Reklama

O, losie! Mieliśmy iść na kolejne wesele w tym sezonie, a ja nie miałam na to najmniejszej ochoty. Szczerze mówiąc tych ślubnych imprez miałam już serdecznie dosyć. Piąta woda po kisielu jak to mawiają, więc żadna to przyjemność, tylko jacyś tam dalecy krewni. Kuzynka kuzynki czy tam ciotki stryjecznej przyrodnia siostra. Nie mam pojęcia dlaczego akurat nas postanowili zaprosić, ale ludzie dla wielkiego weselicha są w stanie zrobić wszystko. Możliwe, jak znam życie, że za określoną liczbę osób na sali dawali jakiś upust. Tak czy siak, takie wyrzucanie pieniędzy w błoto to dla mnie naprawdę dziwaczna sprawa.

Reklama

Chciałam nawet odmówić w jakiś elegancki sposób i powiedzieć że mamy już od dawna zaklepane chrzciny, czy jakiś wyjazd zagraniczny, ale mój Sebastian niestety nie skumał czaczy i od razu potwierdził. Od zawsze lubił klimat weselnych uroczystości i żadna impreza tego typu w okolicy i wśród najbliższej rodziny nie mogła się obyć bez niego. To nietypowa dla niego sytuacja, bo na co dzień jest raczej introwertykiem, żeby nie powiedzieć mrukiem, gościem zamkniętym w sobie i raczej małomównym. Jednak w momencie przekroczenia progu sali weselnej przeistacza się w istnego lwa salonowego. Normalnie magia! Z dziadkiem rozprawia o wędkowaniu, z ciotką o wodzie w kolanie, a z nastoletnimi kuzynkami nawet o Taylor Swift! Nie ma tematu, którego by nie podjął. A dodatkowo nie boi się prosić do tańca ani młodszych, ani starszych kobiet i robi to z niekłamaną przyjemnością. Ekipa męska też go lubi mieć w swoich szeregach, bo toasty jeden za drugim przepija. Po prostu dusza-człowiek i weselny wodzirej w jednym.

Nie miałam serca, żeby to odkręcać

Tak więc jak tylko kuzynka kuzynki czy też ciotki stryjecznej przyrodnia siostra z narzeczonym pojawili się u naszych drzwi ze ślubnymi zaproszeniami, Sebek od razu z nieskrywaną radością oświadczył im, że na bank będziemy i w życiu byśmy takiej imprezy nie przegapili. Pewnie oczyma wyobraźni już widział się jak zajada tatara zagryzając korniszonkiem, a przygrywa mu do tego kapela w stylu disco polo. Klamka zapadła. Nie miałam serca, ani pomysłu, żeby to odkręcać. Mina mi jednak zrzedła konkretnie, bo każda taka uroczystość to spory ubytek w kieszeni. Nie ma się co oszukiwać. Sam prezent to duży wydatek, ale pełna stylizacja z butami, fryzurą, mejkapem i mani to co najmniej drugie tyle, jeśli nie więcej. Żadna szanująca się bywalczyni wesel nie przyjdzie bez pełnego rynsztunku.

– Ale będzie imprezaaaaa! Weselicho się szykuje znowu! – Sebastian był wniebowzięty.

– No szykuje, szykuje – potwierdziłam mniej entuzjastycznie. – Niestety znowu też będę musiała się przygotować i wydać niemałą sumkę na to wszystko. A zwłaszcza na suknię. Bo nie mam kompletnie, co na siebie włożyć…

– Emilia, czyś ty zwariowała! – żachnął się mój mężulek. – Znowu ci zakupy w głowie? Tych ciuchów nie ma już gdzie trzymać, a ty nowe chcesz do domu znosić? Zlituj się dziewczyno!

– Nie znasz się! – warknęłam i wzniosłam oczy ku górze. – Nie mogę się pokazać w tych starych łachach, w których wszędzie już byłam. Poza tym to musi być coś trendy i pasować też do motywu przewodniego przyjęcia. W dodatku figura już nie ta, teraz wolę nosić bardziej oversizowe góry i dopasowane doły. Zresztą zobaczę, co mi się w ogóle uda upolować.

