starać? Przecież każdego dnia robiłam wszystko, żeby utrzymać ten dom w całości. Sprzątałam, gotowałam, zajmowałam się dziećmi, pracowałam, pamiętałam o jego urodzinach, o imieninach jego matki, o tym, żeby miał wyprasowaną koszulę na ważne spotkanie.

Nie widział siebie

Następnego dnia rano Tomasz jak zwykle pił kawę przy stole i przeglądał wiadomości w telefonie. Ja krzątałam się po kuchni, przygotowując śniadanie dla dzieci. W pewnym momencie, zupełnie bezwiednie, spojrzałam na niego dłużej. Na jego lekko zaokrągloną sylwetkę, koszulkę z wyciągniętym dekoltem, na twarz, która nosiła ślady niewyspania i stresu. Zrobiłam mu kawę i postawiłam przed nim filiżankę.

– Masz rację – powiedziałam, zanim zdążył cokolwiek odpowiedzieć. – Kiedyś byłam inna.

Tomek oderwał wzrok od telefonu i spojrzał na mnie z lekkim zdziwieniem.

– O czym ty mówisz?

Nie odpowiedziałam od razu. Wytarłam ręce o ścierkę, podeszłam do szuflady i wyjęłam stare zdjęcie. To było jedno z tych, które trzymałam na dnie szuflady w sypialni. Zdjęcie sprzed lat, z wakacji, kiedy jeszcze nie mieliśmy dzieci. On trzymał mnie w objęciach, oboje uśmiechnięci, beztroscy. Byliśmy inni. Położyłam zdjęcie na stole przed nim.

– Pamiętasz to? – zapytałam cicho.

Wziął zdjęcie do ręki i przez chwilę mu się przyglądał. Widziałam, jak jego twarz łagodnieje. Przeniósł wzrok na mnie, potem znów na fotografię.

– No tak – powiedział cicho. – To było… dawno temu.

– Wtedy dbałam o siebie – dodałam. – Ale ty też byłeś inny.

Zapanowała cisza

Nie odezwał się ani słowem. Nie bronił się, nie zaprzeczał. Widziałam, że coś do niego dociera, choć jeszcze nie do końca wiedziałam, co. Zostawiłam go samego z tym zdjęciem. Pierwszy raz od dawna czułam, że w tej rozmowie nie byłam tylko biernym słuchaczem. Tym razem to on musiał przemyśleć pewne rzeczy.

Wieczorem siedział na kanapie i trzymał to zdjęcie w dłoni. Nie oglądał telewizji, nie scrollował telefonu. Po prostu patrzył. W końcu westchnął i powiedział cicho:

– Nie zauważyłem, że to działa w obie strony.

Po chwili wstał, podszedł do mnie i ostrożnie objął. Jego uścisk był inny niż zwykle, mniej mechaniczny, bardziej świadomy.

– Nie chciałem cię ranić – wyszeptał.

Nie wiedziałam, czy to coś zmieni, ale po raz pierwszy od dawna poczułam, że znowu jesteśmy po tej samej stronie. Nie oczekiwałam cudów. Nie wierzyłam, że jedna rozmowa nagle wszystko naprawi. Ale coś się zmieniło.

Tomasz rzadziej rzucał swoje komentarze, a jeśli już, to szybko milkł, jakby sam czuł, że są nie na miejscu. Ja zaczęłam dostrzegać, że w naszym małżeństwie nie tylko ja się zmieniłam. I to dawało mi nadzieję.

Reklama

Dorota, 46 lat

Reklama
Reklama
Reklama