Reklama

Nie miałam już siły. Kolejna noc z rzędu spędzona na wierceniu się w łóżku i wsłuchiwaniu w chrapanie Marka. Ten dźwięk nie był zwykłym pochrapywaniem. To było coś pomiędzy piłą tarczową a starym silnikiem diesla.

Reklama

Westchnęłam ciężko i szturchnęłam go łokciem. Zero reakcji. Szturchnęłam mocniej.

– Marek, do cholery, przestań chrapać! – syknęłam, choć miałam ochotę wrzeszczeć.

Mój mąż mruknął coś niezrozumiałego, po czym odwrócił się na drugi bok. Przez chwilę było cicho. Już, już miałam nadzieję, że uda mi się zasnąć, kiedy znów to usłyszałam – gardłowy pomruk, który zmienił się w ryk startującego odrzutowca.

Koniec tego – wysyczałam, szturchając go jeszcze raz.

Marek uchylił jedno oko. – Może to ty chrapiesz?

Prychnęłam. – Świetny żart.

– No to nagrajmy i sprawdźmy – powiedział z błyskiem w oku.

Nie miałam pojęcia, że ta noc stanie się polem bitwy, a stawką będzie nie tylko moja racja, ale i to, kto zaśnie pierwszy.

To oznacza wojnę

No i co? – zapytał Marek z triumfalnym uśmieszkiem, trzymając telefon tuż pod moim nosem.

Patrzyłam na ekran z narastającym niepokojem. Odtwarzał nagranie z zeszłej nocy. Na początku cisza, tylko lekkie szmery. A potem…

Chrrrr…

Wstrzymałam oddech.

Chrrrrrr…

To brzmiało jak ryk niedźwiedzia w letargu. Niemożliwe.

– To jakieś zakłócenia – powiedziałam szybko, mrużąc oczy. – Może ci się coś nagrało z telewizora?

– Jasne – Marek parsknął śmiechem. – Telewizor, który nie był włączony.

Zacisnęłam usta.

– Wiesz co? – skrzyżowałam ręce na piersi. – Podejrzane, że tylko jedno nagranie. Może to montaż?

Marek przewrócił oczami. – Serio? Teraz będę specem od manipulacji dźwiękiem?

Miałam ochotę wyrwać mu ten telefon i rzucić w kąt, ale zamiast tego wzięłam głęboki oddech.

– Dobra. To ja cię nagram dzisiaj w nocy. I zobaczymy, kto naprawdę chrapie.

Marek uniósł brew. – Czyli mamy wojnę?

– Tak, wojnę na fakty. – Uniosłam podbródek. – I zamierzam je ustalić raz na zawsze.

Marek zaśmiał się i poklepał mnie po ramieniu. – Tylko nie zaśnij pierwsza.

Nie wiedział jeszcze, że tego wieczoru zrobię wszystko, by nie dać mu tej satysfakcji.

Nie zamierzałam przegrać

Tego wieczoru byłam gotowa. Termos z kawą – jest. Miska z orzeszkami – gotowa. Telefon z aplikacją do nagrywania – ustawiony na nagrywanie ciągłe. Nie zamierzałam przegrać tej bitwy.

Marek wszedł do sypialni, przeciągając się leniwie.

– Gotowa na porażkę? – zapytał, ziewając demonstracyjnie.

Gotowa na prawdę – poprawiłam go, siadając wygodniej na łóżku. – Śpij sobie spokojnie, ja czuwam.

– Jasne, jasne… – rzucił, kładąc się z uśmiechem. – Założę się, że padniesz pierwsza.

Nie odpowiedziałam. Wpatrywałam się w ekran telefonu, udając, że nie jestem nawet odrobinę zmęczona. Minęło piętnaście minut. Marek zaczął oddychać głębiej. Minęło trzydzieści. Ziewnęłam i szybko napiłam się kawy. Minęła godzina. Miałam wrażenie, że moje powieki ważą tonę. Otwierałam je co kilka sekund, ale z każdą minutą coraz trudniej było mi skupić wzrok.

Marek poruszył się lekko. Nasłuchiwałam… cisza. Zero chrapania.

– No dalej, Marek – szepnęłam do siebie. – Pokaż, na co cię stać…

Nagle poczułam, jak moje ciało staje się lekkie, a świat wokół rozmywa się w ciepłej, sennej mgle.

I wtedy usłyszałam coś, co zmroziło mi krew w żyłach.

Chrrrrrr…

Tylko że dźwięk nie dochodził od Marka.

On dochodził… ode mnie.

Musiałam się przesłyszeć

Otworzyłam oczy z bijącym sercem. Coś było nie tak. Telefon wciąż nagrywał, ale ekran zdążył wygasnąć. Czułam, że coś mnie obudziło. A potem sobie przypomniałam.

Chrrrrrr…

Zamarłam. To nie Marek. To ja.

Przecież to niemożliwe! Ja nie chrapię! Nigdy nie chrapałam! Może mi się tylko wydawało? Może to był jakiś odgłos zza okna? Podniosłam telefon i przewinęłam nagranie. Klik.

Chrrrr… chrrrr…

Niemal upuściłam urządzenie.

– Co ty kombinujesz? – Usłyszałam nagle głos Marka.

Podniosłam na niego wzrok. Leżał na boku, patrząc na mnie spod przymrużonych powiek.

– Marek – zaczęłam ostrożnie – chyba… coś mi się przyśniło.