Czas na zakupowe szaleństwo

Żaden mężczyzna jeszcze nie pojął sensu kobiecej natury i konieczności wystylizowania się od stóp do głów w najnowsze ciuszki i dodatki. Faceci zwykle mają jeden niezmienny outfit typu marynarka i spodnie i to się rzadko kiedy zmienia, ewentualnie tylko na inny odcień ciemnego koloru. Jak ktoś jest modniejszy to może wybiera nieco bardziej jasny odcień i finał. Zwłaszcza latem. I to by było na tyle z szaleństw mody męskiej. Sebastian chciał iść na wesele, więc musiał wziąć mnie jako osobę towarzyszącą i kropka. A skoro tak rajd po sklepach jest niezbędny.

Wszystkie lubimy robić zakupy i przymierzać nowe rzeczy, jednak kiedy jest mało czasu, a okazja bardzo uroczysta, bywa, że ta przyjemność zamienia się w niezbyt miłą konieczność. Ja od zawsze wolałam zakupy on-line bez kolejek, bez stresu, bez straty czasu na dojazdy i bez bólu nóg od chodzenia kilometrami po galeriach. Czasu jednak było mało więc, chcąc nie chcąc, musiałam się wybrać na tradycyjny shopping.

Miałam swój plan i chciałam przyoszczędzić kupując stylizację, która będzie nie tylko na ten jeden jedyny raz. Musiało więc to być coś eleganckiego, ale jednocześnie nadającego się do zestawienia z innymi częściami garderoby. Miksowanie trendów i ciuchów miałam w jednym paluszku, ale okazało się, że znalezienie czegoś odpowiedniego w kolekcjach odzieżowych marek graniczyło z cudem. To, co przeważało na sklepowych półkach to przede wszystkim spódniczki z tiulu, koronkowe bluzeczki, bufiaste rękawki i mnóstwo falbanek. Niczym bohaterki Disneya z dawnych lat. A niech to! Ja to mam zawsze pod górkę!

W końcu udało mi się cos ustrzelić. W ostatniej chwili, w malutkim nieznanym nikomu butiku. Była to prosta, minimalistyczna sukienka w odcieniu pastelowej zieleni i początkowo sama nie byłam do końca przekonana. Luźny krój. Mogłam do niej dołożyć marynarkę i sportowe buty i polecieć tak do pracy, ale z butami na wysokim obcasie, złotą biżuterią i z odpowiednim makijażem mogła nabrać wyjściowego charakteru. Na dodatek jej cena nie zbijała z nóg, ale materiał był dość dobrej jakości. Nie gniotący i przepuszczający powietrze. Nigdy zresztą nie lubiłam plastikowych tkanin.

Wyglądałam jak stara babka

Wróciłam do domu całkiem zadowolona z siebie i trochę nawet dumna, że tak dobrze mi poszło. Sebastian już był po pracy, więc od razu, bez ceregieli, wskoczyłam w mój nowy nabytek, żeby się zaprezentować w pełnej krasie.

– Co myślisz? Jak wyglądam? – wysunęłam najpierw jedną nogę, potem drugą, złapałam się z jednej strony pod boczek jak profesjonalna modelka. Sebek najwyraźniej nie był w swoim najlepszym humorze, bo minę miał mocno średnią.

– Jaja sobie robisz, czy jak? – wypalił po chamsku, aż mnie zatkało. – Ta suknia to chyba jak dla starej babki, co to kwiaty pod kościółkiem sprzedaje?

– Jest skromna to fakt, ale w tym cały jej urok. Dojdą włosy, makijaż i biżuteria i będzie bardziej wystrzałowo… – usiłowałam jakoś ratować sytuację, ale urwałam w pół zdania, sama się sobie dziwiąc, że próbuję się tłumaczyć.

– Jeśli masz zamiar w tym się pokazać na weselu, to szukaj sobie innego kompana – odparł mój jakże uroczy i kulturalny małżonek. Mnie po prostu w jednej chwili zalała krew i poczułam jak para idzie mi już uszami.

– Z takim niewychowanym pajacem nigdzie się nie wybieram! – wrzasnęłam całą mocą. – Mam zamiar włożyć na siebie to, co mi się żywnie będzie podobać i nikt, absolutnie nikt nie będzie mi mówił jak mam wyglądać! Jasne!?

Wybiegłam do łazienki, błyskawicznie zmieniłam ubranie, wrzuciłam sukienkę do torby i wyleciałam na skargę do sąsiadki Karoli. Miałam farta, że mieszkała rzut beretem od nas.

– Co za kretyn! Nie mogę uwierzyć, że ci coś takiego powiedział! – solidarnie obraziła się na Sebastiana, gdy tylko poznała szczegóły tej dramatycznej wymiany zdań.

– Wyobrażasz sobie jak się wkurzyłam? Usłyszeć coś takiego od własnego męża? Ma się za jakiegoś adonisa? Elordiego czy może Goslinga!? No nie wytrzymam! Nie puszczę mu tego płazem! Po moim trupie! – piekliłam się dość długo i nie mogłam dojść do siebie. Czy ktoś w ogóle zachowałby spokój w takiej sytuacji? Nie sądzę.

Żeby unaocznić jej całą jego niepodważalną winę męża wyjęłam swoją pastelową kreację i od razu założyłam. Karola nagle zamilkła.

– No, Emi… Nie gniewaj się, ale Sebastian nie do końca nie wiedział co mówi… Rzecz jasna nic nie usprawiedliwia chamskiego sposobu w jaki to ujął! – błyskawicznie uzupełniła patrząc jak moje oczy robią się zadziwiająco wielkie – Ale coś jest na rzeczy, bo w tej sukience całkowicie zniknęła twoja kobieca figura, a ten odcień zieleni wyjątkowo źle robi twojej cerze.

Czułam się upokorzona

– Karo, nie spodziewałam się tego po tobie! – odpowiedziałam na to wszystko urażona. – Mam do niego iść i powiedzieć, że mu wybaczam to jak się do mnie odezwał, jak mnie potraktował i jak gdyby nigdy nic iść z nim na tę imprezę? Może jeszcze mam go przeprosić? Karo, on powiedział, że ze mną nie pójdzie, bo brzydko wyglądam, i… i… – zabrakło mi słów z przejęcia. – Czuję się upokorzona, urażona, zmieszana z błotem i umniejszona do roli jakiegoś ozdobnika, kwiatka w butonierce, do rzeczy, którą się można chwalić. Którą można po chamsku skomentować! O, nie! Tego mu nie daruję!

– Masz świętą rację! I tego mu nie odpuścimy – wiedziałam, że Karolina już knuła w głowie szczwany plan. – Nie ma naszej zgody na takie impertynencje, na traktowanie kobiet przedmiotowo!

Gdy pojawiłam się w domu pierwsze co zobaczyłam, to ogromna wiązanka kwiatów na stole i Sebastian z przepraszającą miną. Swoją drogą musiał się nieźle wykosztować na ten bukiet.

– Wiem, że trochę przesadziłem – zaczął niepewnie – Jakoś tak mi się źle powiedziało. Jeśli tylko będziesz chciała możemy pójść razem i wybrać coś bardziej odpowiedniego na tę okazję…

Nawet na niego nie spojrzałam. Poszłam do sypialni i zatrzasnęłam za sobą drzwi. Niech sobie wsadzi te kwiaty. Niech sobie nie myśli, że pójdzie mu ze mną tak gładko. Nie będzie pluł we mnie jadem, a potem udawał, że nic się nie stało. O, nie! Tak nie będzie, mój drogi! Wybij to sobie z głowy.

W drugiej sukni jak milion dolarów

Rankiem oświadczyłam Sebastianowi, że wybieram się na wesele w pojedynkę, bo nie chcę, broń Boże, żeby się musiał za mnie wstydzić. Niech sobie zaprosi kogoś innego! Ja nie mam ochoty. Przepraszał mnie z milion razy, ale ja byłam nieugięta. Nie dam sobą, do cholery, pomiatać! Nigdy więcej! Przestałam się do niego odzywać i nastała między nami cisza. Chciał mnie jakoś przebłagać i załagodzić całą sprawę, ale ja byłam nieugięta.