– Coś w stylu, że chrapiesz? – uśmiechnął się złośliwie.

– Nie. To niemożliwe. – Wzięłam głęboki oddech i usiadłam. – Musiało mi się przesłyszeć.

Marek przeciągnął się leniwie.

– Może tak, a może nie… Sprawdźmy nagranie.

Serce waliło mi jak oszalałe, gdy wciskałam „odtwórz”. Po kilku sekundach usłyszeliśmy znajomy dźwięk. Marek wybuchnął śmiechem.

– I kto tu jest silnikiem Diesla? – sapnął, trzymając się za brzuch.

– To niemożliwe… – szepnęłam, czując, jak moja pewność siebie rozpływa się jak mgła.

Wojna o chrapanie właśnie weszła na zupełnie nowy poziom.

To nie mogła być prawda

Siedziałam w łóżku, gapiąc się w telefon, jakbym właśnie odkryła, że jestem kosmitką. To nie mogła być prawda. Ja? Chrapiąca?

Marek śmiał się jeszcze przez chwilę, aż w końcu spojrzał na mnie i uniósł brwi.

– Ej… ty tak na serio? – zapytał.

– To musi być błąd – powiedziałam powoli. – Może to jakieś echo. Albo ty chrapałeś, a dźwięk się odbił.

Marek parsknął. – Odbił się od czego? Od twojej dumy?

Zacisnęłam usta.

– Wiesz co? To jeszcze niczego nie dowodzi. Może raz mi się zdarzyło, ale ty robisz koncert każdej nocy.

Marek rozsiadł się wygodnie.

Udowodnij.

Zacisnęłam zęby.

– Dobrze. Zrobimy to porządnie. – Wskazałam na jego telefon. – Teraz ty nagrywasz całą noc.

– Jak chcesz – wzruszył ramionami. – Ale licz się z tym, że nagrasz tylko ciszę.

Położyliśmy się, każde z telefonem nastawionym na nagrywanie. Czułam, jak adrenalina powoli opada, a sen zaczyna mnie ogarniać. Marek był pewny siebie. Za pewny siebie. I kiedy już prawie odpływałam, usłyszałam to.

Chrrrr…

Szeroko otworzyłam oczy. Marek spał jak zabity, a dźwięk wyraźnie dochodził z jego strony. Uśmiechnęłam się triumfalnie. Jutro będzie miał niezłą niespodziankę.

Byłam w szoku

Obudziłam się pierwsza. Marek leżał na plecach, oddychając spokojnie, jakby w nocy nic się nie wydarzyło. Zerknęłam na telefon i przewinęłam nagranie.

Chrrrr…

Uśmiechnęłam się zwycięsko. Bingo! Przyspieszyłam nagranie. Minęło kilkanaście minut i…

Chrrrrrr…

Zmarszczyłam brwi. Tylko że to… nie był Marek. Zamarłam. Cofnęłam nagranie. Może się przesłyszałam?

Chrrrr… – Marek.

Chrrrrrr… – Ja.

Patrzyłam na ekran w absolutnym szoku. Nie. To się nie dzieje.

Marek poruszył się i przeciągnął leniwie.

– I co? – mruknął, ziewając. – Znalazłaś dowód mojej niewinności?

Nie odpowiedziałam. Rzuciłam telefon obok niego i skrzyżowałam ręce.

Spojrzał na ekran, przewinął kilka minut… i nagle spojrzał na mnie szeroko otwartymi oczami.

– Ty… – zaczął.

My. – Poprawiłam go, niechętnie przyznając się do porażki.

Milczeliśmy przez chwilę.

– No to co teraz? – zapytał w końcu Marek.

Zerknęliśmy na siebie… i wybuchnęliśmy śmiechem.

Ta bitwa nie miała zwycięzców

Siedzieliśmy przy śniadaniu w ciszy, każde wpatrzone w swój kubek z kawą. Po ostatniej nocy mieliśmy tylko jeden wniosek – oboje chrapiemy. Oboje jesteśmy winni. I żadne nie może już udawać ofiary.

– To co teraz? – zapytał Marek, smarując kromkę masłem.

Opcje są dwie – westchnęłam, licząc na palcach. – Albo śpimy osobno, albo kupujemy stopery i udajemy, że problem nie istnieje.

Marek skrzywił się teatralnie. – Nie będę spał osobno. Jeszcze pomyślisz, że się na ciebie obraziłem.

– A może operacja przegrody nosowej? – rzuciłam pół żartem.

– Może ty pierwsza? – odpowiedział, unosząc brew.

Patrzyliśmy na siebie przez chwilę, aż w końcu Marek sięgnął po telefon i zaczął coś klikać.

– Co robisz? – zapytałam podejrzliwie.

– Sprawdzam ranking najlepszych stoperów – mruknął. – Skoro jesteśmy nocnym duetem chrapiących, to chociaż niech nasze małżeństwo przetrwa.

Parsknęłam śmiechem. – To chyba pierwsza mądra decyzja w tej wojnie.

Marek spojrzał na mnie i uśmiechnął się z przekąsem.

– Wojnie? Alicja, kochanie, to był tylko mały, małżeński turniej.

Pokręciłam głową, próbując powstrzymać śmiech. Wiedziałam jedno – ta bitwa nie miała zwycięzców. Ale jeśli uda nam się znaleźć dobre stopery, może w końcu wygramy oboje.

Reklama

Alicja, 40 lat

Reklama
Reklama
Reklama