Karolina przeczesała ze mną wszystkie galerie w mieście w poszukiwaniu idealnie pasującej stylówki. Nie wiedziałam jak się nazywam, taka byłam zmęczona. Shopping z Karo to nie przelewki. Obrała sobie za punkt honoru, że wyszuka mi suknię, na której widok wszystkim opadną kopary. Cytuję dosłownie. Ostatecznie cała operacja się powiodła, ale niewiele brakowało, a odpuściłabym już te poszukiwania. A kto wie, może i całe to wesele. Sukienka zapierała dech w piersiach, podkreślała wszystkie atuty moje sylwetki, to i owo tuszowała, ale niestety, miała jeden minusik, kosztowała majątek… Pieniądze jednak to nie wszystko, co się w życiu liczy. Czasami własna godność i udowodnienie głupcowi, że się myli są ważniejsze!

Karolina miała też dodatkowy pomysł, żebym zaprosiła na wesele jednego z jej przystojnych kumpli i zaprezentowała się z nowym towarzyszem u boku wzbudzając zazdrość niektórych, ale stwierdziłam, że co za dużo, to już niezdrowo. Jednak kocham męża, nie chciałam go stracić, ale dać mu jedynie nauczkę, którą popamięta do końca życia.

Kiedy nadszedł dzień imprezy założyłam tę pierwszą, pastelowo-zieloną suknię i bez specjalnej fryzury, niemal naturalna miałam zamiar wybrać się na ślub. A przynajmniej udawałam, że tak zrobię. Zerknęłam na siebie w lustrze i rzeczywiście to był styl a’la ciotka-klotka. Sebastian nie śmiał nic powiedzieć poza ogólnikowym „wyglądasz jak zawsze stylowo”, ale dodał, że nie mogę iść sama, bo to przecież nie wypada. I że oferuje się w roli towarzyszącego mi partnera. Odpowiedziałam zagadkowo i wymijająco, że nie wiem jeszcze co z tym zrobić i wymknęłam się do Karoliny, która miała za zadanie wystylizować mnie jak milion dolarów. Tak, żeby wszyscy zbierali szczęki z podłogi, a zwłaszcza mój niepoprawny mąż.

Na samą uroczystość ślubną niestety nie zdążyłam. Więc spóźniona stanęłam zupełnie z tyłu, żeby nie przeszkadzać. Sebastian wypatrzył mnie, jak tylko wyszedł z kościoła i dostał serio jakiegoś wytrzeszczu. Jak bohater kreskówki. Śmiać mi się chciało. Usta otworzył oniemiały i zupełnie nie wiedział chyba co ma biedak ze sobą zrobić.

– Co, teraz już nie jestem jak stara babka spod kościoła? – przypomniałam z przekąsem jego własne słowa idąc w jego stronę. Inni mężczyźni oglądali się za mną. Jedni ukradkiem, drudzy całkiem bezwstydnie. Swoją drogą co to za bezmyślna i słaba płeć ci faceci? Kontemplowali moją urodę podkreśloną odpowiednią stylizacją. Czułam się więc pewna swego. Wygrałam!

– Stara babka odpada w przedbiegach! – zażartował Sebek – Nie dałaś mi dokończyć wtedy, że dla mnie nie liczy się co na siebie wkładasz, ale to, co pod spodem. Mam na myśli wyłącznie twoje dobre i kochane serduszko oczywiście. Zawsze, pamiętaj, mała złośnico! – i mrugnął szelmowsko na koniec.

Czułam, że mówi to szczerze i nie miałam już mu za złe, że wcześniej nie spodobała mu się moja sukienka. Na pewno nic nie stoi na przeszkodzie, żebym mogła to słyszeć na własne uszy od niego znacznie częściej. Ja mu już o tym z pewnością nie dam zapomnieć.

Emilia, 27 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama